Wiem, że tytuł powala swoją oryginalnością i w ogóle, ale jakoś wydał mi się najodpowiedniejszy do tej historii.
Jak widzicie nie umarłam.
Oprócz tego, co udało mi się wyskrobać poniżej, wróciłam także na www.bez-analizy.blogspot.com. Serdecznie was tam zapraszam, zwłaszcza tych, którzy jeszcze tam nie byli lub zapomnieli, że taki blog istnieje.
Wiem, że posiadam bloga stworzonego do publikowania miniaturek, ale zdecydowałam się przeznaczać go na miniaturowe miniaturki typu drabble i temu podobne. Poza tym ciągle nie mogę się od tego bloga odzwyczaić. Za dużo zostało tu wspomnień i sentymentów.
Nie przedłużając... Miłej lektury!
---------------------------
Siedzę tu i
ciągle o Tobie myślę... Dokąd poszłaś? Dlaczego nie potrafisz
mi wybaczyć? Czy mogłem zrobić coś, żeby Cię zatrzymać?
Piszę to z nadzieją,
że pewnego dnia wrócisz do mojego życia. Że po znalezieniu tego
listu wybaczysz mi wszystko, co zrobiłem. Że wrócisz do mnie i
zaczniemy wszystko od początku...
Hermiona przeciągnęła
się leniwie, wstając powoli z łóżka i kierując swoje kroki do
łazienki.
Urlop zdecydowanie był
czymś, czego potrzebowała po całym miesiącu bezustannego biegania
na dyżurze w Mungu.
Może i praca dawała jej
wytchnienie od problemów życia codziennego, ale potrafiła również
wymęczyć ją do tego stopnia, że ostatniego dnia przed urlopem
kobieta po prostu weszła do domu, zdjęła z siebie ubranie i
poległa w walce z morzącym ją snem.
-Oh - mruknęła, widząc
swoje odbicie w lustrze.
Widok zapuchniętych oczu
uświadomił jej, że spała zbyt długo. Posłyszała w głowie cichutki szept własnego sumienia
wypominającego jej zaniedbany poranny bieg.
„Czas wziąć się w
garść” - pomyślała, opłukując twarz wodą.
Dziesięć minut później
była gotowa na powrót do starych przyzwyczajeń.
W czarnych bawełnianych
spodenkach i ładnie podkreślającym jej zgrabne ciało topie tego
samego koloru wyglądała niczym dziewczyna z okładki mugolskiego
magazynu sportowego. Przed wyjściem upięła jeszcze swoje długie
włosy tak, by nie przeszkadzały jej w treningu, po czym wyszła z
domu, po drodze wkładając słuchawki w uszy.
Pamiętasz, jak to
wszystko się zaczęło?
Wciąż mam przed
oczami Twoje spojrzenie, płonące spojrzenie, którym obdarzyłaś
mnie tamtego dnia. Zupełnie tak, jakby nagle dotarło do mnie, że
wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, istniało gdzieś w Tobie.
Miałaś to wszystko, czego potrzebowałem - niezachwianą radość
życia, pasję, marzenia, do których spełnienia dążyłaś i tą
miłość, która żarzyła się w Twoich oczach.
Z jakiegoś powodu
wybrała inną trasę niż zazwyczaj. Może targała nią chęć
zmiany chociaż tego najdrobniejszego elementu w jej monotonnym,
pustym życiu, a może po prostu kierowało nią wtedy coś, co
zazwyczaj nazywamy przeznaczeniem.
Biegła zwykłym dla
siebie tempem, nie patrząc dokąd właściwie zmierza, ani czy
będzie wiedziała jak wrócić. Przecież zawsze spadała na cztery
łapy, tym razem nie będzie inaczej. Jeśli się zgubi, wystarczy
poprosić kogoś o wskazówki, a na pewno prędzej czy później
trafi do domu.
W słuchawkach posłyszała
ten charakterystyczny kawałek, który zawsze mobilizował ją do
szybszego biegu. Przyspieszyła, ale tylko odrobinę. Korzystając z
faktu, że ulice wciąż jeszcze były puste, przymknęła lekko
powieki, by rozkoszować się tą wyjątkową chwilą.
Surowe powietrze poranka
delikatnie muskało jej policzki i orzeźwiało umysł.
Czuła się doskonale,
zapominając o otaczającym ją świecie, jednak powszechnie wiadomo, że nikt dobrze nie kończy,
biegając z zamkniętymi oczami. W tym przypadku nie było inaczej,
bo kiedy wreszcie zdecydowała się podnieść powieki, było już za
późno.
Najpierw poczuła, jak
wpada na kogoś, kto właśnie wybiegł z bramy. Chwilę później
usłyszała głośno wypowiedziane przekleństwo, a następnie kilka
łagodniej wypowiedzianych słów.
-Nic pani nie jest? -
powiedział głos, od którego krew w jej żyłach zaczęła płynąć
szybciej.
Uniosła głowę i wtedy
ich spojrzenia się spotkały.
-Granger? - parsknął,
zanim zadziałały hamulce instynktu samozachowawczego.
Ku jej zdziwieniu pomógł
jej wstać i nie nazwał jej przy tym swoim ulubionym określeniem z
czasów szkolnych.
Przez chwilę patrzyli
sobie w oczy w milczeniu, jakby nie wierząc, że to się dzieje
naprawdę. Minęło przecież tyle lat.
-Dzięki – powiedziała,
kiedy tylko dotarło do niej, co się dzieje, po czym kontynuowała
bieg, nie odwracając się za siebie.
-To nie było grzeczne –
usłyszała za sobą po przebiegnięciu kilkunastu metrów.
Milczała, zaciskając
zęby.
-Zupełnie jak to, że
usilnie starasz się mnie ignorować. To także nie jest kulturalne –
mówił, nie zważając na to, że mu nie odpowiada. -Takie spotkanie
po latach, a ty mówisz dzięki i idziesz sobie, jakby nie robiło to
na tobie żadnego wrażenia? No wiesz?
Na te słowa kobieta
zatrzymała się jak na komendę. Spojrzała na niego z wrogością w
oczach i zacisnęła zęby.
W jego oczach nie
dostrzegła jednak wrogości ani nawet niechęci czy irytacji.
Patrzył na nią jak na starą znajomą, z którą utrzymywał
dawniej przyjazne stosunki. Z jego twarzy nie schodził szczery,
szeroki uśmiech.
-No co jest, Granger?
Szkoła już dawno się skończyła. Chyba nie gniewasz się na mnie
za to, że trochę ci dokuczałem? - spytał, wciąż nie przestając
się uśmiechać.
Na jej twarzy pojawiło
się niedowierzanie.
Oto po tylu latach
zażartej walki zrodzonej z nienawiści i różnic pochodzenia, on
nazywa to „dokuczaniem”. To się nie działo naprawdę. To
musiało jej się śnić.
Milczała, starając się
uspokoić.
-No weź, Granger.
Naprawdę wciąż jeszcze gniewasz się na mnie za jakieś
szczeniackie zaczepki?
Tego było już za wiele.
Nie wytrzymała.
-Czy mi się wydaje, czy
ty właśnie nazwałeś śmierć masy niewinnych, bliskich mi ludzi
szczeniackimi zaczepkami? - zaczęła z głosem, który z każdą
chwilą zaczynał przybierać na sile. -Czy stwierdziłeś właśnie,
że wojna, która wyniszczyła nie tylko Hogwart, ale także wszelkie
morale większej części uczniów, była jedynie zwykłym
dokuczaniem?!
Te słowa zmazały z jego
twarzy uśmiech. Spodziewała się, że odpowie jej krzykiem za
krzyk, broniąc się przed oskarżeniami. I że ponownie usłyszy z
jego ust słowo, które raniło jej serce przez tyle lat.
Ku jej ogromnemu
zaskoczeniu w jego oczach pojawiły się łzy, a chwilę później
mężczyzna zrobił coś, czego Hermiona nigdy w życiu by się nie
spodziewała.
Draco zbliżył się do
niej i delikatnie pogładził jej policzek wierzchem swojej dłoni,
po czym nachylił się ku jej uchu.
-Przepraszam – wyszeptał
zduszonym głosem. -Bardzo tego żałuję.
Nie rozumiała.
Co się stało? Co się
wydarzyło? Jakim cudem Draco Malfoy zachowywał się jak osoba,
która przeszła totalną metamorfozę? Nie, to nie była
metamorfoza. On musiał zamienić się z kimś na umysły. Przecież
on nigdy by się tak nie zachował. Nigdy.
Nie wiedziała, co ma
zrobić z rękami. Ani ze sobą w ogóle. Stała w osłupieniu,
szukając słów.
-Malfoy... - zaczęła,
ale nie dane jej było skończyć.
-Spotkajmy się dziś
wieczorem. U mnie. Wszystko ci opowiem.
Pamiętasz nasze
wspólne wieczory?
Siadaliśmy przy
kominku i wspominaliśmy dawne czasy.
Mówiłaś, że jest
wiele rzeczy, które chciałabyś przeżyć na nowo, by zmienić bieg
wydarzeń. Doskonale Cię rozumiałem i rozumiem to także dziś.
Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy bym Cię nie skrzywdził, teraz to
wiem. Gdzieś we mnie wciąż tli się iskierka nadziei, że los, że
Ty dasz mi kolejną szansę, abym mógł wszystko naprawić.
Czy proszę o zbyt
wiele?
Ciekawość okazała się
silniejsza od strachu i uprzedzeń.
Obiecał, że po nią
przyjdzie, więc siedziała i czekała. Może nie trafi? A może to
wszystko to był tylko przejaw jego aktorskiego talentu, który
wykorzystał, żeby jeszcze raz móc się z niej ponabijać? Może
zmienił zdanie i nie przyjdzie? A może naprawdę dała się nabrać?
Czuła się bardziej
zagubiona niż zwykle, a jednak czekała z niecierpliwością, co
chwila zerkając na zegarek.
Wreszcie usłyszała
dzwonek do drzwi. Wzięła głęboki oddech „na odwagę” i
otworzyła.
-Idziemy? - spytał z
szerokim, choć odrobinę niepewnym uśmiechem.
-Wiesz - zawahała się na
chwilę, zastanawiając, czy dobrze robi – nie musimy nigdzie iść.
Skoro już tu jesteś, równie dobrze możemy porozmawiać u mnie,
prawda?
Z jakiegoś powodu na jego
twarzy pojawiło się zdziwienie.
-A czy ty nie mieszkasz
z...
-Mieszkam sama –
wtrąciła, zanim zdążył dokończyć pytanie.
Zrozumiał.
-Cóż, co prawda
przygotowałem już u siebie kolację przy świecach, ale tak też
może być – powiedział lekkim tonem, a kobieta przez chwilę
miała wrażenie, że po raz pierwszy od momentu ich niespodziewanego
spotkania dostrzegła w jego oczach ten dawny, ślizgoński błysk.
-Mogę rozpalić w
kominku? - spytał, kiedy ona wychodziła do kuchni,.
-Pod warunkiem, że nie
podpalisz mi dywanu – odpowiedziała z delikatnym śmiechem, który
z zamierzenia miał rozluźnić atmosferę. Świetnie zdawała sobie
sprawę, że kiepsko jej to wyszło.
Jesteśmy dla siebie
stworzeni, czyż nie? To przeznaczenie połączyło nas już jakiś
czas temu i myślę, że z przeznaczeniem nie wygramy, a Ty kiedyś
ponownie staniesz w moich drzwiach i powiesz, że mi wybaczasz. A ja
będę na Ciebie czekał z otwartymi ramionami. Obiecuję.
Będąc w kuchni
stwierdziła, że zdecydowanie potrzebne będzie im wino. Inaczej
oboje spędzą wieczór w męczarniach powagi i sztywnej atmosfery.
To prawda, że miała żal
do Malfoya o przyłączenie się do armii Czarnego Pana, wiedziała
jednak, iż nie miał on wielkiego wyboru. W rzeczywistości nie
winiła go za szkody spowodowane wojną. Doskonale wiedziała, że
Voldemort był niczym diabeł opętujący niewinne dusze. A dusza
Malfoya, nawet jeżeli nie była taka znowu niewinna, sprzedana była
piekłu przez jego własnego ojca.
A jednak w ostatniej klasie, kiedy
już wrócili do szkoły, wszystko zostało po staremu. Nienawiść
pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem nadal wisiała w powietrzu przy
każdym, nawet najkrótszym spotkaniu członków obu domów.
A może jednak nie
wszystko było tak jak dawniej?
Przypomniała sobie
kolacje w Wielkiej Sali, podczas których od czasu do czasu zauważała
jego wzrok wbity prosto w nią. Wspomnienie tego dziwnego uczucia
poruszającego jej serce nagle zalało ją na nowo. Jego spojrzenia
miały w sobie coś, co po prostu wzburzało krew w żyłach i
pozostawiało po sobie krótkotrwały ślad.
Wróciła do salonu,
niosąc ze sobą butelkę wina i dwa kieliszki.
Malfoy siedział na
białym, puchowym dywanie i wpatrywał się w płomienie igrające w
kominku.
Na dźwięk jej kroków
odwrócił się i zagwizdał przeciągle.
-Zamierzasz mnie upić i
wszystko ze mnie wydusić, zgadza się? - zażartował i podsunął
się kawałek, robiąc jej miejsce obok siebie.
-Widzę, że zachowałeś
jeszcze resztki ślizgońskiego sprytu, Malfoy – odpowiedziała mu,
zadziornie mrużąc oczy.
To niesamowite, jak bardzo
się zmienił. Po tylu latach wzajemnej nienawiści okazuje się, że
potrafią ze sobą normalnie rozmawiać!
Wiem, że popełniłem
niewybaczalny błąd. Nie powinienem był tego robić. Podjąłem
niewłaściwą decyzję i bardzo, naprawdę bardzo tego żałuję.
Czy Tobie naprawdę nigdy nie zdarzyło się zrobić niczego
głupiego?
Każdy z nas popełnia
błędy, ale każdy powinien mieć również szansę, aby móc je
naprawić, do cholery!
Swoją opowieść
rozpoczął od tego, o czym wiedzieli wszyscy w Hogwarcie w czasach
ich nauki. Każdy doskonale wiedział, że Draco był wychowywany w
nienawiści do osób o nieczystej krwi. Jego ojciec surowo karał
każdy, choćby najmniejszy przejaw tolerancji. Uczył go bycia
zimnym i obojętnym na ludzką krzywdę.
Hermionę jednak bardziej
zainteresowała historia, którą rozpoczął zaraz po tym krótkim
wstępie dotyczącym jego dzieciństwa.
-Na początku siódmej
klasy poznałem pewną czarownicę mugolskiego pochodzenia. Była dwa
lata młodsza od nas. Miała na imię Rosalette – rzekł łagodnym
tonem, wpatrując się w płomienie, a kobieta dostrzegła, że wyraz
jego oczu nagle się zmienił. Było w nich coś, czego jeszcze nigdy
nie widziała w spojrzeniu tego chłodnego, zdystansowanego
arystokraty.
Miłość.
Nagle zrozumiała, skąd
wzięły się jego spojrzenia, które wychwytywała podczas posiłków
w Wielkiej Sali. Najwidoczniej postać Rosalette sprawiła, że Draco
przestał patrzeć na innych ludzi przez pryzmat czystości ich krwi. Być może już wtedy chciał ją przeprosić?
-Chwilami miałem
wrażenie, że zrobiłbym dla niej wszystko – zaśmiał się
nerwowo, kontynuując swoją historię ze wzrokiem wbitym w podłogę.
-Miała w sobie każdą, dosłownie każdą cechę, którą moim
zdaniem powinna posiadać moja kobieta. Była inteligentna, zabawna,
zdystansowana do życia i świata. Często zabierałem ją na nocne
spacery po błoniach. Siadaliśmy na pomoście, a Rose opowiadała mi
o swoich marzeniach. Mówiła o dalekich podróżach do nieznanych
magicznych krain, a ja myślałem wtedy o tym, że jedyną rzeczą,
jakiej pragnę, jest jej towarzyszyć.
Po tych słowach zapadła
cisza. Hermiona była pewna, że Malfoy potrzebuje chwili, żeby
pozbierać myśli i dalej kontynuować opowieść, jednak ten
spojrzał jej w oczy, dając do zrozumienia, że na tym kończy się
jego historia.
Byłaś i wciąż
jesteś jedyną rzeczą, jakiej pragnę od życia. Chciałbym tulić
Cię znów w swoich ramionach. Słuchać o Twoich planach na
przyszłość. Być blisko Ciebie, czuć zapach Twoich włosów i
ciepło Twoich dłoni. Potrzebuję Cię. Potrzebuję jak nikogo
innego.
Patrzyli na siebie przez
chwilę całkowicie zatopieni w swoich myślach.
-Co się stało potem? -
zaryzykowała to pytanie, nie wiedząc, czy ma do niego prawo i
jakiej reakcji swojego towarzysza powinna się spodziewać.
Draco przez chwilę zdawał
się dobierać słowa. Jego twarz wyrażała setki różnych uczuć
pojawiających się i znikających w mgnieniu oka. Kobieta domyśliła
się, że to pytanie wywołało w nim lawinę wspomnień, których
starał się unikać, mimo to z niecierpliwością czekała na
odpowiedź.
-Później poznała prawdę
– westchnął, a w jego głosie dało się słyszeć delikatną nutę goryczy.
-Prawdę? - spytała
Hermiona, próbując zrozumieć, co właściwie mężczyzna ma na
myśli.
-Po tym, jak po świecie
rozeszła się wieść o powrocie Voldemorta, rodzice przezornie
zabrali Rose do Francji, aby tam kontynuowała naukę. Wróciła do
Hogwartu dopiero po zakończeniu wojny.
Na twarzy kobiety
wymalował się wyraz zrozumienia, ale też głębokiego współczucia.
Zabrakło jej jednak słów, by powiedzieć cokolwiek.
-Od kiedy się poznaliśmy, nasza znajomość przez
cały czas pozostawała w ukryciu, ale ona pewnego dnia nie
wytrzymała i opowiedziała o wszystkim swojej najlepszej
przyjaciółce, a kiedy ta usłyszała moje nazwisko...
-Jasne. Rozumiem –
rzekła, słysząc jego łamiący się głos, który powoli zaczynał
odmawiać mu posłuszeństwa. Nie chciała go katować, mimo że był
Malfoyem. Widziała wyraźnie, że teraz to już zupełnie inny człowiek.
-Napisała mi list, w
którym zawarła tylko dwa słowa – mówiąc to, wyciągnął z
kieszeni zmaltretowany, lekko pożółknięty skrawek pergaminu i
podał go Hermionie.
Nienawidzę
Cię.
Kobieta nie musiała
patrzeć na list, żeby domyślić się, co było w nim napisane, a
mimo to i tak poczuła dziwne ukłucie w sercu, kiedy to przeczytała.
-Nigdy więcej ze mną nie
rozmawiała, a ja doskonale to rozumiałem. Miała do tego pełne
prawo – wyznał na koniec swojej opowieści.
Nastała chwila
niezręcznej ciszy, którą po chwili namysłu przerwała Hermiona.
-Dlaczego tak bardzo
zależało Ci na tym, żeby dziś rano ze mną porozmawiać? -
spytała, starając się chociaż odrobinę zboczyć z tego
niewygodnego tematu.
-Bo... - tu zawahał się
przez chwilę, nie wiedząc, czy to, co zaraz powie, powinno zostać
kiedykolwiek ujawnione.
-Bo? - ponagliła go
kobieta z wyraźną ciekawością w oczach.
-Bo w momencie, kiedy
skończyły się moje uprzedzenia do czarodziejów nieczystej krwi,
zrozumiałem też, że przez cały okres nauki szkolnej... - tu
zawiesił głos i spojrzał prosto w jej oczy.
Gdybym nie bał się,
że Cię stracę, przyznałbym się do wszystkiego, nie próbowałbym
niczego zatajać. Ale tak bardzo przerażała mnie myśl, że możesz
zniknąć z mojego życia. To był jeden jedyny błąd, jaki
popełniłem. Nie chciałem tego. Dlaczego wiec nie potrafisz mi go
wybaczyć?
Znowu to spojrzenie, które
widziała u niego w Wielkiej Sali. Ten sam wyraz twarzy.
-Byłem w tobie zakochany
– wydusił wreszcie z siebie.
Spodziewała się
wszystkiego. Wszystkiego, ale nie czegoś takiego. To było przecież
bez sensu.
Chociaż z drugiej
strony... było to bez różnicy. Obecność Rosalette w jego życiu
przekreśliła jego uczucia do niej, więc tak naprawdę bez
znaczenia było to, co Malfoy ubzdurał sobie w tej swojej
ślizgońskiej głowie. To i tak należało do przeszłości.
Powinna coś powiedzieć,
ale nic nie przychodziło jej do głowy. Słowa „W porządku, mówi
się trudno” zdawały się być nie na miejscu.
Wreszcie w jej świadomości
pojawiło się pytanie, przed którego zadaniem nie zdołał
powstrzymać jej rozsądek.
-Więc czym różniła się
ode mnie Rosalette, że to nie ja, ale ona otworzyła Ci oczy na
prawdę dotyczącą czystości krwi? - Nie chciała, by to pytanie
zabrzmiało jakoś specjalnie gorzko. W rzeczywistości nie miała do
niego o to pretensji, po prostu była ciekawa.
Zastanowił się chwilę
nad postawionym mu pytaniem. Nie chciał odpowiadać na nie zbyt
pochopnie, dlatego najpierw dokładnie przyjrzał się swojej
rozmówczyni. Na jego twarzy gościł delikatny, jakby lekko
rozmarzony uśmiech.
-Wiesz... do wczoraj
prawdopodobnie powiedziałbym, że po prostu różniłyście się
charakterami. Ty jesteś bardziej zadziorna, zawsze lubiłaś być
przed wszystkimi – rzekł, nadal bacznie obserwując jej twarz.
-Ona była łagodna, niemalże uległa. Rzadko kiedy pokazywała
pazurki.
Zamilkł na chwilę,
pozwalając swojej rozmówczyni przetrawić jego słowa.
-A dzisiaj? - spytała z
nutą niezdrowej ciekawości w głosie.
-A dziś... Dziś już
niczego nie jestem pewien – odpowiedział i po raz kolejny zaśmiał
się nerwowo.
Hermiona ściągnęła
brwi, przyglądając mu się uważniej.
-Czego nie jesteś pewien?
To niesprawiedliwe,
Hermiona, rozumiesz? Niesprawiedliwe!
Wciąż jestem sam, z
nikim się nie spotykam, czekam, aż do mnie wrócisz. Czy to nie
jest wystarczająca kara?
-Od kiedy zobaczyłem Cię
dziś rano, uświadomiłem sobie, że... - tu zawiesił się jeszcze
na chwilę, jakby jakaś część jego próbowała przekonać usta, aby nie wypowiadały tych słów. -Rosalette była tylko
narzędziem wykorzystanym przez los. To dzięki niej przejrzałem na
oczy. Dzięki niej zrozumiałem, że kochałem cię, przepraszam, kocham cię od zawsze i... i
wydaje mi się, że już na zawsze.
W tamtym momencie Hermiona
uświadomiła sobie, że świat, w którym żyła dotychczas, właśnie
przestaje istnieć. Topił się i przeciekał jej przez palce, a ona
nie mogła zrobić z tym nic, kompletnie nic. Patrzyła Draconowi w
oczy i czuła, że to łagodne spojrzenie rozpuszcza filary, na
których postawiła swoją niezależność.
Nagle poczuła się
całkowicie bezradna, ale zrozumiała, że to właśnie tej
bezradności potrzebowała przez kilka ostatnich miesięcy.
Więc jeśli już
czytasz ten list, to proszę Cię, daj mi znać, że mi wybaczasz i
daj nam jeszcze jedną szansę. Jestem pewien, że tym razem damy
sobie radę, bo przecież nasza miłość jest wyjątkowa i żadna
drobna zdrada nie jest w stanie jej przezwyciężyć.
Wierzę w to z całego
serca i wierzyć nie przestanę.
Kocham Cię.
Zawsze Twój,
Ron