sobota, 27 lipca 2013

Rozdział III Nigdy więcej cię nie okłamię.

          Czy żałuję, że tak to się potoczyło? Nie. Czy wolałbym, żeby potoczyło się inaczej? Tak. Chętnie zmieniłbym czas i oszczędził cierpienia, które widziałem w jej oczach, gdy wypowiadała w moim kierunku ostatnie zdanie dzisiejszego wieczora. Dlaczego nie zachowałem tego dla siebie? Zabrałbym tą wiedzę ze sobą do grobu, albo lepiej, w wieku czterdziestu lat opublikowałbym zapiski nieszczęśliwego Ślizgona. Ona jako szczęśliwa żona i matka czytałaby sobie to do poduszki, nie wiedząc, kto jest autorem. Płakałaby ze wzruszenia, zapoznając się z kolejnymi stronicami mojego uczucia, zalewałaby się łzami nad nieszczęściem biednego chłopaka. Miałaby niespodziankę, gdyby dotarła do ostatniej strony, na której umieściłbym podpis : „Hermionie Granger – zawsze podły Smok”. Z dopiskiem : „P.S. Może właśnie w tej chwili przestałaś mnie nienawidzić.” Ale znając Granger, zaczęłaby nienawidzić mnie jeszcze bardziej za to, że jej nie powiedziałem o wszystkim, gdy jeszcze byliśmy w szkole. No to powiedziałem, tylko co z tego, jak jej jest teraz ciężko? Nie wiem co okazałoby się gorszym – to, że tkwimy w tym teraz po uszy wspólnie (chociaż ona bez zaangażowania uczuciowego, ale i tak), czy świadomość, że gdzieś tam w świecie dowiedziałaby się o wszystkim, gdy byłoby już zdecydowanie za późno, by dać nam szansę. Druga opcja byłaby dla niej mniej bolesna, a najlepszą byłoby po prostu trzymać gębę na kłódkę i nigdy jej o niczym nie mówić. Jestem idiotą, palantem i egoistą, bo chciałem coś z tym zrobić, ale zapomniałem, że wszystko pójdzie jej kosztem. To było silniejsze ode mnie.
Tak samo jak wtedy, gdy wyzwałem Pottera na pojedynek, w pierwszej klasie. Wygarnęła mi później, że jestem kretynem do sześcianu, bo nawet mój plan nasłania na nich Filcha się nie powiódł. To wcale nie było tak. Chciałem się z nim pojedynkować, bo miałem nadzieję, że ona też przyjdzie. Że przyjdzie i będzie podziwiać umiejętności, które przekazał mi ojciec. O rany, miałem jedenaście lat, imponowanie dziewczynkom z Gryffindoru tak wtedy wyglądało. Ale później powiedzieli mi, że woźny szpieguje po korytarzach i że to może się źle skończyć, więc zrezygnowałem. Wtedy automatycznie miałem też nadzieję, że ona jednak z nimi nie pójdzie. Ale poszła, ona i jeszcze Longbottom. Nie mogłem uwierzyć, że Hermiona się z nimi przyjaźniła, to wypalało mnie od środka.”

         „Żadnych przemilczanych słów i ukrytych prawd. O rany, żadnych ukrytych prawd w rozmowach z samym Draconem Malfoyem – najgorszym ze Ślizgonów. Najgorszym przynajmniej do wczoraj. Przecież ja nawet z Ginny nie mam takiego kontaktu, żeby rozmawiać z nią o wszystkim bez zatajania pewnych faktów. Ale inaczej nie jestem w stanie pokazać mu, że nie warto się mną interesować. Ludzie ciągle powtarzają, że oczekują szczerości, ale szczerzy ludzie zawsze są samotni. Cały problem tego świata na tym polega – najbardziej nieszczere słowa to właśnie te, które proszą o szczerość. On jeszcze nie wie, jaka jestem naprawdę. Nie wie na co się pisze, wchodząc w takie stosunki ze mną. Wszystko jedno, im szybciej to załatwimy tym lepiej. Swoją drogą w życiu nie mogłabym spodziewać się tego, że przyjdzie dzień, w którym przeprowadzę z Malfoyem normalną rozmowę. No prawie normalną. Bo czy można uznać za nieodstające od normy przenoszenie na słowa tego, co pomyśli głowa? Wszystkiego bez wyjątku? Nie wiem jak mają wyglądać nasze relacje, jeśli będziemy sobie tak mówić, co nam ślina na język przyniesie. Dziwne, że nie miałam żadnych oporów przed mówieniem mu tego wszystkiego. Zupełnie tak, jakby to, co on będzie wiedział, nie miało żadnego znaczenia. Cóż, może nie ma, jednakże wydaje mi się, że po prostu nie mogłam rozmawiać z nim inaczej – on był ze mną zupełnie szczery. Od czasu do czasu aż miałam ochotę zatkać mu usta, żeby nie mówił tego wszystkiego. Omal po raz kolejny nie powiedział mi, że mnie kocha. Ten chłopak zdecydowanie nadużywa tego słowa. Jak mógłby mnie kochać, skoro nigdy nie rozmawiał ze mną inaczej niż tylko : „Zejdź mi z drogi, brudna szlamo!”. On nie ma bladego pojęcia, jaka jestem. Ale już moja w tym głowa, żeby szybko się tego dowiedział. Wkrótce sam będzie śmiał się z tego, że nazywał swoje uczucie miłością.
Zastanawiam się co by było, gdyby powiedział mi o wszystkim wcześniej. Na przykład przed tym, jak jego ojciec zaskarżył do ministerstwa Hardodzioba za ten „wypadek” na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. Czy udałoby mi się go namówić, żeby tego nie robił? Czy postąpiłby w ogóle w ten sposób, wiedząc, że sprawi mi to ogromną przykrość? Ciągle jeszcze zastanawiam się, czy to możliwe, żeby Draco czując to, o czym mówi, mógł wykręcać nam takie podłe numery. Z drugiej strony sam mówił, że chciał, żebym go nienawidziła. Być może zauważył, że uodporniłam się na jego zaczepki, zaczęłam go ignorować, więc sięgnął po ostrzejsze środki. Kiedy o tym myślę, dreszcze chodzą mi po całych plecach. Do czego jeszcze jest zdolny ten chłopak?..”

-Hermiona! - usłyszała za sobą znajomy głos, gdy wychodziła do biblioteki, żeby skończyć kolejne wypracowanie z transmutacji.
-Tak?
-Możemy chwilę pogadać?
-Jasne, coś się stało? - spytała zaniepokojona. Mina Harry'ego również zdradzała pewien niepokój, choć z pewnością było to uczucie zupełnie innej natury.
Ruszyli wolnym krokiem w kierunku biblioteki.
-Chyba ja powinienem zadać ci to pytanie.
Gryfonka zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć, czego dotyczą słowa jej przyjaciela.
-Jeśli chodzi o mnie, to wszystko w porządku. Przynajmniej jak na razie. Dlaczego mnie o to pytasz?
-Jak na razie? To znaczy? - dopytywał jeszcze bardziej zaniepokojony.
-To znaczy, że póki co jest okej, ale nigdy nie wiesz, co zdarzy się jutro - odpowiedziała z uśmiechem, mrugając do niego zawadiacko.
Harry roześmiał się serdecznie i objął ją ramieniem.
-Jak coś, to wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - powiedział lekkim tonem i zawrócił do wieży Gryffindoru.
Kłamie.
Gdy wrócił do swojego dormitorium, od razu podzielił się swoimi spostrzeżeniami z Ronem, który próbował uczyć się na najbliższy test z obrony przed czarną magią. Opowiedział mu o ich rozmowie i o tym, że nie potrafi uwierzyć, jakoby nic się nie działo.
-Mówiłem, że ona nic ci nie powie - odpowiedział z przekąsem rudzielec.
-No tak, ale nie rozumiem dlaczego. - wzburzył się Potter, rzucając książki na łóżko. -Przecież się przyjaźnimy.
-Może się zakochała.
-Co?
-Mówię, że może się zakochała.
-Słyszałem, co powiedziałeś, ale dlaczego tak sądzisz? - Harry musiał przyznać, że ta teoria miała jakiś sens. Pamiętał wciąż o Wiktorze Krumie, z którym Hermiona związała się w ubiegłym roku, ale czy to możliwe, że ktoś zajął już miejsce Bułgara?
-Cóż, jeśli chcesz wiedzieć, to wydaje mi się, że podobam się Hermionie - wypalił Ron, po czym automatycznie zaczerwienił się po sam czubek głowy i wbił wzrok w podręcznik.
Harry spojrzał na niego rozbawionym wzrokiem, jednocześnie mając nadzieję, że rzeczywiście coś jest na rzeczy. Bardzo chciałby zobaczyć tych dwoje razem, w końcu byli jego najlepszymi przyjaciółmi, czyż nie?

Harry coś zauważył. Ale dlaczego? Przecież tak właściwie nic się nie działo. Faktycznie poprzedniego dnia była trochę nerwowa, bo nie wiedziała, czy Malfoy gra czysto, ale jej zachowanie nie odchylało się aż tak bardzo od normy, poza tym później wszystko było już jak należy. Wiedziała, że za wszelką cenę musi zachować wszystko w tajemnicy, więc postanowiła sobie w duchu, że będzie bardziej się pilnować. Nie może dać po sobie poznać, że cokolwiek się zmieniło, zwłaszcza jeśli chodzi o Ślizgona. Weszła do biblioteki, w której oprócz pani Pince nie było nikogo. Rozłożyła swoje przybory na stoliku i zaczęła szperać na półkach, szukając potrzebnych jej materiałów.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi i przyszło jej do głowy, że Harry najwidoczniej postanowił nie odpuszczać i za chwilę wyłoni się zza regału, zasypując ją kolejnymi pytaniami. Już szykowała jakiś nowy argument, którym mogłaby szybko uspokoić przyjaciela, gdy zobaczyła, że do biblioteki nie wszedł nikt z Gryfonów.
-No proszę, kogo my tu mamy, królowa kujonów w swoim królestwie. Czy Weasleyowi już wyschła szata? - Malfoy wraz ze swoją przyboczną świtą najwidoczniej również mieli coś do załatwienia w bibliotece. Nie możliwe przecież, żeby blondyn przyszedł tam specjalnie, by ją podręczyć.
Hermiona wyprostowała się, trzymając już w rękach potrzebny jej egzemplarz „Dyskusji o prawach Gampa” i spojrzała Ślizgonowi prosto w oczy. Przez chwilę błysnęło w nich to uczucie, o którym opowiadał jej na szlabanach. Widoczne było jednak tak krótko, że nikt oprócz Hermiony nie zdołał zauważyć, co się dzieje. Zaczynali przedstawienie tworzące wokół nich zasłonę dymną.
-Owszem, szata Rona sucha, a ja jak zawsze jestem u siebie. Dziwi mnie natomiast, że książę idiotów zagościł w mych włościach - odgryzła mu się, patrząc przy tym wyzywająco w oczy.
Widziała jak on walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ona miała ten sam problem, ale sytuacja była zbyt poważna, nikt nie mógł wiedzieć, co się wydarzyło.
-Jak śmiesz mnie tak nazywać, brudna szlamo? - powiedział w końcu, wykrzywiając groźnie usta. -Jeden Ślizgon wart jest więcej od całego Gryffindoru - wysyczał, przybliżając swoją twarz do jej tak, że dzieliły ich dosłownie centymetry.
Przypomniała sobie o pocałunku. Stali dokładnie tak jak teraz, patrząc sobie prosto w oczy, a jego włosy delikatnie łaskotały ją w czoło. Wiedziała, że gdyby mógł, pocałowałby ją znowu, widziała to w jego oczach, które ponownie przybrały swój czuły wyraz. Przynajmniej dopóki nie usłyszał za sobą głosu pani Pince.
-Co tu się dzieje? Proszę natychmiast zostawić tę dziewczynę w spokoju! - rozkazała bibliotekarka sunąc do nich między półkami. Draco automatycznie odskoczył od Gryfonki i ruszył razem z pozostałymi Ślizgonami ku wyjściu.
-Kto to widział, żeby trzech chłopaków napadało na bezbronną dziewczynę w bibliotece! Nic ci nie jest, kochanie? - usłyszeli, zanim zdążyli zamknąć za sobą drzwi.

-Wszystko w porządku. Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością wypisaną na twarzy i ruszyła do stolika, by zająć się swoim wypracowaniem.

Wieczór mijał powoli, minuty wydłużały się w oczekiwaniu na godzinę dziewiętnastą.
Draco siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu, zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się w bibliotece. Doskonale udawali swoich wrogów, choć wszystko powoli zdawało się wymykać spod kontroli. Wyniosły, typowo królewski ton, którym nazwała go księciem idiotów. Mało brakowało, a przy Ślizgonach wybuchnąłby głośnym śmiechem. Ta dziewczyna miała prawdziwy talent do odgrywania scenek nienawiści, w przeciwieństwie do niego. Od czasu tamtego szlabanu, coraz trudniej przychodziło mu mówienie jej obelg prosto w oczy, nie chciał upokarzać jej przy innych ludziach. Dlatego przyszedł do biblioteki, wiedział, że tam ją znajdzie. Im mniej świadków, tym lepiej, a gdyby ktoś zauważył, że Malfoy ostatnio rzadko dokucza Gryfonom, Crabbe i Goyle mogliby spokojnie potwierdzić, że po ostatnim incydencie w bibliotece, książę Slytherinu próbuje trzymać nerwy na wodzy. Zwłaszcza jeśli chodzi o małą, wredną Granger.
-Hej, Draco, co ci jest? - spytała Pansy, widząc markotną minę chłopaka.
Usadowiła się wygodnie obok niego i zaczęła obserwować płomienie w kominku. Blondyn milczał, zastanawiając się, jak wybrnąć z sytuacji.
-Chodzi o ten test z obrony przed czarną magią? - spytała w końcu, gdy ten wciąż nie odpowiadał.
W sumie, czemu nie?
-Taa, chyba tego nie zaliczę. Zaraz muszę iść na szlaban do Snape'a, a jeszcze nic nie umiem. Jak wrócę, będzie już po dziesiątej - odpowiedział z kwaśną miną, stwierdzając, że faktycznie nic jeszcze nie umie, ale w rzeczywistości nie przejmował się tym zbytnio. Wszystkie jego myśli krążyły wokół wieży Gryffindoru, w której Hermiona prawdopodobnie związywała teraz włosy przed wyjściem do lochów. W zasadzie jemu nie robiło różnicy czy włosy miała rozpuszczone, czy ściągnięte gumką, za każdym razem podobała mu się tak samo.
-Słyszysz mnie? - usłyszał nagle, podrygując lekko.
-Co? - spytał zdezorientowany. -Wybacz, zamyśliłem się.
-Mówiłam, żebyś się nie przejmował. Zabini na dzisiejszych eliksirach ukradł Granger notatki. Mogę się założyć, że teraz leży na swoim łóżku i płacze, że nie ma się z czego uczyć.
-Ukradliście jej notatki? - spytał z niedowierzaniem, po czym opamiętał się i zaczął się śmiać, starając się brzmieć wiarygodnie. -Dasz mi je na szlaban? Może uda mi się je jakoś przemycić, żeby Snape nie widział.
Musiał jej jakoś pomóc, wiedział, że Pansy miała rację, Hermiona na pewno załamała się, widząc, że jej notatki zniknęły, a ona nie ma z czego przygotować się do testu.
-Malfoy. Obudź się. Idziesz na szlaban z GRANGER i chcesz wziąć tam notatki, które jej ukradliśmy? Czy ty aby na pewno jesteś normalny?!
-Parkinson, ona przez cały szlaban stoi do mnie plecami i wyciera jakieś flakoniki. W ciągu całych sześciu godzin, które spędziliśmy już wspólnie w tym zakichanym lochu, nie spojrzała na mnie ani razu. Spokojna głowa, nawet gdyby zobaczyła, że się z czegoś uczę to by nie...
-Dobra już, w takim razie weź je, ja już mam swoją kopię. Uważaj tylko, żeby Snape cię nie przyłapał. - ostrzegła go, wręczając mu kilkanaście arkuszy pergaminu zwiniętych w ciasny rulon. -Najlepiej wsadź to sobie w...
-Dzięki, Parkinson - powiedział i wyszedł, zanim zdążyła dokończyć.
Wyszedł zdecydowanie za wcześnie. Gdy dotarł do sali zostało mu dziesięć minut do godziny dziewiętnastej. Oparł się o ścianę tuż obok drzwi i zaczął bębnić palcami w zimną, kamienną ścianę. Chwilę później usłyszał cichą rozmowę gdzieś w oddali, chłopak i dziewczyna. Być może jakaś ślizgońska para wracała do pokoju wspólnego, znajdującego się w lochach? Głosy jednak nasilały się i w pewnym momencie Draco rozpoznał dziewczęcy głos. Hermiona. Czyżby ktoś jeszcze dostał szlaban od Severusa? Byłoby fatalnie.
W końcu dało się słyszeć pojedyncze kroki stawiane w ciemnym, wilgotnym korytarzu, a potem dwie postaci wyszły zza rogu. Zaraz, zaraz. To niemożliwe.
-Weasley? Jeszcze ciebie tutaj brakowało - warknął, gdy rozpoznał już swojego wroga.
-Nie twoja sprawa - odpowiedział skrzywiony rudzielec.
Draco nie patrzył na Hermionę, musiał udawać, że obecność zarówno jej, jak i rudego Gryfona nie jest mu na rękę. Stwierdził, że prawdopodobnie Weasley postanowił odprowadzić swoją przyjaciółkę na szlaban, żeby nic nie zagroziło jej z rąk Ślizgona. Jakby mógł ją w jakikolwiek sposób obronić, żałosny idiota! Przecież ta dziewczyna znalazła się na szlabanie właśnie przez to, że musiała stanąć w jego obronie.
Po chwili wybiła pełna godzina i w drzwiach pojawił się Snape. Już wyciągnął rękę, żeby skonfiskować różdżki, gdy zauważył, że stoi przed nim nie dwóch, ale trzech uczniów. Uniósł brwi w niemym zdziwieniu, zapewne licząc na to, że ten gest zmusi towarzystwo do wyjaśnienia mu sytuacji. Nie musiał długo czekać.
-Panie profesorze, ja chciałbym zastąpić, chciałbym na szlaba-ba-banie Hermionę zastąpić. - wyrzucił z siebie Ron z prędkością torpedy, po czym, widząc kwaśną minę profesora, dodał -Albo chociaż pomóc jej sprzątać.
o chyba był pierwszy przypadek w całym życiu Snape'a, gdy ktoś dobrowolnie zgłaszał się do niego na szlaban. Próbował to przetrawić przez chwilę, w czasie gdy w Malfoyu dosłownie się zagotowało. Wściekł się na Weasleya, że ten próbuje pokrzyżować mu plany, później jednak przyszło mu do głowy, że być może Hermiona go o to poprosiła. Czyżby jednak mu nie uwierzyła? Czy wolała nie zostawać z nim sam na sam? Z zamyślenia wyrwał go jednostajny, nadal chłodny, głos nietoperza.
-A cóż to się stało, Weasley? Czyżbyś nie miał co robić w swoim dormitorium?
-Bo widzi pan, p-panie profesorze, to była moja wina. Hermiona wstawiła się za mną, gdy Malfoy mnie zaatakował - próbował się wytłumaczyć.
Przez chwilę zdawało się, że słuchający tego nauczyciel wybuchnie śmiechem. Dziewczyna broniąca swojego przyjaciela, przekomiczne. Jednak najwidoczniej bardzo uraziła go wzmianka dotycząca tego, jakoby to Ślizgon był głównym sprawcą w całym tym zajściu, ponieważ jego twarz przybrała jeszcze bardziej surowy wyraz, a oczy pociemniały, sprawiając wrażenie całkowicie czarnych.
-Niech więc to będzie dla ciebie nauczką, Weasley. Twoja przyjaciółka będzie pracowała na szlabanie za ciebie, a ty masz natychmiast wyruszyć do swojego dormitorium i myśleć o tym, że to twoja wina - odpowiedział gniewnie. - Rożdżki - warknął, wyciągając ponownie dłoń i wpuszczając uczniów do sali eliksirów, nie zwracając więcej uwagi na Rona.

Szlaban ponownie zaczął się głęboką ciszą, której żadne z nich nie potrafiło przerwać. Incydent z udziałem Rona wprowadził wątpliwości, zwłaszcza u Malfoya, który nadal zastanawiał się, co było prawdziwą przyczyną pojawienia się rudzielca w lochach. Tym razem Hermiona przerwała ciszę jako pierwsza, nie czekając na to, aż skończą sprzątać.
-Pierwszy raz w życiu cieszę się, że Snape jest taki wredny - powiedziała cicho, gdy Draco czyścił ławkę stojącą tuż obok niej.
To uderzyło w niego jak piorun.
-Więc to nie ty poprosiłaś tą rudą ofermę, żeby tu z tobą przyszedł? - spytał, patrząc na nią, choć ona wciąż była odwrócona do niego plecami. Gdy jednak usłyszała słowa 'ruda oferma', odwróciła się z gniewnym spojrzeniem.
-Ron nie jest ofermą - zganiła go. Mieli przecież mówić sobie wszystko, co przychodziło im w danej sytuacji na myśl. -Ale musimy wykorzystać ten szlaban, żeby no wiesz... - zabrakło jej słowa.
Jak miała powiedzieć „żebyś przestał mnie kochać”? To brzmiało zupełnie bez sensu, przecież on jej nie kochał, ale słowo „zauroczenie” też nie pasowało.
Opowiedziała mu o tym, jak to się stało, że Ron pojawił się w lochach.
Wychodziła właśnie na szlaban, gdy w pokoju wspólnym Gryfonów spotkała rudzielca. Chciał z nią porozmawiać, ale upomniała go, że za chwilę musi znaleźć się w sali eliksirów, bo inaczej Snape ją ukatrupi. Zaproponował więc, że ją odprowadzi, a ona niewiele myśląc zgodziła się, widząc, że jej przyjaciela coś trapi. Gdy szli przez korytarz, zapytał ją, czy wszystko w porządku, bo zauważył, że od pierwszego szlabanu chodzi poddenerwowana. Oczywiście udawała, że nie wie o czym mowa, próbując go uspokoić, ten jednak, ignorując zupełnie jej odpowiedź, oświadczył, że zamierza poprosić Snape'a o przyjęcie go na szlaban.
-Jedna osoba więcej nie zrobi mu różnicy. Wiesz zresztą jaki on jest, pewnie ucieszy się, że może dręczyć trzy zamiast dwóch osób - powiedział jej.
Próbowała odwieść go od tego pomysłu, ale nie słuchał, więc w końcu się poddała. Na szczęście coś sprawiło, że Severusowi nie było wszystko jedno, ilu uczniów trzyma pod kluczem i nie pozwolił mu wejść do sali.
-Dlaczego chodziłaś zdenerwowana od czasu pierwszego szlabanu? - spytał, wracając do wycierania ławki.
Mówić prawdę i tylko prawdę, pamiętaj.
-Cóż... w zasadzie to denerwowałam się tylko wczoraj. Bałam się, że zrobiłeś mi jeden z tych swoich głupich żartów, że to nie było na poważnie. Dlatego ciągle rozglądałam się po korytarzach, wciąż zastanawiając się, czy wytkniesz mi ten pocałunek przy wszystkich, gdy tylko się spotkamy.
Potem już wszystko było w porządku.
-Weasley twierdzi, że nie było - odparł ponuro, zupełnie tak, jakby Hermiona nie dotrzymała obietnicy i nie była z nim szczera.
-Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia o co im chodzi. Harry też mnie dzisiaj pytał, czy wszystko jest w porządku.
-A jest?
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, on zadał kolejne pytanie.
-Gniewasz się na mnie za tą akcję w bibliotece?
Nad tą odpowiedzią nie musiała się zastanawiać.
-Oczywiście, że nie. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że z zewnątrz wszystko wygląda tak, jakby nic się nie zmieniło. Nienawiść między Gryfonami i Ślizgonami jest zbyt zażarta, pewnie znienawidziliby mnie tak samo jak was, gdyby coś się wydało.
Wiedział, że miała rację. Jego też by nienawidzili, gdyby wiedzieli, jaki jest naprawdę, gdyby wiedzieli jak zależy mu na tej Gryfonce. Ile dałby za to, by cofnąć czas i w jakiś sposób ubłagać tiarę przydziału o przydzielenie go do Gryffindoru. Jego ojciec być może wydziedziczyłby go za to, ale i tak byłoby mu łatwiej, niż w chwili obecnej.
Gdy skończyli sprzątanie, Draco wyciągnął z kieszeni szaty notatki, które dostał od Pansy.
-Nie zgubiłaś czegoś przypadkiem? - zapytał machając zwojem pergaminu w ręku.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
-Moje notatki! Skąd je masz? - zapytała, próbując mu je wyrwać, ten jednak droczył się z nią, patrząc, jak uroczo wygląda, próbując dosięgnąć swojej własności. Trzymał rękę z pergaminem w górze tak, że ledwo dosięgała jego dłoni, stając na palcach. Drugą dłoń nieświadomie opierała na jego klatce piersiowej, a jej bliskość sprawiała mu niebywałą przyjemność. Czuł jakby gdzieś w środku skakało mu kilka czekoladowych żab.
Gdy odsunęła się od niego zrezygnowana, zaczął zastanawiać się nad zadanym jej pytaniem. Nie chciał mówić jej, że to któryś ze Ślizgonów ukradł te notatki, bo mimo że uznał ten wybryk za wyjątkowo głupi, to przecież wciąż byli to jego kumple.
-Znalazłem je dzisiaj w tej sali. Musiały wypaść ci z torby, domyśliłem się, że będziesz uczyć się do jutrzejszego testu, więc je przyniosłem.
Nagle jej oczy nieco posmutniały, jednak zapytała go tylko, czy chce żeby się razem pouczyli przed końcem szlabanu.
Usiedli razem w ławce, przystawili sobie świece, a ona zaczęła go przepytywać. Faktycznie niewiele umiał, ona zaś zdawała się wiedzieć wszystko, mówiła też takim tonem, jakby wkucie całego materiału na pamięć było obowiązkiem każdego ucznia. Wytykała mu nawet najdrobniejsze błędy i ciągle powtarzała, że spodziewała się wyższego poziomu wiedzy po księciu Slytherinu.
Czy próbowała w ten sposób pokazać mu, jaka jest naprawdę? Zdawało mu się, że Hermiona stara się być przemądrzała, wyniosła, może chciała udowodnić mu swoją wyższość, on jednak zamiast zniechęcać się jej wadami, doceniał jej mądrość, podziwiał umiejętności i płynność z jaką poruszała się po całości zagadnienia. Nie mógł pojąć, jakim cudem wcale nie denerwuje go zachowanie Gryfonki. Czy to było możliwe, że jej bliskość wystarczyła do tego, żeby stał się oazą spokoju? Miał wrażenie, że przy niej nic nie jest takie samo, że w jej obecności problemy nie istnieją, całe zło znikało, rozpływało się w tych brązowych tęczówkach i przemieniało się w coś dobrego. Nie wierzył, że pomysł z unicestwieniem płonącego w nim uczucia może się powieść, jeśli dokładne poznanie jej miało być tego przyczyną. Im więcej czasu spędzali razem, tym ciężej było mu uwierzyć, że ona istnieje.
Szlaban zbliżał się ku końcowi.
-Myślałem, że będziesz uczyć się do tego testu dzisiaj wieczorem, ale widzę, że ty już wszystko umiesz - powiedział jej, gdy w końcu udało mu się odpowiedzieć poprawnie na wszystkie zadane przez nią pytania.
-Uczyłam się przedwczoraj, dlatego nie przejęłam się, gdy Zabini ukradł te notatki. Miałam nadzieję, że podzielą się nimi z tobą – powiedziała, siląc się na obojętny ton.
Ślizgon spojrzał na nią zdziwiony. Wiedziała, że to Zabini je ukradł? Otworzył usta, by ją o to zapytać, jednak była szybsza.
-Widziałam tą radość w ich ławce, gdy pokazywali sobie swój skarb - westchnęła. -Pewnie myśleli, że w końcu szlama Granger dostała za swoje, co? Nie nauczy się na test i będzie chodziła załamana przez cały tydzień, jaka szkoda.
Skoro wiedziała, nie było sensu, żeby ich kryć.
-Jakbyś ich słyszała. - skrzywił się. -Dlaczego spytałaś mnie, skąd je mam, skoro wiedziałaś?
Milczała. Dlaczego go zapytała? Miała nadzieję, że naprawdę są ze sobą szczerzy, ale najwidoczniej szczerość obowiązywała jednostronnie. Powiedziała mu o tym, a on miał ochotę przyłożyć sobie czymś ciężkim w głowę. W sumie Crucio też nie byłoby najgorszym pomysłem, ale akurat nie miał przy sobie różdżki.
-Przepraszam - powiedział, gdy udało mu się przetrawić gorzkie słowa Gryfonki. -Nie chciałem, żebyś znienawidziła ich jeszcze bardziej.
Nie odpowiedziała. Czy mogła nienawidzić uczniów ze Slytherinu jeszcze bardziej? Zdawało jej się, że jej nienawiść osiągnęła apogeum już dawno temu, może nawet w pierwszej klasie. W każdym razie nad wybrykami Ślizgonów przeszła do porządku dziennego, traktowała to wszystko jak prawa natury. Tak jak niektóre zwierzęta rodzą się z instynktem mordercy, tak Ślizgoni mają wrodzony talent to szkodzenia innym członkom społeczeństwa.
Usłyszeli kroki Snape'a na korytarzu. Trzeba było błyskawicznie się rozdzielić.
-Nigdy więcej cię nie okłamię - szepnął, wstając i siadając szybko na podłodze pod ścianą. -Obiecuję - powiedział bezgłośnie, po czym drzwi do sali otworzyły się, a różdżki ponownie wylądowały na ławce tuż przy wejściu.


-------

    Jeżeli zabrakło gdzieś akapitu, to przepraszam, ale edytor tekstu je zżera, gdy kopiuję treść z office'a. Zdaje się, że teraz jest okej, ale skrajne niewyspanie w moim przypadku oznacza mniej więcej tyle, że ekran pływa sobie swawolnie
Trochę długa jest ta część i mam cichą nadzieję, że nikogo nie uśpiłam. Postaram się, żeby kolejny rozdział nie byl już taki długi, wiem, że czytanie tasiemców z przyjemności zamienia się w katorgę.

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział II Wierzę.

          „Całą noc myślałem tylko o niej. To takie dziwne uczucie – wiedzieć, że ona już wie. Nie zmrużyłem oka, wciąż zastanawiając się, czy to dobrze, że jej powiedziałem. Ciągle jeszcze mam przed oczami obraz, w którym ona siedzi w pokoju wspólnym Gryffindoru i opowiada przyjaciołom, jak Draco Malfoy zwierzył jej się ze swoich uczuć. „Co za żałosny dupek, obrażał mnie przez tyle czasu tylko po to, żeby na piątym roku przyjść i powiedzieć, że to nie było na serio.” Wyobraźnia płatała mi figla. To przecież zupełnie nie pasowałoby do Hermiony, ona była inna. Gdy zorientowała się przez pocałunek, że nie tkwi w jakimś szalonym śnie... bała się. Widziałem w jej oczach przerażenie, mogę założyć się, że myślała wtedy, że to była moja głupia zagrywka i rugała się w myślach za swoją naiwność. Nie miałem możliwości powiedzieć jej o wszystkim inaczej, niż tylko wprost i zdawałem sobie sprawę z tego, że może mi nie uwierzyć, ale nie było innego wyjścia, istniała tylko jedna droga. Szczera, nieprawdopodobna, najbardziej zadziwiająca prawda, wypowiedziana prosto w twarz. Cholera, ale ze mnie idiota.
Pamiętam jak pierwszy raz nazwałem ją szlamą. Zdaje się, że nie miała pojęcia, co to słowo oznacza, ale to był początek naszej wojny. Byłem pewien, że w ten sposób wryję się w jej pamięć tak głęboko, że widząc mnie, nigdy nie przejdzie obojętnie. Miałem rację, patrzyła na mnie ze wstrętem, a ja udawałem, że ten wstręt odwzajemniam. Co za niedorzeczność. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że sam przez tyle lat nie przyznałem się przed sobą, co naprawdę czuję. Ciągle powtarzałem sobie w myślach „Co za brudna, przemądrzała szlama. Wszystkowiedząca panna zostaw-go-w-spokoju-Malfoy.”, byłem przekonany, że udowodnię sobie samemu, że wcale mi na niej nie zależy. Ale najgorsze było to, że wiedziałem za co mnie nienawidzi i w głębi serca dziękowałem jej, że nigdy nie zakochała się w takim durniu, jakiego udawałem.”

          „Dlaczego nie powiedział mi, że to wszystko dzieje się naprawdę? Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę myśląc, że to sen. W dodatku pozwoliłam mu się pocałować. To jakiś koszmar, nienawidzę siebie za to całym sercem. Oprócz tego powoli zaczęło do mnie docierać coś jeszcze. Szlaban, kolejne godziny spędzone z nim sam na sam. Już sobie wyobrażam, że cisza, w jakiej przepracowaliśmy pierwszy dzień, będzie niczym w porównaniu do tego, co dopiero nadchodzi. Nie wyobrażam sobie jak ja to przeżyję. Może by tak odwiedzić wierzbę bijącą i pozwolić jej, by ubiczowała mnie na miejscu?
Najbardziej ze wszystkiego przeraża mnie jednak myśl, że muszę to wszystko w jakiś sposób ukryć przed Ronem i resztą. Czy widząc Malfoya nie spanikuję, wiejąc gdzie pieprz rośnie? Och, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby moja reakcja tak właśnie wyglądała.
A może wszystko będzie jak dawniej? Znowu zaczepi mnie mówiąc, jak beznadziejnie wyglądam i odejdzie zanim zdążę mu przyłożyć? Za to kochałabym go chyba najbardziej na świecie – gdyby pozwolił mi udawać, że nic się nie stało i żeby sam zachowywał się tak samo. Czy nie o to mu chodziło, gdy mówił, że ta sytuacja nie ma prawa bytu? Że cała ta sprawa nie może ujrzeć światła dziennego? Pozostaje mi cicha nadzieja, że tak będzie.
Ciągle przypominam sobie drugą klasę. Komnata tajemnic została otwarta, a on mówił Harry'emu i Ronowi pod postaciami Crabbe'a i Goyle'a, że ma nadzieję, że mnie spotka to samo co inne mugolaki – śmierć z rąk bestii Slytherina. Jeśli na szlabanie mówił prawdę, to nawet jego najbliżsi przyjaciele nie mieli pojęcia, co w nim siedzi. Od początku gra kogoś kim nie jest. Oszukuje wszystkich dookoła, nawet samego siebie. Z pewnością nie zmarnowałby tego wszystkiego po jednej rozmowie ze mną, tak byłoby rozsądnie. I nie wiem już kogo na górze mam błagać, żeby on był jutro rozsądny.”

          Nie było innej drogi, Hermiona musiała stawić czoło swoim lękom i wyjść z dormitorium dla dziewcząt. Stawiając pierwsze kroki na krętych schodach, zaczęła panicznie bać się tego, że w pokoju wspólnym znajdzie Malfoya. „Nie, to niedorzeczne. Muszę wziąć się w garść” - powtarzała sobie, gdy stała już pod portretem Grubej Damy. Wolała iść sama, na wszelki wypadek, gdyby jednak postanowiła wiać, gdzie pieprz rośnie na widok Malfoya i jego paczki. Im mniej świadków, tym lepiej. Po drodze na lekcje zielarstwa rozglądała się dookoła, szukając wzrokiem wysokiego blondyna, od którego w razie czego miałaby uciekać. Nigdzie go nie było, bezpiecznie dotarła do szklarni.
Na lekcji z Puchonami czuła się zdecydowanie bardziej komfortowo, niż na szkolnym korytarzu. Żadnego zagrożenia, po pięciu minutach przestała nawet zaglądać nerwowo pod stanowiska innych uczniów, żeby sprawdzić, czy przypadkiem gdzieś tam nie ukrywa się Ślizgon.
-Hermiona, co z tobą?! - zapytał nerwowo Harry, gdy ta po raz kolejny oglądała się za siebie.
-N-nic, wydawało mi się, że gdzieś tam poszedł pająk.
Na twarzy Rona automatycznie pojawiło się przerażenie – pobladł i wykrzywił usta w niemym krzyku. Z konewki, którą trzymał w ręku, zaczęła sączyć się woda, oblewając mu szatę.
-Powiedziała WYDAWAŁO MI SIĘ, Ron. Przestań robić te swoje miny. Poza tym myślałem, że po odwiedzinach w Zakazanym Lesie takie pająki, jak te tutaj nie mogą cię przerazić. - podgadywał go bliznowaty. Rudy nic mu już nie odpowiedział, tylko, wciąż jeszcze blady, wrócił do podlewania przesadzonych przez Pottera roślin.
Lekcja skończyła się nadzwyczaj szybko, zdecydowanie za szybko jak dla Hermiony. Po raz kolejny musiała zmierzyć się z przejściem przez korytarz i dotarciem do wieży Gryffindoru. Tym razem jednak nie obyło się bez konfrontacji z Draco, który w tym samym czasie wracał z treningu quiddicha. W jednym ręku dzierżąc swoją miotłę, a w drugiej rękawice, szedł dumnie przez dziedziniec i zaczepiał pierwszoklasistów, którzy właśnie przechodzili obok. Nigdy w życiu Hermiona nie powiedziałaby, że człowiek może mieć dwie, tak różne od siebie twarze. Z jednej strony był chłopak, którego właśnie obserwowała – pewny siebie, wszędzie szukający obiektu, nad którym mógłby poznęcać się psychicznie, otoczony grupą kumpli i... och tak, w towarzystwie jakiejś dziewczyny uwieszonej na jego ramieniu. Z drugiej strony widziała oczami wyobraźni faceta, z którym rozmawiała dzień wcześniej – samotnego, pogubionego we własnym życiu, nieszczęśliwego mężczyznę, który miał tak wiele odwagi, że przyznał jej się do tego, o czym nie mówił nikomu. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli wczoraj mówił poważnie, to ryzykował, że Gryfonka może zechcieć zemścić się na nim, mówiąc o wszystkim znajomym. Albo nawet i całej szkole.
Gdy był już blisko, nadeszła decydująca chwila. Prawda, czy fałsz? Poćwiartować go, czy nie poćwiartować?
Ze strachu wsunęła się między Harry'ego i Rona, szukając ewentualnej drogi ucieczki.
-Ej, Weasley, czy ta wielka mokra plama na twojej szacie, to nie jest amortencja? Bo chyba zaczynam czuć do ciebie pociąg, przystojniaku! - zakpił Ślizgon, a reszta drużyny ryknęła głośnym śmiechem. I już miał ich zostawić, przejść obok, gdy dostrzegł, że za Ronem stoi Hermiona. Zawahał się przez chwilę niepewny, czy dziewczyna milczała w kwestii jego wczorajszego wyznania. W końcu na jego twarzy rozkwitł szyderczy uśmiech.
-Nie martw się, Granger. Nie odbiję ci chłopaka. - Kolejna salwa śmiechu wśród Ślizgonów zapewniła dowcipnisia, że nikt niczego nie zauważył. -Przynajmniej na razie. - dodał, zawadiacko puszczając jej oczko i odszedł, a za nim chichocząca drużyna.
-Nienawidzę go - powiedziała sucho, starając się, by zabrzmiało to możliwie gorzko. Serce wciąż waliło jej jak oszalałe. Przez cały czas, gdy patrzył na nią, bała się, że za moment usłyszy jakiś komentarz dotyczący wypadków poprzedniego dnia. Gdy odszedł, poczuła jak wielki kamień odciąża właśnie jej żołądek. „Więc najwidoczniej to wszystko prawda.” - pomyślała z chwilowym przypływem ulgi.
-Dupek - usłyszała od Rona, gdy skierowali się w stronę wieży Gryffindoru.
Chciałabym.” - przeszło jej przez głowę, ale nic już nie mówiła.
Jej niepokój znacznie zmalał, choć wciąż istniał cień szansy, że za chwilę usłyszy komentarz dotyczący incydentu w lochach. Mimo to nie oglądała się już za siebie, nie wypatrywała możliwych dróg ucieczki w razie nagłego spotkania ze Ślizgonami. Znów zaczęła śmiać się z żartów Harry'ego, które, podobnie jak dowcip Malfoya, skupiały się na mokrej plamie w okolicy uda rudzielca. Gdy doszli do portretu Grubej Damy, Hermiona machnęła różdżką i osuszyła spodnie Weasleya.
-Koniec żartów, idźcie się spakować. - rozkazała im surowo jak starsza siostra i sama ruszyła do swojego dormitorium.
-Czy tobie też wydaje się, że od kiedy spotkaliśmy tą grupę Ślizgonów, Hermiona przestała odwracać się za siebie? - zapytał Harry, gdy wspinali się po schodach.
-A zauważyłeś, że kiedy odwraca się za siebie, jej włosy tak ślicznie obijają słoneczne refleksy? - odpowiedział pytaniem na pytanie rozkojarzony Ron.
-Jesteś niemożliwy - usłyszał w odpowiedzi i oberwał po głowie podręcznikiem do zaklęć.
Wszystko w porządku. Nic nie powiedział. To nie był jeden z jego szczeniackich wygłupów, on naprawdę nie jest takim człowiekiem, jakiego udaje przed całym światem. Hermiona, ty idiotko. To jest Malfoy! On cię zwodzi, przecież nie ma żadnych uczuć. Ale to jego spojrzenie, nie ono przecież nie było udawane. - Dziewczyna nie była w stanie zebrać myśli. Od dziesięciu minut nie miała pojęcia co dzieje się na zajęciach z zaklęć, nie zareagowała na szturchnięcie Harry'ego, nie podniosła też ręki, gdy padło pytanie dotyczące maksymalnej długości czasu trwania zaklęcia kameleona.
-Coś się wydarzyło. - szepnął Ron konspiracyjnie obserwując zamyślenie przyjaciółki.
-Owszem. Trzeba ją o to zapytać - odpowiedział zaniepokojony Harry.
-I tak ci nie odpowie.
-Zobaczymy.
-Panowie, czy jest coś tak pilnego, że musicie to omawiać akurat teraz? - spytał lekko oburzony profesor Flitwick.
Chłopcy pokręcili głowami przecząco i opuścili je na znak, że jest im przykro.
I tak ją zapytam.” - nabazgrał Harry na świstku, który znalazł między kartkami podręcznika i podał Ronowi. Ten tylko wzruszył ramionami i znów skierował wzrok na Hermionę, którą z transu wybudził dopiero dźwięk dzwonka na przerwę. Dziewczyna pospiesznie spakowała swoje książki i niemalże wybiegła z sali. Dokąd tak jej się spieszyło?
Dwójka przyjaciół wróciła do swojego dormitorium po książki na kolejne zajęcia.
-Ugh, widzisz to co ja? - rzucił kwaśno Ron, oglądając swój plan zajęć.
-Ciężkie życie ucznia Hogwartu - odpowiedział Harry i złapał za podręczniki do wróżbiarstwa i eliksirów.
O ile wróżbiarstwo minęło dość szybko i w znośnej atmosferze, o tyle eliksiry zapowiadały się naprawdę fatalnie.
Zajęcia ze Ślizgonami nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, ale Hermiona przeczuwała, że ta godzina będzie dla niej wyjątkowo trudną do zniesienia. Intuicja zawiodła ją jednak tylko w pewnym stopniu, bowiem sama lekcja była znośna, w przeciwieństwie do...
Stali właśnie w lochach tuż pod drzwiami sali, ignorując wszelkie docinki Ślizgonów, gdy zza drzwi wysunął się Snape.
-Malfoy i Granger, do środka - powiedział chłodno. - Reszta czeka. - Gryfonkę dosłownie zmroziło. O co mogło chodzić? Przecież tym razem nawet się nie odezwała.
Profesor milczał przed dłuższą chwilę, jakby próbował ułożyć swoją wypowiedź, zanim jakiekolwiek słowo padnie z jego ust.
-Słyszałem was wczoraj podczas szlabanu. - odezwał się wreszcie.
Dwójka uczniów spojrzała na siebie zaszokowana. Słyszał? Słyszał, jak Draco wyznaje Hermionie to, o czym nikt nie mógł wiedzieć? Faktycznie, wszedł chwilę po tym, jak chłopak wyrzucił z siebie to wszystko. W dodatku dopiero w tamtym momencie Malfoy przypomniał sobie, że wrócił do swojego dormitorium dwadzieścia minut przed dziesiątą. Snape był zbyt zasadniczy, by wypuścić ich przed czasem od tak sobie, prędzej zapomniałby, że są tam zamknięci i otworzyłby drzwi nazajutrz rano, wchodząc na pierwszą lekcję. Mimo to przez chwilę jeszcze oboje mieli nadzieję, że usłyszą zaraz „Żartowałem! Ale odbieram dziesięć punktów Gryffindorowi za naiwność Granger.” W sali jednak nadal panowała cisza.
Ślizgon już otwierał usta by spróbować to jakoś wytłumaczyć, ale nietoperz nie pozwolił mu wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
-Nie winię cię, Draco - powiedział tym samym, oziębłym tonem, co wcześniej. - Wiem, że to przez Granger, słyszałem. Ale skoro nawet podczas szlabanu musicie na siebie warczeć, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wydłużyć wam go jeszcze o tydzień, z nadzieją, że w końcu przestaniecie skakać sobie do gardeł.
Nie zdążyli otrząsnąć się z pierwszego szoku, gdy Snape wpędził ich w kolejny.
Warczeć na siebie? Hermiona analizowała sytuację z poprzedniego dnia. Faktycznie, krzyknęła, by się do niej nie zbliżał. A gdy kilka minut później Snape pojawił się w drzwiach, stali naprzeciw siebie tak, jakby zaraz mieli zacząć kolejny pojedynek.
Spojrzała na Dracona. Miała wrażenie, że ten zaraz zemdleje pod natłokiem słów nauczyciela, tym samym przekonała się również, że to, co wydarzyło się na szlabanie, było na serio. Gdyby to był głupi żart, Malfoy wyglądałby na znudzonego, ewentualnie zdenerwowanego tym, że Severus psuje mu zabawę.
-Nie słyszę pretensji, dziwne. Myślałem, że wydłużę wam tę nagrodę jeszcze o tydzień, ewentualnie miesiąc, gdybyście mnie bardzo zdenerwowali, ale skoro milczycie, jak na uczniów przystało, to zawołajcie resztą uczniów i zaczynamy zajęcia. - Hermiona już ruszyła ku drzwiom, gdy ponownie usłyszała zimny głos nauczyciela. - Granger, odejmuję Gryffindorowi pięć punktów za twoje wczorajsze zachowanie.
Gryfonka omal nie uśmiechnęła się, słysząc te słowa. Mało brakowało, a wszystko by się wydało, a wtedy, kto wie jak wszystko by się potoczyło? Snape przecież nienawidził całego Gryffindoru i zdecydowanie można by go nazwać przodownikiem wrogości między jego domem i domem lwa. Dlaczego więc tak mu zależało, żeby Hermiona i Draco przestali ze sobą walczyć?
Szlaban rozpoczęli w milczeniu.
Żadne z nich nie wiedziało, czy odzywanie się w obecnej sytuacji jest właściwe i... bezpieczne. Po lekcji eliksirów zdawali sobie sprawę, że Snape może przysłuchiwać się ich poczynaniom, żeby sprawdzić, jak idą im wzajemne stosunki. A szłyby na pewno o wiele lepiej, gdyby nie wisiała nad nimi groźba ujawnienia.
Ponadto każde z nich, gdzieś w środku, prowadziło ze sobą zaciętą walkę.
Draco, wycierając ławki podobnie jak poprzedniego dnia, zastanawiał się, czy ostatecznie Gryfonka uwierzyła w jego słowa. Nie wiedział też, czy gniewa się na niego za to, że to właściwie przez niego szlaban został przedłużony, a ona straciła pięć punktów dla swojego domu.
Hermiona próbowała pozbierać myśli, które rozsypały się w niej zaraz po przekroczeniu progu sali. Z jednej strony pragnęła jak najprędzej poznać tego Dracona, który mógł okazać się wspaniałym, wartym uwagi chłopakiem. Z drugiej strony jednak nadal pozostawało w niej ziarnko niepewności i bała się, że każdy jej ruch, każda inicjatywa poprowadzenia tej „nowej” znajomości, może być dla niej opłakana w skutkach w przyszłości.
Milczeli więc oboje zajmując się swoimi obowiązkami, doprowadzając salę do błysku po raz kolejny. Tym razem zajęło im to o wiele krócej – po godzinie sala osiągała stan nieskazitelnej czystości.
Hermiona od dziesięciu minut siedziała na ławce, przyglądając się blondynowi. Draco skończył zmywać podłogę, po czym opadł na krzesło obok niej.
-Mam dziwne wrażenie, że Snape przedłużył nam ten szlaban tylko dlatego, że nie ma kto mu wypucować sali - powiedział cicho.
Dziewczynie ciężko było się nie uśmiechnąć, ale wciąż milczała. Jeszcze dwa dni temu wyśmiałaby każdego, kto powiedziałby, że Malfoy potrafi być zabawny. Ale wszystko się zmieniło, ten dawny Malfoy istniał dla każdego oprócz niej.
Milczeli tak dłuższą chwilę.
-Wciąż nie chcesz mnie znać, prawda? - zapytał sucho.
Starał się, by jego głos nie zdradzał żadnych emocji grających w jego wnętrzu. Nie chciał, by decydowała pod wpływem współczucia czy innych uczuć. Chciał wiedzieć, jak ona widzi całą tę sytuację swoim rozumem.
-Wciąż nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest takie proste? To tak, jakby nagle dowiedzieć się od rodziców, że cię adoptowali.
Chłopak zachichotał.
-Naprawdę porównujesz te dwie sytuacje?
-Chodzi o moment – chrząknęła – gdy po wielu latach swojego życia, dowiadujesz się, że pewna oczywistość była kłamstwem. Cały twój światopogląd zostaje złamany.
Wiedział o co jej chodzi. Cały czas była przekonana, że wie o nim wszystko, że doskonale zna jego charakter – podły, arogancki, zarozumiały egoista, cyniczny, irytujący, przepełniony nienawiścią dupek. I nagle okazuje się, że ten Malfoy, którego zna, to tylko kukiełka, za której sznurki pociąga zupełnie inny chłopak.
-Więc mi wierzysz? - spytał po chwili analizy jej słów.
Patrzyli sobie głęboko w oczy, żadne z nich nawet nie mrugnęło, gdy ona odpowiedziała.
-Wierzę.
Znowu zapadła cisza, jednak nie na długo.
-Ale wciąż nie rozumiem dlaczego to robiłeś. Czy nie było innej drogi? Czy musiałeś wdać się w takiego...
-Nie miałem wyjścia. - przerwał jej, bojąc się, że usłyszy o sobie coś, co wyprowadzi go z równowagi. - Mój ojciec nigdy w życiu nie zaakceptowałby mnie w moim prawdziwym wydaniu, ani tym bardziej nie pozwoliłby mi na związek z dziewczyną nieczystej krwi. Podobnie jak cały dom Ślizgonów nie zaakceptowałby mojej przyjaźni z Gryfonką. Wszystko jest na straconej pozycji od samego początku.
-Mogłeś mi o wszystkim powiedzieć, a potem... cóż, potem, być może, ukrywalibyśmy naszą przyjaźń przed całym światem. - W zasadzie nie mogła uwierzyć, że właśnie wypowiedziała te słowa. To było takie dziwne – rozmowa, w której żadnych słów nie hamowało się w połowie zdania. Każdy wyraz przepływał wprost z ich myśli w rozmowę, każda myśl stawała się wypowiedzią, a wypowiedź wyznaniem.
-Chciałem. To znaczy nie na początku. Wtedy chyba byłem zbyt głupim szczeniakiem, żeby to zrozumieć. A później zabrnąłem w to tak daleko, że nie miałem bladego pojęcia, jakie słowa mogłyby cokolwiek zmienić. Sytuacja wydawała się być zupełnie beznadziejną, rozumiesz, nienawidzisz mnie i to ta przeszkoda, przez którą bałem się przejść
-Nienawidziłam. - poprawiła go beznamiętnym tonem, jakby to było oczywiste. Ślizgon spojrzał na nią zdziwiony, ale nic nie powiedział na ten temat, tylko kontynuował.
-Wiedziałem, że uznasz to za jakiś głupi dowcip. Takim jak ja nie można ufać, bo jesteśmy przecież zdolni do wszystkiego. Bawimy się ludzkimi uczuciami nie zważając na nic, ani tym bardziej na nikogo. - Mówił z goryczą.
-Draco... - próbowała mu przerwać.
-Przestań, przecież wiem jak jest. To ja jestem ze Ślizgonów, ja mam z nimi styczność niemalże przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Po tym co przeszłaś... nie możesz mi zaufać. To byłoby niezgodne z racjonalnym rozumowaniem, a przecież ty...
-Zaufałam ci. Ale jest to ograniczone zaufanie. Wystarczy jeden twój fałszywy ruch, a... - zawahała się, nie wiedząc co właściwie mogłaby zrobić, gdyby okazało się, że to wszystko jest kłamstwem.
-A zamienisz moje życie w piekło. Wiem o tym od początku, Granger. Wiem do czego jesteś zdolna.
Zamilkli oboje. Ona analizowała wszystkie jego słowa, odsiewała je pojedynczo doszukując się kpiny albo szyderstwa. Może sygnału, że wszystko jest po staremu? On po prostu czekał. Nie chciał wylewać na nią kolejnego potoku słów, w którym nie potrafiłaby się odnaleźć. Minęło dobre dwadzieścia minut, zanim ponownie się odezwała. Szlaban zbliżał się ku końcowi, a ona nie znała odpowiedzi na jedno, najważniejsze pytanie.
-Czego ode mnie oczekujesz, mówiąc mi o tym wszystkim? - spytała wprost.
Malfoy zamyślił się ponownie. Rozważał co ma jej odpowiedzieć. Sam wielokrotnie zadawał sobie to samo pytanie, co chciał osiągnąć przez to, że ona dowiedziała się całej prawdy?
-Nie wiem. -odpowiedział zgodnie z prawdą. Ona jednak wciąż patrzyła mu prosto w oczy, wyczekując sensownego wyjaśnienia całej tej sytuacji.
-Daj mi się poznać tak, żebym przestał cię... - nie dokończył, bo Hermiona zatrzymała jego słowa jednym gestem. Nie chciała by znowu to powtarzał, to przecież nie mogła być miłość.
-Zgoda. Od dziś nie ma między nami przemilczanych słów i ukrytych prawd.



======

Nie wiem jak będzie w najbliższym czasie z moim czasem (lluudzie, jak to brzmi...) - pieniądze same się nie zarobią, mieszkanie samo się nie opłaci, powieść sama się nie napisze. Wszystko na raz, gdy ja mogłabym poprowadzić akurat tę historię do końca w ciągu kilku dni. Postaram się dopisać ciąg dalszy jak najszybciej, póki nie straciłam weny i dopóki pamiętam co po kolei ma się wydarzyć. Aczkolwiek nie wiem, czy zamieszczenie tutaj całej historii w ciągu dwóch tygodni byłoby rozsądnym pomysłem ;-)


niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział I Poznaj moją drugą twarz.

     Witam Cię serdecznie na moim blogu. 
Z tego miejsca chciałabym podziękować Ci, że zdecydowałeś/aś się rozpocząć czytanie mojego opowiadania. Jest mi z tego powodu naprawdę bardzo miło.
Mam nadzieję, że dotrwasz do końca.
Będę również wdzięczna za kilka słów opinii, kiedy już skończysz, ale oczywiście nie jest to wymagane. 

Pragnę Cię poinformować, że ostatni rozdział drugiej części opowiadania dostępny jest jedynie po napisaniu do mnie maila (więcej infomacji tutaj). Możesz to zrobić już teraz, jeśli chcesz, ale wolałabym, abyś przeczytał/a najpierw kilka kolejnych rozdziałów i upewnił/a się, że chcesz to opowiadanie skończyć. 

Życzę Ci miłej lektury! 


      Przepraszam za wszystkie błędy interpunkcyjne, które dopiero teraz jestem w stanie zauważyć, ale niestety dokonywanie korekty na blogspocie bywa naprawdę uciążliwe (poprawisz jedno słowo, skopie się dziesięć ustawień dotyczących czcionki), więc na razie zdecydowałam się tego zaniechać. 


     Może to szalone, ale nie pamiętam kiedy to wszystko się zaczęło. Zakochać się w wieku jedenastu lat to przecież niemożliwe. Dopiero teraz, po tym nieszczęsnym szlabanie zacząłem zastanawiać się nad początkiem. Dopiero teraz mam odwagę, by przyznać się do tego przed samym sobą. I ciągle mam wrażenie, że to właśnie na ceremonii przydziału ta historia miała swój początek. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby wiedzieć, że ona jest kimś wyjątkowym. Stała tam razem z nami, uśmiechnięta od ucha do ucha. Widać było, że się denerwuje, a mimo to uśmiech nie schodził z jej twarzy. Długie, kręcone włosy zakrywały niemalże całą jej twarz. Jak się nazywasz dziewczyno, no jak? - Pytałem sam siebie, zapatrzony w nią jak idiota.

Kiedy została wyczytana, modliłem się w duchu, żeby trafiła do Slytherinu. Jednocześnie w głowie wciąż słyszałem jej imię. Hermiona. I nagle ten stary, wyświechtany kapelusz postanowił rozdzielić nas na zawsze. Gryffindor. W jednej sekundzie stała się moim śmiertelnym wrogiem i nic nie mogłem z tym zrobić.
-Draco! Słyszałeś?! Szlama trafiła do Gryffindoru! - usłyszałem za plecami drwiący śmiech Goyle'a.
-Szlama? Jaka szlama? - spytałem nieprzytomnie.
-No Granger! - przekrzywiwał wiwaty wciąż płynące od strony Gryfonów, które po chwili zaczęły zlewać mi się w jedno.
Szlama. Nie mogłem w to uwierzyć. To był po prostu absurd.
Uśmiechnąłem się pogardliwie, udając, że ta sytuacja mnie bawi. W środku czułem jednak pewien niepokój, zupełnie tak, jakbym wiedział, jak to się skończy.
Ja i ona, wrogowie na zawsze.
Gdy usiadłem przy stole Ślizgonów, obserwowałem ją, przybierając przy tym drwiącą minę. Wtedy jeszcze nic do niej nie czułem, nic z wyjątkiem dziwnego gniewu, że nie siedzi obok mnie. To nie był jej wybór, oczywiście, ale widząc jaka była szczęśliwa, gdy przydzielono ją do Gryfonów... Nie pozostawiła mi wyboru, musiałem ją znienawidzić.”

     „Nie potrafię pojąć, co tak właściwie się wydarzyło.
On mnie nienawidził, a ja nienawidziłam jego. Tak było od zawsze, od pierwszego dnia szkoły. Ja, królowa kujonów, brudna szlama Granger. On, głupi buc, arystokratyczny, źle wychowany, uprzedzony dupek Malfoy. I tak nagle mam myśleć o nim w zupełnie innych kategoriach? Nigdy w życiu, nie po tym, jak znęcał się nade mną przez cztery poprzednie lata. Wybaczyłabym mu, gdyby przeprosił mnie przed całą szkołą, leżąc plackiem w różowej szacie na błoniach Hogwartu. Ale nawet takie przedstawienie nie sprawiłoby, że zapomniałabym o wszystkim co powiedział na mój temat kiedykolwiek w życiu. Nie mówiąc już o przyjaźni, zaufaniu czy... no właśnie. Nie wiedziałam zupełnie co myśleć o jego słowach. To było po prostu chore. Czy ktoś rozlał amortencję w klasie eliksirów, którą sprzątaliśmy na szlabanie? A może nawdychał się eliksiru zapomnienia przed dwudziestą, zanim zaczęliśmy pracować?
Wszystko zdawało mi się bardziej prawdopodobne od tego, co powiedział. Albo wydawałoby mi się nieprawdopodobnym gdyby nie śniadanie w Wielkiej Sali trzy dni wcześniej.
Przyszliśmy tam we troje, czekając aż Harry, którego ledwo dobudziliśmy, dołączy do nas.
Rozglądałam się po sali wyczekując czarnej czupryny pomiędzy innymi głowami obecnych na sali uczniów. Nie wiem dlaczego skierowałam swój wzrok na niego. Siedział tam razem z innymi Ślizgonami, patrzył na mnie zupełnie wyłączony z rzeczywistości. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, opuścił wzrok speszony. To było dziwne. Draco Malfoy ucieka wzrokiem od brudnej szlamy? Draco Malfoy patrzy na brudną szlamę NIEOBECNYM WZROKIEM? Nie wiem dlaczego, ale to wydało mi się wtedy okropnie śmieszne. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, było to, że Malfoy pewnie zakochał się w jakiejś panience i rozmyślał o niej nieświadomie patrząc w naszym kierunku. Ale później oprzytomniałam, słowa „Malfoy” i „zakochał się” zupełnie do siebie nie pasowały. On przecież nie miał serca, miał tylko kawałek kamienia ukrytego pod płucami.
A potem, gdy spojrzałam na niego po raz kolejny, patrzył na mnie już zupełnie inaczej. To znaczy tak jak zwykle, z pogardą. Jednak nie przestałam się śmiać, rozważając wszystkie możliwe powody, dla których scena sprzed chwili miała miejsce.
Od tamtej pory starałam się dostrzegać w nim jakieś ludzkie odruchy, które mogłyby świadczyć o tym, że (ku zaskoczeniu wszechświata) Draco też ma serce. On z kolei usilnie próbował udowodnić mi, że jest inaczej. Dopiekał mi jeszcze bardziej niż zwykle, niemalże na każdym kroku śmiał się z tego jak wyglądam. Było mi wszystko jedno, co mówił, ważne było, że zachowywał się jak desperat od tamtej chwili, tego ułamku sekundy, gdy patrzeliśmy sobie w oczy. A ja nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić.”

     Na szlaban trafili przez niego.
Za chwilę miały zacząć się eliksiry, o których Hermiona zupełnie zapomniała przez Rona. Rudzielec nie chciał wypuścić jej z dormitorium, prosząc o pomoc przy wypracowaniu z transmutacji. Kiedy w końcu poddała się i obiecała, że wieczorem usiądzie z nim do tego, wylecieli z wieży Gryffindoru w panice, że spóźnią się na zajęcia do Snape'a.
-Ron, zamorduję Cię! - wrzeszczała wybiegając zza kolejnego zakrętu.
-Zobaczymy czy zdążysz przed Severusem - usłyszała w odpowiedzi, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
Schody, schody, zakręt, znowu schody. Lochy, już prawie. I nagle to, czy zdążą na lekcję stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Przy pokoju wspólnym Slytherinu, na środku drogi stał Malfoy ze swoją świtą. Zmierzył wzrokiem Hermionę i jej przyjaciela.
-Widzę, że gołąbki jak zawsze razem? - zapytał z chytrym uśmiechem. - A właściwie to gołąbka i wiewiór.
Ślizgoni zarechotali zgodnie za jego plecami.
-Zejdź mi z drogi, śmieciu. - Ron zdawał się być wyprowadzony z równowagi samym widokiem blondyna.
Później wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Draco domagał się przeprosin za nazwanie go śmieciem. Ron twardo stanął przy swoim. Ślizgon wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie, które odbiła Hermiona. Zaczęli walczyć, pomimo usilnych próśb Rona, żeby dziewczyna dała już spokój i go zignorowała. Rzadko zdarzało mu się oglądać, jak jego przyjaciółka z pełną premedytacją łamie regulamin.
I wtedy do akcji wkroczył Snape, który jednym ruchem różdżki rozbroił oboje uczniów i poprosił ich spokojnym głosem, żeby weszli do jego gabinetu. W tej sytuacji lepiej byłoby, żeby wrzeszczał na nich jak opętany, opanowanie bowiem zwykle znaczyło u niego tyle, iż ma już w planach genialną karę. Weszli za nietoperzem, ciskając w siebie gniewnymi spojrzeniami.
Profesor popatrzył na nich przenosząc leniwie wzrok z Malfoya na Granger i kręcąc przy tym głową z dezaprobatą.
-Gratuluję wam obojgu - powiedział typowym dla niego, zimnym jak sopel lodu głosem.
Zwiesili głowy w milczeniu. Żadne z nich nie miało odwagi powiedzieć ani słowa. Była zdziwiona, że Ślizgon nie wyskoczył z jednym z tych swoich legendarnych „To ona zaczęła!”, o których słyszała od innych Gryfonów. Ponoć to zawsze ratowało mu skórę u Snape'a. Czyżby Malfoy w końcu dorósł?
-Gratuluję wam, nie podziękujecie mi? - spytał zirytowany nietoperz.
-Czego nam pan gratuluje? - zapytał w końcu zniecierpliwiony blondyn.
-Myślałem, że nie zapytasz. - Snape prawie się uśmiechnął. - Wygraliście tygodniowy pobyt dla dwóch osób w godzinach dziewiętnasta – dwudziesta druga w sali obok. Będziecie sprzątać ją codziennie na błysk. Nie chciałbym być w waszej skórze, jeśli znalazłbym chociaż jedno drobne zabrudzenie. A teraz wynocha na lekcje - zakończył jeszcze chłodniej i wyszedł razem z nimi z gabinetu.
-Wspaniale Malfoy, zawsze marzyłam o tym, żeby spędzać z tobą wieczory w ciemnym lochu - mruknęła Hermiona z goryczą, gdy znaleźli się w klasie.
-Nawzajem, Granger.
-Czy chcecie, żebym przedłużył waszą nagrodę o tydzień? - warknął Snape zza biurka.
Ron spojrzał pytająco na przyjaciółkę, która tylko machnęła ręką, dając mu do zrozumienia, żeby nie pytał.

Tym właśnie sposobem pięć po siódmej Draco i Hermiona znaleźli się w jednej sali, zamknięci na klucz. Nie patrzyli na siebie. Ona ścierała kurze z flakoników stojących na kamiennych wnękach, on mył ławki. Odwróceni plecami do siebie udawali, że w sali nie ma nikogo poza ich własną osobą.
Czas dłużył się w nieskończoność, Hermiona nie mogła wyobrazić sobie, co będzie robić codziennie w tej samej sali, jeśli już pierwszego dnia wytrze wszystkie zalegające na półkach kurze. Przed jej oczami stanął obraz jej samej, obrażonej śmiertelnie na Ślizgona, który usiądzie gdzieś pod ścianą i będzie bawił się swoją różdżką, rzucając w nią uroki z nudów.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, zastanawiając się, skąd w jej głowie pojawił się tak głupi pomysł.
Po dwóch godzinach klasa dosłownie błyszczała. Wszystko zmiecione i wytarte, podłoga nie lepiła się już od rozlanych na niej eliksirów, a regały lśniły czystością. Nadszedł czas, którego najbardziej się obawiała, chwili, w której nie będą mieli czego ze sobą zrobić. Bała się, że chłopak zaraz rzuci się jej do gardła za to, że pozwoliła sobie stanąć z nim do walki, on jednak usiadł na stoliku, założył nogi na krzesło i siedział z opuszczoną głową. Gryfonka zaś postanowiła sprawdzić, czy aby na pewno dokładnie wytarła wszystkie półki, tak na wszelki wypadek, gdyby groźba Snape'a była prawdziwa.
Usłyszała jego kroki za swoimi plecami.
-Nie podchodź do mnie - ostrzegła go trzęsącym się głosem.
Zrobił kolejne dwa kroki w przód.
-Nie podchodź, powiedziałam. - Tym razem postarała się, by jej głos brzmiał pewniej.
Jeszcze dwa kroki. Odwróciła się wściekła i przerażona jednocześnie, nie wiedząc jak się bronić. Jej różdżkę skonfiskował profesor, zanim weszli do sali. Teraz była bezbronna.
Ale gdy spojrzała mu w oczy, przestała się bać. To było to samo spojrzenie, które widziała podczas śniadania tamtego dnia. Z bliska jego twarz wyglądała jednak zupełnie inaczej – jego oczy błyszczały w blasku świec, usta zaciśnięte były w nerwowym skurczu, a brwi unosiły się delikatnie.
-Żadne słowo, które wypowiedziałem kiedykolwiek w Twoim kierunku nie miało dla mnie znaczenia. To wszystko to nieprawda.
To było bez sensu. Hermiona zastanawiała się, czy to możliwe, żeby napój wielosokowy działał ponad trzy godziny. Nie słyszała o tym. Czy pił go, gdy była odwrócona do niego plecami? Przecież to nie mógł być Malfoy, ta twarz zupełnie go nie przypominała, ani tym bardziej słowa, które wypowiedział.
-Kim jesteś? - zapytała zduszonym szeptem.
Chłopak zdziwił się na to pytanie, ale po chwili zrozumiał.
-Jasne, nie wierzysz mi. Dlaczego miałabyś uwierzyć w taki głupi tekst - powiedział z goryczą odwracając od niej wzrok. -Wredny Ślizgon przepełniony nienawiścią do świata. - Miała wrażenie, że jego usta zacisnęły się jeszcze mocniej, ponieważ zbielały mu wargi.
To było dziwne.
-No tak, ja pewnie śpię - powiedziała sama do siebie i zaśmiała się wesoło, przechodząc obok niego. -Malfoy, cieszę się, że kiedy się obudzę, okaże się, że nie muszę spędzać kolejnego tygodnia w lochach w Twoim towarzystwie. - Ona tak to właśnie zrozumiała, była przekonana, że śpi. Czyż mało razy miała tak realistyczne sny, że budząc się nie mogła pojąć co się dzieje wokół niej? Przestała dziwić się temu, co mówił jej odwieczny wróg. A on postanowił nie rezygnować, musiał powiedzieć im o wszystkim.
-Próbowałem cię nienawidzić przez te wszystkie lata. Byłaś Gryfonką, w dodatku pochodzisz z mugolskiej rodziny. Powinienem cię nienawidzić. Rozumiesz? Powinienem! - powiedział zakładając sobie ręce na głowę i kuląc się pod naciskiem słów, które sam wypowiadał. - Ale nie potrafiłem. Nigdy mi się nie udało, Granger - powiedział cicho, opierając się o ścianę.
Hermiona podniosła się z krzesła i podeszła do niego.
-A ja uważam, że świetnie ci wychodziło. Nazywanie mnie brudną szlamą to już jakieś osiągnięcie. Wyśmiewanie mnie prosto w twarz też nie było gorsze.
-Już ci mówiłem, żadne słowo, które wypowiedziałem, nie miało znaczenia. Każda obelga była bezsensowną przykrywką dla tego, co naprawdę czułem. Jako Ślizgon nie mogłem kochać Gryfonki. Ale nie mógłbym też znieść, gdybyś w ogóle nie zauważała mnie na korytarzu. Więc wolałem, żebyś mnie nienawidziła, bo negatywne uczucie jest zawsze lepsze od żadnego. Rozumiesz, Granger?
-Rozumiem, mam ostatnio wyjątkowo głupie sny. Czy ty przypadkiem przed chwilą nie powiedziałeś, że...
-Owszem. Powiedziałem.
-Dlaczego? - wiedziała, że kiedy się obudzi, minie długi czas, zanim będzie potrafiła spojrzeć na niego tak jak dawniej. Mimo wszystko ciągnęła tą rozmowę dalej z nadzieją, że wydarzy się coś niezwykłego. - Dlaczego wolałeś mnie nienawidzić, niż po prostu przyznać się do tego, co czujesz?
-Bo... - zająknął się, wiedząc jak idiotycznie zabrzmi kolejne zdanie. Musiał je jednak wypowiedzieć. -Bo kocham cię miłością tak zakazaną, że świat nie zniósłby jej ujawnienia.
Po tych słowach na chwilę zrobiło mu się lżej.
Gryfonka zbliżyła się do niego na odległość dwóch kroków. Nie zaśmiała się, patrzyła mu prosto w oczy, a w jej głowie kotłowało się milion myśli. Dziwny sen, naprawdę dziwny.
Malfoy zrobił długi krok w jej stronę. Dzieliło ich od siebie kilkadziesiąt centymetrów. A potem, widząc, że ona nie reaguje, zrobił jeszcze jeden krok i stał już tuż przy niej.
Poczuła jak jego platynowe włosy łaskoczą ją w czoło, kiedy się nad nią pochylał. Jedną dłonią przytrzymywał delikatnie jej podbródek, a palcem drugiej gładził jej szyję. W końcu ich wargi złączyły się w krótkim pocałunku, który wszystko rozpoczął.
-To... to nie był sen - stwierdziła przerażona, cofając się o kilka kroków i próbując wymacać dłońmi coś stabilnego, czego mogłaby się złapać. Dała się podejść jak ostatnia kretynka! Czekała tylko, aż na jego twarzy pojawi się za chwilę uśmiech tryumfu.
Ale on się nie uśmiechał. Stał z ponurym wyrazem twarzy w tym samym miejscu, gdzie wcześniej.
-Czasami prawda nie mieści nam się w granicach pojmowania - powiedział ponuro. - A ty najwidoczniej nie byłaś w stanie pojąć, że nie potrafię bez ciebie żyć.
-Ale Malfoy! - krzyknęła, nie mogąc opanować zdenerwowania.
Nagle drzwi się otworzyły, Snape rzucił na ławkę ich różdżki i wyszedł bez słowa.
-Proszę cię tylko o jedno - powiedziała cicho, gdy kroki nietoperza ucichły w głębi korytarza. -Nikt nie może dowiedzieć się o tym, co stało się przed chwilą.
-Już ci mówiłem, że to nie ma racji bytu, więc nikt, nigdy się o tym nie dowie. Możesz być spokojna - zapewnił ją.
Chwilę później jej już nie było, a on został sam w ciemnej sali. Osunął się na podłogę pomiędzy komodą a półką z ziołami. Myślał, że gdy ona dowie się o wszystkim, będzie łatwiej. Mylił się, było jeszcze trudniej. Ona wiedziała. To wszystko co zyskał. Nadal musiał jednak ukrywać prawdę przed resztą świata, w dodatku nie cierpiał już sam, a cierpienie nie rozdzieliło się na dwoje, przeciwnie, pomnożyło się obarczając oboje takim samym ciężarem, jaki niósł do tej pory w pojedynkę. Cholera jasna.

Nienawidziła tego uczucia tak bardzo, że miała ochotę utopić się w jeziorze. Jak mogła pomyśleć, że śni? Idiotka!
Wiatr wiał jak szalony, smagał jej twarz ostrym powietrzem, a włosy rozwiewał we wszystkie strony. Nie mogła uwierzyć, że ta chora sytuacja w ogóle ma miejsce. Dlaczego to wszystko dzieje się właśnie teraz?
Siedziała na pomoście i obserwowała jak niebo nad nią powoli ciemnieje. Chmury przeganiane przez wichurę przesuwały się szybko, odkrywając od czasu do czasu sierp księżyca, który zdążył wysunąć się wysoko na niebo.
On był jej wrogiem od zawsze. Od pierwszego dnia szkoły. Pamiętała doskonale jak cieszył się, że trafił do Slytherinu, podczas gdy ona została przydzielona do Gryffindoru. I to jak pierwszy raz nazwał ją szlamą. Ile łez wylała przez niego w ciągu pierwszych trzech lat w Hogwarcie? Każdy rok sprawiał, że nienawidziła go coraz bardziej za wszystkie wybryki, które utrudniały życie zarówno jej, jak i jej przyjaciołom. Każde słowo obrażające jej pochodzenie, wypowiadane z satysfakcją wypisaną na twarzy. Patrzył jej prosto w oczy, mówiąc jak bardzo nią gardzi. I nagle to wszystko ma przestać mieć jakiekolwiek znaczenie? Próbowała wyczuć w tym podstęp, typowy, ślizgoński podstęp. Ale nie nie potrafiła zapomnieć tych oczu, wyrazu jego twarzy. Czy był aż tak dobrym aktorem? Niemożliwe. Fakt, że to mogła być prawda, przygniótł ją jeszcze bardziej. Cholera jasna.