wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział XII Jesteś naiwna.

-Zapomnij na razie o Malfoyu, Harry - warknął Ron. -Musimy odnaleźć Hermionę, przecież nie zawali roku przez tego wstrętnego Ślizgona. Im szybciej namówimy ją do powrotu, tym lepiej.
Harry zastanowił się przez chwilę.
-Racja, to jest teraz najważniejsze - powiedział po chwili. -Masz jakiś pomysł?
Dziewczyna zniknęła bez śladu, nie mieli pojęcia, gdzie można jej szukać. Istniała możliwość, że schroniła się we Wrzeszczącej Chacie albo poprosiła o nocleg u kogoś w Hogsmeade, jednak nie bardzo wiadomo było, w jaki sposób odszukać kogoś, kto nie chce być znaleziony. Jeden fałszywy ruch mógł wypłoszyć ją z kryjówki i zmusić do ucieczki w nieznane, a to oznaczałoby poważne kłopoty.
          Od tamtej pory wszystkie lekcje spędzali na obmyślaniu planu, który pomógłby odnaleźć im przyjaciółkę i namówić ją do powrotu do Hogwartu. Harry jednak wciąż nie mógł zapomnieć o tym, co powiedział mu Ron. Hermiona zakochała się w Malfoyu, a on ją skrzywdził. Gdzie więc był teraz, kiedy ona zniknęła? Czy poszedł jej szukać? A może uciekł z obawy, że ktoś posądzi go o zniknięcie Gryfonki? Jedno było pewne - zapłaci za wyrządzone szkody. Harry zdecydował już, że gdy Hermiona będzie bezpieczna, on osobiście zajmie się zemstą na Ślizgonie.
Na razie jednak nie miał pojęcia, w jaki sposób odnaleźć swoją przyjaciółkę. Ministerstwo zapewniało, że poszukiwania zostały rozpoczęte, ale chłopak mógł się założyć, że zainicjowano je jedynie na papierze. Nic nie wiedzieli, podobnie jak nauczyciele, których wysłano w delegacji do Hogsmeade. Mieszkańcy nie powiedzieli im niczego nowego. Jedyna poszlaka, jaką miał, to ten list, który przyniosła mu sowa.
No właśnie, Algior!
Harry aż poderwał się z miejsca na myśl o swojej włochatce. Może ta sowa nie wyglądała na najmądrzejszą, ale warto było spróbować, chwycić się czegokolwiek, co mogłoby pomóc.
-Ron, chyba wiem co zrobimy - szepnął do siedzącego obok chłopaka, który popatrzył w stronę przyjaciela zupełnie tak, jakby właśnie wybudzono go z głębokiego snu.
-O czym ty mówisz? - spytał, marszcząc brwi.
-O Hermionie!
Harry wyjaśnił mu wszystko, ten jednak nie był zbyt przekonany, co do tego pomysłu. Sam wielokrotnie wątpił w umiejętności Algiora, który zawsze wyglądał na bardziej zdziwionego niż inne sowy. Może to tylko te wielkie, zielone oczy, może to pozory.
-Dobra, w sumie nie mamy innego wyjścia - zgodził się w końcu rudzielec. -Oby tylko nie zaprowadził nas do Zakazanego Lasu. - dodał, krzywiąc się na wspomnienie o mieszkających tam pająkach.

-Jesteśmy zamknięci w jakiejś piwnicy - oznajmiła Hermiona swoim tonem przeznaczonym dla informacji zaszufladkowanych w jej głowie jako „oczywiste”.
Jego głos zawsze drażnił ją, kiedy intonował pytania. Teraz działało to na nią o wiele silniej, ponieważ starała się znienawidzić go całym sercem i była święcie przekonana, że w końcu zaczyna jej to wychodzić.
Usiadła w odległym kącie, oparła się o ścianę i obserwowała w mroku własne spodnie wystające spod szaty czarodziejskiej.
-Hermiona, wiem, że mnie nienawidzisz - oznajmił po raz kolejny Draco. -Ale jesteśmy w tym razem.
-Przez ciebie - dodała głosem zupełnie pozbawionym emocji.
-Przeze mnie?
-Oczywiście! - wybuchła. -Myślałeś, że ten facet zechce uwięzić tylko mnie, co? I co dalej? Chciał mnie sprzedać jako niewolnicę?!
-O-o czym ty mówisz? - zdziwił się chłopak. Próbował pojąć oskarżenie, jakie wypływało z jej słów, ale nie bardzo potrafił.
Milczała. Nie da się upokorzyć temu pajacowi po raz drugi.
-Hermiona, ja nie wiedziałem, że on chce nas uwięzić. Nie znam tego człowieka.
Dziewczyna parsknęła szyderczym śmiechem.
-I nie siedziałeś u niego w fotelu, wygrzewając się przy kominku - powiedziała ironiczne.
-Spotkałem go w wiosce, pytałem, czy cię gdzieś nie widział. Powiedział, że może mi pomóc i zaprosił do siebie do domu. Nie wiedziałem, czy mogę mu ufać, ale to jedyne, co mogłem zrobić, żeby cię odnaleźć, więc się zgodziłem.
Faktycznie, widziała go przez okno Trzech Mioteł, wypytywał o coś przechodniów. Nie potrafiła mu jednak uwierzyć, ponieważ w jej głowie wciąż kołatało się tylko te kilka słów : "Strasznie naiwna z ciebie szlama, Granger".
-Przyprowadził mnie do tego salonu i kazał mi zaczekać, chwilę później zjawił się z tobą. Resztę historii znasz.
Gryfonka nadal milczała. Nie miała pojęcia, co myśleć na temat historii, którą przedstawił jej Draco. Nie miała zamiaru wierzyć w ani jedno jego słowo, zwłaszcza, że ten chłopak miał najwidoczniej nadzwyczajną zdolność do wymyślania pięknych kłamstw, przez które właściwie znaleźli się w tej piwnicy. Zakładając zresztą, że mówił prawdę, to po co miałby jej szukać? Powiedział już wszystko, co miał jej do powiedzenia, wystarczyło.
-Wiesz, że jesteś strasznie naiwna?
Jej serce zabiło mocniej. Jak śmiał mówić jej to po raz kolejny, będąc z nią sam na sam? Powinien liczyć się z tym, że ona w każdej chwili może rzucić się na niego i wydrapać mu oczy.
-Jesteś naiwna, bo uwierzyłaś w to, co powiedziałem ci w czasie naszej ostatniej rozmowy. -powiedział niemalże beztroskim tonem. -Uwierzyłaś, że byłbym w stanie zwodzić cię i okłamywać przez dwa lata tylko po to, żeby pośmiać się z ciebie z kolegami przez parę dni. Daj spokój, dobrze wiesz, że to nie byłaby frajda - kontynuował swój monolog, podczas gdy Hermiona nadal milczała. -Jak myślisz, po co pisałbym dziennik, po co bym ci go pokazywał, gdyby to wszystko było na niby? No i najważniejsze... Po co miałbym to ciągnąć przez tyle czasu? Czy nie mógłbym skończyć tego jeszcze przed wojną? Myślisz, że pół wakacji walczyłem ze swoim ojcem o ostatni rok w Hogwarcie tylko po to, żeby się z ciebie ponabijać?
Chłopak w przypływie emocji zerwał się na równe nogi, podszedł do Hermiony i spojrzał jej prosto w oczy przebijając się wzrokiem przez gęsty mrok. Widział, że jej twarz cała lśni od łez spływających jej kolejno po policzkach, ścisnęło go za serce.
-Wiem, że to wszystko jest chore i zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem. Nie powinienem ci tego mówić i w sumie ułożyłem sobie już nawet wiarygodne kłamstwo, które również wyjaśniałoby w pewien sposób całą sytuację. Nie skłamię jednak, bo wiem, że obiecałem ci to już dawno temu, pamiętasz? Obiecałem, że nigdy więcej cię nie okłamię. Chcesz wiedzieć jak było?
-Wolałabym dowiedzieć się tego od kogoś, komu mogę uwierzyć, Malfoy - warknęła Hermiona, patrząc mu wyzywająco w oczy. Była nieugięta, nie ufała mu.
-Czyli na przykład...hm.. - powiedział, udając, że mocno zastanawia się nad ułożeniem kolejnych słów. -Na przykład od Rona? Czy Ron byłby osobą godną zaufania w tej kwestii? - zapytał głosem iluzjonisty występującego na scenie, który prosi ochotnika o podanie mu zegarka.
-C-co ma do tego Ron? - poczuła się niepewnie. Nigdy nie powiedziała mu o tym, że jej przyjaciel odkrył ich sekret. Obiecał przecież, że nikomu nie powie, czyżby złamał obietnicę?
-Chcesz wiedzieć jak było? - spytał już całkiem poważnie.
-Mów.
Draco usiadł obok niej, po czym wziął głęboki oddech i zaczął niepewnie swoją opowieść.
Już kilka dni wcześniej czuł, że coś jest nie tak, że ktoś obserwuje każdy jego ruch. Próbował pozbyć się tego uczucia, wmawiając sobie, że popada w paranoję z powodu tego całego ukrywania ich związku i w ogóle. Aż w końcu tamtego dnia przyszedł do niego Blaise.
-Nigdy nie widziałem go tak rozjuszonego, wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować na środku naszego dormitorium. Próbowałem go uspokoić. Na próżno. Krzyczał zupełnie od rzeczy o jakiejś zdradzie i spisku, a potem o tym, że postradałem zmysły i chcę ich wszystkich pozabijać. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie zaprowadzić go do pielęgniarki.
Okazało się, że Zabini dowiedział się o ich związku i nie mógł znieść myśli, że jego najlepszy przyjaciel zakochał się w dziewczynie o nieczystej krwi.
-Obiecał, że mi pomoże - tu chłopak zaśmiał się gorzko, na wspomnienie tych słów. -Nie martw się stary, pomogę ci, tak mi właśnie powiedział.
Później Blaise wyciągnął go siłą z lochów i zaprowadził do biblioteki. Tam czekał na nich Weasley, który poinformował Dracona, że jeden z Gryfonów poszedł już po Hermionę.
-Powiedzieli mi co mam robić. Mieliśmy umówić się w ustronnym miejscu, żeby sama wiesz. Żebym ci to powiedział. - Skrzywił się na samo wspomnienie tamtego wieczoru. Tak bardzo nienawidził siebie za słowa, które wyszły wtedy z jego ust.
Hermiona jednak zaśmiała się szyderczo.
-I ty tak po prostu zgodziłeś się na to, bo dwóch chłopaków ci tak kazało? Gratuluję.
-Oni zagrozili mi - Malfoy zawahał się przez chwilę. Jeśli jej powie, wszystko to będzie na nic. Wiedział, że oni spełnią swoją groźbę. Było już jednak za późno, by odwołać te wszystkie słowa. -Zagrozili mi, że jeżeli tego nie zrobię, to wszyscy się dowiedzą. Blaise pokazał mi list, gdy jeszcze byliśmy w dormitorium. Gotowy list do wysłania, zaadresowany do mojego ojca.
Tylko jeden Draco mógł wiedzieć, co oznaczało poinformowanie Lucjusza Malfoya o związku jego syna z mugolaczką.
-Bałem się, że on cię skrzywdzi. Nie zawahałby się ani na chwilę, usunąłby cię z mojego życia, zanim zdążyłbym wypowiedzieć twoje imię.
Ta historia nie mieściła jej się w głowie.
Ron nie zrobiłby niczego takiego, znała go przecież tak dobrze. Znała go przez tyle lat, przyjaźnili się, byli ze sobą przez pewien czas. Dlaczego miałaby wierzyć historii Ślizgona, który tak dotkliwie ją zranił?
-Nie wierzę ci - powiedziała, dziwiąc się, że głos drży jej od hamowanego płaczu.
-Wiem. I rozumiem. Możesz mnie nienawidzić już do końca życia, w porządku. Tak będzie nawet lepiej, bo będziesz bezpieczna. Tylko że teraz jesteśmy uwięzieni w jakiejś cholernej piwnicy i jeżeli będziesz dalej siedzieć tutaj obrażona, to skończymy jako składniki eliksirów w pracowni jakiegoś psychopaty.
Ostatnie zdanie podziałało na nią jak uderzenie pioruna.
-Co?! - krzyknęła, nie panując nad emocjami.
-Ojciec opowiadał mi o takich typach jak ten. To czarnoksiężnicy zajmujący się handlem żywym towarem. Porywają młodych czarodziejów i sprzedają za granicę, gdzie trzyma się takie osoby jako maszyny do produkcji krwi. Używa się tego przy warzeniu eliksirów odmładzających. Niezbędny suplement diety, jeśli chcesz młodo wyglądać, wygładza zmarszczki, usuwa przebarwienia skóry i inne naturalne objawy procesów starzenia. Tylko siwienia nie da się tym powstrzymać i nikt nie wie dlaczego, więc kiedy już taki niewolnik zaczyna słabnąć, używa się go do testowania nowych eliksirów i przy okazji produkuje się też peruki. Interes życia, zbijają na tym fortunę.
To by się zgadzało. Facet, który wsadził ich do tej piwnicy faktycznie wyglądał jak osiwiały dwudziestoparolatek.
-Szkoda, że przypomniałeś sobie o tym dopiero po tym, jak nas tu uwięził – rzekła głosem, w którym mieszał się sarkazm i głęboki żal.
-Dla ciebie byłem gotowy zostać jakimś głupim eliksirem – mruknął, marszcząc brwi. -Za szansę wyjawienia ci prawdy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli on wie, gdzie jesteś, to dopadnie cię samą albo ze mną.
-Musimy się stąd wydostać.
-Więc już mnie nie nienawidzisz?
-Zacznę, kiedy wyjdziemy na wolność.

Sowa włochatka leciała tuż przed nimi, wskazując drogę, którą poprzednio trafiła do Hermiony. Co pewien czas Algior przysiadał na ramieniu Harry'ego i pohukiwał cicho, czym dawał znak, żeby szli prosto. Szybko rozpoznali, że zmierzają ku Hogsmeade.
Dookoła było całkowicie biało. Drzewa pokryte zimowym puchem, oszronione szyby leśnych chat, śnieg skrzypiący pod ich stopami, wszystko było białe i jakby uśpione.
-Myślisz, że zechce z nami wrócić? - spytał Ron, żeby pokonać panującą dookoła ciszę.
-Obawiam się, że namawianie jej do powrotu może zająć nam trochę czasu - oznajmił Harry. -Chociaż jeśli powiemy jej, że Malfoy zniknął...
-Harry, czy Ty naprawdę uważasz, że on zniknął od tak sobie? Podejrzewam, że to ma jakiś związek z Hermioną. Jeśli on jej nie uprowadził, to na pewno poszedł jej szukać, żeby – zawahał się. -No sam nie wiem. Może miał wobec niej jakieś plany, ale mu uciekła?
Harry'emu ciarki przeszły po plecach. Jeśli ten gnojek chciał zrobić coś jego przyjaciółce, to sam podpisał na siebie wyrok śmierci. Mogą go potem zamknąć za to w Azkabanie, ale jeśli będzie trzeba, osobiście zajmie się jego wykonaniem.
W końcu dotarli do wioski.
Algior zleciał z ramienia chłopca i wzbił się wysoko ponad dachy domostw. Szybował przez chwilę pod niebem, jakby wypatrywał miejsca, w którym poprzednio odnalazł Hermionę. W końcu dostrzegł je i zaczął schodzić coraz niżej. Harry i Ron rzucili się biegiem w kierunku chaty, do której zbliżała się sowa. Podleciała ona do okna umieszczonego na poddaszu i zastukała dziobem w szybę, ale nic się nie wydarzyło, więc zastukała ponownie. Nic, żadnego odzewu. Czyżby dziewczyna wyruszyła dalej w drogę? Jeśli tak, to pozostawało pytanie, czy Algior zdoła odnaleźć ją po raz drugi?
Włochatka usiadła na ramieniu swojego właściciela i popatrzyła na niego oczami, które jak zwykle nie wyrażały nic prócz zdziwienia. Tym razem jednak to zdziwienie można było jakoś wytłumaczyć.
-Co teraz, Harry? - zapytał Ron z przerażeniem wymalowanym na twarzy. -Musimy ją odnaleźć.
-Rozejrzymy się tu trochę - usłyszał w odpowiedzi zaniepokojony głos jego przyjaciela.

Siedzieli wtuleni w siebie, próbując trochę się ogrzać. Choć ani jedno, ani drugie nie miało odwagi, by o tym powiedzieć, pragnęli swojej bliskości o wiele bardziej niż ciepła. Hermionie cisnęły się do oczu łzy. Gdy tak wtulała się w niego, czuła, że może mu zaufać. A jednak wciąż walczyła z tą ufnością, przypominając sobie, jak poczuła się wtedy w łazience. Te myśli nie dawały jej spokoju. Czy Malfoy mówił prawdę? Czy faktycznie próbował ją w ten sposób chronić? A może to kolejna sztuczka w jego wykonaniu? Starała się o tym nie myśleć, odłożyć te rozterki na później i zająć się prawdziwym problemem, ale nie była w stanie.
Draco jednak ciągle zastanawiał się nad sposobem ucieczki. Nie mieli różdżek, ów szmugler nie był głupi, pozbawił ich niebezpiecznych narzędzi, gdy tylko usnęli. Cóż więc mógł zrobić?
Nagle poczuł się zupełnie bezwartościowy. Zawiódł zaufanie ukochanej dziewczyny, doprowadził do tego, że zostali zamknięci w jakiejś ciemnej piwnicy i nie potrafił ich teraz z tego wyciągnąć. Nie był w stanie obronić jej przed całym światem, a tego właśnie pragnął najbardziej. Chciał by była bezpieczna.
-Widzisz coś? - usłyszeli nagle stłumiony głos za ścianą.
Harry? Hermiona zerwała się na równe nogi.
-Harry! - krzyknęła na całe gardło.
-Ciszej! - pouczył ją Draco, wskazując na sufit. -Jeśli usłyszy, że wołasz swoich przyjaciół, trafią tutaj tak samo jak my.
-Więc co mam robić? - spytała lekko urażona.
-Nie wiem. Coś, co nie wymaga robienia hałasu.
Miał rację, to mogło tylko pogorszyć sprawę.
-Trzeba jakoś zwrócić ich uwagę.
Odgłosy kroków stawianych na śniegu nieco się nasiliły. Popatrzyła na cieniutkie szczeliny w deskach. Tylko papier można by wcisnąć w tak wąską szparę.
-Papier! - szepnęła podekscytowana, grzebiąc po kieszeniach.
Draco popatrzył na nią zdumiony.
-Zostawiłem dzienniki w dormitorium, nie mam żadnego papieru.
Cholera, on miał przecież jej dziennik. Oddała mu go w lesie zaraz po tym, jak Ron przyłapał ją na notowaniu wspomnień w dormitorium. Bała się, że rudzielec będzie go szukał, a potem przeczyta jej zapiski i dowie się wszystkiego. Teraz to Malfoy mógł wykorzystać go w niewłaściwy sposób. Na przykład pokazać wszystkim Ślizgonom, jak bardzo była w nim zadurzona. Przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się, czy zażądać od niego zwrotu swojej własności, kiedy wrócą do zamku. Powrót stał jednak pod znakiem zapytania, więc machnęła na to ręką. Teraz liczyło się tylko to, żeby wydostać się z tej piwnicy w jednym kawałku, resztą będzie martwiła się potem.
W końcu wygrzebała z kieszeni pożółknięty skrawek papieru, który nosiła przy sobie od czasu, gdy Ron jej go zwrócił. Jeśli jest teraz z Harrym to na pewno rozpozna jej własność i domyślą się, że ktoś ją uwięził.
Wsunęła powoli fragment zapisków z dziennika Malfoya pomiędzy dwie deski.
-Chyba się o coś zaczepił - jęknęła, gdy papier zaczął się zaginać, zamiast przesuwać do przodu.
-Poczekaj, pomogę ci - powiedział Draco. Wyciągnął pergamin, włożył pomiędzy palce i energicznie potarł go kilka razy. Następnie włożył go z powrotem pomiędzy deski. Tym razem poszło gładko.
Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona.
-Kiedyś ci to wyjaśnię - obiecał, modląc się, by to 'kiedyś' naprawdę przyszło.
Niewielka była szansa, że któryś z Gryfonów dostrzeże niewielki kawałek papieru wystający na wysokości kolan spomiędzy desek, a jednak stłumiony krzyk już wcześniej przyciągnął ich uwagę i przyglądali się oni ścianie tak dokładnie, że w końcu Ron dostrzegł pergamin.
-Co to? - spytał, sięgając po niego. -Harry! - zawołał do przyjaciela. -Chyba wiem, gdzie jest Hermiona - oznajmił drżącym głosem, a jego usta wykrzywiły się z przerażenia.

-Słyszałeś, co powiedziała. Jest niebezpieczny - powiedział Harry i pociągnął łyk kremowego piwa ze swojego kufla.
To cud, że udało im się dogadać poprzez szczeliny w deskach, a jednak większego cudu będzie wymagało uratowanie tej dwójki. Jeśli facet zajmuje się czarną magią, to z pewnością dobrze zabezpieczył budynek, żeby nie dało się do niego od tak wejść i wyprowadzić więźniów, których sobie upolował. A jednak chłopak obiecał sobie, że prędzej zginie, niż pozwoli, żeby Hermiona została gdziekolwiek wywieziona.
-Czy podkop wchodzi w grę? - spytał Ron.
-Podejrzewam, że nie. Wtedy wystarczyłoby jedno zaklęcie bombardy i wszystko skończyłoby się szczęśliwie. - Harry był coraz bardziej przygnębiony. -Do tego pomieszczenia prawdopodobnie w ogóle nie da się wejść bez użycia jego różdżki.
-No to musimy mu ją odebrać - westchnął rudzielec.
Opróżnili swoje kufle i wyszli z Trzech Mioteł.
Harry zastanawiał się, czy zawiadomienie Ministerstwa Magii o uprowadzeniu Hermiony i Malfoya mogłoby coś dać. Wolał nie ryzykować, ludzie pracujący dla tej instytucji przeważnie nie nadają się do chwytania przestępców tego typu, ponieważ nie używają zaklęć, które mogłyby im bezpośrednio zagrozić. Taki przepis, jedyne co mogli zrobić to związać go i oszołomić.
Czasu było coraz mniej, szmugler w każdej chwili mógł zabrać z piwnicy uprowadzoną dwójkę i wysłać ją na drugi koniec świata. Prawdopodobnie nie używa się do tego teleportacji, ponieważ te czary zostawiają wyraźne ślady, usprawniono ten system zaraz po wojnie, na wszelki wypadek. Ministerstwo wie kto, kiedy i gdzie się teleportował.
Postanowili wprowadzić w życie jedyny plan, jaki przyszedł im do głowy. Był niebezpieczny, bardzo ryzykowny oraz niedopracowany, ale lepszy taki, niż żaden.
-Ron, jesteś w stanie zaryzykować? Jeśli nas dorwie, nasza krew stanie się pożywką dla ludzi marzących o wiecznej młodości.
-Nic mnie to nie obchodzi. Musimy ją ratować.
Harry był zdumiony postawą swojego przyjaciela. Zawsze tchórzliwy, niepewny w swoich decyzjach chłopak stoi przed nim z zaciętością w oczach, gotowy by poświęcić się dla byłej dziewczyny, która zostawiła go dla Ślizgona. Uważał, że Ron musiał naprawdę mocno kochać Hermionę, skoro nie zawahał się ani na moment.

Nie wiedział natomiast, że rudzielcem zawładnęły bezlitosne wyrzuty sumienia.  

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XI Wróć do Hogwartu.

          Harry Potter obudził się tego ranka bardzo późno. Ledwo zdążył na śniadanie, w biegu wiążąc buty i przeczesując włosy palcami. Wpadł do Wielkiej Sali, szukając swoich przyjaciół. Ron siedział razem z Ginny przy stole Gryfonów i rozmawiał z nią o czymś zacięcie. Dopiero, gdy chłopak zajął miejsce obok nich, dostrzegł, że w zasadzie wszyscy uczniowie rozprawiają ze sobą w dziwnym poruszeniu.
-Ginny, czy Hermiona znowu jest chora? - spytał, ponieważ wydało mu się dziwnym, że jego przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze na śniadaniu.
Siostra Rona spojrzała na niego wielkimi oczami i dopiero wtedy Harry zauważył, że dziewczyna płacze.
-C-coś się stało? - spytał niepewnie. Łzy rudej Gryfonki nie wróżyły niczego dobrego, zwłaszcza w zestawieniu z faktem, iż jej najlepsza przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze w Wielkiej Sali.
-Hermiona zniknęła - oznajmił Ron kwaśno. -Niektórzy uważają, że uciekła, ale znasz ją przecież, szkoła to całe jej życie - dodał po chwili.
-Też o tym pomyślałem. To do niej zupełnie nie pasuje - powiedział Harry w zamyśleniu. -Kto ją widział jako ostatni?
-Podobno jakiś Krukon z piątego roku spotkał ją przy wyjściu ze szkoły dwadzieścia minut po dziesiątej, ale nikt nie wie, czy to prawda.
Ginny popatrzyła na swojego brata wyczekująco, jakby liczyła na to, że chłopak dopowie coś jeszcze, ten jednak milczał. W końcu szturchnęła go z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy.
-Nie powiesz mu? - spytała, marszcząc brwi.
-O czym twój brat mi nie mówi? - Harry poczuł, że jego serce zaczyna bić coraz szybciej. Nie znosił takich zagadek.
-Nie tylko Hermiona zniknęła tej nocy - powiedziała drżącym głosem. -Malfoya też nigdzie nie ma.
Wszyscy troje zamilkli, wpatrując się w swoje talerze. Ron nalał sobie soku dyniowego i jednym haustem wypił całą zawartość pucharu.
-Myślicie, że oni... - zaczął Harry i zawahał się przez chwilę. Te słowa nie chciały przejść mu przez gardło. -...Uciekli razem?
Ron prychnął pogardliwie i spojrzał na swojego przyjaciela z politowaniem.
-Już ci mówiłem, że ona nie uciekłaby ze szkoły, to HERMIONA GRANGER a nie jakaś tam ślizgońska wywłoka.
-Ale to chyba nie przypadek, że dwoje uczniów zniknęło bez śladu tej samej nocy? - Ginny była wyraźnie poirytowana zachowaniem jej brata. Wiedziała już, co on o tym sądzi, powtarzał jej to od kiedy dowiedzieli się o wszystkim od Lavender w salonie Gryfonów. Dlaczego tak uparcie trwał przy swoim? Modliła się tylko o to, żeby nie dzielił się tymi głupimi teoriami z Harrym.
-Mogę się założyć, że Malfoy ją porwał. - A jednak to powiedział. Ten chłopak miał chyba jakąś manię. Oczywiście, że Hermiona i ten Ślizgon nienawidzili się od dawna, ale po co miałby ją porywać? Przecież to było zupełnie bez sensu, zwłaszcza jeżeli Hermionę widziano samą przy wyjściu z zamku.
-Co ty bredzisz... Malfoy to kretyn, z tym się zgodzę, nienawidzimy go wszyscy, ale nigdy nie posądziłbym go o coś takiego - oświadczył Harry, kręcąc przy głową.
Nagle od strony stołu nauczycielskiego rozległ się po sali donośny głos profesor McGonagall.
-Proszę o chwilę uwagi! - zarządziła. -Zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy uczniowie niepokoją się nagłym zniknięciem panny Granger oraz pana Malfoya, mam jednak wielką prośbę do was wszystkich. Niech nikt – tu spojrzała w kierunku Harry'ego i Rona -nie próbuje ich szukać na własną rękę. Ministerstwo już zajęło się organizacją poszukiwań i uważamy, że sprawa powinna zostać rozwiązana w ciągu kilku następnych godzin.
W sali nastąpiło poruszenie. Uczniowie zaczęli wymieniać się między sobą swoimi teoriami na temat tego tajemniczego zniknięcia. Niektórzy z nich uważali, że Voldemort wcale nie zginął i posłużył się Malfoyem, żeby uprowadzić Gryfonkę i znowu ją torturować. Pojawiły się także opinie, iż ktoś porwał ich w celu wydobycia informacji dotyczących słabych punktów Hogwartu, co natychmiast rozsiało niepokój wśród tych, którzy bezpośrednio zetknęli się z wojną w ubiegłym roku. Inni uznali te teorie za brednie i z nieskrywanym oburzeniem mówili o ukrytym związku tej dwójki, twierdząc, że para zbiegła ze szkoły, żeby teleportować się na drugi koniec świata. Jak zwykle ile osób, tyle wersji wydarzeń, jednak wciąż pytań było więcej niż odpowiedzi.
Harry nie potrafił uwierzyć w żadną z tych opcji, o których mówiono.
Hogwart, choć teraz już bez Dumbledore'a, wciąż był jego zdaniem najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Nie chciało mu się wierzyć w to, że ktoś tak po prostu wszedł do zamku, uprowadził dwoje uczniów i wyszedł niezauważony. Równie niemożliwą wydawała mu się opcja zakładająca, że Draco i Hermiona trwali w tajnym związku. Oni przecież kłócili się przy każdej możliwej okazji, skakali sobie do gardeł, wyzywali się bez opamiętania. Wszystko było absurdalne, nie wspominając już nawet o teorii Rona, jakoby Malfoy porwał ich przyjaciółkę. Po co miałby to robić?
A jednak trzeba było stanąć przed faktami. Hermiona zniknęła bez śladu i nikt nie miał pojęcia gdzie jej szukać. Ministerstwo? McGonagall z pewnością sama nie wierzyła w to, że grupa niezorganizowanych, ślepych na krzywdę ludzką osłów, mogłaby coś zdziałać w kwestii odnalezienia dwójki uczniów z Hogwartu. Gdyby Lucjusz Malfoy wciąż pracował dla ministerstwa, o tak, wtedy szanse byłyby o wiele większe. Ten człowiek przewróciłby całą Anglię do góry nogami tylko po to, żeby odnaleźć Granger i z dziką satysfakcją wyrzucić ją ze szkoły. A tak, prawdopodobnie szukałby także swojego syna.
Harry musiał szukać swojej przyjaciółki. Oczywiście, że zabronili tego uczniom, ze szczególnym uwzględnieniem trójki Gryfonów, ale czy on mógł siedzieć bezczynnie w swoim dormitorium i czekać na dobre wieści? Znał ją przecież najlepiej ze wszystkich, wiedział dokąd mogła się udać, jeżeli faktycznie uciekła. A jeśli ją porwali? Pójdzie na koniec świata, żeby ją odnaleźć. Zanim jednak wyruszy w podróż, łamiąc kolejne przepisy szkolne, musiał wykorzystać także legalne sposoby.

Droga Hermiono,
nie mam pojęcia gdzie się podziewasz, ale chcę żebyś wiedziała, że wszyscy odchodzimy tu od zmysłów, zastanawiając się, co takiego wydarzyło się w dniu wczorajszym.
Proszę Cię, wróć do Hogwartu, albo chociaż daj mi znać, że wszystko jest w porządku, jeżeli stało się coś, co nie pozwala Ci dłużej przebywać w zamku.
Jeśli jest coś, co mógłbym dla Ciebie zrobić, wystarczy jedno Twoje słowo.

Z niepokojem wypisanym w sercu,
Harry

-Algiorze, spróbuj ją odnaleźć - rzekł do brunatnej włochatki, gdy w końcu udało mu się dotrzeć do sowiarni. Jego nowa sowa jak zwykle wytrzeszczyła na niego wielkie, zielone oczy, a on po raz kolejny nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Algior nie ma pojęcia o czym Harry do niego mówi.
-Znajdź Hermionę - wytłumaczył cierpliwie, przywiązując mu do łapki zwój pergaminu. -To ta dziewczyna, która zawsze mówi, że masz śliczne oczy - dodał zirytowany.
Na te słowa włochatka poderwała się z żerdzi i wyleciała przez okno, nie zwracając więcej uwagi na swojego właściciela. Harry od samego początku miał wrażenie, że jego nowa sowa ma słabość do Hermiony, ponieważ listy od niej zawsze przychodziły dużo wcześniej niż od Rona.
Patrzył jeszcze przez chwilę za odlatującym ptakiem, a gdy ten zniknął mu z oczu w ciemności, wrócił do siebie.

Spotkali się w Trzech Miotłach.
Byłoby źle, gdyby ktoś zobaczył ich w szkole, wszystko mogłoby się wydać.
-A powiedz mi - zaczął Blaise odstawiając kufel kremowego piwa na stół -dlaczego tak ci na tym zależało? Ta szlama była cała we łzach, gdy wychodziliśmy z łazienki.
-Nie mów tak o niej - warknął jego towarzysz.
Zabini zaśmiał się tubalnym głosem tak, że wszyscy obecni na sali rozejrzeli się z niepokojem.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedział, poważniejąc. -No co? Nie patrz tak na mnie. Chcę wiedzieć, dlaczego naraziłem się na stratę przyjaciela.
-Bo... bo ja ją kocham.
Kolejny napad śmiechu zawładnął Zabinim i tym razem chłopak omal nie zadławił się piwem, które próbował przełknąć.
-Dobra, nieważne, nie było tego - powiedział rozbawiony Ślizgon ocierając łzy z oczu. -Nie spodziewałem się, że ona zniknie i ty chyba też, co?
-Owszem, tego nie obejmował plan, ale to nawet lepiej. Znajdę ją i przyprowadzę z powrotem do Hogwartu.
-Jak chcesz, moja rola w tej całej szopce została odegrana - oświadczył z westchnieniem, po czym wstał od stołu. -I pamiętaj, że nikt nie może się dowiedzieć, że ci pomogłem.
-Jasne.
Chwilę później Blaise wyszedł i ruszył w kierunku szkoły.
Że niby on ją kochał? Śmieszne.

Harry otrzymał odpowiedź już następnego dnia. To był dobry znak, Hermiona musiała być gdzieś niedaleko.
Napisała, że nic jej nie jest, ale nie chce wracać do Hogwartu. Prosiła, żeby się o nią nie martwił. W postscriptum napisała także, żeby przeprosił od niej Rona. „On będzie wiedział za co.”
Gryfon długo wahał się, czy uznać tą odpowiedź za wystarczającą. Może dziewczyna nie chciała przyznać się do tego, że ma kłopoty? Jednak przeprosiny, które zawarła w liście, zasugerowały mu, że Ron wie o wiele więcej, niż mówi, więc poszukiwania musiał zacząć od swojego przyjaciela.
Okazja nadarzyła się zaraz po śniadaniu, gdy obaj chłopcy pakowali się na pierwsze zajęcia.
-Dostałem list od Hermiony - wypalił Harry, gdy tylko weszli do dormitorium.
Ron stanął jak wryty z otwartymi ustami i wgapiał się w swojego współlokatora, jakby ten właśnie oznajmił mu, że zakochał się w Pansy Parkinson.
-J-jak to? - wyjąkał.
-Wysłałem wczoraj Algiora z nadzieją, że ją odnajdzie. Ta sowa jest chyba o wiele mądrzejsza, niż mi się wydawało.
Rudzielec opadł na łóżko, nie spuszczając wzroku z Harry'ego, ten jednak milczał.
-No i co napisała? - zapytał w końcu zniecierpliwiony.
-Że wszystko w porządku, ale nie chce wrócić do szkoły.
-To wszystko?
-Prosiła też, żeby cię przeprosić. - Teraz to Harry wpatrywał się uważnie w swojego przyjaciela, który spuścił wzrok i bacznie przyglądał się swoim zniszczonym butom. -Twierdzi, że wiesz za co.
-Owszem - mruknął rudzielec. -Ale to niedobrze.
Chłopak poczuł, jak na te słowa przechodzi go dreszcz. Ron coś wie, wie dużo, ale z jakiegoś powodu milczy.
-Mów - rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Nie mogę.
-Gadaj do cholery. Jeśli ona ma kłopoty to...
-Hermiona przeprosiła mnie za to, że mi nie wierzyła, gdy miałem rację. - Rudzielec zrobił minę winowajcy. Czy czuł się odpowiedzialny za to, co się stało? Przecież jeżeli mówi prawdę, to ostrzegł Hermionę, ale ona go nie usłuchała.
-Miałeś rację w czym? - Harry zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany. Chciał wiedzieć wszystko, ale każde słowo wychodziło z Rona z największą trudnością. -Weasley, jeśli mi nie powiesz, nie będziemy mogli jej pomóc.
-Ostrzegałem ją przed pewnym chłopakiem. To wredny typ. Ona twierdziła, że jest w nim zakochana i to z wzajemnością, ale ja... ja w to nie wierzyłem. Pokazałem jej dowód i myślałem, że to wystarczy, ale ona chyba to zbagatelizowała. Kiedy zniknęła, miałem nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z nim. Dopiero te przeprosiny mnie upewniły.
Harry siedział przez chwilę, trawiąc opowieść Rona. Hermiona była zakochana w kimś, komu nie powinna, zdaniem Rona, ufać, a potem nagle uciekła ze szkoły, przyznając rudzielcowi rację.
-To był Malfoy, prawda? - powiedział w końcu głosem zupełnie pozbawionym emocji.
Milczenie Rona było dla niego wystarczającą odpowiedzią.
Obiecał sobie, że go znajdzie.
Znajdzie go i zabije.

Po ucieczce ze szkoły Hermiona nie bardzo miała pojęcie, gdzie mogłaby pójść. Chciała ukryć się przed całym światem i nigdy więcej nie widzieć nikogo na oczy. Myślała o ukryciu się we Wrzeszczącej Chacie, która w pewnym stopniu dałaby jej schronienie przed wiatrem i śniegiem, ale z pewnością nie ukryłaby jej przed Harrym i Ronem. Byli najlepszymi przyjaciółmi, myśleli zupełnie tak samo, to byłoby pierwsze miejsce, do którego zajrzeliby, rozpoczynając poszukiwania.
Gdyby było lato, ukryłaby się w lasku niedaleko Hogsmeade. Nie bała się ciemności ani zwierząt, była do szaleństwa odważna i dzielna, ale nawet to nie pozwoliłoby jej przeżyć na dwudziestostopniowym mrozie.
Wpadła jednak na genialny pomysł.
Jeszcze przed wejściem do wioski czarodziejów przemieniła się w jaskółkę i poszybowała w górę, poszukując miejsca, w którym mogłaby się schronić. Z góry obserwowała dymiące kominy, po czym nurkowała w kierunku któregoś z nich, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tam niezamieszkanego strychu.
W końcu przecisnęła się przez szczelinę w ścianie jednej z drewnianych chałup i upewniwszy się, że jest tam wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić nastoletnią dziewczynę, przemieniła się z powrotem w człowieka. Było tam o wiele cieplej niż na dworze.
Rozejrzała się dookoła. Masa rupieci spowitych pajęczyną sugerowała, że mało kiedy odwiedzano to miejsce. Pod oknem stał stary bujany fotel przykryty zakurzoną, ciemną kapotą, dalej kilka nadtłuczonych lamp, stół, połamane krzesło, pudła, pudełka, szkatuły i kufry.
Zdjęła materiał z bujanego krzesła i jego wewnętrzną stroną otarła mebel z brudu. Była wykończona.
Obudziła się dopiero rano, gdy słońce rozjaśniło już idealnie błękitne niebo, zwiastujące kolejny mroźny dzień. Poczuła, że jest śmiertelnie głodna, wyciągnęła więc z torby kilka galeonów, włożyła je do wewnętrznej kieszeni płaszcza i ponownie przecisnęła się przez szczelinę w deskach pod postacią jaskółki. Poszybowała ku okolicznym lasom, gdzie przybrała swoją zwykłą postać i przemaszerowała ścieżką w kierunku wioski.
Kończyła właśnie jeść zamówione przez siebie śniadanie, kiedy za oknem Trzech Mioteł dostrzegła Dracona.
Cholera, czego on tutaj chce?” - pomyślała.
Próbowała być silna. Od kiedy wyszła z Hogwartu wmawiała sobie, że Malfoy nie jest wart ani jednej łzy, że nie będzie przez niego płakać. Dlaczego więc nie chciała wrócić do szkoły?
Bała się, że wszyscy już wiedzą, że Gryfoni nie wybaczą jej zdrady, przyjaciele odwrócą się od niej, Ślizgoni będą śmiać się z niej ile sił w płucach, a pozostali uczniowie będą patrzeć z dezaprobatą i kręcić głowami w niedowierzaniu. Czy mogła wrócić do świata, który prezentował się w najlepszym wypadku jako piekło?
Był jednak jeszcze jeden powód, dla którego za wszelką cenę nie chciała wracać. Ten właśnie powód stał się najmniej ważnym, ponieważ Malfoy i tak znajdował się tuż obok, zaczepiał przechodzących ludzi i pytał o coś zawzięcie. Nie chciała go widzieć, wiedziała bowiem, że wraz z jego widokiem, wrócą do niej wszystkie piękne wieczory, obietnice i słowa, w które uparcie wierzyła.
Z ulgą stwierdziła, że chłopak zawraca się i odchodzi prowadzony przez jakiegoś wysokiego jegomościa ubranego w czarodziejską szatę oraz wysoki cylinder. Skorzystała z okazji i wybiegła co prędzej z Trzech Mioteł, pędząc w kierunku lasu, gdzie ponownie przybrała swą zwierzęcą postać. Kilka minut później po raz kolejny przeciskała się przez szparę w deskach. Tym razem jednak czekała tam na nią niespodzianka.
Otworzyła usta ze zdziwienia, usilnie mrugając oczami i próbując dojść do siebie.
-Witam panienko - oznajmił wysoki mężczyzna z długimi skręconymi do góry wąsami. Zarówno zarost, jak i włosy miał już mocno przyprószone siwizną, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych oznak starości. Żadnych zmarszczek, krost, brodawek, niczego, z czym zazwyczaj tak usilnie walczą starsi ludzie.
Człowiek ten miał dobrotliwe, pogodne spojrzenie i uśmiech skłaniający rozmówcę do pełnego zaufania. Wystający spod szaty czarodziejskiej frak, nienagannie wyprasowany i doskonale dopasowany, nie wzbudzał poczucia niższości, jak bywało to w przypadku urzędników ministerstwa, ale robił z jego właściciela ułożonego, eleganckiego czarodzieja, bardziej przypominającego ukochanego wuja, niż wysoko postawioną osobowość.
-Dz-dzień dobry. Ja przepraszam, nie chciałam, nie miałam się gdzie podziać i... - Hermiona nerwowo mówiła cokolwiek, co mogłoby wytłumaczyć ją przed nieznajomym, jednocześnie błagając w myślach Merlina, by mogła cało opuścić pomieszczenie i poszukać innego miejsca na nocleg.
Mężczyzna uniósł dłoń w uspokajającym geście, co sprawiło, że przez chwilę przypominał jej samego Albusa Dumbledore'a.
-Nic się nie stało, nie musisz się denerwować - zapewnił. -Może zechcesz zejść na dół i napić się ze mną ciepłej herbaty? -spytał dobrotliwie. -Strasznie tu zimno, mogłabyś się przeziębić - dodał, widząc niepewność na twarzy dziewczyny.
Nie miała wyjścia, nie chciała mu odmawiać, bo to mogłoby go rozdrażnić, więc na wszelki wypadek skinęła delikatnie głową na znak zgody i ruszyła w kierunku włazu w podłodze, który mężczyzna wskazywał zapraszająco dłonią.
-Proszę się nie bać, śmiało – rzekł, gdy zeszli po stromych schodach do ciepłego, przytulnego mieszkania i znaleźli się w oświetlonym świecami przedpokoju.
Weszła do salonu i zamarła.
Przy rozpalonym, ceglanym kominku stały dwa fotele – jeden zielony, drugi bordowy. Odwrócone były ku sobie i jakby gotowe do usłyszenia długiej, szczerej rozmowy. Nie to jednak było zadziwiające, ale fakt, iż zielony fotel był już przez kogoś zajęty.
Ten ktoś siedział spokojnie, ogrzewając się przy płomieniach tańczących w kominku, a zza oparcia widać było jedynie sterczące kosmyki jego włosów. Od razu je rozpoznała.
-Wie pan co... j-ja już muszę iść - oznajmiła, czując, że łzy napływają jej do oczu. Odwróciła się, szukając wyjścia, ale powstrzymała ją duża męska dłoń.
-Zostań - powiedział spokojnie, przytrzymując jej bark. -Zdaje się, że ten chłopak chce ci coś wyjaśnić.
Zaniepokoiła ją siła, z jaką trzymał jej ramię, a także zmiana w jego głosie. Przez wciąż uprzejmy i nad wyraz ciepły ton rozpaczliwie przebijało się coś innego. Coś co budziło w niej najgorsze obawy.
Podeszła niepewnym krokiem do kominka. Malfoy, słysząc jej głos, już dawno odwrócił się w kierunku wejścia do salonu i czekał.
Popatrzyła na niego z kamienną miną, ledwie hamując drżenie rąk i płacz, który wzbierał w jej wnętrzu.
-Usiądź, proszę - usłyszała głos nieznajomego mężczyzny tuż za sobą. Prawie podskoczyła, zupełnie zapomniała o jego obecności.
Znowu to coś w jego głosie. Usiadła posłusznie, obserwując płomienie w kominku. Rozejrzała się za słojem z proszkiem Fiuu, jednak nie znalazła nic, co mogłoby go przypominać.
-Hermiona, wiem, że mnie nienawidzisz - zaczął Draco, ale ona nawet na niego nie spojrzała. Nie chciała tego słyszeć. -Ale to wszystko nie jest tak, jak myślisz.
Chciało jej się śmiać. Upokorzył ją przed swoim przyjacielem, pokazując mu, jak bardzo naiwna potrafi być Gryfonka, a teraz mówi „to nie tak, jak myślisz”. Wspaniale.
-Wasza herbata - oznajmił właściciel mieszkania, stawiając tacę z dwiema ręcznie zdobionymi filiżankami, po czym oddalił się bez słowa.
Hermiona była wyziębiona. Płomienie w kominku ogrzewały jej stopy, ale mimo tego miała wrażenie, że w jej żołądku obijają się o siebie małe kostki lodu. Wzięła filiżankę i pociągnęła łyk wrzącego płynu. Ciepło przyjemnie rozeszło się po całym jej ciele.
Malfoy najwidoczniej napił się zaraz po niej, bo po przebudzeniu zobaczyła go leżącego tuż obok siebie. Gdyby zaczekał, zorientowałby się, że do herbaty dolano eliksiru słodkiego snu.
Odsunęła się od niego i rozejrzała po pomieszczeniu, próbując zrozumieć, gdzie tak właściwie są.
Podłoże było twarde, wilgotne i zimne, w dotyku przypominało udeptaną ziemię. Dookoła spowijał ich mrok, ale jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności na tyle, że mogła dostrzec drewniane ściany długości mniej więcej trzy na dwa metry.
Ciemno, ciasno, wilgotno. Nie trzeba być omnibusem, żeby pojąć, że są uwięzieni w piwnicy.
Najwidoczniej pan, który wzbudzał tak wielką ufność w ludziach, z którymi rozmawiał, był doskonałym aktorem, za którego maską czaił się potwór.


środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział X Chłopak, którego kochała.

         „Kiedy zobaczyłem ją w tym lesie, poczułem jak moje serce ściska się z żalu. Wyglądała na zagubioną, zdruzgotaną i bałem się, że to ja mogę być tego przyczyną. Zniszczyłem jej życie, sprawiłem, że musi oszukiwać swoich przyjaciół, ukrywać prawdę i udawać, że wszystko jest w porządku. Bałem się, że ona może nie daje sobie z tym rady, a ja niczego nie zauważyłem. A potem okazało się, że to wina Weasleya, jak zawsze. Czy ten gość nie mógłby tak po prostu dać jej świętego spokoju?
Kiedy spytała mnie, z kim idę na bal... po prostu mnie zatkało. Ja miałbym iść na tą imprezę z jakąś dziewczyną, która nie jest nią? W dodatku po tym jak ona z mojego powodu rzuciła tego głupiego rudzielca? Co ta dziewczyna miała w głowie?
Pamiętam Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie. Cholera, jeszcze nigdy nie byłem o nikogo tak zazdrosny, jak wtedy o nią. Krum, reprezentant Bułgarii po uszy zakochany w Hermionie Granger, która na czas balu pokazała swoją prawdziwą twarz. Twarz, którą ja znałem od samego początku. Wiktor nie był ślepy, podobnie jak ja, ale on miał to szczęście, że mógł z nią tańczyć, mógł pilnować by dobrze się bawiła, a ja stałem z boku i próbowałem ukryć chęć mordu, która narastała we mnie, gdy ta para pojawiała się w zasięgu mojego wzroku.
Nie potrafię powiedzieć jak wdzięczny jestem Hermionie za to, że zostawiła Weasleya jeszcze przed balem. Obawiam się, że drugi raz nie byłbym w stanie powstrzymać się przed zamordowaniem kogoś z zazdrości. Zwłaszcza, że tą osobą miałby być ten głupi łasic.
Wiele dałbym za to, by móc pójść tam z nią.”

         Wiele osób uważało, że pomysł na zorganizowanie balu w Noc Duchów jest genialny. Uczniowie nastawiali się na świetną zabawę, mnóstwo przerażających elementów dekoracji, pyszne żarcie oraz jakieś triki ze strony nauczycieli. Rzeczywistość okazała się jednak boleśnie rozczarowująca.
Muzyka, którą zorganizowano, okazała się kompletną klapą – ciężko było złapać rytm do czegoś, co tego rytmu nie miało. Dzikie pląsy na parkiecie powodowały narastającą między uczniami wrogość, ponieważ co chwilę ktoś wybuchał gniewem, skarżąc się, że ktoś kogoś podeptał, ktoś na kogoś wpadł, a jeszcze ktoś inny wsadził komuś palec w oko. Wkrótce w Wielkiej Sali więcej było osób siedzących niż tańczących.
Dekoracje, projektowane w tym roku przez profesora Flitwicka, również okazały się być dalekie od idealnych. Zamiast strasznych dyń uśmiechających się złowieszczo spod zaczarowanego sklepienia, zawieszono w powietrzu splątane, srebrzyste serpentyny udające pajęczą sieć, które po pewnym czasie opadły tak nisko, iż wyższym uczniom zdarzało się w nie zaplątać. Ściany przyozdobione były zupełnie niepasującymi do tematyki balu skrzydłami nietoperzy, które na nikim nie robiły wrażenia, a jedynie przywracały wspomnienia związane z mistrzem eliksirów.
Tylko jedzenie zasługiwało na pochwałę, ponieważ podawano wiele różnorodnych potraw, głównie owocowych. Obecność ponad dziesięciu dyniowych deserów na stołach wyjaśniało po części brak wyszczerzonych lampionów w dekoracji, ale i tak więcej było niezadowolonych, niż roześmianych min..
Hermiona długo wahała się przed balem, czy w ogóle zjawić się tego wieczora w Wielkiej Sali. Przerażała ją wizja spotkania się oko w oko z Ronem, który poznał jej sekret, poza tym nie miała pewności, czy chłopak aby na pewno trzyma język za zębami.
Ostatecznie zdecydował za nią Draco, który na godzinę przed rozpoczęciem imprezy przysłał jej sowę. Ptak przyniósł do jej dormitorium mały liścik i odleciał pospiesznie, nie czekając na odpowiedź.

Znalazłem niebieski krawat.

Widząc te trzy słowa, Gryfonka uśmiechnęła się do siebie szeroko. On był niemożliwy.
Rozmawiali o tym w czasie spaceru po lesie. Pytała go z kim idzie na bal, a potem, gdy dowiedziała się, że Draco nie zaprosił żadnej dziewczyny, zaproponowała żartobliwie, żeby chociaż ubrali się pod kolor.
-A masz zieloną suknię? - zapytał z cwaniackim uśmiechem.
-Bardzo zabawne. Bardziej interesuje mnie, czy masz bordowy krawat - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech i unosząc wyzywająco brew.
-Niee, tak to ja się nie bawię. Niby skąd miałbym mieć coś takiego? Jestem rasowym Ślizgonem, ja mam wszystkie zielone! - oznajmił jej z udawanym oburzeniem.
-No cóż... więc z jaką Ślizgonką wybierasz się na bal, rasowy Ślizgonie? - powiedziała, szczerząc do niego zęby.
-Dobra, już dobra. - oświadczył, podnosząc obie ręce do góry na znak, że się poddaje. -Więc może kompromis?
-Złoty?
-Turkusowy.
-Pomarańczowy.
-Czarny?
Na chwilę zapadła cisza, po czym obojgu przyszło do głowy to samo.
-Niebieski! - krzyknęli jednocześnie.
A więc nie miała wyboru. Skoro Draco znalazł niebieski krawat, ona również musiała dotrzymać słowa. I dopiero w tamtym momencie uświadomiła sobie, że ma tylko jedną niebieską suknię.
Była to sukienka, którą miała na sobie podczas Balu Bożonarodzeniowego na czwartym roku. Nie chciała jej wkładać, zdawała sobie sprawę, że Ron dostanie szału, gdy to zobaczy, ale było już za późno. Obiecała mu.
Wyciągnęła z szafy strój, z którym wiązało się wiele radosnych wspomnień. Dobrze pamiętała wszystkie zaszokowane spojrzenia uczniów, którzy nie rozpoznali jej w pierwszym momencie. Przed oczami znów miała wyraz twarzy Wiktora, którego nie zmieniał się przez cały bal – zachwyt, niedowierzanie, podziw. Ten chłopak naprawdę ją lubił, cieszyła się jednak, że udało mu się zapomnieć o niej na tyle, by ostatecznie ułożyć sobie życie z kimś innym.
Niepewnie wyciągnęła różdżkę nad suknię.
-Engorgio.
Włożyła ją po raz drugi w swoim życiu i poczuła się zupełnie tak, jak tamtego dnia. Jedyna różnica polegała na tym, że tym razem nie miała przy swoim boku przystojnego Bułgara. Szła sama.
Nie zwracała uwagi na fatalną organizację przyjęcia, choć od razu w progu zrozumiała, że Hogwart bez Dumbledore'a już nigdy nie będzie taki sam. Zajęła miejsce obok Ginny i Harry'ego, pytając ich o Rona. Okazało się, że rudzielec wcale nie wybierał się na bal, co Hermiona przyjęła z ulgą. Chwilę później impreza została oficjalnie rozpoczęta przez dyrektorkę szkoły, która również nie była zachwycona dekoracjami, co dało się odczytać z jej kwaśnej miny.
Tłum uczniów wyległ na parkiet, zlewając się w jedną, energicznie poruszającą się masę. Nie było szansy, żeby dostrzec Dracona.
-Zatańczysz? - usłyszała czyjś głos za swoimi plecami.
-Seamus, jasne - odpowiedziała z uśmiechem, gdy tylko dostrzegła, kto prosi ją do tańca.
Chłopak szarmancko wyciągnął do niej dłoń i poprowadził ją w kierunku stołu nauczycielskiego, gdzie pozostało jeszcze nieco miejsca do tańca.
Jeśli ktoś potrafił odnaleźć się tej nocy w muzyce, to musiał to być właśnie Seamus Finnigan. Prowadził swoją partnerkę z ogromną wprawą, nie szczędząc przy tym energii. Na tle niezgrabnie poruszającego się tłumu prezentował się jak zawodowy tancerz. Hermiona musiała przyznać, że choćby dla tego jednego tańca warto było pojawić się w Wielkiej Sali.
W końcu utwór się skończył, a ona zdyszana podziękowała Gryfonowi i ruszyła w kierunku swojego stołu.
-Dokąd to? Czyżby pani już zmęczyła się tymi dzikimi pląsami?
Malfoy w towarzystwie Zabiniego. Oboje mieli na twarzach wymalowane drwiące uśmieszki, które zdawały się błyszczeć bardziej od wiszących nad ich głowami serpentyn.
-Chyba nie odmówisz mi jednego tańca, co Granger?
-Spadaj Malfoy - powiedziała, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia.
-Daj spokój, Granger. Smok zdecydował dzisiaj zatańczyć ze wszystkimi dziewczynami ubranymi w niebieskie suknie - wytłumaczył go Blaise. -W swoich ramionach miał już nawet pierwszoroczną Krukonkę. Jeśli z nim nie zatańczysz, zrobisz mu wielką przykrość.
To był genialny pomysł. Mogli zatańczyć ze sobą choć jeden raz i nikt nie dowiedziałby się o tym, że to jedyne, czego chcieli tego wieczora. Nie mogła uwierzyć, że Malfoy wpadł na coś takiego.
-Wymyśl lepszy argument, bo w ten sposób tylko mnie zniechęcasz, Zabini -oświadczyła dumnie Gryfonka i ominęła ich z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Nie mogła przecież od tak zgodzić się na ten taniec, w końcu wciąż grali wrogów, pałających do siebie nienawiścią.
Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za rękę.
-To tylko jeden taniec, Granger – usłyszała głos ukochanego i zanim zdążyła się zorientować, już była z powrotem na parkiecie.
Poleciał kolejny szybki kawałek. Draco w zasadzie nie tańczył tak dobrze jak Seamus, jednakże jemu również nie można było zbyt wiele zarzucić w tej kwestii. Ona wirowała wokół niego, on obejmował ją od czasu do czasu w talii, sprawiając tym samym, że oboje czuli, jak bardzo zbliżyli się do niewidzialnej granicy, którą narysowali wokół siebie. Spełniło się ich drobne marzenie, zatańczyli razem na balu i nikt specjalnie się temu nie dziwił. Zabini stał z boku i przyglądał się całej scenie z wyraźnym rozbawieniem aż do momentu, w którym jakaś dziewczyna poprosiła go do tańca. Wtedy dopiero poczuli się całkowicie swobodni i poddali się chwili, walcząc o jeszcze jedną chwilę bliskości.
W końcu utwór się skończył, a ich wspólny taniec razem z nim. Chwilę później zjawił się Blaise, podziękował uprzejmie Hermionie i zabrał Malfoya, prowadząc go ku kolejnej dziewczynie w niebieskiej sukni.
Gryfonka powolnym krokiem wróciła na swoje miejsce i z ulgą dostrzegła, że Harry i Ginny dali się porwać muzyce. Całe szczęście, że niczego nie widzieli.
Kolejne dni mijały wyjątkowo spokojnie.
Hermiona i Draco powoli wracali do swojego starego nawyku wieczornych spotkań na skraju Zakazanego lasu.
Gryfonka wciąż nie mogła uwierzyć, że tańczyli ze sobą przy całej szkole i nikt nie robił jej z tego powodu problemów.
Fakt, chaos jaki panował w Wielkiej Sali dał im trochę prywatności, ale nawet ci, którzy ich widzieli, nie odezwali się na ten temat ani słowem, każdy bowiem widział, że Malfoy bez przerwy wodzi do tańca dziewczęta w niebieskich sukniach.
Dni robiły się coraz chłodniejsze, a listopad coraz bardziej kapryśny. Pierwszy śnieg pojawił się już w pierwszej połowie miesiąca, pozostałe dni zaś obficie skropione były jesiennym deszczem. Nocne spotkania trzeba więc było przenieść do jakiegoś pomieszczenia.
Początkowo widywali się w sowiarni, do której bez problemu mogli dostać się pod postaciami ptaków, jednak pierwsze mrozy i to miejsce wykreśliły z ich listy. Później próbowali spotykać się w klasach, ale raz zdarzyło się, że omal nie przyłapały ich skrzaty, które właśnie brały się za sprzątanie, więc z tego pomysłu także woleli zrezygnować.
Postanowili więc, że na czas zimy dadzą sobie z tym spokój i będą widywać się tylko w razie nagłej potrzeby.
Wszystko wróciło do normy.
Draco docinał Hermionie na korytarzach, śmiejąc się z jej rozstania z Ronem. Ona śmiała się z tego, że on jest sam, bo nikt go nie chce. Wszyscy z wyjątkiem rudzielca uważali, że nienawiść między tą dwójką nasiliła się w ostatnim czasie, podejrzewając jednocześnie, że wszystko to jest wynikiem rywalizacji pomiędzy prefektami. Ale Ron dotrzymał słowa, nie zdradził nikomu jaka jest prawda.
Wszystko to działo się do momentu, w którym jedną z ich kłótni usłyszała profesor McGonagall.
-Panie Malfoy, panno Granger – zawołała dostojnym, wyniosłym tonem. -Prefektom domów nie przystoi takie zachowanie i dobrze o tym wiecie.
Wokół nich już zebrała się grupka gapiów czekających na rozwój wypadków.
Hermiona i Draco zwiesili głowy na znak pokory.
-Jeżeli usłyszę od któregoś z uczniów, że znowu kłócicie się na terenie szkoły, osobiście pozbawię was zaszczytnego tytułu prefekta - dodała, obserwując ich uważnie, po czym odeszła ku Wielkiej Sali.
To wydarzenie znacznie ułatwiło sprawę. Nie musieli już udawać, że się kłócą, ponieważ plotka o groźbie dyrektorki błyskawicznie rozeszła się po szkole.
Hermiona wróciła do salonu Gryfonów w świetnym humorze. Usiadła przy kominku, otworzyła książkę i zaczęła czytać, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który cisnął się jej na usta od momentu, w którym usłyszała, co McGonagall ma im do powiedzenia.
Próbowała skupić się na tekście, jednak nie mogła odpędzić od siebie myśli, że to wydarzenie może sprawić, iż ich przyjaźń mogłaby być „legalna”. W końcu jako prefekci powinni świecić przykładem, współpracować ze sobą, prezentować pojednanie między Gryffindorem a Slytherinem.
Czyżby była dla nich jakaś nadzieja?
Nagle dostrzegła, że Ron od dłuższego czasu siedzi w fotelu i przygląda się jej anormalnemu zachowaniu z krzywą miną. Odwróciła wzrok w jego kierunku, ale on nie odezwał się ani słowem. Po chwili wstał i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z pokoju wspólnego. Miała wrażenie, że gdyby mógł, trzasnąłby obrazem.
Potrząsnęła głową z niedowierzaniem, że jej przyjaciel zachowuje się w ten sposób i wróciła do czytania książki. Kilka minut później do pokoju wspólnego wszedł Collin Creevey.
-Cześć, Hermiono - przywitał się z szerokim uśmiechem, który Gryfonka odwzajemniła, podnosząc na niego wzrok.
-Cześć, Collin.
-Posłuchaj – szepnął konspiracyjnie, kucając przy brzegu kanapy, o który opierała się dziewczyna -Malfoy prosił mnie, żebym zapytał, czy mogłabyś przyjść do biblioteki. Mówi, że to ważne.
-Znowu jakaś bójka między uczniami naszych domów? - spytała, udając zdziwienie.
-Nie mam pojęcia, nie chciał mi powiedzieć - oznajmił, a w jego głosie zabrzmiała nuta urażenia.
-Już idę, dzięki, Collin.
Chwilę później już jej nie było. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku biblioteki, uważając, żeby nie trafić po drodze na Rona. Gdyby zaczął ją śledzić, wszystko mogłoby się źle skończyć.
W końcu dotarła do biblioteki, otworzyła cicho drzwi i weszła do środka, starając się robić jak najmniej hałasu. Nie było go przy stoliku, więc zaczęła szukać między półkami.
Transmutacja” - pomyślała i poszła w stronę zaułka, w którym niegdyś spotkali się w trakcie nauki animagii. Nie znalazła go tam, ale chwilę później usłyszała jego głos za swoimi plecami.
-Szukasz kogoś? - zapytał z zawadiackim uśmiechem.
-Malfoy – szepnęła – co ci strzeliło do głowy, żeby wysyłać po mnie Collina?
-Jakoś musiałem cię tu ściągnąć - szepnął jej do ucha, po czym delikatnie musnął jej wargi.
Uśmiechnęła się nieznacznie i spojrzała mu prosto w oczy.
-Więc tylko o to chodziło? - spytała.
-Nie, musimy porozmawiać. - Jego głos miał w sobie coś niepokojącego. Nie był sobą.
Czuła, że stało się coś złego.
-W porządku, ale nie teraz, nie tutaj - powiedziała zdenerwowana. Przecież ktoś mógł nagle wejść do działu, w którym byli, a wtedy wszystko by się wydało.
-Więc gdzie?
-Dzisiaj o dziesiątej. W łazience na drugim piętrze -szepnęła i wyszła bez słowa pożegnania.

Drzwi skrzypnęły cicho i ujrzała charakterystyczny zarys rozrzuconych na wszystkie strony włosów, oświetlanych przez chwilę światłem świec płonących na korytarzu. Potem w łazience zrobiło się całkowicie ciemno.
-Lumos - szepnęła i ujrzała błysk w jego oczach, gdy blade światło trysnęło z jej różdżki i rozlało się po twarzy blondyna.
Podszedł do niej bez słowa i delikatnie pocałował.
-O czym chciałeś porozmawiać? - zapytała, odsuwając go od siebie delikatnie.
-Hermiona, ja już nie daję rady - oznajmił słabym głosem.
-Co to znaczy?
-Tak strasznie za tobą tęsknię, każdego dnia wypatruję chwili, w której będziemy mogli zostać na chwilę sami. To staje się zbyt męczące.
-Ale Draco, przecież wiesz, że nie mamy wyjścia - powiedziała, dziwiąc się samej sobie, jak bardzo drży jej głos. Próbowała się uspokoić, opierając głowę o jego tors.
-A może oni to zaakceptują? Może nie musimy się ukrywać? - mówił dalej rozmarzonym głosem prosto w czubek jej głowy.
-Przecież wiesz, że to niemożliwe. - Czuła jak łzy napływają do jej oczu. Owszem, myślała o tym kilka godzin temu, myślała, że może wcale nie byłoby tak źle. Ale uważała, że ryzykowali zbyt dużo.
-Masz rację. Nikt by nie zrozumiał. - szepnął i objął ją, przytulając mocniej do siebie.
-Nox - szepnęła, gasząc różdżkę. -Wiesz, że cię kocham - powiedziała i objęła go za szyję.
Po chwili ich usta złączyły się w gorącym pocałunku, przywarli do siebie całą powierzchnią swoich ciał, pragnąc jak największej bliskości. W końcu on oderwał się od niej na chwilę, opierając się czołem o jej czoło. Gładziła go po twarzy, a on ocierał kciukiem łzy, które płynęły po jej policzkach.
W końcu przybliżył usta do jej ucha.
-Strasznie naiwna z ciebie szlama, Granger - wymruczał jej do ucha.
-Stary, nie wierzę, mówiłeś serio! Ona naprawdę dała ci się uwieść! - usłyszała zachwycony głos Zabiniego, dochodzący z otwartej kabiny.

 Była przerażona, nie miała pojęcia co tak właściwie się wydarzyło. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła się tak, jakby uczestniczyła w najgorszym z nocnych koszmarów. Odsunęła się powoli od Malfoya. Jego bliskość niemiłosiernie ją parzyła, zupełnie tak, jakby Ślizgon nagle zapłonął ogniem. Powoli docierał do niej sens jego słów, do jej oczu zaczęły napływać łzy. Przylgnęła do ściany i osunęła się powoli na podłogę, słysząc jak chłopak, którego kochała, wychodzi z pomieszczenia, wyśmiewając jej naiwność. 
----
Stanowczo za często piszę, wiem o tym, ale nie jestem w stanie powstrzymać się przed opublikowaniem nowego rozdziału, kiedy zaczynam już pisać następny. No i przede wszystkim postanowiłam sobie skończyć to opowiadanie jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego, a więc pozostało mi nieco ponad miesiąc. Spokojnie się wyrobię (po raz pierwszy w życiu!), bo wydaje mi się, że jesteśmy gdzieś w połowie :)