wtorek, 13 stycznia 2015

Miniaturka "Ona"

Wiem, że tytuł powala swoją oryginalnością i w ogóle, ale jakoś wydał mi się najodpowiedniejszy do tej historii. 
Jak widzicie nie umarłam. 
Oprócz tego, co udało mi się wyskrobać poniżej, wróciłam także na www.bez-analizy.blogspot.com. Serdecznie was tam zapraszam, zwłaszcza tych, którzy jeszcze tam nie byli lub zapomnieli, że taki blog istnieje.
Wiem, że posiadam bloga stworzonego do publikowania miniaturek, ale zdecydowałam się przeznaczać go na miniaturowe miniaturki typu drabble i temu podobne. Poza tym ciągle nie mogę się od tego bloga odzwyczaić. Za dużo zostało tu wspomnień i sentymentów. 
Nie przedłużając... Miłej lektury! 
---------------------------

          Siedzę tu i ciągle o Tobie myślę... Dokąd poszłaś? Dlaczego nie potrafisz mi wybaczyć? Czy mogłem zrobić coś, żeby Cię zatrzymać?
Piszę to z nadzieją, że pewnego dnia wrócisz do mojego życia. Że po znalezieniu tego listu wybaczysz mi wszystko, co zrobiłem. Że wrócisz do mnie i zaczniemy wszystko od początku...

          Hermiona przeciągnęła się leniwie, wstając powoli z łóżka i kierując swoje kroki do łazienki.
Urlop zdecydowanie był czymś, czego potrzebowała po całym miesiącu bezustannego biegania na dyżurze w Mungu.
Może i praca dawała jej wytchnienie od problemów życia codziennego, ale potrafiła również wymęczyć ją do tego stopnia, że ostatniego dnia przed urlopem kobieta po prostu weszła do domu, zdjęła z siebie ubranie i poległa w walce z morzącym ją snem.
-Oh - mruknęła, widząc swoje odbicie w lustrze.
Widok zapuchniętych oczu uświadomił jej, że spała zbyt długo. Posłyszała w głowie cichutki szept własnego sumienia wypominającego jej zaniedbany poranny bieg.
Czas wziąć się w garść” - pomyślała, opłukując twarz wodą.
Dziesięć minut później była gotowa na powrót do starych przyzwyczajeń.
W czarnych bawełnianych spodenkach i ładnie podkreślającym jej zgrabne ciało topie tego samego koloru wyglądała niczym dziewczyna z okładki mugolskiego magazynu sportowego. Przed wyjściem upięła jeszcze swoje długie włosy tak, by nie przeszkadzały jej w treningu, po czym wyszła z domu, po drodze wkładając słuchawki w uszy.

          Pamiętasz, jak to wszystko się zaczęło?
Wciąż mam przed oczami Twoje spojrzenie, płonące spojrzenie, którym obdarzyłaś mnie tamtego dnia. Zupełnie tak, jakby nagle dotarło do mnie, że wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, istniało gdzieś w Tobie. Miałaś to wszystko, czego potrzebowałem - niezachwianą radość życia, pasję, marzenia, do których spełnienia dążyłaś i tą miłość, która żarzyła się w Twoich oczach.

          Z jakiegoś powodu wybrała inną trasę niż zazwyczaj. Może targała nią chęć zmiany chociaż tego najdrobniejszego elementu w jej monotonnym, pustym życiu, a może po prostu kierowało nią wtedy coś, co zazwyczaj nazywamy przeznaczeniem.
Biegła zwykłym dla siebie tempem, nie patrząc dokąd właściwie zmierza, ani czy będzie wiedziała jak wrócić. Przecież zawsze spadała na cztery łapy, tym razem nie będzie inaczej. Jeśli się zgubi, wystarczy poprosić kogoś o wskazówki, a na pewno prędzej czy później trafi do domu.
W słuchawkach posłyszała ten charakterystyczny kawałek, który zawsze mobilizował ją do szybszego biegu. Przyspieszyła, ale tylko odrobinę. Korzystając z faktu, że ulice wciąż jeszcze były puste, przymknęła lekko powieki, by rozkoszować się tą wyjątkową chwilą.
          Surowe powietrze poranka delikatnie muskało jej policzki i orzeźwiało umysł.
Czuła się doskonale, zapominając o otaczającym ją świecie, jednak powszechnie wiadomo, że nikt dobrze nie kończy, biegając z zamkniętymi oczami. W tym przypadku nie było inaczej, bo kiedy wreszcie zdecydowała się podnieść powieki, było już za późno.
Najpierw poczuła, jak wpada na kogoś, kto właśnie wybiegł z bramy. Chwilę później usłyszała głośno wypowiedziane przekleństwo, a następnie kilka łagodniej wypowiedzianych słów.
-Nic pani nie jest? - powiedział głos, od którego krew w jej żyłach zaczęła płynąć szybciej.
Uniosła głowę i wtedy ich spojrzenia się spotkały.
-Granger? - parsknął, zanim zadziałały hamulce instynktu samozachowawczego.
          Ku jej zdziwieniu pomógł jej wstać i nie nazwał jej przy tym swoim ulubionym określeniem z czasów szkolnych.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy w milczeniu, jakby nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Minęło przecież tyle lat.
-Dzięki – powiedziała, kiedy tylko dotarło do niej, co się dzieje, po czym kontynuowała bieg, nie odwracając się za siebie.

-To nie było grzeczne – usłyszała za sobą po przebiegnięciu kilkunastu metrów.
Milczała, zaciskając zęby.
-Zupełnie jak to, że usilnie starasz się mnie ignorować. To także nie jest kulturalne – mówił, nie zważając na to, że mu nie odpowiada. -Takie spotkanie po latach, a ty mówisz dzięki i idziesz sobie, jakby nie robiło to na tobie żadnego wrażenia? No wiesz?
Na te słowa kobieta zatrzymała się jak na komendę. Spojrzała na niego z wrogością w oczach i zacisnęła zęby.
W jego oczach nie dostrzegła jednak wrogości ani nawet niechęci czy irytacji. Patrzył na nią jak na starą znajomą, z którą utrzymywał dawniej przyjazne stosunki. Z jego twarzy nie schodził szczery, szeroki uśmiech.
-No co jest, Granger? Szkoła już dawno się skończyła. Chyba nie gniewasz się na mnie za to, że trochę ci dokuczałem? - spytał, wciąż nie przestając się uśmiechać.
Na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie.
Oto po tylu latach zażartej walki zrodzonej z nienawiści i różnic pochodzenia, on nazywa to „dokuczaniem”. To się nie działo naprawdę. To musiało jej się śnić.
Milczała, starając się uspokoić.
-No weź, Granger. Naprawdę wciąż jeszcze gniewasz się na mnie za jakieś szczeniackie zaczepki?
Tego było już za wiele. Nie wytrzymała.
-Czy mi się wydaje, czy ty właśnie nazwałeś śmierć masy niewinnych, bliskich mi ludzi szczeniackimi zaczepkami? - zaczęła z głosem, który z każdą chwilą zaczynał przybierać na sile. -Czy stwierdziłeś właśnie, że wojna, która wyniszczyła nie tylko Hogwart, ale także wszelkie morale większej części uczniów, była jedynie zwykłym dokuczaniem?!
          Te słowa zmazały z jego twarzy uśmiech. Spodziewała się, że odpowie jej krzykiem za krzyk, broniąc się przed oskarżeniami. I że ponownie usłyszy z jego ust słowo, które raniło jej serce przez tyle lat.
Ku jej ogromnemu zaskoczeniu w jego oczach pojawiły się łzy, a chwilę później mężczyzna zrobił coś, czego Hermiona nigdy w życiu by się nie spodziewała.
Draco zbliżył się do niej i delikatnie pogładził jej policzek wierzchem swojej dłoni, po czym nachylił się ku jej uchu.
-Przepraszam – wyszeptał zduszonym głosem. -Bardzo tego żałuję.
          Nie rozumiała.
Co się stało? Co się wydarzyło? Jakim cudem Draco Malfoy zachowywał się jak osoba, która przeszła totalną metamorfozę? Nie, to nie była metamorfoza. On musiał zamienić się z kimś na umysły. Przecież on nigdy by się tak nie zachował. Nigdy.
Nie wiedziała, co ma zrobić z rękami. Ani ze sobą w ogóle. Stała w osłupieniu, szukając słów.
-Malfoy... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
-Spotkajmy się dziś wieczorem. U mnie. Wszystko ci opowiem.

Pamiętasz nasze wspólne wieczory?
Siadaliśmy przy kominku i wspominaliśmy dawne czasy.
Mówiłaś, że jest wiele rzeczy, które chciałabyś przeżyć na nowo, by zmienić bieg wydarzeń. Doskonale Cię rozumiałem i rozumiem to także dziś. Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy bym Cię nie skrzywdził, teraz to wiem. Gdzieś we mnie wciąż tli się iskierka nadziei, że los, że Ty dasz mi kolejną szansę, abym mógł wszystko naprawić.
Czy proszę o zbyt wiele?

          Ciekawość okazała się silniejsza od strachu i uprzedzeń.
Obiecał, że po nią przyjdzie, więc siedziała i czekała. Może nie trafi? A może to wszystko to był tylko przejaw jego aktorskiego talentu, który wykorzystał, żeby jeszcze raz móc się z niej ponabijać? Może zmienił zdanie i nie przyjdzie? A może naprawdę dała się nabrać?
Czuła się bardziej zagubiona niż zwykle, a jednak czekała z niecierpliwością, co chwila zerkając na zegarek.
Wreszcie usłyszała dzwonek do drzwi. Wzięła głęboki oddech „na odwagę” i otworzyła.
-Idziemy? - spytał z szerokim, choć odrobinę niepewnym uśmiechem.
-Wiesz - zawahała się na chwilę, zastanawiając, czy dobrze robi – nie musimy nigdzie iść. Skoro już tu jesteś, równie dobrze możemy porozmawiać u mnie, prawda?
Z jakiegoś powodu na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-A czy ty nie mieszkasz z...
-Mieszkam sama – wtrąciła, zanim zdążył dokończyć pytanie.
          Zrozumiał.
-Cóż, co prawda przygotowałem już u siebie kolację przy świecach, ale tak też może być – powiedział lekkim tonem, a kobieta przez chwilę miała wrażenie, że po raz pierwszy od momentu ich niespodziewanego spotkania dostrzegła w jego oczach ten dawny, ślizgoński błysk.
-Mogę rozpalić w kominku? - spytał, kiedy ona wychodziła do kuchni,.
-Pod warunkiem, że nie podpalisz mi dywanu – odpowiedziała z delikatnym śmiechem, który z zamierzenia miał rozluźnić atmosferę. Świetnie zdawała sobie sprawę, że kiepsko jej to wyszło.

Jesteśmy dla siebie stworzeni, czyż nie? To przeznaczenie połączyło nas już jakiś czas temu i myślę, że z przeznaczeniem nie wygramy, a Ty kiedyś ponownie staniesz w moich drzwiach i powiesz, że mi wybaczasz. A ja będę na Ciebie czekał z otwartymi ramionami. Obiecuję.

Będąc w kuchni stwierdziła, że zdecydowanie potrzebne będzie im wino. Inaczej oboje spędzą wieczór w męczarniach powagi i sztywnej atmosfery.
To prawda, że miała żal do Malfoya o przyłączenie się do armii Czarnego Pana, wiedziała jednak, iż nie miał on wielkiego wyboru. W rzeczywistości nie winiła go za szkody spowodowane wojną. Doskonale wiedziała, że Voldemort był niczym diabeł opętujący niewinne dusze. A dusza Malfoya, nawet jeżeli nie była taka znowu niewinna, sprzedana była piekłu przez jego własnego ojca. 
A jednak w ostatniej klasie, kiedy już wrócili do szkoły, wszystko zostało po staremu. Nienawiść pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem nadal wisiała w powietrzu przy każdym, nawet najkrótszym spotkaniu członków obu domów.
A może jednak nie wszystko było tak jak dawniej?
Przypomniała sobie kolacje w Wielkiej Sali, podczas których od czasu do czasu zauważała jego wzrok wbity prosto w nią. Wspomnienie tego dziwnego uczucia poruszającego jej serce nagle zalało ją na nowo. Jego spojrzenia miały w sobie coś, co po prostu wzburzało krew w żyłach i pozostawiało po sobie krótkotrwały ślad.
          Wróciła do salonu, niosąc ze sobą butelkę wina i dwa kieliszki.
Malfoy siedział na białym, puchowym dywanie i wpatrywał się w płomienie igrające w kominku.
Na dźwięk jej kroków odwrócił się i zagwizdał przeciągle.
-Zamierzasz mnie upić i wszystko ze mnie wydusić, zgadza się? - zażartował i podsunął się kawałek, robiąc jej miejsce obok siebie.
-Widzę, że zachowałeś jeszcze resztki ślizgońskiego sprytu, Malfoy – odpowiedziała mu, zadziornie mrużąc oczy.
To niesamowite, jak bardzo się zmienił. Po tylu latach wzajemnej nienawiści okazuje się, że potrafią ze sobą normalnie rozmawiać!

          Wiem, że popełniłem niewybaczalny błąd. Nie powinienem był tego robić. Podjąłem niewłaściwą decyzję i bardzo, naprawdę bardzo tego żałuję. Czy Tobie naprawdę nigdy nie zdarzyło się zrobić niczego głupiego?
Każdy z nas popełnia błędy, ale każdy powinien mieć również szansę, aby móc je naprawić, do cholery! 

          Swoją opowieść rozpoczął od tego, o czym wiedzieli wszyscy w Hogwarcie w czasach ich nauki. Każdy doskonale wiedział, że Draco był wychowywany w nienawiści do osób o nieczystej krwi. Jego ojciec surowo karał każdy, choćby najmniejszy przejaw tolerancji. Uczył go bycia zimnym i obojętnym na ludzką krzywdę.
Hermionę jednak bardziej zainteresowała historia, którą rozpoczął zaraz po tym krótkim wstępie dotyczącym jego dzieciństwa.
-Na początku siódmej klasy poznałem pewną czarownicę mugolskiego pochodzenia. Była dwa lata młodsza od nas. Miała na imię Rosalette – rzekł łagodnym tonem, wpatrując się w płomienie, a kobieta dostrzegła, że wyraz jego oczu nagle się zmienił. Było w nich coś, czego jeszcze nigdy nie widziała w spojrzeniu tego chłodnego, zdystansowanego arystokraty.
Miłość.
Nagle zrozumiała, skąd wzięły się jego spojrzenia, które wychwytywała podczas posiłków w Wielkiej Sali. Najwidoczniej postać Rosalette sprawiła, że Draco przestał patrzeć na innych ludzi przez pryzmat czystości ich krwi. Być może już wtedy chciał ją przeprosić?
-Chwilami miałem wrażenie, że zrobiłbym dla niej wszystko – zaśmiał się nerwowo, kontynuując swoją historię ze wzrokiem wbitym w podłogę. -Miała w sobie każdą, dosłownie każdą cechę, którą moim zdaniem powinna posiadać moja kobieta. Była inteligentna, zabawna, zdystansowana do życia i świata. Często zabierałem ją na nocne spacery po błoniach. Siadaliśmy na pomoście, a Rose opowiadała mi o swoich marzeniach. Mówiła o dalekich podróżach do nieznanych magicznych krain, a ja myślałem wtedy o tym, że jedyną rzeczą, jakiej pragnę, jest jej towarzyszyć.
Po tych słowach zapadła cisza. Hermiona była pewna, że Malfoy potrzebuje chwili, żeby pozbierać myśli i dalej kontynuować opowieść, jednak ten spojrzał jej w oczy, dając do zrozumienia, że na tym kończy się jego historia.

          Byłaś i wciąż jesteś jedyną rzeczą, jakiej pragnę od życia. Chciałbym tulić Cię znów w swoich ramionach. Słuchać o Twoich planach na przyszłość. Być blisko Ciebie, czuć zapach Twoich włosów i ciepło Twoich dłoni. Potrzebuję Cię. Potrzebuję jak nikogo innego.

          Patrzyli na siebie przez chwilę całkowicie zatopieni w swoich myślach.
-Co się stało potem? - zaryzykowała to pytanie, nie wiedząc, czy ma do niego prawo i jakiej reakcji swojego towarzysza powinna się spodziewać.
Draco przez chwilę zdawał się dobierać słowa. Jego twarz wyrażała setki różnych uczuć pojawiających się i znikających w mgnieniu oka. Kobieta domyśliła się, że to pytanie wywołało w nim lawinę wspomnień, których starał się unikać, mimo to z niecierpliwością czekała na odpowiedź.
-Później poznała prawdę – westchnął, a w jego głosie dało się słyszeć delikatną nutę goryczy.
-Prawdę? - spytała Hermiona, próbując zrozumieć, co właściwie mężczyzna ma na myśli.
-Po tym, jak po świecie rozeszła się wieść o powrocie Voldemorta, rodzice przezornie zabrali Rose do Francji, aby tam kontynuowała naukę. Wróciła do Hogwartu dopiero po zakończeniu wojny.
Na twarzy kobiety wymalował się wyraz zrozumienia, ale też głębokiego współczucia. Zabrakło jej jednak słów, by powiedzieć cokolwiek.
-Od kiedy się poznaliśmy, nasza znajomość przez cały czas pozostawała w ukryciu, ale ona pewnego dnia nie wytrzymała i opowiedziała o wszystkim swojej najlepszej przyjaciółce, a kiedy ta usłyszała moje nazwisko...
-Jasne. Rozumiem – rzekła, słysząc jego łamiący się głos, który powoli zaczynał odmawiać mu posłuszeństwa. Nie chciała go katować, mimo że był Malfoyem. Widziała wyraźnie, że teraz to już zupełnie inny człowiek.
-Napisała mi list, w którym zawarła tylko dwa słowa – mówiąc to, wyciągnął z kieszeni zmaltretowany, lekko pożółknięty skrawek pergaminu i podał go Hermionie.

Nienawidzę Cię.


          Kobieta nie musiała patrzeć na list, żeby domyślić się, co było w nim napisane, a mimo to i tak poczuła dziwne ukłucie w sercu, kiedy to przeczytała.
-Nigdy więcej ze mną nie rozmawiała, a ja doskonale to rozumiałem. Miała do tego pełne prawo – wyznał na koniec swojej opowieści.
Nastała chwila niezręcznej ciszy, którą po chwili namysłu przerwała Hermiona.
-Dlaczego tak bardzo zależało Ci na tym, żeby dziś rano ze mną porozmawiać? - spytała, starając się chociaż odrobinę zboczyć z tego niewygodnego tematu.
-Bo... - tu zawahał się przez chwilę, nie wiedząc, czy to, co zaraz powie, powinno zostać kiedykolwiek ujawnione.
-Bo? - ponagliła go kobieta z wyraźną ciekawością w oczach.
-Bo w momencie, kiedy skończyły się moje uprzedzenia do czarodziejów nieczystej krwi, zrozumiałem też, że przez cały okres nauki szkolnej... - tu zawiesił głos i spojrzał prosto w jej oczy.

          Gdybym nie bał się, że Cię stracę, przyznałbym się do wszystkiego, nie próbowałbym niczego zatajać. Ale tak bardzo przerażała mnie myśl, że możesz zniknąć z mojego życia. To był jeden jedyny błąd, jaki popełniłem. Nie chciałem tego. Dlaczego wiec nie potrafisz mi go wybaczyć?

Znowu to spojrzenie, które widziała u niego w Wielkiej Sali. Ten sam wyraz twarzy.
-Byłem w tobie zakochany – wydusił wreszcie z siebie.
Spodziewała się wszystkiego. Wszystkiego, ale nie czegoś takiego. To było przecież bez sensu.
Chociaż z drugiej strony... było to bez różnicy. Obecność Rosalette w jego życiu przekreśliła jego uczucia do niej, więc tak naprawdę bez znaczenia było to, co Malfoy ubzdurał sobie w tej swojej ślizgońskiej głowie. To i tak należało do przeszłości.
Powinna coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Słowa „W porządku, mówi się trudno” zdawały się być nie na miejscu.
          Wreszcie w jej świadomości pojawiło się pytanie, przed którego zadaniem nie zdołał powstrzymać jej rozsądek.
-Więc czym różniła się ode mnie Rosalette, że to nie ja, ale ona otworzyła Ci oczy na prawdę dotyczącą czystości krwi? - Nie chciała, by to pytanie zabrzmiało jakoś specjalnie gorzko. W rzeczywistości nie miała do niego o to pretensji, po prostu była ciekawa.
Zastanowił się chwilę nad postawionym mu pytaniem. Nie chciał odpowiadać na nie zbyt pochopnie, dlatego najpierw dokładnie przyjrzał się swojej rozmówczyni. Na jego twarzy gościł delikatny, jakby lekko rozmarzony uśmiech.
-Wiesz... do wczoraj prawdopodobnie powiedziałbym, że po prostu różniłyście się charakterami. Ty jesteś bardziej zadziorna, zawsze lubiłaś być przed wszystkimi – rzekł, nadal bacznie obserwując jej twarz. -Ona była łagodna, niemalże uległa. Rzadko kiedy pokazywała pazurki.
Zamilkł na chwilę, pozwalając swojej rozmówczyni przetrawić jego słowa.
-A dzisiaj? - spytała z nutą niezdrowej ciekawości w głosie.
-A dziś... Dziś już niczego nie jestem pewien – odpowiedział i po raz kolejny zaśmiał się nerwowo.
Hermiona ściągnęła brwi, przyglądając mu się uważniej.
-Czego nie jesteś pewien?

          To niesprawiedliwe, Hermiona, rozumiesz? Niesprawiedliwe!
Wciąż jestem sam, z nikim się nie spotykam, czekam, aż do mnie wrócisz. Czy to nie jest wystarczająca kara?

-Od kiedy zobaczyłem Cię dziś rano, uświadomiłem sobie, że... - tu zawiesił się jeszcze na chwilę, jakby jakaś część jego próbowała przekonać usta, aby nie wypowiadały tych słów. -Rosalette była tylko narzędziem wykorzystanym przez los. To dzięki niej przejrzałem na oczy. Dzięki niej zrozumiałem, że kochałem cię, przepraszam, kocham cię od zawsze i... i wydaje mi się, że już na zawsze.

          W tamtym momencie Hermiona uświadomiła sobie, że świat, w którym żyła dotychczas, właśnie przestaje istnieć. Topił się i przeciekał jej przez palce, a ona nie mogła zrobić z tym nic, kompletnie nic. Patrzyła Draconowi w oczy i czuła, że to łagodne spojrzenie rozpuszcza filary, na których postawiła swoją niezależność.
Nagle poczuła się całkowicie bezradna, ale zrozumiała, że to właśnie tej bezradności potrzebowała przez kilka ostatnich miesięcy.

Więc jeśli już czytasz ten list, to proszę Cię, daj mi znać, że mi wybaczasz i daj nam jeszcze jedną szansę. Jestem pewien, że tym razem damy sobie radę, bo przecież nasza miłość jest wyjątkowa i żadna drobna zdrada nie jest w stanie jej przezwyciężyć.
Wierzę w to z całego serca i wierzyć nie przestanę.
Kocham Cię.
Zawsze Twój,
Ron