Kilka słów o(d) Faceless

          Faceless

Już dawno nauczyłam się portretować ołówkiem, teraz uczę się portretować słowem. Piszę wszędzie i o wszystkim, trenując tym samym własny, niepowtarzalny styl. Swoje teksty zawsze próbuję pisać tak, by czytelnika rozśmieszać, wzruszać i zmuszać do refleksji. Nawet najprostszy tekst złożony ze stu słów ma w mojej głowie początek o wiele, wiele głębiej niż na początku pierwszego zdania.
Pisząc, staram się przeżywać uprzednio wszystkie wydarzenia, które chcę przenieść na papier.

          Miłość kontra my

Zaczęło się od poszukiwania historii dramione, która spełniałaby moje oczekiwania.
W moich oczach romans Draco i Hermiony jest skreślony od samego początku, od momentu, w którym J.K. Rowling stworzyła te dwie postaci. Jednakże nawet Szekspir był w stanie stworzyć związek z tak zakazanej miłości, a więc dlaczego by nie spróbować?
Szukałam, wierząc, że gdzieś w gąszczu tych tandetnych historyjek, w których Draco zdradza Hermionę na jakiejś imprezie w pokoju Ślizgonów, a Hermiona po raz milionowy staje się wampirem, jest jakaś perełka. Cholernie chciałam coś takiego przeczytać.
Uparłam się, że znajdę takie opowiadanie, jednak ukojenie znalazłam dopiero wtedy, gdy sama przysiadłam do komputera i zaczęłam stukać w klawiaturę.
Napisanie pierwszej części historii zajęło mi dwa miesiące z kawałkiem, choć przez niemalże całe wakacje pracowałam prawie codziennie po jedenaście godzin. Pisanie umożliwiało mi odpoczynek w pełnym tego słowa znaczeniu. Wracałam do domu z jedną jedyną myślą - żeby napisać kolejny rozdział.

          Poznaj moją drugą twarz

Słyszałam już opinie, że najbardziej zaskakujący w tej historii jest pierwszy rozdział. Nie ma tam powiem klasycznego ukazania nienawiści pomiędzy dwojgiem głównych bohaterów. Nienawiści, która miałaby potem stopniowo przeradzać się w piękne uczucie (zgodnie z bloggerkowym kanonem).
Być może wszystko dzieje się w tej historii za szybko, jednak jej początek doskonale znacie - opowiadają o niej pierwsze cztery części serii o Harrym Potterze.
Ja swoją historię zaczynam od momentu, w którym Draco naprawdę zaczyna komplikować życie Hermiony, jak? Kto przeczytał, ten wie ;-)

          Zanim zajdzie słońce

Villemo powtarza mi, że ta część jest o wiele "dojrzalsza" od tej pierwszej. Może ma rację.
Nie jest to typowa potterowska historia, bo w rzeczywistości niewiele w niej magii. Wciąż na głównym planie mamy Dracona i Hermionę, ale ukazani są oni jako małżeństwo, a nie para zakochanych uczniaków. Może wyidealizowałam obraz ich związku, może powinnam wprowadzić do niego więcej nieporozumień, ale po prostu nie mogłam. Nie mogłam i już.
Na samej górze wspomniałam, że "pisząc, staram się przeżywać uprzednio wszystkie wydarzenia". Ta historia jest tego doskonałym przykładem. Wystarczy chyba jeśli powiem, że układając plan kolejnych wydarzeń, popłakałam się trzy razy?
Historię dedykowałam Oskarowi.

          Co dalej?

Moje dramione dobiega końca. Czy pojawi się coś jeszcze?
Bardzo bym chciała, ale nie wiem, na ile pozwoli mi czas, wena twórcza i moje własne lenistwo. Nie chcę wciskać wam szmiry. Ankietowani zdecydowali (znaczną większością głosów), że historia ma być lekka i zabawna, więc obiecuję, że następnym razem nikt się przeze mnie nie popłacze (no chyba że ze śmiechu). Jedyny problem, który muszę spróbować rozwiązać mieści się w dwóch słowach: o czym?
Mam już kilka koncepcji, to fakt, ale nie jestem pewna, czy odważę się którąś z nich wprowadzić w życie, także jedyne, co dziś mogę powiedzieć, to: czas pokaże!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz