poniedziałek, 7 listopada 2016

Miniaturka "Okno". Część druga.

       Z końcówki przedmiotu, który Peter, a raczej Draco, trzymał w ręku, błysnęło jasne światło. Hermiona podskoczyła z wrażenia, wpatrując się w oślepiający blask.
-To jakaś nowa technologia? - zapytała, próbując opanować nerwy.
-Technologia? - powtórzył za nią mężczyzna, po czym zręcznie obrócił przedmiot w palcach, a kula światła zatoczyła okrąg. -To nie technologia - dodał szeptem.
Hermiona musiała przyznać, że to krótkie zdanie zabrzmiało naprawdę tajemniczo, przez co na chwilę zupełnie zapomniała, dlaczego właściwie znalazła się w tej przedziwnej sytuacji.
Nie wiedziała, jakie powinno być kolejne pytanie, które zada. Czy powinna dopytywać o to światło? Bała się, że w oczach tego obcego, ale nieziemsko przystojnego mężczyzny wyjdzie na osobę, która nie nadąża za współczesnym światem. A jednak ciekawość aż paliła ją od środka, musiała wiedzieć, jak to działa. Poza tym, ten facet od pewnego czasu włamywał się do jej mieszkania! Dlaczego w ogóle obchodziło ją, co on sobie pomyśli?
-Więc co to jest? - Gdy to pytanie padło z jej ust, aż zdziwiła się, jak bardzo desperacko zabrzmiało.
Odpowiedziała jej cisza. Draco patrzył na nią z delikatnym uśmiechem, którego nie potrafiła rozszyfrować, a blask niebieskawego światła potęgował wrażenie, jakie robiły na niej jego oczy.
-Zastanawiam się, co powinienem ci teraz odpowiedzieć, Hermiono - rzekł w końcu, a wyraz jego twarzy znacząco złagodniał. -Wciąż pamiętam cię z dawnych lat, kiedy byłaś w tej sztuce niedościgniona. A teraz...
Jego wzrok przeniósł się ponownie na światło, sprawiając, że mężczyzna wyglądał na głęboko zamyślonego, jakby w świetle dostrzegał sceny z przeszłości.
O czym ten facet mówił? W jakiej sztuce? I dlaczego on twierdzi, że już kiedyś mieli ze sobą styczność? Ona widziała go po raz pierwszy w momencie, kiedy złapał ją u stóp schodów. Była tego pewna, jak niczego innego w życiu.
-Posłuchaj, nie wiem, co masz na myśli, mówiąc, że pamiętasz mnie z dawnych lat. Chodziliśmy razem do szkoły?
-Owszem - uśmiechnął się, nie odwracając wzroku od światła. -Byłaś najlepszą uczennicą w naszej szkole. Nauczyciele cię uwielbiali. A ja... - przez chwilę nie był pewien, jak powinien to ująć, żeby jej od siebie nie odstraszyć. -...niezbyt się lubiliśmy.
-Nie sądzę. Musiałeś mnie z kimś pomylić. Gdybym cię nie lubiła, z pewnością pamiętałabym o tym. A ja po prostu nie kojarzę ani twojej twarzy, ani twojego nazwiska.
-A kojarzysz Harry'ego Pottera? - to pytanie brzmiało w jego ustach jakby ta informacja była naprawdę istotna.
-Harry'ego? Tak, kojarzę - odpowiedziała, zgodnie z prawdą. -Przemiły mężczyzna. Tak samo zresztą jak jego żona, Ginny.
Kiedy Draco to usłyszał, automatycznie odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał jej prosto w oczy.
-N-naprawdę pamiętasz Potterów?
Kobieta nie była pewna, co widzi w tych oczach. Czy to był żal? Złość? Zaskoczenie? Radość? Te wszystkie emocje wydawały się mieszać na jego twarzy, tworząc coś nadzwyczaj trudnego do rozszyfrowania.
-No... tak. Harry zgłosił się do mnie, kiedy szukałam kogoś do pomocy przy ogródku. Czasami przychodzą do mnie razem z Ginny, on kosi trawnik, a ona rozplanowuje ze mną kolejne alejki kwiatowe. Chcę mieć za domem kolorowy azyl, gdzie będę mogła cieszyć się pięknem przyrody podczas odpoczynku. Moi rodzice zawsze o tym marzyli, ale nigdy nie mieli dość czasu, żeby się tym zająć. Zostawili mi w spadku wszystko, co zarobili w tej codziennej gonitwie za pieniądzem, teraz chcę poświęcić im to miejsce.
           Nie wiedziała, dlaczego mu o tym mówiła. I dlaczego ten cały Malfoy w ogóle pytał o Potterów. Co oni mieli z tym wspólnego? Na pewno nie chodziła z nimi do jednej szkoły, bo kiedy spytała, skąd się tu przenieśli, odpowiedzieli nieco pokrętnie, że mieszkali na odludziu i uczyli się w szkole, o której niewielu ludzi w ogóle słyszało. Hermiona uznała wtedy, że z ich przeszłością musi wiązać się niezbyt przyjemna historia, o której nie chcą mówić i z grzeczności więcej do tego nie wracała.
Draco milczał, a jego uwaga ponownie skupiła się kuli światła. Zdawało się, że wszystkie emocje, które wcześniej zmieszały się na jego twarzy, teraz umknęły gdzieś w ciemność.
Po dłuższej chwili ciszy, kobieta w końcu nie wytrzymała i poderwała się z kanapy.
-Dobra, człowieku, dłużej tego nie zniosę. Powiedz mi, co robisz w moim domu w środku nocy, a właściwie co robiłeś tu co noc ostatnimi czasy. Powiedz mi co to jest - mówiąc to, wskazała na źródło światła - i kim ty właściwie jesteś. Bo jeśli nie...
-To co, zadzwonisz po policję? - Draco uśmiechnął się z lekko drwiącym uśmieszkiem. -To nie będzie potrzebne, powiem ci wszystko. Usiądź proszę - to powiedziawszy, wskazał na miejsce, na którym wcześniej siedziała Hermiona - i nie denerwuj się. Wszystko ci wytłumaczę. Lumos maxima.
Na ostatnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę, kula światła zaczęła rosnąć, aż w końcu oderwała się od trzymanego przez niego przedmiotu i uniosła się ku górze.
Hermiona nie mogła w to uwierzyć, mieli nad sobą lewitujący lampion światła wydobywającego się znikąd.
-To chyba jakieś czary - zaśmiała się cicho, wpatrując się w niebieską łunę roztaczającą się nad stolikiem do kawy.
Draco, słysząc te słowa, uśmiechnął się szeroko.
-W końcu zrozumiałaś - rzekł, sięgając do kieszeni, skąd wyciągnął drugi, podobny do poprzedniego, lecz dłuższy i jaśniejszy drewniany przedmiot. Podał go swojej rozmówczyni. -To Twoja różdżka, Hermiono.
          Kobieta popatrzyła na mężczyznę jakby oszalał. Różdżka? Skąd on wytrzasnął taką zabawkę?
-No weź - zachęcił ją, widząc, że Hermiona się waha. -Należała do Ciebie, kiedy jeszcze byliśmy w jednej szkole.
Hermiona wzięła do ręki różdżkę, wpatrując się w nią ze ściągniętymi brwiami.
Pierwszy kontakt fizyczny z drewnem winorośli spowodował, że przed jej oczami pojawiło się zagubione gdzieś wspomnienie.
Widziała tam swoich rodziców i starszego mężczyznę, który podawał jej tę właśnie różdżkę w jakimś sklepie, przypominającym nieco antykwariat. Choć szczegóły wciąż wydawały się zamazane, poczuła w sercu ogromną radość na myśl o tamtym momencie. Co to było za miejsce i co to za człowiek?
-Draco... Nie baw się ze mną dłużej, powiedz, o co w tym wszystkim chodzi.
          Mężczyzna popatrzył na nią z pełnią powagi wypisaną na twarzy.
Wziął głęboki oddech, jakby chciał zacząć długą, pełną powagi opowieść, ale w końcu nie wytrzymał i zaśmiał się sam z siebie.
-Wybacz, nie wiem od czego mam zacząć - pokręcił głową, opuszczając wzrok na swoją różdżkę.
-Więc może zacznij od tego, co robisz u mnie w domu o trzeciej w nocy? - Hermiona również się roześmiała, choć to pytanie w rzeczywistości wciąż ciążyło na jej ramionach i naprawdę paliła ją potrzeba poznania odpowiedzi na nie.
-To akurat jest koniec tej historii, wolałbym jakoś po kolei, jeśli pozwolisz. Zapewniam, że w pewnym momencie już sama się domyślisz, co tu robię. W porządku?
Kobieta zawahała się na moment, ale po chwili zrozumiała, że opieranie się jest bez sensu. Skinęła głową, dając znać, że zamienia się w słuch.
-Jak już zauważyłaś, to co wisi nad nami, to czysta magia. To zaklęcie przestanie działać, zanim skończę opowiadać Ci o wszystkim, czego nie pamiętasz. Oboje jesteśmy czarodziejami, Hermiono i od tego trzeba zacząć.
-Więc twierdzisz, że ja... też tak potrafię? - spytała nie dowierzając.
-Tak? Potrafisz dużo, dużo więcej. Kiedy oboje trafiliśmy do Hogwartu, byłaś naj...
-Do czego trafiliśmy?
-Przepraszam, do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdzie oboje się uczyliśmy. My i Potterowie.
-Oni?
-Kiedy oboje trafiliśmy do tej szkoły, wszyscy wiedzieli, że będziesz jedną z najzdolniejszych czarownic w historii. Wiedziałem to również ja i byłem o to zazdrosny, przyznaję. Poza tym różniła nas także czystość krwi, moi przodkowie byli czarodziejami od pokoleń, a ty pochodziłaś z rodziny niemagicznej. Zostałem wychowany w nienawiści do ludzi twojego pokroju i ta nienawiść niestety przez długi czas dawała ci o sobie znać. Wyrządziłem ci wiele krzywd, których do dziś żałuję.
Oparcie znalazłaś w Harrym Potterze, który stał się twoim najlepszym przyjacielem, a później do szkoły przyszła także Ginny i oboje dbali o to, żebyś nie przejmowała się moim idiotycznym zachowaniem. Z tego co usłyszałem przed chwilą mogę wywnioskować, że wciąż są Twoimi przyjaciółmi, choć Ty nawet do końca o tym nie wiesz.
O tym, co działo się w pierwszych latach szkoły, oni muszą opowiedzieć Ci sami, kiedy zobaczycie się następnym razem, bo ja niestety wiem niewiele.
Znam za to kilka istotnych szczegółów z czasów wojny, o których...
-Wojny? - przerwała mu nagle Hermiona. -O jakiej wojnie mówisz? Znam historię ostatnich lat, nie było tu żadnej wojny.
-Tu nie, ale nasz świat w pewnym momencie był już na krawędzi. A ja stałem po niewłaściwej stronie w tej walce między siłami dobra i zła. Potężny czarnoksiężnik, Voldemort odrodził się po wielu latach, próbując zemścić się na osobie, która doprowadziła do jego upadku - na twoim przyjacielu, Harrym. Chciał pozbyć się jego, ale także wszystkich czarodziejów podobnych do ciebie, urodzonych w niemagicznych rodzinach, ponieważ uważał, że są oni niegodni tego cennego daru, jakim jest magia.
Ostatecznie Czarny Pan poległ, próbując zabić Harry'ego, ale jego poplecznicy postanowili się nie poddawać. Mój ojciec zmusił mnie do tego, abym i ja stanął po ich stronie, choć byłem już całkowicie zmęczony wyniszczającą nas wszystkich nienawiścią i jedyne czego pragnąłem, to stać się tym dobrym, stanąć u waszego boku i walczyć za Hogwart.
           A jednak stchórzyłem i wciąż odgrywałem rolę czarnego charakteru. Mój ojciec przejął władzę nad Czarnym Wojskiem, a ja byłem jego prawą ręką.
W pewnym momencie dowiedziałem się, że zostałaś uprowadzona. Byłaś przetrzymywana w lochach przez kilka tygodni. Próbowali cię wygłodzić tak, abyś była u skraju sił, kiedy postawią cię przed ostateczną próbą, torturami wydobywając informacje na temat miejsca, w którym ukrywał się Harry.
Nie mogłem pozwolić na to, aby traktowali cię w ten sposób. Dobro, które zakiełkowało we mnie po przegranej wojnie, zaczęło powoli wypuszczać pierwsze pędy. Potajemnie przynosiłem ci tyle jedzenia, ile tylko byłem w stanie, przychodząc do ciebie pod pretekstem tortur psychicznych.
W końcu nadszedł dzień, kiedy postawiono cię przed próbą ostateczną.
Stałem obok fotela mojego ojca, kiedy rzucił na ciebie zaklęcie torturujące. Nie mogłem patrzeć na to, jak cierpisz. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, co powinienem zrobić, ale do głowy przychodził mi tylko jeden sposób na to, aby to zakończyć.
Rzuciłem na ciebie zaklęcie zapomnienia, jednakże na tyle nieumiejętnie, że wymazałem z Twojej pamięci wszystkie wspomnienia związane z magią. Chwilę później rozpętało się piekło. Mój ojciec był wściekły, a ja byłem świadomy tego, że nie jestem w stanie wygrać z nim i jego służbą, która po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, próbowała mnie schwytać. Zanim jednak trafiło mnie którekolwiek z zaklęć, chwyciłem cię za rękę i teleportowałem się na peron, z którego zwykle odjeżdżały pociągi do Hogwartu.
Nie wiedziałem, co mam z tobą zrobić, byłem świadom tego, że ojciec będzie nas szukał. Przez dwa dni opiekowałem się tobą w hotelu niedaleko dworca, a później zapłaciłem za dalszą opiekę pokojówce i wyruszyłem szukać pomocy.
W Hogwarcie nikt nie chciał uwierzyć mi w to, że mam dobre zamiary, jednak po długiej i ciężkiej rozmowie z dyrektorką szkoły, zgodzili się na to, abym dostarczył cię pod drzwi zamku. Tak więc wróciłem do Londynu i stamtąd teleportowałem nas oboje ponownie pod szkołę. Nie chcieli mnie przyjąć, ale rozumiałem to. Stałem się wyrzutkiem, całkowicie bezradnym i bezstronnym czarodziejem, którego dodatkowo ścigał jego własny ojciec.
           Ale wiesz co? Oprócz tego wszystkiego, co czułem, a co tak strasznie mnie przygniatało, w moim sercu pojawiło się jeszcze coś innego. Poczułem, że w pewnym sensie jestem za Ciebie odpowiedzialny. Odebrałem Ci wspomnienia związane z Twoją największą pasją, ale nie żałowałem, bo dzięki temu uratowałem Ci życie i w pewien sposób zapewniłem Ci ochronę przed swoim ojcem. Ponieważ on już nie miał powodu, żeby Cię ścigać - nie pamiętałaś Harry'ego Pottera ani niczego, co byłoby z nim związane.
Kilka miesięcy później wojna się skończyła, bo Hogwart urósł w siłę i mój ojciec się poddał, mając nadzieję, że w ten sposób zapewni sobie spokojną starość na wolności. Liczył na to, że nikt nie pociągnie go do odpowiedzialności za popełnione zbrodnie, ale jakże się mylił.
Gdy tylko wyraził chęć zawarcia pokoju, wszyscy czarodzieje stanęli przeciwko niemu - nie tylko ci z którymi tak zacięcie walczył, ale także ci, którym przewodził, a którzy wiedzieli, co stanie się z nimi po oficjalnym zakończeniu wojny. O ironio, był w nienawiści u wszystkich, zupełnie jak ja. Zanim Hogwart zdążył podjąć decyzję, mój ojciec zginął z rąk swoich podwładnych.
Wojsko bez przywódcy nie utrzymało się nawet trzech dni, większość dawnych popleczników Voldemorta została schwytana i stracona w ciągu następnego tygodnia.
A ci którzy uciekli?
No właśnie, przez nich tu jestem.
           Po zakończeniu wojny dyrektor Hogwartu, profesor McGonagall zdecydowała, że Twoje zagrożenie minęło i postanowiła, że zamieszkasz z powrotem w swoim rodzinnym domu. Z artykułów w gazetach wynika, że szkoła ma poważne problemy z zaprowadzeniem porządku pomiędzy potomkami uczestników wojny, więc pewnie nie mogli się Tobą dłużej zajmować.
Od początku nie podobał mi się ten pomysł, ciągle byłem przekonany, że w mugolskim świecie nie jesteś całkowicie bezpieczna i wcale się nie pomyliłem.
Dwa miesiące temu przeprowadziłem się na Twoje osiedle, żeby mieć oko na to, co się dzieje.
Obserwowałem, czy nikt podejrzany nie kręci się przy Twoim domu i do pewnego momentu wydawało się, że wszystko jest jak należy.
Miesiąc temu na pierwszych stronach gazet pojawił się list gończy za jednym z popleczników Voldemorta, a pod nim informacja, że widziano go w Londynie. Niedługo potem sytuacja powtórzyła się trzykrotnie, zmieniły się tylko drukowane twarze.
Znałem całą czwórkę i wiedziałem, o co im chodzi.
Wszyscy czterej byli na przesłuchaniu, podczas którego wymazałem Ci pamięć. Z całą pewnością chcieli dopaść i Ciebie i mnie, żeby zemścić się za porażkę mojego ojca.
Nie mogłem pozwolić na to, żeby coś Ci się stało, więc każdego dnia obserwowałem Twój dom, a nocami, jak może już się domyśliłaś, przychodziłem do Ciebie do domu i pilnowałem Cię kiedy spałaś. Wchodziłem przez okno w Twojej sypialni, bo zamki w drzwiach wejściowych za bardzo hałasowały, a nie chciałem ryzykować, że Cię obudzę.
Siedziałem w twoim pokoju i, przyświecając sobie różdżką, czytałem książki, które znalazłem w biblioteczce.
           Pewnie zastanawiasz się, co robiłem u Ciebie w dniu, kiedy poślizgnęłaś się na schodach...

           Nastała cisza. Światło wypuszczone z różdżki Dracona zaczęło blednąć, aż w końcu całkowicie zgasło. Hermiona nie odezwała się słowem, próbując nadążyć za historią, która brzmiała jak bajka dla dzieci. I gdyby nie to lewitujące światło, nawet nie rozważałaby możliwości, żeby przyjąć to wszystko za prawdę.
-Twoja kolej, skup się i rzuć zaklęcie, Hermiono. Znasz je.
Kobieta się zawahała. Nie widziała przed sobą niczego, ale dokładnie czuła w dłoni każdy cal swojej różdżki. Swojej? Czy aby na pewno należała do niej?
-L-lumos m-m-maxima.
Ciemność. Nic się nie działo.
Serce kobiety zabiło mocniej. A więc jednak to tylko bajka, prawda? Ona nie ma żadnych magicznych mocy, a tamta kula światła była tylko sztuczką?
Do tego zrobiła z siebie idiotkę.
-Pewniej. - Usłyszała głos tuż obok swojego ucha.
-Słucham? - Niespodziewanie zadrżał jej głos.
-Powiedz to pewniej. Musisz być pewna tego, co wypowiadasz. Z magią jest jak z miłością. Nie możesz wyznać komuś swoich uczuć, jeśli nie jesteś ich do końca pewna.
-Lumos maxima - raz jeszcze wypowiedziała zaklęcie, tym razem pewniej niż poprzednio. Jej różdżka zajarzyła się na chwilę, ale zaraz zgasła. To jednak wystarczyło, by kobieta podskoczyła z wrażenia.
-To działa! - Wyrwało jej się ze zdumienia. -Lumos maxima! - powtórzyła, a z końcówki jej różdżki strzelił jeszcze jaśniejszy, kulisty promień światła.
-Draco, ja naprawdę jestem czarownicą?! - spytała w pełni podniecona tym faktem, całkowicie zapominając o niedokończonej opowieści swojego towarzysza.
-Jak widzisz. -Mężczyzna nie wiedział dlaczego, ale widok podekscytowanej Hermiony, która wyłaniała się z ciemności przy świetle co chwilę strzelających z jej różdżki iskierek, doprowadził do tego, że jego oczy stały się wilgotne ze wzruszenia.
-Lumos maxima - szepnął, uwalniając kolejną kulę światła tuż nad kanapą.
           W blasku swojego zaklęcia Draco dostrzegł wyraz najwyższego skupienia na twarzy swojej rozmówczyni. Pomyślał wtedy, że nic się nie zmieniło. Przez chwilę miał wrażenie, że wciąż siedzi obok niego ta sama dumna Hermiona Granger, którą darzył szczerą niechęcią przez cały okres nauki. I w tym momencie jeszcze silniej uderzyła w niego świadomość, że przez całe życie był zaślepiony nienawiścią do kogoś, kto na to nigdy nie zasłużył.
Bo przecież kiedyś ta skoncentrowana mina, źle odczytana jako oznaka wyższości i pogardy wywołałaby w nim falę złości i pragnienie skrzywdzenia tej niewinnej istoty. A dziś rozczulała go jak nic i nikt inny na całym świecie.
-Powiedz mi, dlaczego byłeś na dole Lumos maxima tamtego dnia - powiedziała Hermiona, nie odrywając wzroku od swojej różdżki i jarzącego się na jej końcu światła.
Draco nie był pewien, czy aby na pewno kobieta uważnie go słucha, więc cierpliwie czekał z kontynuowaniem opowieści, aż Hermiona odwróci wzrok w jego kierunku.
Kiedy w końcu głucha cisza dała jej do zrozumienia, że musi skupić się na opowieści, odłożyła różdżkę na kolana i nieśmiałym uśmiechem dała znak, aby mężczyzna zaczął mówić.

-Tamtego dnia, kiedy poznałaś mnie jako Petera, przyszedłem do Ciebie z polecenia dyrektora Hogwartu i Ministra Magii, którzy ku mojemu zdziwieniu cały czas pilnowali mnie, kiedy ja pilnowałem Ciebie. Okazało się, że wywiad Ministerstwa wytropił kryjówkę zbiegów wojennych niebezpiecznie blisko Twojego domu, postanowiono więc działać natychmiast.
W ciągu kilku godzin zorganizowano czterdziestu dwóch czarodziejów, którzy mieli zapewnić pomyślne przeprowadzenie całej akcji przy jednoczesnym zachowaniu wszelkich środków ostrożności ze względu na mugoli. To znaczy na ludzi, którzy nie mają pojęcia o czarach.
Całe osiedle było obsadzone ludźmi z Ministerstwa, ale większość z nich nie miała pojęcia o tym, że straciłaś pamięć. Z jakiegoś powodu sam fakt i okoliczności tego zdarzenia stały się pilnie strzeżoną tajemnicą pracowników Hogwartu.
Zdaje się, że ja sam musiałem być do tej pory równie skrupulatnie pilnowany, ponieważ kiedy odwiedziła mnie dyrektorka szkoły, nie miała już żadnych wątpliwości co do moich intencji i poprosiła mnie o pomoc.
Uznała, że w czasie trwania akcji ktoś powinien być bezpośrednio przy Tobie i chciała, żebym to był ja. Moim zadaniem było ukryć się w Twoim domu i pilnować, żeby nikt się do Ciebie nie zbliżył, dopóki nie dostanę sygnału, że wszyscy zbiegowie zostali złapani.
            Okazało się, że grupa nie była tak starannie zorganizowana, jak to przewidywało Ministerstwo, więc złapanie trzech z nich było właściwie formalnością, potrwało dosłownie pięć minut. Problem natomiast pojawił się, kiedy czwarty, Zed, zaczął symulować atak epilepsji. Nikt nie wie, albo nie chcą mi powiedzieć, w jaki sposób udało mu się w ten sposób rozproszyć straż i uciec z kryjówki. Rozpoczęto pościg, dając mi znak, że mam zwiększyć swoją czujność. Jak przewidywano, ruszył on w kierunku Twojego domu, nie spodziewając się, że po drodze porozsiewani są pracownicy Ministerstwa. Po kilku kolejnych minutach był on już otoczony przez zwykłych szarych ludzi, których nie podejrzewał o przynależność do magicznego świata. Próbował przestraszyć ich różdżką, wysyłając w niebo pociski imitujące ogień i czarny dym, a kiedy dostrzegł, że jego przeciwnicy również wyciągają różdżki, jednocześnie zacieśniając koło wokół niego... Rzucił na siebie jedno z zaklęć zakazanych w naszym świecie. Popełnił samobójstwo na oczach nie tylko czarodziejów, ale też mugoli. Mogłaś słyszeć o tym wydarzeniu w telewizji, wciąż jest głośno na ten temat w mediach.

Hermiona przypomniała sobie o telefonie od panny Finn, która koniecznie chciała podzielić się z nią wieściami i gorącymi plotkami dotyczącymi jakiegoś niezwykłego wydarzenia. Zapomniała wtedy zajrzeć do mediów, była zbyt przejęta odwiedzinami Petera, a właściwie Dracona, które totalnie namąciły jej w głowie.

-Kiedy dostałem informację, że zagrożenie minęło, akurat byłaś na górze, poszłaś się przebrać, jak wnioskuję. Opuściłem więc swoją kryjówkę i już miałem wynieść się z Twojego domu, kiedy do Twoich drzwi zadzwonił dzwonek. Zerknąłem przez okno, stał tam Harry Potter, jedna z najważniejszych postaci podczas całej akcji. Najwidoczniej przyszedł sprawdzić, czy wszystko w porządku, a ja w panice zacząłem machać do niego przez okno. Właściwie nie wiem, co chciałem przez to osiągnąć, chyba liczyłem, że on wymyśli coś na szybko i uratuje mnie z opresji. I usłyszałem jak schodzisz po schodach i już miałem wskoczyć gdzieś za kanapę, ale Ty się poślizgnęłaś, więc skoczyłem, żeby Cię złapać, zupełnie nie myśląc o konsekwencjach. Nie wiedziałem jak mam się wytłumaczyć, ale sama podsunęłaś mi pomysł, więc jedyne co mi pozostało, to udawać, że mam obejrzeć Twoje okno i modlić się, żeby ten stary monter nie przyjechał w najbliższym czasie i mnie nie zdemaskował.

           Po tych słowach mężczyzna uznał, że opowiedział już wszystko, co istotne w kwestii jego nagłego pojawienia się w domu Hermiony. Ta jednak analizowała usłyszaną historię ze ściągniętymi brwiami i wyraźnie próbowała połączyć wszystkie fakty w całość.

-Rozumiem, to wszystko wydaje się być dosyć logicznie, kiedy bierzemy pod uwagę fakt, że istnieje coś takiego jak magia i świat magiczny - powiedziała rzeczowo Hermiona, wciąż jeszcze analizując pojedyncze szczegóły.
-To znaczy, że mi wierzysz? - spytał Draco z nadzieją w głosie.
-Tak, chyba tak. - Po tych słowach w pokoju dało się słyszeć głośne westchnienie sugerujące, że mężczyźnie naprawdę ulżyło.
-Mogę cię o coś jeszcze zapytać? - Hermiona próbowała zachować poważną minę przy stawianiu tego pytania, jednakże nie było to łatwe, gdy patrzyła w te głębokie, niebieskie oczy w całkowicie niemagiczny sposób obezwładniające jej serce.
-Oczywiście - odpowiedział Draco, nie wiedząc, czego może się spodziewać.
-Dlaczego zostawiałeś otwarte okno w mojej sypialni?
Teraz, po zadaniu tego pytania Hermionie wydawało się ono brzmieć głupio i nierzeczowo, a jednak przez cały czas, gdy mężczyzna opowiadał jej o tych wszystkich wydarzeniach, to pytanie kołatało się po jej głowie i musiała znać na nie odpowiedź.
Draco zamyślił się na chwilę, sprawiając wrażenie, jakby bardzo ostrożnie układał w swojej głowie odpowiedź.
-Zazwyczaj zostawiałem je otwarte, kiedy na dworze było dosyć ciepło. W Twoim pokoju bywało duszno, nie chciałem siedzieć wieczorem w piekarniku. - Po tych słowach nerwowo się zaśmiał, a na jego twarzy pojawił się wyraz satysfakcji, jakby udało mu się przekonać samego siebie co do tej wersji wydarzeń. Szybko jednak wyraz ten zmienił się, zdradzając lekką rezygnację. -No i chciałem, żeby ci się lepiej spało - dodał niechętnie, po czym przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl. -Kilka razy zdarzyło się też, że przebudziłaś się w środku nocy i po prostu musiałem się ewakuować. - Mężczyzna wzruszył ramionami i uśmiechnął się, widząc, że Hermiona wydaje się być rozbawiona jego odpowiedzią.
-Rozumiem, a powiedz mi jeszcze... - zaczęła z łagodnym, lekko podejrzliwym uśmiechem -wszyscy potencjalnie niebezpieczni zbiegowie zostali schwytani, prawda?
Draco wyczuł po tonie głosu kobiety, że to pytanie kieruje rozmowę w stronę bardzo, bardzo kruchego lodu. Przełknął głośno ślinę.
-Taak - odpowiedział z ociąganiem.
-I jestem tu całkowicie bezpieczna, prawda?
-Taak - powtórzył mężczyzna, czując, że zaczynają pocić mu się dłonie. Niemalże słyszał w wyobraźni, jak ten cienki lód pod jego stopami zaczyna pękać.
-Rozumiem, a więc dlaczego dziś znowu przyszedłeś do mojego domu? - Na twarzy byłej Gryfonki pojawił się szeroki uśmiech, a w jej oczach zatańczyły wesołe iskierki.
Stało się. Lód pękł, a Draco utonął.
Utonął bez reszty w tych iskierkach, w tym uśmiechu, utonął w całej Hermionie Granger.
Szukał sposobu, aby się wybronić, ale ostatecznie do głowy przyszła mu tylko jedna, jedyna rzecz.
-Nox.


----
Przepraszam, jeśli was zanudziłam, chyba nie przemyślałam do końca tej miniaturki :) Może następnym razem będzie lepiej! Buziaki!

3 komentarze:

  1. Co znaczy "Nox"? I poproszę o trzecią część! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nox" to przeciwzaklęcie Lumos, powoduje wygaszenie światła :)
      Części trzeciej nie planuję :)

      Usuń
  2. Hej :) przepraszam za spam, ale jeżeli interesuje cię tematyka Drarry, to zapraszam na mojego bloga, dopiero zaczynam :)
    https://drarry-unreachable.blogspot.com/
    miłego dnia!♥

    OdpowiedzUsuń