piątek, 25 lipca 2014

Rozdział XI Zanim zajdzie słońce.

No i mamy tytułowy rozdział. Cieszycie się? 
Jak zawsze z podziękowaniami dla Villemo za jej cudowne maile, które motywują mnie do działania.
Miłej lektury ;-)
------------------------------------------------

-Słyszeliście? - wrzasnął ktoś od strony wejścia do salonu. -Podobno Hermiona i Malfoy mają romans!
Po tych kilku słowach pokój wspólny Gryfonów wypełnił gwar, jak gdyby aportowała się tam cała klientela Trzech Mioteł.
-Co Ty chrzanisz! - warknął ktoś od strony kominka.
-Wiedziałam, że coś się kroi  - mruknęła Lavender Brown do Parvati Patil. -Już wtedy, kiedy zabrał ją z Wielkiej Sali, mówiąc, że była bójka. Pytałam później McGonagall, o co pobili się uczniowie, a ona zrobiła tylko zdziwioną minę i zaczęła coś narzekać na plotkujących uczniów w Hogwarcie.
-Dajcie spokój, Hermiona i Draco? - oburzyła się Wiktoria Frobisher. -To niedorzeczne, żeby wymyślać takie plotki po tym, jak walczyli ze sobą na wojnie. Przecież żadna dziewczyna nie związałaby się z własnym wrogiem!
Neville jednak nawet się nie poruszył, kiedy wszyscy inni próbowali przegadać jeden drugiego i w całkowitym chaosie wchodzili oraz wychodzili z pokoju, żeby roznosić lub zdobywać informacje. Wciąż siedział na sofie, wpatrując się w trzaskające płomienie.
Zaczął wspominać i analizować pierwsze dni po ostatecznym zakończeniu wojny. Zarówno Ginny, jak i Hermiona były w opłakanym stanie - obie załamane i wciąż jeszcze przerażone. Siedziały nieustannie przy sobie, wpatrując się nieobecnymi spojrzeniami w jeden punkt, którego nikt nie był w stanie zlokalizować. Nikt też nie dziwił się dla takiego stanu rzeczy, wszyscy przeżyli przecież to samo i każdy z nich na swój sposób przeżywał te wydarzenia wewnątrz siebie.
Kiedy jednak wracali do Hogwartu, wiele osób zdecydowało się wrócić do normalności. W szkole nie było ani jednej osoby, która wyszłaby z wojny bez straty kogoś bliskiego z rodziny, przyjaciół, dobrych znajomych. I ta właśnie wspólna strata dała im poczucie jedności, sprawiła, że uczniowie jeszcze ściślej zaczęli do siebie przylegać, zacieśniając więzy. Każdy z nich miał swoją własną metodę na zatarcie widma przeszłości, a wspierając się nawzajem, wszyscy razem mieli szansę odzyskać dawną radość życia.
Tylko Hermiona Granger jechała pociągiem Hogwart Express w całkowitej zadumie, stroniąc od towarzystwa, unikając swoich przyjaciół i jakiejkolwiek rozmowy. Neville wiedział, że straciła swoich rodziców, ale czy była na świecie osoba, która mogłaby lepiej zrozumieć jej sytuację? A jednak nawet jemu nie udało się jej pocieszyć, sprawić, żeby zaczęła normalnie funkcjonować.
Widział, jak dziewczyna smutno wpatruje się w swój talerz podczas rozpoczęcia roku. Jak siedzi sama w pokoju wspólnym i bacznie obserwuje płomienie w kominku, jakby oczekiwała, że nagle ktoś się w nich pojawi. I zauważył też, jak bardzo zmieniła się następnego dnia, kiedy Malfoy wyciągnął ją z Wielkiej Sali.
  Miał ochotę krzyknąć, że plotka o romansie tych dwojga to jedno wielkie kłamstwo. Nie zrobił tego jednak. Milczał, ponieważ wiedział dobrze, że to prawda.
Zrozumiał, że stało się coś strasznego.
Hermiona Granger pokochała Dracona Malfoya. Pokochała kogoś, kto nienawidził czarodziejów o nieczystej krwi. Neville był pewien, że ze strony Malfoya to jedynie chytra zagrywka. Nie miał pojęcia, co Ślizgon chciał przez to osiągnąć, ale jedno wiedział na pewno. Malfoy miał zamiar skrzywdzić jego przyjaciółkę, ale było za późno na to, by zrobić z tym cokolwiek.
  Nie winił jej, była młodą kobietą poszukującą miłości w swoim życiu. Miała prawo do popełnienia błędu. Winił Malfoya, bo znęcał się nad nią przez cały ten czas, kiedy uczyli się w jednej szkole, w czasie wojny stanął po stronie Śmierciożerców, a na sam koniec postanowił jeszcze doszczętnie zrujnować jej życie.
Tak bardzo chciałby ją ochronić. Przemówić jej do rozumu. Powiedzieć coś, co otworzyłoby jej oczy i pojęłaby, że to błąd. Gdyby tylko zdołał wyjaśnić jej, że nie należy ufać Ślizgonom.

  Postanowili podzielić się na warty, aby pilnować jej o każdej porze.
Nie robiło różnicy to, że w ciągu dnia po szpitalu kręciło się mnóstwo magomedyków, pielęgniarek i innych czarodziejów, którzy akurat odwiedzali bliskich. Kiedy Draco stwierdził, że jego ojciec zdolny jest do użycia Avady przy wielu świadkach, nikt nie zakwestionował jego słów. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Lucjusz Malfoy w czasie wojny niemalże całkowicie stracił zdolność do racjonalnego myślenia. Od tamtego czasu wszędzie dostrzegał spiski i podstępy czające się na niego i jego rodzinę. Był gotów zrobić wszystko, aby chronić ich przed nieistniejącym złem, którego wcielenie od pewnego czasu widział w Hermionie Granger.
-Harry, pozwolisz, że będę pilnował jej w nocy, kiedy prawdopodobieństwo ataku jest największe? - spytał Draco, patrząc na przyjaciela błagalnym wzrokiem.
-Jasne - usłyszał w odpowiedzi, po czym uśmiechnął się blado i ruszył z powrotem w kierunku sali, w której leżała Hermiona. Chciał być przy niej, kiedy się obudzi, dopilnować, żeby niczego się nie bała.
Harry spojrzał niepewnie za odchodzącym przyjacielem, po czym rozejrzał się po pozostałych.
-Stanę na warcie z Malfoyem. Chciałbym abyś ty, Ginny, pilnowała jej od szóstej do czternastej. Ron, będziesz razem z nią, w porządku?
W odpowiedzi dwie rude głowy skinęły z pełnym zdecydowaniem.
-Poproszę Neville’a, żeby on i jego świta pilnowali jej po południu - powiedział bardziej do siebie niż do nich, po czym rozejrzał się po korytarzu.
-Gdzie do cholery jest Archer? - spytał, uświadamiając sobie, że magomedycy powinni być w szpitalu już kilka godzin temu. -Czy to naprawdę takie trudne zadanie, sprowadzić tu kilku czarodziejów z ich hoteli? Cholera jasna - warczał sam do siebie, opadając na krzesło.
  Nie było wątpliwości, że nerwy udzielały się każdemu, bo każdy na swój sposób martwił się przede wszystkim o zdrowie Hermiony. Do tego dochodził jeszcze problem Lucjusza Malfoya, który mógł zjawić się w Mungu w każdej chwili i rozpętać piekło na ziemi. Dodatkowo wszyscy byli wyczerpani, co tylko osłabiało ich siły.
-Harry - mężczyzna usłyszał cichy szept tuż przy swoim uchu.
Spojrzał w kierunku swojej żony, której oczy przepełnione były troską.
-Myślę, że ty i Draco powinniście się przespać. Kolejna noc może być naprawdę ciężka - powiedziała Ginny, a Ron wychylił się zza niej i skinął głową na znak, że jego młodsza siostra ma rację.
Harry myślał nad tym chwilę, po czym podjął decyzję.
-Na pewno sobie poradzicie? - spytał niepewnie.
-Gdyby coś było nie tak, wyślę ci patronusa - szepnęła kobieta, całując go delikatnie w policzek.
-W porządku - powiedział, po czym wstał i ruszył w kierunku sali.
  Przy drzwiach siedziało czterech mężczyzn, których Harry widział po raz pierwszy w życiu. Domyślił się, że pełnią oni straż z polecenia Neville’a, ale nie był pewien, czy może im ufać. Czyżby zaczynał wpadać w paranoję?
Zawahał się na chwilę, widząc przez szybkę Dracona przyciskającego do ust dłoń swojej żony.
Wreszcie postanowił zapukać. Zobaczył, jak siedzący przy łóżku mężczyzna podnosi głowę i patrzy wprost na niego. Po chwili skinął mu głową, dając znak, że może wejść.
  Sala była obszerna, ale mimo swojej przestrzeni okropnie przytłaczająca. A może to przez ponure chmury snujące się za brudnym oknem? Może gdyby do pomieszczenia wpadało trochę więcej promieni słonecznych, to widok ten nie nasilałby w odwiedzających uczucia niepokoju?
Cztery metalowe łóżka, ustawione w tej szarej scenerii równolegle pod ścianą, przypominały wystrój rodem z horroru. A może z horroru pochodziły?
Podczas wojny sale te wypełnione były przecież rannymi, których układano dosłownie wszędzie. Tak, w powietrzu wciąż dało się wyczuć tamten strach, smutek, cierpienie i… śmierć.
Harry zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien poprosić o przeniesienie Hermiony w jakieś inne, przyjemniejsze miejsce. Stwierdził jednak, że kobieta wyśmiałaby go, słysząc, że w ogóle się nad tym zastanawiał. Powiedziałaby pewnie, że dopóki ma Dracona blisko siebie, wszystko jest w porządku.
  Mężczyzna westchnął cicho, podchodząc do jedynego zajętego łóżka.
-Malfoy, przykro mi, ale nie możesz siedzieć tu bez przerwy. Musimy odpocząć - powiedział, kładąc mu rękę na ramieniu.
Blondyn uniósł wzrok, żeby spojrzeć przyjacielowi w twarz. Nadal nie puszczał dłoni swojej żony.
-Zostanę tu z nią jeszcze trochę - powiedział, przypominając przy tym dziecko błagające swoich rodziców, żeby pozwolili mu pobawić się jeszcze trochę na podwórku. By nacieszyć się dniem, zanim zajdzie słońce.
-Chodź, nie marudź, kupię ci za to lizaka. - Harry postarał się o lekki ton i uśmiechnął się delikatnie. -Musisz się wyspać, żeby mieć siłę na noc.
Draco westchnął cicho.
-Daj mi dwie minuty - poprosił.
-W porządku, zaczekam na korytarzu.

Siedział chwilę w bezruchu, wpatrując się w swoją żonę. Po chwili usłyszał cichy odgłos zamykanych drzwi i z jego oczu popłynęły łzy.
-Nie zostawiaj mnie tu, skarbie. Nie poradzę sobie bez ciebie - mówił głosem pełnym bezsilności. -Musisz być silna, żeby wszystko było dobrze. Słyszysz? Zawalczmy jeszcze raz, ten ostatni raz.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym szepnął kilka słów na pożegnanie, odłożył jej dłoń z powrotem na pościel i wyszedł z sali, przy drzwiach zerkając na nią po raz ostatni.
  Harry dostrzegł ślady łez na jego policzkach, ale nie skomentował tego. Nie było po co.
-Chodź. Piętro wyżej przygotowali dla nas pustą salę, żebyśmy mogli się przespać.
  Gdy dwaj mężczyźni się oddalili, Ginny i Ron zajęli miejsca na ławce obok straży. Co pewien czas zaglądali do pokoju, sprawdzając, czy przypadkiem Hermiona się nie obudziła. Kobieta jednak nadal leżała w tej samej pozycji, blada, z sińcami wokół oczu i włosami rozsypanymi po całej poduszce.
Przez całą wartę nic się nie wydarzyło, poza tym, że około godziny dwunastej nastąpiła zmiana strażników. Ci, którzy przyszli, nie byli już tak posępni i małomówni, przeciwnie, bezustannie żartowali, choć ich śmiech ograniczał się do cichego chichotu niosącego się łagodnie po korytarzu.
Ginny pomyślała w pewnym momencie, że być może to nawet lepiej. Obecność tych czterech mężczyzn pozwoliła jej na chwilę oderwać się od ponurych myśli, a ich wygłupy wlewały w serca swego rodzaju pogodę, której z pewnością potrzebowali.
-Proszę pani, pani się nie martwi - rzekł jeden z nich, widząc, że kobieta wpatruje się w okienko, przez które widać było Hermionę. -My tutaj nie takie przypadki mieliśmy, a wszyscy wychodzili o własnych siłach. Jeden nawet Avadą oberwał rykoszetem, na szczęście zaklęcie w drodze osłabło do tego stopnia, że chłopaka udało się odratować. Nie martwi się pani, naprawdę.
  Te słowa podziałały na nią w dziwny sposób. To nie było to bezsilne “będzie dobrze”, które mówi się, gdy już nic innego nie przychodzi do głowy, gdy można liczyć jedynie na cud. To było zapewnienie człowieka, który niejedno już widział i niejedno przeżył, a jednak był przekonany, że magomedycy ze wszystkim sobie poradzą.
-Oby miał pan rację - rzekła z lekkim uśmiechem i usiadła z powrotem obok Rona.
Piętnaście minut przed godziną drugą na korytarzu pojawił się Neville Longbottom oraz George Weasley.
-Słyszałem, że potrzebny wam potężny czarodziej, więc oto jestem - powiedział George z charakterystycznym dla niego uśmieszkiem rozjaśniającym wszystko dookoła.
  Po wojnie ocalały bliźniak zmienił się nie do poznania. Choć wciąż lubił dowcipkować i rozbawiać wszystkich ludzi, którzy aktualnie znajdowali się w pobliżu, postanowił również udoskonalić techniki magiczne, zwłaszcza, jeśli chodziło o obronę przed czarną magią. Śmierć jego ukochanego brata była bolesnym ciosem, ale w imię zasady “co cię nie zabije, to cię wzmocni”, mężczyzna faktycznie stał się jednym z najpotężniejszych czarodziejów żyjących w magicznym Londynie. Wiedział doskonale, że jeszcze kiedyś przyjdzie mu bronić ukochanej osoby przed złymi mocami i teraz ta chwila nadeszła. Wreszcie mógł wykorzystać magię w tym celu, w jakim się jej uczył. By, jak sam wielokrotnie mawiał, “skopać tyłek Śmierciożercy”.
  George wziął Ginny w ramiona, przytulając ją zupełnie tak, jak za dawnych czasów. Jakby ona znów miała jedenaście lat, a on był tym z braci, który pragnie ochronić ją przed całym złem tego świata, które w czasach Hogwartu nie oznaczało nic innego, jak tylko uczniów domu Salazara Slytherina.
-Trzymasz się? - spytał opiekuńczym tonem, na co ona pokiwała głową z delikatnym uśmiechem.
-Idźcie coś zjeść i odpocząć. Myślę, że spacer po ogrodzie dobrze wam zrobi - rzekł Neville opiekuńczym tonem, którym zwykł mawiać do swoich przyjaciół. -Nie chcę was straszyć, ale czuję, że ta noc będzie ciężka dla nas wszystkich.
-Co masz na myśli? - spytała zaniepokojona Ginny, próbując wyczytać coś z oczu magomedyka. Sama doskonale wiedziała, że Lucjusz Malfoy prawdopodobnie nie każde czekać na siebie zbyt długo, a jednak słowa Neville'a wzbudziły w niej nowe pokłady złych przeczuć.
-Archer wciąż nie przyprowadził tu tych rzekomo sprowadzonych uzdrowicieli, wiecie, co to może oznaczać? - spytał, a odpowiedź nadeszła zza jego pleców.
-Że to nie takie proste, jak ci się wydaje, Longbottom - Randalf Archer zdawał się być nieco urażony tym, że ktoś mówi na jego temat podczas jego nieobecności. Zwłaszcza, że najwidoczniej rzucano w jego kierunku jakieś oskarżenia. -Sam kiedyś spróbuj zebrać do kupy ludzi z całego świata i wyjaśnij każdemu z osobna, czego od niego oczekujesz. Zobaczymy, jak szybko się z tym uwiniesz.
Neville nie odpowiedział na tą zaczepkę, a jedynie rozejrzał się po korytarzu, próbując ustalić, gdzie też podziali się rzeczeni uzdrowiciele.
-Gdzie oni są? -spytał zdezorientowany.
-Przygotowują się do zabiegów - odparł Archer, patrząc krzywo na swojego rozmówcę. -Najlepiej będzie, jeśli do nich pójdziesz i powiesz, jak wygląda sytuacja. Chętnie zastąpię cię na warcie - dodał z kpiącym uśmieszkiem.
-Zaraz wracam - rzucił Neville przez ramię i ruszył w kierunku schodów.
-Wy też już możecie iść. - Randalf Archer nie prosił i nie doradzał. On wydawał rozkazy, jak na wysoko postawionego Aurora przystało. Nie robił wyjątku nawet wtedy, gdy zwracał się do żony swojego szefa, który był jednocześnie jego najlepszym przyjacielem.

---
Wiem, że urywam w dziwnym momencie, ale inaczej rozdział wyszedłby śmiertelnie długi, a nie chciałam was zanudzać.



5 komentarzy:

  1. Nawet już nie dziwi mnie, że Draco płacze. Jego życie to pasmo niekończącej się walki o wszystko.. Rozdział jest piękny. Bije z niego tęsknota do Hermiony, do normalności, do chwil radości i uśmiechu. Nie wiem, jak to robisz, ale pomimo tego, że opowiadanie jest smutne, z tego smutku przede wszystkim przebija piękno.
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. ,, -Nie zostawiaj mnie tu, skarbie. Nie poradzę sobie bez ciebie - mówił głosem pełnym bezsilności. -Musisz być silna, żeby wszystko było dobrze. Słyszysz? Zawalczmy jeszcze raz, ten ostatni raz.Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym szepnął kilka słów na pożegnanie, odłożył jej dłoń z powrotem na pościel i wyszedł z sali, przy drzwiach zerkając na nią po raz ostatni." ~
    Cudowne! Draco tak bardzo zmienił się od czasów dzieciństwa (którego w sumie w 100% nie można tak nazwać). Piękny przykład prawdziwej miłości.
    Proszę Cię o to samo, co Ty mnie - niech się skończy happy-endem!

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz, Face!;p Masz coś do śmiertelnie długich rozdziałów?;p Ja osobiście lubię CZYTAĆ długie rozdziały;D
    Poza tym w Twoim wykonaniu "śmiertelnie długi" rozdział nie mógłby zanudzić;) Tak perfekcyjnie dobierasz słowa, że całość czyta się w oka mgnieniu i dalej czuje się niedosyt!;)
    Ale nie o tym chciałam pisać;p To była tylko malutka dygresja do tej Twojej aluzji o "śmiertelnie długich" rozdziałach;D
    To teraz ja pokażę Ci śmiertelnie długi komentarz;D No dobra, żartuję;p
    Niesamowicie podoba mi się Twój George;) Mam nadzieję, że wprowadzisz go to tu to tam;p
    To co zrobiłaś z Dramione...wiesz, brak mi słów, żeby opisać swój zachwyt. To irytujące, gdy brakuje Ci słów, żeby coś pochwalić, bo wszystko wydaje się zbyt oklepane;/
    Ten Archer- nie podoba mi się. Nie wiem jeszcze czemu, ale nie podoba mi się. Czuję intuicyjnie, że coś z nim nie tak. Ale być może moja intuicja szwankuje, bo ostatnio wykazała się dziewczyna;p
    Lucjusz Malfoy- boję się konfrontacji z tym typem. Boję się, że mocno namiesza w opowiadaniu i że z jego winy nie bd happy endu;(
    Bo mam nadzieję, że planujesz szczęśliwe zakończenie?;> W wolnym czasie bd musiały poważnie o tym porozmawiać;p (tak, pamiętam, że już wszystko napisane itd itp...)Ale póki nie opublikujesz, wszystko może się zdarzyć;D
    A, Neville! Widzisz zapomniałabym o nim;/ Neville- pan kontroler;) Kto by pomyślał;D Niewątpliwie interesująca postać tego opowiadania. Nigdy bym nie przypuszczała, że można go ukazać w ten sposób, a tu proszę- do twarzy mu z tą nadopiekuńczością;)
    I chciałam jeszcze pochwalić Cię za umiejętne wplecenie tytułu rozdziału w fabułę;) Swoją drogą cudownie to ujęłaś;)
    I bardzo, bardzo dziękuję za podziękowania;* Choć wiesz przecież, że to obopólna wdzięczność i przyjemność;*
    Buziaki,
    V;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, dobra, słodzisz mi i tyle :P Już wystarczy, że mailami Cię zanudzam, po co miałabym wykorzystywać do tego jeszcze swoje opowiadanie :P?
      Cóż, George... George się jeszcze przyda ;) Tego "to tu, to tam" nie zostało już zbyt wiele, ale zapewniam, że ta postać nie jest wprowadzona do opowiadania zupełnie bezcelowo ;)
      Też się boję konfrontacji z Lucjuszem, ale myślę, że sobie jakoś poradzimy ;-)
      Cóż, Neville to prawdziwy przyjaciel, wiadomo... Musiałam trochę sprostować w tym rozdziale, bo w poprzednim co niektórzy odebrali jego postać w sposób odrobinę niewłaściwy :P
      Widzisz, prawda jest taka, że tytuł nie wziął się znikąd... W moich historiach nie ma przypadków - w liczbach, imionach, miejscach... Wszędzie ukryte są tajemnice, swego rodzaju kod :-) Długo nad tym myślałam, ale chyba dało radę :)
      :*

      Usuń
    2. Zaczynam się zastanawiać, czy nie wysłać Ci wyjca ilekroć śmiesz twierdzić, że mnie zanudzasz....;>
      Tak też myślałam;) Jesteś zbyt wielka perfekcjonistką, aby wprowadzać jakąś postać bez przyczyny. No to czekam na niego;D
      No to, jak Ty się boisz, to ja zaczynam być przerażona...Tylko błagam nie pozabijaj wszystkich, dobrze?;*
      No wiem Mistrzu Intrygi, wiem;* Napracowałaś się, ale było warto, bo opowiadanie jest niesamowite. Poprzednia historia wciągała, ale ta- bije na głowę!
      ;*

      Usuń