Tak
samo jak wtedy, gdy wyzwałem Pottera na pojedynek, w pierwszej
klasie. Wygarnęła mi później, że jestem kretynem do sześcianu,
bo nawet mój plan nasłania na nich Filcha się nie powiódł. To
wcale nie było tak. Chciałem się z nim pojedynkować, bo miałem
nadzieję, że ona też przyjdzie. Że przyjdzie i będzie podziwiać
umiejętności, które przekazał mi ojciec. O rany, miałem
jedenaście lat, imponowanie dziewczynkom z Gryffindoru tak wtedy
wyglądało. Ale później powiedzieli mi, że woźny szpieguje po
korytarzach i że to może się źle skończyć, więc zrezygnowałem.
Wtedy automatycznie miałem też nadzieję, że ona jednak z nimi nie
pójdzie. Ale poszła, ona i jeszcze Longbottom. Nie mogłem
uwierzyć, że Hermiona się z nimi przyjaźniła, to wypalało mnie
od środka.”
„Żadnych
przemilczanych słów i ukrytych prawd. O rany, żadnych ukrytych
prawd w rozmowach z samym Draconem Malfoyem – najgorszym ze
Ślizgonów. Najgorszym przynajmniej do wczoraj. Przecież ja nawet z
Ginny nie mam takiego kontaktu, żeby rozmawiać z nią o wszystkim
bez zatajania pewnych faktów. Ale inaczej nie jestem w stanie
pokazać mu, że nie warto się mną interesować. Ludzie ciągle
powtarzają, że oczekują szczerości, ale szczerzy ludzie zawsze są
samotni. Cały problem tego świata na tym polega – najbardziej
nieszczere słowa to właśnie te, które proszą o szczerość. On
jeszcze nie wie, jaka jestem naprawdę. Nie wie na co się pisze,
wchodząc w takie stosunki ze mną. Wszystko jedno, im szybciej to
załatwimy tym lepiej. Swoją drogą w życiu nie mogłabym
spodziewać się tego, że przyjdzie dzień, w którym przeprowadzę
z Malfoyem normalną rozmowę. No prawie normalną. Bo czy można
uznać za nieodstające od normy przenoszenie na słowa tego, co
pomyśli głowa? Wszystkiego bez wyjątku? Nie wiem jak mają
wyglądać nasze relacje, jeśli będziemy sobie tak mówić, co nam
ślina na język przyniesie. Dziwne, że nie miałam żadnych oporów
przed mówieniem mu tego wszystkiego. Zupełnie tak, jakby to, co on
będzie wiedział, nie miało żadnego znaczenia. Cóż, może nie
ma, jednakże wydaje mi się, że po prostu nie mogłam rozmawiać z
nim inaczej – on był ze mną zupełnie szczery. Od czasu do czasu
aż miałam ochotę zatkać mu usta, żeby nie mówił tego
wszystkiego. Omal po raz kolejny nie powiedział mi, że mnie kocha.
Ten chłopak zdecydowanie nadużywa tego słowa. Jak mógłby mnie
kochać, skoro nigdy nie rozmawiał ze mną inaczej niż tylko :
„Zejdź mi z drogi, brudna szlamo!”. On nie ma bladego pojęcia,
jaka jestem. Ale już moja w tym głowa, żeby szybko się tego
dowiedział. Wkrótce sam będzie śmiał się z tego, że nazywał
swoje uczucie miłością.
Zastanawiam
się co by było, gdyby powiedział mi o wszystkim wcześniej. Na
przykład przed tym, jak jego ojciec zaskarżył do ministerstwa
Hardodzioba za ten „wypadek” na zajęciach z opieki nad
magicznymi stworzeniami. Czy udałoby mi się go namówić, żeby
tego nie robił? Czy postąpiłby w ogóle w ten sposób, wiedząc,
że sprawi mi to ogromną przykrość? Ciągle jeszcze zastanawiam
się, czy to możliwe, żeby Draco czując to, o czym mówi, mógł
wykręcać nam takie podłe numery. Z drugiej strony sam mówił, że
chciał, żebym go nienawidziła. Być może zauważył, że
uodporniłam się na jego zaczepki, zaczęłam go ignorować, więc
sięgnął po ostrzejsze środki. Kiedy o tym myślę, dreszcze
chodzą mi po całych plecach. Do czego jeszcze jest zdolny ten
chłopak?..”
-Hermiona!
- usłyszała za sobą znajomy głos, gdy wychodziła do biblioteki,
żeby skończyć kolejne wypracowanie z transmutacji.
-Tak?
-Możemy
chwilę pogadać?
-Jasne,
coś się stało? - spytała zaniepokojona. Mina Harry'ego również
zdradzała pewien niepokój, choć z pewnością było to uczucie
zupełnie innej natury.
Ruszyli
wolnym krokiem w kierunku biblioteki.
-Chyba
ja powinienem zadać ci to pytanie.
Gryfonka
zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć, czego dotyczą słowa jej
przyjaciela.
-Jeśli
chodzi o mnie, to wszystko w porządku. Przynajmniej jak na razie.
Dlaczego mnie o to pytasz?
-Jak
na razie? To znaczy? - dopytywał jeszcze bardziej zaniepokojony.
-To
znaczy, że póki co jest okej, ale nigdy nie wiesz, co zdarzy się
jutro - odpowiedziała z uśmiechem, mrugając do niego zawadiacko.
Harry
roześmiał się serdecznie i objął ją ramieniem.
-Jak
coś, to wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - powiedział
lekkim tonem i zawrócił do wieży Gryffindoru.
Kłamie.
Gdy
wrócił do swojego dormitorium, od razu podzielił się swoimi
spostrzeżeniami z Ronem, który próbował uczyć się na najbliższy
test z obrony przed czarną magią. Opowiedział mu o ich rozmowie i
o tym, że nie potrafi uwierzyć, jakoby nic się nie działo.
-Mówiłem,
że ona nic ci nie powie - odpowiedział z przekąsem rudzielec.
-No
tak, ale nie rozumiem dlaczego. - wzburzył się Potter, rzucając
książki na łóżko. -Przecież się przyjaźnimy.
-Może
się zakochała.
-Co?
-Mówię,
że może się zakochała.
-Słyszałem,
co powiedziałeś, ale dlaczego tak sądzisz? - Harry musiał
przyznać, że ta teoria miała jakiś sens. Pamiętał wciąż o
Wiktorze Krumie, z którym Hermiona związała się w ubiegłym roku,
ale czy to możliwe, że ktoś zajął już miejsce Bułgara?
-Cóż,
jeśli chcesz wiedzieć, to wydaje mi się, że podobam się
Hermionie - wypalił Ron, po czym automatycznie zaczerwienił się po
sam czubek głowy i wbił wzrok w podręcznik.
Harry
spojrzał na niego rozbawionym wzrokiem, jednocześnie mając
nadzieję, że rzeczywiście coś jest na rzeczy. Bardzo chciałby
zobaczyć tych dwoje razem, w końcu byli jego najlepszymi
przyjaciółmi, czyż nie?
Harry
coś zauważył. Ale dlaczego? Przecież tak właściwie nic się nie
działo. Faktycznie poprzedniego dnia była trochę nerwowa, bo nie
wiedziała, czy Malfoy gra czysto, ale jej zachowanie nie odchylało
się aż tak bardzo od normy, poza tym później wszystko było już
jak należy. Wiedziała, że za wszelką cenę musi zachować
wszystko w tajemnicy, więc postanowiła sobie w duchu, że będzie
bardziej się pilnować. Nie może dać po sobie poznać, że
cokolwiek się zmieniło, zwłaszcza jeśli chodzi o Ślizgona.
Weszła do biblioteki, w której oprócz pani Pince nie było nikogo.
Rozłożyła swoje przybory na stoliku i zaczęła szperać na
półkach, szukając potrzebnych jej materiałów.
Usłyszała
skrzypnięcie drzwi i przyszło jej do głowy, że Harry
najwidoczniej postanowił nie odpuszczać i za chwilę wyłoni się
zza regału, zasypując ją kolejnymi pytaniami. Już szykowała
jakiś nowy argument, którym mogłaby szybko uspokoić przyjaciela,
gdy zobaczyła, że do biblioteki nie wszedł nikt z Gryfonów.
-No
proszę, kogo my tu mamy, królowa kujonów w swoim królestwie. Czy
Weasleyowi już wyschła szata? - Malfoy wraz ze swoją przyboczną
świtą najwidoczniej również mieli coś do załatwienia w
bibliotece. Nie możliwe przecież, żeby blondyn przyszedł tam
specjalnie, by ją podręczyć.
Hermiona
wyprostowała się, trzymając już w rękach potrzebny jej
egzemplarz „Dyskusji o prawach Gampa” i spojrzała
Ślizgonowi prosto w oczy. Przez chwilę błysnęło w nich to
uczucie, o którym opowiadał jej na szlabanach. Widoczne było
jednak tak krótko, że nikt oprócz Hermiony nie zdołał zauważyć,
co się dzieje. Zaczynali przedstawienie tworzące wokół nich
zasłonę dymną.
-Owszem,
szata Rona sucha, a ja jak zawsze jestem u siebie. Dziwi mnie
natomiast, że książę idiotów zagościł w mych włościach -
odgryzła mu się, patrząc przy tym wyzywająco w oczy.
Widziała
jak on walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ona miała
ten sam problem, ale sytuacja była zbyt poważna, nikt nie mógł
wiedzieć, co się wydarzyło.
-Jak
śmiesz mnie tak nazywać, brudna szlamo? - powiedział w końcu,
wykrzywiając groźnie usta. -Jeden Ślizgon wart jest więcej od
całego Gryffindoru - wysyczał, przybliżając swoją twarz do jej
tak, że dzieliły ich dosłownie centymetry.
Przypomniała
sobie o pocałunku. Stali dokładnie tak jak teraz, patrząc sobie
prosto w oczy, a jego włosy delikatnie łaskotały ją w czoło.
Wiedziała, że gdyby mógł, pocałowałby ją znowu, widziała to w
jego oczach, które ponownie przybrały swój czuły wyraz.
Przynajmniej dopóki nie usłyszał za sobą głosu pani Pince.
-Co
tu się dzieje? Proszę natychmiast zostawić tę dziewczynę w
spokoju! - rozkazała bibliotekarka sunąc do nich między półkami.
Draco automatycznie odskoczył od Gryfonki i ruszył razem z
pozostałymi Ślizgonami ku wyjściu.
-Kto
to widział, żeby trzech chłopaków napadało na bezbronną
dziewczynę w bibliotece! Nic ci nie jest, kochanie? - usłyszeli,
zanim zdążyli zamknąć za sobą drzwi.
-Wszystko
w porządku. Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością wypisaną
na twarzy i ruszyła do stolika, by zająć się swoim wypracowaniem.
Wieczór
mijał powoli, minuty wydłużały się w oczekiwaniu na godzinę
dziewiętnastą.
Draco
siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu,
zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się w bibliotece.
Doskonale udawali swoich wrogów, choć wszystko powoli zdawało się
wymykać spod kontroli. Wyniosły, typowo królewski ton, którym
nazwała go księciem idiotów. Mało brakowało, a przy Ślizgonach
wybuchnąłby głośnym śmiechem. Ta dziewczyna miała prawdziwy
talent do odgrywania scenek nienawiści, w przeciwieństwie do niego.
Od czasu tamtego szlabanu, coraz trudniej przychodziło mu mówienie
jej obelg prosto w oczy, nie chciał upokarzać jej przy innych
ludziach. Dlatego przyszedł do biblioteki, wiedział, że tam ją
znajdzie. Im mniej świadków, tym lepiej, a gdyby ktoś zauważył,
że Malfoy ostatnio rzadko dokucza Gryfonom, Crabbe i Goyle mogliby
spokojnie potwierdzić, że po ostatnim incydencie w bibliotece,
książę Slytherinu próbuje trzymać nerwy na wodzy. Zwłaszcza
jeśli chodzi o małą, wredną Granger.
-Hej,
Draco, co ci jest? - spytała Pansy, widząc markotną minę
chłopaka.
Usadowiła
się wygodnie obok niego i zaczęła obserwować płomienie w
kominku. Blondyn milczał, zastanawiając się, jak wybrnąć z
sytuacji.
-Chodzi
o ten test z obrony przed czarną magią? - spytała w końcu, gdy
ten wciąż nie odpowiadał.
W
sumie, czemu nie?
-Taa,
chyba tego nie zaliczę. Zaraz muszę iść na szlaban do Snape'a, a
jeszcze nic nie umiem. Jak wrócę, będzie już po dziesiątej -
odpowiedział z kwaśną miną, stwierdzając, że faktycznie nic
jeszcze nie umie, ale w rzeczywistości nie przejmował się tym
zbytnio. Wszystkie jego myśli krążyły wokół wieży Gryffindoru,
w której Hermiona prawdopodobnie związywała teraz włosy przed
wyjściem do lochów. W zasadzie jemu nie robiło różnicy czy włosy
miała rozpuszczone, czy ściągnięte gumką, za każdym razem
podobała mu się tak samo.
-Słyszysz
mnie? - usłyszał nagle, podrygując lekko.
-Co?
- spytał zdezorientowany. -Wybacz, zamyśliłem się.
-Mówiłam,
żebyś się nie przejmował. Zabini na dzisiejszych eliksirach
ukradł Granger notatki. Mogę się założyć, że teraz leży na
swoim łóżku i płacze, że nie ma się z czego uczyć.
-Ukradliście
jej notatki? - spytał z niedowierzaniem, po czym opamiętał się i
zaczął się śmiać, starając się brzmieć wiarygodnie. -Dasz mi
je na szlaban? Może uda mi się je jakoś przemycić, żeby Snape
nie widział.
Musiał
jej jakoś pomóc, wiedział, że Pansy miała rację, Hermiona na
pewno załamała się, widząc, że jej notatki zniknęły, a ona nie
ma z czego przygotować się do testu.
-Malfoy.
Obudź się. Idziesz na szlaban z GRANGER i chcesz wziąć tam
notatki, które jej ukradliśmy? Czy ty aby na pewno jesteś
normalny?!
-Parkinson,
ona przez cały szlaban stoi do mnie plecami i wyciera jakieś
flakoniki. W ciągu całych sześciu godzin, które spędziliśmy już
wspólnie w tym zakichanym lochu, nie spojrzała na mnie ani razu.
Spokojna głowa, nawet gdyby zobaczyła, że się z czegoś uczę to
by nie...
-Dobra
już, w takim razie weź je, ja już mam swoją kopię. Uważaj
tylko, żeby Snape cię nie przyłapał. - ostrzegła go, wręczając
mu kilkanaście arkuszy pergaminu zwiniętych w ciasny rulon.
-Najlepiej wsadź to sobie w...
-Dzięki,
Parkinson - powiedział i wyszedł, zanim zdążyła dokończyć.
Wyszedł
zdecydowanie za wcześnie. Gdy dotarł do sali zostało mu dziesięć
minut do godziny dziewiętnastej. Oparł się o ścianę tuż obok
drzwi i zaczął bębnić palcami w zimną, kamienną ścianę.
Chwilę później usłyszał cichą rozmowę gdzieś w oddali,
chłopak i dziewczyna. Być może jakaś ślizgońska para wracała
do pokoju wspólnego, znajdującego się w lochach? Głosy jednak
nasilały się i w pewnym momencie Draco rozpoznał dziewczęcy głos.
Hermiona. Czyżby ktoś jeszcze dostał szlaban od Severusa? Byłoby
fatalnie.
W
końcu dało się słyszeć pojedyncze kroki stawiane w ciemnym,
wilgotnym korytarzu, a potem dwie postaci wyszły zza rogu. Zaraz,
zaraz. To niemożliwe.
-Weasley?
Jeszcze ciebie tutaj brakowało - warknął, gdy rozpoznał już
swojego wroga.
-Nie
twoja sprawa - odpowiedział skrzywiony rudzielec.
Draco
nie patrzył na Hermionę, musiał udawać, że obecność zarówno
jej, jak i rudego Gryfona nie jest mu na rękę. Stwierdził, że
prawdopodobnie Weasley postanowił odprowadzić swoją przyjaciółkę
na szlaban, żeby nic nie zagroziło jej z rąk Ślizgona. Jakby mógł
ją w jakikolwiek sposób obronić, żałosny idiota! Przecież ta
dziewczyna znalazła się na szlabanie właśnie przez to, że
musiała stanąć w jego obronie.
Po
chwili wybiła pełna godzina i w drzwiach pojawił się Snape. Już
wyciągnął rękę, żeby skonfiskować różdżki, gdy zauważył,
że stoi przed nim nie dwóch, ale trzech uczniów. Uniósł brwi w
niemym zdziwieniu, zapewne licząc na to, że ten gest zmusi
towarzystwo do wyjaśnienia mu sytuacji. Nie musiał długo czekać.
-Panie
profesorze, ja chciałbym zastąpić, chciałbym na szlaba-ba-banie
Hermionę zastąpić. - wyrzucił z siebie Ron z prędkością
torpedy, po czym, widząc kwaśną minę profesora, dodał -Albo
chociaż pomóc jej sprzątać.
o
chyba był pierwszy przypadek w całym życiu Snape'a, gdy ktoś
dobrowolnie zgłaszał się do niego na szlaban. Próbował to
przetrawić przez chwilę, w czasie gdy w Malfoyu dosłownie się
zagotowało. Wściekł się na Weasleya, że ten próbuje pokrzyżować
mu plany, później jednak przyszło mu do głowy, że być może
Hermiona go o to poprosiła. Czyżby jednak mu nie uwierzyła? Czy
wolała nie zostawać z nim sam na sam? Z zamyślenia wyrwał go
jednostajny, nadal chłodny, głos nietoperza.
-A
cóż to się stało, Weasley? Czyżbyś nie miał co robić w swoim
dormitorium?
-Bo
widzi pan, p-panie profesorze, to była moja wina. Hermiona wstawiła
się za mną, gdy Malfoy mnie zaatakował - próbował się
wytłumaczyć.
Przez
chwilę zdawało się, że słuchający tego nauczyciel wybuchnie
śmiechem. Dziewczyna broniąca swojego przyjaciela, przekomiczne.
Jednak najwidoczniej bardzo uraziła go wzmianka dotycząca tego,
jakoby to Ślizgon był głównym sprawcą w całym tym zajściu,
ponieważ jego twarz przybrała jeszcze bardziej surowy wyraz, a oczy
pociemniały, sprawiając wrażenie całkowicie czarnych.
-Niech
więc to będzie dla ciebie nauczką, Weasley. Twoja przyjaciółka
będzie pracowała na szlabanie za ciebie, a ty masz natychmiast
wyruszyć do swojego dormitorium i myśleć o tym, że to twoja wina
- odpowiedział gniewnie. - Rożdżki - warknął, wyciągając
ponownie dłoń i wpuszczając uczniów do sali eliksirów, nie
zwracając więcej uwagi na Rona.
Szlaban
ponownie zaczął się głęboką ciszą, której żadne z nich nie
potrafiło przerwać. Incydent z udziałem Rona wprowadził
wątpliwości, zwłaszcza u Malfoya, który nadal zastanawiał się,
co było prawdziwą przyczyną pojawienia się rudzielca w lochach.
Tym razem Hermiona przerwała ciszę jako pierwsza, nie czekając na
to, aż skończą sprzątać.
-Pierwszy
raz w życiu cieszę się, że Snape jest taki wredny - powiedziała
cicho, gdy Draco czyścił ławkę stojącą tuż obok niej.
To
uderzyło w niego jak piorun.
-Więc
to nie ty poprosiłaś tą rudą ofermę, żeby tu z tobą przyszedł?
- spytał, patrząc na nią, choć ona wciąż była odwrócona do
niego plecami. Gdy jednak usłyszała słowa 'ruda oferma', odwróciła
się z gniewnym spojrzeniem.
-Ron
nie jest ofermą - zganiła go. Mieli przecież mówić sobie
wszystko, co przychodziło im w danej sytuacji na myśl. -Ale musimy
wykorzystać ten szlaban, żeby no wiesz... - zabrakło jej słowa.
Jak
miała powiedzieć „żebyś przestał mnie kochać”? To brzmiało
zupełnie bez sensu, przecież on jej nie kochał, ale słowo
„zauroczenie” też nie pasowało.
Opowiedziała
mu o tym, jak to się stało, że Ron pojawił się w lochach.
Wychodziła
właśnie na szlaban, gdy w pokoju wspólnym Gryfonów spotkała
rudzielca. Chciał z nią porozmawiać, ale upomniała go, że za
chwilę musi znaleźć się w sali eliksirów, bo inaczej Snape ją
ukatrupi. Zaproponował więc, że ją odprowadzi, a ona niewiele
myśląc zgodziła się, widząc, że jej przyjaciela coś trapi. Gdy
szli przez korytarz, zapytał ją, czy wszystko w porządku, bo
zauważył, że od pierwszego szlabanu chodzi poddenerwowana.
Oczywiście udawała, że nie wie o czym mowa, próbując go
uspokoić, ten jednak, ignorując zupełnie jej odpowiedź,
oświadczył, że zamierza poprosić Snape'a o przyjęcie go na
szlaban.
-Jedna
osoba więcej nie zrobi mu różnicy. Wiesz zresztą jaki on jest,
pewnie ucieszy się, że może dręczyć trzy zamiast dwóch osób -
powiedział jej.
Próbowała
odwieść go od tego pomysłu, ale nie słuchał, więc w końcu się
poddała. Na szczęście coś sprawiło, że Severusowi nie było
wszystko jedno, ilu uczniów trzyma pod kluczem i nie pozwolił mu
wejść do sali.
-Dlaczego
chodziłaś zdenerwowana od czasu pierwszego szlabanu? - spytał,
wracając do wycierania ławki.
Mówić
prawdę i tylko prawdę, pamiętaj.
-Cóż...
w zasadzie to denerwowałam się tylko wczoraj. Bałam się, że
zrobiłeś mi jeden z tych swoich głupich żartów, że to nie było
na poważnie. Dlatego ciągle rozglądałam się po korytarzach,
wciąż zastanawiając się, czy wytkniesz mi ten pocałunek przy
wszystkich, gdy tylko się spotkamy.
Potem
już wszystko było w porządku.
-Weasley
twierdzi, że nie było - odparł ponuro, zupełnie tak, jakby
Hermiona nie dotrzymała obietnicy i nie była z nim szczera.
-Szczerze
mówiąc to nie mam pojęcia o co im chodzi. Harry też mnie dzisiaj
pytał, czy wszystko jest w porządku.
-A
jest?
Zastanowiła
się chwilę nad odpowiedzią. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć,
on zadał kolejne pytanie.
-Gniewasz
się na mnie za tą akcję w bibliotece?
Nad
tą odpowiedzią nie musiała się zastanawiać.
-Oczywiście,
że nie. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że z zewnątrz wszystko
wygląda tak, jakby nic się nie zmieniło. Nienawiść między
Gryfonami i Ślizgonami jest zbyt zażarta, pewnie znienawidziliby
mnie tak samo jak was, gdyby coś się wydało.
Wiedział,
że miała rację. Jego też by nienawidzili, gdyby wiedzieli, jaki
jest naprawdę, gdyby wiedzieli jak zależy mu na tej Gryfonce. Ile
dałby za to, by cofnąć czas i w jakiś sposób ubłagać tiarę
przydziału o przydzielenie go do Gryffindoru. Jego ojciec być może
wydziedziczyłby go za to, ale i tak byłoby mu łatwiej, niż w
chwili obecnej.
Gdy
skończyli sprzątanie, Draco wyciągnął z kieszeni szaty notatki,
które dostał od Pansy.
-Nie
zgubiłaś czegoś przypadkiem? - zapytał machając zwojem pergaminu
w ręku.
Popatrzyła
na niego z niedowierzaniem.
-Moje
notatki! Skąd je masz? - zapytała, próbując mu je wyrwać, ten
jednak droczył się z nią, patrząc, jak uroczo wygląda, próbując
dosięgnąć swojej własności. Trzymał rękę z pergaminem w górze
tak, że ledwo dosięgała jego dłoni, stając na palcach. Drugą
dłoń nieświadomie opierała na jego klatce piersiowej, a jej
bliskość sprawiała mu niebywałą przyjemność. Czuł jakby
gdzieś w środku skakało mu kilka czekoladowych żab.
Gdy
odsunęła się od niego zrezygnowana, zaczął zastanawiać się nad
zadanym jej pytaniem. Nie chciał mówić jej, że to któryś ze
Ślizgonów ukradł te notatki, bo mimo że uznał ten wybryk za
wyjątkowo głupi, to przecież wciąż byli to jego kumple.
-Znalazłem
je dzisiaj w tej sali. Musiały wypaść ci z torby, domyśliłem
się, że będziesz uczyć się do jutrzejszego testu, więc je
przyniosłem.
Nagle
jej oczy nieco posmutniały, jednak zapytała go tylko, czy chce żeby
się razem pouczyli przed końcem szlabanu.
Usiedli
razem w ławce, przystawili sobie świece, a ona zaczęła go
przepytywać. Faktycznie niewiele umiał, ona zaś zdawała się
wiedzieć wszystko, mówiła też takim tonem, jakby wkucie całego
materiału na pamięć było obowiązkiem każdego ucznia. Wytykała
mu nawet najdrobniejsze błędy i ciągle powtarzała, że
spodziewała się wyższego poziomu wiedzy po księciu Slytherinu.
Czy
próbowała w ten sposób pokazać mu, jaka jest naprawdę? Zdawało
mu się, że Hermiona stara się być przemądrzała, wyniosła, może
chciała udowodnić mu swoją wyższość, on jednak zamiast
zniechęcać się jej wadami, doceniał jej mądrość, podziwiał
umiejętności i płynność z jaką poruszała się po całości
zagadnienia. Nie mógł pojąć, jakim cudem wcale nie denerwuje go
zachowanie Gryfonki. Czy to było możliwe, że jej bliskość
wystarczyła do tego, żeby stał się oazą spokoju? Miał wrażenie,
że przy niej nic nie jest takie samo, że w jej obecności problemy
nie istnieją, całe zło znikało, rozpływało się w tych
brązowych tęczówkach i przemieniało się w coś dobrego. Nie
wierzył, że pomysł z unicestwieniem płonącego w nim uczucia może
się powieść, jeśli dokładne poznanie jej miało być tego
przyczyną. Im więcej czasu spędzali razem, tym ciężej było mu
uwierzyć, że ona istnieje.
Szlaban
zbliżał się ku końcowi.
-Myślałem,
że będziesz uczyć się do tego testu dzisiaj wieczorem, ale widzę,
że ty już wszystko umiesz - powiedział jej, gdy w końcu udało mu
się odpowiedzieć poprawnie na wszystkie zadane przez nią pytania.
-Uczyłam
się przedwczoraj, dlatego nie przejęłam się, gdy Zabini ukradł
te notatki. Miałam nadzieję, że podzielą się nimi z tobą –
powiedziała, siląc się na obojętny ton.
Ślizgon
spojrzał na nią zdziwiony. Wiedziała, że to Zabini je ukradł?
Otworzył usta, by ją o to zapytać, jednak była szybsza.
-Widziałam
tą radość w ich ławce, gdy pokazywali sobie swój skarb -
westchnęła. -Pewnie myśleli, że w końcu szlama Granger dostała
za swoje, co? Nie nauczy się na test i będzie chodziła załamana
przez cały tydzień, jaka szkoda.
Skoro
wiedziała, nie było sensu, żeby ich kryć.
-Jakbyś
ich słyszała. - skrzywił się. -Dlaczego spytałaś mnie, skąd je
mam, skoro wiedziałaś?
Milczała.
Dlaczego go zapytała? Miała nadzieję, że naprawdę są ze sobą
szczerzy, ale najwidoczniej szczerość obowiązywała jednostronnie.
Powiedziała mu o tym, a on miał ochotę przyłożyć sobie czymś
ciężkim w głowę. W sumie Crucio też nie byłoby
najgorszym pomysłem, ale akurat nie miał przy sobie różdżki.
-Przepraszam
- powiedział, gdy udało mu się przetrawić gorzkie słowa
Gryfonki. -Nie chciałem, żebyś znienawidziła ich jeszcze
bardziej.
Nie
odpowiedziała. Czy mogła nienawidzić uczniów ze Slytherinu
jeszcze bardziej? Zdawało jej się, że jej nienawiść osiągnęła
apogeum już dawno temu, może nawet w pierwszej klasie. W każdym
razie nad wybrykami Ślizgonów przeszła do porządku dziennego,
traktowała to wszystko jak prawa natury. Tak jak niektóre zwierzęta
rodzą się z instynktem mordercy, tak Ślizgoni mają wrodzony
talent to szkodzenia innym członkom społeczeństwa.
Usłyszeli
kroki Snape'a na korytarzu. Trzeba było błyskawicznie się
rozdzielić.
-Nigdy
więcej cię nie okłamię - szepnął, wstając i siadając szybko
na podłodze pod ścianą. -Obiecuję - powiedział bezgłośnie, po
czym drzwi do sali otworzyły się, a różdżki ponownie wylądowały
na ławce tuż przy wejściu.
-------
Jeżeli zabrakło gdzieś akapitu, to przepraszam, ale edytor tekstu je zżera, gdy kopiuję treść z office'a. Zdaje się, że teraz jest okej, ale skrajne niewyspanie w moim przypadku oznacza mniej więcej tyle, że ekran pływa sobie swawolnie
Trochę długa jest ta część i mam cichą nadzieję, że nikogo nie uśpiłam. Postaram się, żeby kolejny rozdział nie byl już taki długi, wiem, że czytanie tasiemców z przyjemności zamienia się w katorgę.
Hej hej!
OdpowiedzUsuńTym razem nie będę Cię zanudzać długaśnym komentarzem, wymieniając rzeczy, które mi się kojarzyły z czymś śmiesznym :D
Swoją wypowiedź ograniczę więc do krótkiego, aczkolwiek jak najbardziej szczerego: SuperMegaNiesamowicieCudownieŚwietniePięknieBosko! ;)
Czemu nie, chętnie się pośmieję xD
UsuńSzczera wypowiedź, która wywołuje banana na mojej twarzy - dziękuję serdecznie :D :)
Świetny rozdział kiedy next?
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie dopiero zaczynam http://biglove-dramione.blogspot.com/
Nominowałam Cię do Liebster Award i Versatile Blogger :) Więcej informacji zmiana-nam-dobrze-zrobi -love-dramione.blogspot.com w zakladce Nominacje i nagrody ;)
OdpowiedzUsuń