„Jak
mam zdobyć zaufanie tej dziewczyny, gdy kłamię jej w żywe oczy?
Jestem idiotą, kompletnym idiotą. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie
odezwała się do mnie już nigdy. Ona daje mi szansę, szansę na
którą nie zasługuję, a ja okłamuję ją w sprawie takiej
błahostki. I co jej z mojej obietnicy, skoro w każdej chwili mogę
ją złamać? Wszystko zniszczyłem.
Widząc
Weasleya obok niej aż się we mnie zagotowało. Ten kretyn przywlókł
się za nią. I to jak się na nią patrzył... Czy on próbuje
sprzątnąć mi ją sprzed nosa? Na to nie pozwolę.
Nie
poddałbym się nawet wtedy, gdy byliby już razem.
W
jej oczach jest coś, co mówi mi, że wcale nie jestem jej obojętny.
Wiem, że to jest chore – jeszcze kilka dni temu myślała, że jej
nienawidzę, miała mnie za najgorszego z najgorszych, a teraz
miałaby dać mi szansę? To nie jest jakieś głupie romansidło i
wiem, że nie ma takiej możliwości, ale ja nie poddam się mimo
wszystko i może kiedyś zasłużę na jej miłość.
Czy
Hermiona zdoła wybaczyć mi moje kłamstwo?
Obiecaliśmy
sobie całkowitą szczerość, dlaczego więc to było dla mnie takie
ważne, żeby jednak nie dowiedziała się, w jaki sposób zginęły
jej notatki?
Cztery
lata udaję, że nienawidzę dziewczyny, którą kocham. Dogaduję
się z nią, że będziemy wobec siebie szczerzy, a następnego dnia
kłamię, kiedy ona już zna prawdę. Mam ochotę skoczyć z okna,
ale mieszkam w lochu. Cholerna ironia losu, chyba świat zaczyna
mścić się za wszystkie łzy, które ta dziewczyna wylała przeze
mnie.
Ciekawe
jak potoczyłoby się to wszystko, gdybym nie wpadł do ich
przedziału w pierwszy dzień szkoły. Potter nie wszedłby ze mną w
konflikt i być może wylądowałby w Slytherinie. Czy Granger
przyjaźniłaby się z nim mimo tego? Czy istnieje możliwość, że
nigdy by mnie nie znienawidziła? Chyba potrzebuję zmieniacza
czasu.”
„Czy
wszystko jest w porządku? Nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
Nie,
nie jest w porządku. Mój świat powoli staje do góry nogami, a ja
zamiast spojrzeć chaosowi prosto w oczy... uciekam. Może nie
powinnam była mu zaufać, może trzeba było powiedzieć „Daj mi
spokój, Malfoy” i nie słuchać tego, co do mnie mówi.
Jak
mam udawać, że jest w porządku, kiedy mój największy wróg
spędza ze mną każdy wieczór, pokazując mi przy okazji, jaki jest
naprawdę?
To
wszystko zaczyna mnie przerastać, bo uświadomiłam sobie, jak
bardzo chciałam, żeby Snape odprawił Rona, jaką ulgę poczułam,
gdy zostaliśmy znowu sami.
A
przecież zależy mi na Ronie, albo... zależało?
Od
dwóch dni wszystkie moje myśli krążą wokół tego cholernego
blondyna, którego jeszcze niedawno najchętniej potraktowałabym
Cruciatusem. Co się ze mną dzieje? Czy naprawę tak łatwo
zyskać moje zaufanie? Jako rozsądna Gryfonka powinnam raczej
doszukiwać się podstępu w każdym jego zachowaniu, stawiać kroki
pomału, tak jakbym kroczyła w ciemności. A ja biegam w tym ciemnym
korytarzu z zamkniętymi oczami, trzymając go za rękę! Pozwalam mu
prowadzić się tak, jakbyśmy przyjaźnili się od zawsze. A
najgorsze jest to, że naprawdę mu ufam. Mimo kłamstwa, które
przecież nie powinno wkraść się pomiędzy nas.
Pamiętam
jak uderzyłam go kiedyś w twarz. Czułam wtedy wielką satysfakcję
z tego, że w końcu dostał za swoje. Draco Malfoy, książę
idiotów. Pierwszy w kolejce do katowania słabszych, mistrz
bolesnego dowcipu. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że ten
chłopak może być kimś zupełnie innym. Skąd on bierze siłę do
tego, żeby wszystkie cierpienia swojego życia tak starannie ukrywać
przed całym światem? Jakim cudem jeszcze nie wylądował u
psychiatry z jakimiś poważnymi zaburzeniami osobowości?
Wygląda
jednak na to, że jeśli coś się nie zmieni, to ja pójdę na
leczenie szybciej od niego.”
Hermiona
leżała w pościeli zakopana po sam czubek głowy, nie myśląc
nawet o tym, żeby zejść na śniadanie do Wielkiej Sali. Tej nocy
nie zmrużyła oka, wysoka gorączka sprawiała, że przed oczami
majaczyły jej niewyraźne postaci uczniów, słyszała ich głosy,
ale nie rozpoznawała twarzy. Zdawało jej się, że przez ludzi,
którzy zbierali się w dormitorium dziewcząt, robi się coraz
goręcej, próbowała rozkryć się choć na chwilę, ale zalewała
ją wtedy fala zimna wywołująca dreszcze na całym ciele. W końcu
słońce leniwie zaczęło wznosić się nad zimowym krajobrazem, a
chorej Gryfonce udało się zasnąć, jednak nie na długo. Wkrótce
bowiem reszta dziewcząt z dormitorium zaczęła wstawać i hałasować
w zwyczajnej krzątaninie przed śniadaniem.
-Hermiona,
nie wybierasz się dziś na śniadanie? - usłyszała niewyraźny
głos Parvati.
-Co
się działo na tym wczorajszym szlabanie, że wróciłaś dopiero po
jedenastej? Czyżby Snape zapomniał wypuścić was z sali? - głos
Lavender zdawał się być jeszcze bardziej drażniący, niż zwykle.
W
końcu Hermiona odsunęła kawałek kołdry z twarzy, żeby coś
powiedzieć, jednak obie koleżanki stojące tuż nad nią jak na
zawołanie wciągnęły głośno powietrze do płuc, widząc w jakim
stanie jest ich współlokatorka. Po chwili zaczęły przekrzykiwać
jedna drugą.
-Hermiona!
Ty jesteś chora!
-Masz
gorączkę, prawda?
-Musimy
zabrać cię do skrzydła szpitalnego!
-Czy
my nie uczyłyśmy się zaklęć leczących takie przypadki?
-Gdzie
jest mój drugi but?
-Wstawaj,
musisz z nami pójść do pani Pomfrey!
-Widziałaś
gdzieś moją szczotkę do włosów?
-Dziewczyny,
nic mi nie jest. - wychrypiała Hermiona, próbując je przekrzyczeć,
ale dźwięk, który pochodził z jej gardła, zdecydowanie nie
potwierdzał tych słów. Był to cichy, niewyraźny głos, który
bardziej przypominał cięcie piłą, niż dziewczęcą mowę. -To
tylko lekkie przeziębienie, naprawdę - dodała, widząc, że
dziewczyny patrzą na nią z niedowierzaniem.
-Gdzieś
ty się tak dorobiła, dziewczyno? - zapytała pani Pomfrey, gdy w
końcu udało się namówić upartą Gryfonkę na odwiedzenie
skrzydła szpitalnego.
-Och,
sama nie wiem. Chyba musiało mnie przewiać na zajęciach z opieki
nad magicznymi stworzeniami. Mieliśmy zajęcia w plenerze, a ja nie
ubrałam się zbyt ciepło - skłamała, kiedy udało jej się
odzyskać swój głos po wypiciu eliksiru.
Owszem,
poprzedniego dnia mieli lekcje na dworze, ale raczej wątpiła, żeby
właśnie to było przyczyną jej fatalnego samopoczucia. Nie mogła
przecież powiedzieć, jak było naprawdę. Nikt poza nimi nie
wiedział i tak miało zostać już do samego końca.
To
miał być niezapomniany wieczór. Draco stwierdził, że muszą
uczcić ostatni dzień szlabanu spędzonego w sali Snape'a. Wszystko
obmyślił już wcześniej, od tego co będą robili z wolnym czasem
w zamkniętej sali, aż po same wymówki tłumaczące ich późny
powrót z odsiadki. Wszystko jednak sypało się od samego początku.
Gdy
stawili się o dziewiętnastej na szlaban, Severusa nigdzie nie było.
Po piętnastu minutach już wychodzili z lochów, żeby poszukać
innego miejsca do kontynuowania planu, gdy zza rogu wyszedł nie kto
inny, ale sam Snape. Zdziwił się, widząc, że Ślizgon i Gryfonka
idą razem przez korytarz, a żadne z nich nie stoi pod drzwiami z
miną sugerującą, że wydanie tego drugiego będzie prawdziwą
przyjemnością. Jakoś udało im się odegrać scenkę, w której to
Hermiona grała rolę kujonki wyruszającej w poszukiwaniach
profesora, a Draco był tym, który od początku powtarzał, że
profesor zaraz przyjdzie.
Znieśli
wściekłe spojrzenia ciskane zarówno w nią, jak i w niego, a także
wykład na temat tego, co powinni zrobić, gdy profesor spóźnia się
na szlaban („Sala była przecież otwarta, powinniście już
ścierać w niej kurze, a różdżki należało zostawić pod
drzwiami mojego gabinetu.”). Ku ich zdziwieniu jednak, Snape
oświadczył, że nie ma dziś czasu, by pilnować ich do dziesiątej,
więc mieli zaledwie godzinę na posprzątanie sali i wyniesienie się
z lochów.
Pracowali
w zwykłym tempie, wiedzieli przecież, że zawsze wystarcza im
godzina, by doprowadzić salę do nienagannego stanu. Nie zamienili
ze sobą ani jednego słowa, z obawy, że profesor mógł domyślać
się czegoś po wpadce na korytarzu.
W
momencie, gdy Draco kończył zmywanie podłogi, drzwi otworzyły się
i ręka odziana w czarny materiał podała mu obie różdżki. Wyszli
bez słowa, tym razem w bezpiecznym odstępie od siebie – najpierw
Gryfonka, chwilę później Ślizgon, który pożegnał się z
Severusem, gdy przechodził obok uchylonych drzwi jego gabinetu.
Zaczekała
na niego tam, gdzie się umówili – obok gabinetu Filcha
(„Najciemniej pod latarnią”, szepnął, gdy zrobiła przerażoną
minę). Tam przedstawił jej dalszą część swojego planu, którą
obmyślił po drodze. Musiał znaleźć jakieś miejsce, które
posłużyłoby im zamiast klasy eliksirów, skoro Snape nie pozwolił
im siedzieć tam do dziesiątej.
-Za
pięć minut spotkamy się w nieczynnej łazience na drugim piętrze,
w porządku?
Czy
mógł zdziwić ją czymś jeszcze? W tamtej chwili zdawało jej się,
że nie ma takiej możliwości. Ona pobiegła głównymi schodami, on
skorzystał z tajemnych przejść, ukrytych za obrazami, o których
opowiadał mu ojciec. Z parteru przeszedł na czwarte piętro, pod
bibliotekę. Stamtąd trafił na szóste piętro, po którym niegdyś
uciekali od Filcha, ale tym razem zamiast ukryć się w pobliskiej
sali, wsunął się do ukrytego pod obrazem tunelu i wylądował z
powrotem w lochach. Nie był to jednak zwykły korytarz prowadzący
do klasy eliksirów, ale krótkie przejście bez okien i drzwi, do
którego trafić można było tylko korzystając z tuneli i schodów
ukrytych za obrazami. Pomieszczenie to miało początkowo służyć
do ukrywania eliksirów o potężnej sile, jednakże szybko
stwierdzono, że jest to skrajnie niebezpieczne, ze względu na
naturę niektórych uczniów, których ogromną pasją było szukanie
tajnych przejść w zamku.
-Lumos
- szepnął i natychmiast jego różdżka zaczęła emanować bladym
światłem. -To musi być gdzieś tutaj - powiedział do siebie,
przesuwając palcami wzdłuż wilgotnych cegieł. Nagle poczuł jak
jedna z nich wibruje lekko pod naciskiem jego dłoni.
-Alohomora.
- To powinno je otworzyć, tak mówił mu ojciec, niestety nic się
nie wydarzyło. Ściana uparcie pilnowała tajnego przejścia.
-Alohomora - powtórzył.
Nic.
Czy to możliwe, że po zabiciu bestii Slytherina, ślizgońskie
tajne przejście do łazienki jęczącej Marty zostało zamknięte?
Malfoy
zaczął chodzić po korytarzu, próbując odnaleźć drogę powrotną
do korytarza na szóstym piętrze, ale gdy dotarł do ściany, przez
którą przeszedł chwilę wcześniej, okazało się, że ta również
nie chce ustąpić. Próbował zachować zimną krew, ale czuł jak
jego serce mimowolnie zaczyna przyspieszać. Wpadał w panikę.
Nie,
nie bał się tego, że umrze w tym korytarzu i nikt go nie znajdzie,
to jakoś go nie przerażało. Ciągle myślał o Hermionie, o tym
jaka będzie zawiedziona, gdy on nie pojawi się w łazience. Jak
będzie na niego czekała, aż w końcu zrezygnuje i znienawidzi go
ponownie. A co jeśli Filch ją dorwie i będzie wypytywał, co robi
w nieczynnej łazience o dziesiątej w nocy?
Poczuł
w sobie palącą determinację. Spróbował jeszcze raz przy
przejściu na szóste piętro. Cisza, nic się nie stało.
Wrócił
ponownie do przejścia do łazienki.
-Alohomora
- spróbował ponownie. Drzwi złośliwie pozostawały na swojej
pozycji, nie poruszyły się nawet o cal. -Do cholery jasnej... Ja,
Dracon Malfoy, należący do domu Salazara Slytherina uczeń Hogwartu
rozkazuję ci ustąpić mi z drogi. - wrzasnął uderzając pięścią
w wibrującą cegłę.
I
wtedy drzwi się poruszyły. Nie ustąpiły, ale zostały jakby
wybudzone z długoletniej drzemki.
-Alohomora.
- Tym razem się udało, przed
chłopakiem ukazał się korytarz, z którego ciemności wyłaniały
się schody. Rzucił się biegiem w ich stronę z nadzieją, że
Hermiona jeszcze nie straciła cierpliwości i wciąż na niego
czeka.
Czekała.
Pięć minut minęło, później kolejne pięć i kolejne. Czy to
możliwe, że to wszystko było jednak okrutnym żartem? Ostatni
dzień szlabanu dobiegał końca, może Malfoy celowo opowiadał jej
wszystkie bajki dotyczące jego uczuć, wymyślał historyjki
dotyczące swojego życia, żeby nie nudzić się podczas szlabanu i
jednocześnie patrzeć na naiwność Gryfonów? Może właśnie
poszedł po Filcha, żeby zakończyć całą zabawę z głośnymi
fajerwerkami?
Każdy
dzień szlabanu utwierdzał ją w przekonaniu, że to wszystko jest
na poważnie. Wczoraj przyniósł jej przecież przypalony skrawek
notatki ze swojego dziennika, czy mógłby to wszystko sfingować?
Pismo faktycznie wyglądało na jego, tylko jakby kilka lat
wcześniej, w dodatku pergamin był mocno sfatygowany, prawdopodbnie
przeleżał kupę czasu między kartkami często używanego zeszytu.
Tekst był dziecinny, ale chyba poruszyłby serce każdej dziewczyny.
„Lubię
jej dłógie włosy i to jak się uśmiecha. Lubię patrzeć jak
odrabia lekcje w bibliotece i jak myśli nad ułorzeniem nowego
zdania. Jest naj wspanialsza na świecie. Chcę ją kochać jurz
zawsze...”
Dalszy
tekst był pokryty sadzą, a Draco nie chciał powiedzieć, co
jeszcze umieścił w swoim wyznaniu. Chciał go spalić, bo bał się,
że ktoś to zobaczy, ale gdy kartka się zajęła, wpadł na pomysł
gdzie ukryć dziennik tak, żeby nikt niepowołany nie dostał go w
swoje ręce. Nie zdradził jej jednak, gdzie go trzyma.
Czy
Malfoy wymyślił by tyle wiarygodnych historyjek i dowodów na to,
że są prawdziwe, tylko po to, żeby się z niej ponabijać? Czy
byłoby warto?
Nagle
w jednej z kabin dało się słyszeć szelest, tak jakby ktoś w niej
był. Jęcząca Marta?
-Wybacz
mi spóźnienie, utknąłem w tajnym lochu, przejście się zacięło
- wydyszał, opierając dłonie na kolanach.
Wyglądał
przekomicznie – stał w dziewczęcej kabinie, tuż nad sedesem,
zdyszany jak diabli, z włosami rozrzuconymi na wszystkie strony.
Hermionie
przyszło do głowy, że Ślizgon w jakiś sposób przetransportował
się siecią kanalizacyjną, ponieważ wnęka w ścianie za nim już
znikła. Dziewczyna nie była w stanie stłumić chichotu.
Spojrzał
na nią zdezorientowany. Czy ona nie powinna wściekać się na
niego, że się spóźnił?
-Wyjaśnisz
mi, co cię tak śmieszy? - zapytał, gdy w końcu udało mu się
opanować zadyszkę.
-Czy
ty właśnie wszedłeś do damskiej ubikacji przez syfon? -
odpowiedziała pytaniem na pytanie, a głupi uśmieszek nie schodził
z jej twarzy.
Wtedy
pojął, że ta scena faktycznie mogła się tak przedstawiać,
zaczął więc wyjaśniać jej w jaki sposób dostał się do
łazienki i opowiadać o tym, co przydarzyło mu się pod koniec tej
„podróży”. W międzyczasie otworzył okno, ponieważ
przebiegnięcie czterech pięter schodów właśnie zaczynało dawać
mu się we znaki.
-Hej,
spójrz! Dziś jest nów, widać wszystkie gwiazdy na niebie -
powiedział zapatrzony w niebo.
Podeszła
do niego i zaczęła opowiadać mu o konstelacjach, które
rozpoznawała. Miała nadzieję, że zabrzmi jak typowa, przemądrzała
kujonka, która w każdej chwili próbuje pochwalić się swoją
wiedzą. On jednak wsłuchiwał się w to, co mówiła i zauważył w
końcu, że jeszcze nikt nie opowiadał mu o gwiazdach tak
rozmarzonym i pełnym pasji głosem. I wtedy po raz pierwszy Hermiona
poczuła, że wcale nie chce, żeby przestało mu zależeć. Tamtego
wieczora postanowiła pozwolić mu poznać się na wylot nie po to,
żeby z niej zrezygnował, ale po to, żeby kochał ją za to jaka
jest naprawdę. W końcu usiedli pod wciąż otwartym oknem, a ona
zdobyła się na wyznanie.
-Już
dawno nie byłam sobą. Dzięki tobie przypomniałam sobie, kim tak
właściwie jestem.
Nie
miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć. Żadne słowo nie wydawało
mu się wtedy odpowiednie, więc zdecydował się jedynie objąć ją
delikatnie ramieniem. Nie protestowała, przeciwnie, wtuliła się w
niego, próbując ignorować wspaniały zapach perfum, którym
przesiąknięte były jego ubrania.
-Jaka
jest dalsza część twojego planu na dzisiejszy wieczór? - zapytała
w końcu, odsuwając się od niego, gdy stwierdziła, że
przesiedzenie całego wieczora w jego ramionach byłoby
przekroczeniem granic, które sobie zbudowała. Nieważne, że
naprawdę bardzo polubiła go w ciągu ostatnich dwóch tygodni,
wszystko działo się zdecydowanie za szybko i należało spowolnić
to szalone tempo.
-Przez
Snape'a nie mamy już czasu na kontynuowanie mojego planu w całości,
ale ta część, którą przeznaczyłem na czas szlabanu, wciąż
może się odbyć.
Zaproponował
jej serię osobistych pytań, na które musieli szczerze odpowiadać.
Skoro mieli wiedzieć o sobie wszystko, ta gra była idealna na
ostatni wieczór szlabanu. Za wszelką cenę chciał odzyskać jej
zaufanie, które, jak sądził, stracił, kłamiąc na temat
zniknięcia jej notatek.
Hermiona
wahała się przez chwilę, wciąż jeszcze mając w pamięci
osobowość Malfoya, którego znała przez niemalże cały czas
spędzony w Hogwarcie. Zganiła się jednak w myślach, przekonując
się, że nie może przecież przez całe życie doszukiwać się w
całej tej sytuacji głupiego żartu. Bo niby do czego prowadziłaby
ta znajomość, gdyby ona ciągle myślała tylko o tym, kiedy prawda
wyjdzie na jaw i jak podle będzie się wtedy czuła?
-Zgoda
- powiedziała w końcu i dostrzegła ulgę w jego oczach. Zrozumiał,
że postanowiła mu zaufać, a jego serce niemal eksplodowało z
radości.
Siedzieli
więc na zimnej posadzce przy otwartym oknie, przez które zaczęły
wlatywać płatki śniegu. Na zmianę zadawali sobie krępujące
pytania i śmiali się z odpowiedzi.
Na
pytanie o największą tajemnicę opowiedziała mu o tym, jak kiedyś
zamieniła się połowicznie w kota za sprawą eliksiru
wielosokowego, a cała szkoła była pewna, że po prostu się
rozchorowała. On wyznał, że swój pierwszy pocałunek oddał Pansy
Parkinson.
-To
były najdziwniejsze walentynki pod słońcem, ona tak nalegała...
Zamknąłem więc oczy i wyobraziłem sobie, że to ty. Nie
podziałało - przyznał się, a na jego zmarzniętych policzkach
pojawiły się jeszcze większe rumieńce.
Wtedy
właśnie uświadomili sobie, że okno nad nimi wciąż jest otwarte,
a oni zmarzli na kość. Niska temperatura nie popsuła im jednak
zabawy, ponieważ nadal mieli wiele pytań, na które koniecznie
chcieli znać odpowiedź.
Wspominali
szkołę od samego początku, mówili o swoich uczuciach („Wtedy
myślałam, że Wiktor to naprawdę ten jedyny.”) i rozterkach
(„Próbowałem zwrócić twoją uwagę, ale wszystko zawodziło.
Zostało więc spróbować tego numeru z hipogryfem.”). Poznała
jego historię na nowo, a on czuł, że mógłby opowiadać jej o tym
na okrągło.
Zbliżała
się jedenasta, więc przyszedł czas na ostatnie pytania.
-Wiem,
że to będzie nieczyste zagranie, ale ja muszę to wiedzieć. Gdzie
trzymasz swój dziennik? -ciekawość aż płonęła w oczach
Gryfonki, co powodowało, że Malfoy wahał się przez dłuższą
chwilę.
-Pomniejszam
go do rozmiaru breloka i noszę zawsze przy sobie, na dnie kieszeni,
w której trzymam różdżkę. -odpowiedział w końcu zrezygnowany,
pamiętając, że ta gra była jego pomysłem.
-Co
jest pomiędzy tobą i Weasleyem? - wypalił w zemście za zadane
przez nią pytanie.
O
tak, to był strzał w dziesiątkę, Hermiona poczuła dyskomfort.
Zwłaszcza, że nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć.
-Cóż...
ja... nie wiem. Naprawdę.
-Szczerość,
Granger - upomniał ją beznamiętnym tonem z cwanym uśmieszkiem na
twarzy.
-Och,
w porządku. W zasadzie to miałam wrażenie, że między nami
naprawdę jest coś więcej, ale... -zawahała się na chwilę. -Od
pewnego czasu czuję, że powoli przestaje mi na nim zależeć.
Chłopak
nie spuszczał z niej wzroku.
-Od
pewnego czasu? -zapytał ostrożnie, a ona zawahała się, nie
wiedząc, jak na to zareagować.
Powiedzieć
mu prawdę? Wydawało jej się, że nie ma wyjścia.
-Od
drugiego dnia szlabanu.
Takiej
odpowiedzi się nie spodziewał. Dostał swoją szansę i nie mógł
jej zmarnować. Widział, że to wyznanie wiele ją kosztowało, więc
zaproponował, żeby na tym pytaniu poprzestać.
-Jeszcze
jedno moje pytanie, Draco - poprosiła go cichym głosem, gdy byli
już przy drzwiach łazienki.
Nie
odpowiedział, ale spojrzał na nią wyczekująco.
-Czy
to wszystko, co mówiłeś mi w ciągu ostatnich dwóch tygodni było
na poważnie? - głos jej drżał, ale patrzyła mu pewnie w oczy.
-Oczywiście
- odpowiedział, a słowo to w jego ustach zdało jej się nagle
więcej warte, niż wszystkie dowody, które mogłyby to potwierdzić.
Nie
odprowadził jej pod portret Grubej Damy. I tak wiele ryzykowali
wychodząc razem z jednego pomieszczenia, jakby spacerowanie po zamku
o tej porze nie było wystarczająco ryzykowne. Gdy była już w
swoim dormitorium, zobaczyła, że Lavender wciąż jeszcze nie śpi.
-Gdzieś
ty była tyle czasu, dziewczyno? - usłyszała cichy szept dochodzący
od łóżka Brown.
-Csii,
bo ją obudzisz. - szepnęła Hermiona wskazując świecącą różdżką
na słodko śpiącą Parvati. -Jutro pogadamy -zapewniła i zniknęła
za drzwiami dormitorium, kierując się do łazienki. Tym razem
czynnej.
-No
więc dlaczego tak późno wróciłaś ze szlabanu? - Lavender była
niezwyciężona, zdawało się, że raz postawione przez nią pytanie
wisi we wszechświecie do tego czasu, aż ciekawska Gryfonka uzyska
na nie odpowiedź. Pani Pomfrey nie była w stanie uratować jej
swoim słynnym „Proszę wyjść, ta dziewczyna potrzebuje
spokoju!”, więc zdecydowała się wykorzystać tą część planu
Malfoya, która wydawała jej się być najbardziej pokręconą.
-Nie
uwierzysz - zaczęła niepewnie. -Snape wypuścił nas ze szlabanu
dwadzieścia po dziesiątej, bo zupełnie zapomniał, że wciąż
jesteśmy zamknięci w klasie eliksirów. Jak zwykle całą odsiadkę
Malfoy mnie dręczył, gdy nie mieliśmy nic do roboty. Co raz
wymyślał jakieś nowe określenia, które mogłyby zastąpić w
jego słowniku słowo „szlama”. Dwadzieścia minut więcej z tym
idiotą było ponad moje siły. Gdy Severus otworzył drzwi, byłam
tak wkurzona, że wyszłam stamtąd jak najszybciej i zupełnie
zapomniałam o mojej różdżce. Wracałam się aż z trzeciego
piętra.
-Całe
szczęście, że nie zorientowałaś się po przyjściu do
dormitorium - zachichotała Lavender łykając kłamstwo po
kłamstwie.
-Dokładnie!
- grała Hermiona. -No ale to nie było najgorsze. Kiedy już
dotarłam na parter okazało się, że Malfoy czekał tam na mnie z
cwanym uśmieszkiem, trzymając ciągle moją różdżkę w ręku.
Bałam się, że mnie zaatakuje, wiesz, w końcu trafiliśmy na
szlaban przez pojedynek.
-Nie
mów, że rzucił na ciebie jakieś zaklęcie! - zapiszczała.
-Na
szczęście nie, ale Filch dorwał nas jak kłóciliśmy się na
korytarzu, bo ten kretyn nie chciał oddać mi różdżki. No i
trafiliśmy do jego gabinetu. Już miał spisać na nas raport, kiedy
Malfoy wspomniał coś „niechcący” o swoich znajomościach z
jakimś tam producentem wspaniałego kociego żarcia. Całe
szczęście, że nasz woźny jest taki przekupny, kiedy w grę
wchodzi pani Norris. Hermiona nie mogła uwierzyć, że Lavender
uwierzyła w całą tą historyjkę. Na wszelki wypadek ostrzegła ją
jednak żeby nie rozpowiadała tej historii i nie pytała o nic
Filch'a, bo obiecali mu, że to będzie tajemnica, więc muszą
milczeć.
W
ten właśnie sposób cały Gryffindor wiedział już, że Hermiona
spędziła niemalże cały wieczór z Malfoyem i nikt nie robił jej
z tego powodu wyrzutów. Z kolei Slytherin nie wiedział o niczym,
ponieważ kumple Dracona od samego początku byli przekonani, że ich
kumpel spędził wieczór na wyjątkowo udanym podrywie. On sam może
nie nazwałby tego podrywem, ale prawda leżała tak blisko teorii
Goyle'a, że nie było sensu wyprowadzać ich z błędu.
,,Już dawno nie byłam sobą. Dzięki tobie przypomniałam sobie, kim tak właściwie jestem."
OdpowiedzUsuńBoże, wzruszyłam się! I w ogóle, świetny pomysł z tymi szczerymi pytaniami. :) Rozdział był ogółem piękny, tyle rozmyślań. Można się wczuć w sytuację :)
Dłógie, ułorzeniem, jurz, naj wpsanialsza :3 Awwww! Słodziutkie!
Cały Draco i jego błędy ortograficzne!
UsuńJeżeli takie akcje Cię wzruszają, to nie chcę widzieć Twojej miny, gdy będziesz czytała zakończenie xD
Taaa, błędy ortograficzne - cały Draco! xD