czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział IV Szczerość, Granger.

            „Jak mam zdobyć zaufanie tej dziewczyny, gdy kłamię jej w żywe oczy? Jestem idiotą, kompletnym idiotą. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie odezwała się do mnie już nigdy. Ona daje mi szansę, szansę na którą nie zasługuję, a ja okłamuję ją w sprawie takiej błahostki. I co jej z mojej obietnicy, skoro w każdej chwili mogę ją złamać? Wszystko zniszczyłem.
Widząc Weasleya obok niej aż się we mnie zagotowało. Ten kretyn przywlókł się za nią. I to jak się na nią patrzył... Czy on próbuje sprzątnąć mi ją sprzed nosa? Na to nie pozwolę.
Nie poddałbym się nawet wtedy, gdy byliby już razem.
W jej oczach jest coś, co mówi mi, że wcale nie jestem jej obojętny. Wiem, że to jest chore – jeszcze kilka dni temu myślała, że jej nienawidzę, miała mnie za najgorszego z najgorszych, a teraz miałaby dać mi szansę? To nie jest jakieś głupie romansidło i wiem, że nie ma takiej możliwości, ale ja nie poddam się mimo wszystko i może kiedyś zasłużę na jej miłość.
Czy Hermiona zdoła wybaczyć mi moje kłamstwo?
Obiecaliśmy sobie całkowitą szczerość, dlaczego więc to było dla mnie takie ważne, żeby jednak nie dowiedziała się, w jaki sposób zginęły jej notatki?
Cztery lata udaję, że nienawidzę dziewczyny, którą kocham. Dogaduję się z nią, że będziemy wobec siebie szczerzy, a następnego dnia kłamię, kiedy ona już zna prawdę. Mam ochotę skoczyć z okna, ale mieszkam w lochu. Cholerna ironia losu, chyba świat zaczyna mścić się za wszystkie łzy, które ta dziewczyna wylała przeze mnie.
Ciekawe jak potoczyłoby się to wszystko, gdybym nie wpadł do ich przedziału w pierwszy dzień szkoły. Potter nie wszedłby ze mną w konflikt i być może wylądowałby w Slytherinie. Czy Granger przyjaźniłaby się z nim mimo tego? Czy istnieje możliwość, że nigdy by mnie nie znienawidziła? Chyba potrzebuję zmieniacza czasu.”

           „Czy wszystko jest w porządku? Nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
Nie, nie jest w porządku. Mój świat powoli staje do góry nogami, a ja zamiast spojrzeć chaosowi prosto w oczy... uciekam. Może nie powinnam była mu zaufać, może trzeba było powiedzieć „Daj mi spokój, Malfoy” i nie słuchać tego, co do mnie mówi.
Jak mam udawać, że jest w porządku, kiedy mój największy wróg spędza ze mną każdy wieczór, pokazując mi przy okazji, jaki jest naprawdę?
To wszystko zaczyna mnie przerastać, bo uświadomiłam sobie, jak bardzo chciałam, żeby Snape odprawił Rona, jaką ulgę poczułam, gdy zostaliśmy znowu sami.
A przecież zależy mi na Ronie, albo... zależało?
Od dwóch dni wszystkie moje myśli krążą wokół tego cholernego blondyna, którego jeszcze niedawno najchętniej potraktowałabym Cruciatusem. Co się ze mną dzieje? Czy naprawę tak łatwo zyskać moje zaufanie? Jako rozsądna Gryfonka powinnam raczej doszukiwać się podstępu w każdym jego zachowaniu, stawiać kroki pomału, tak jakbym kroczyła w ciemności. A ja biegam w tym ciemnym korytarzu z zamkniętymi oczami, trzymając go za rękę! Pozwalam mu prowadzić się tak, jakbyśmy przyjaźnili się od zawsze. A najgorsze jest to, że naprawdę mu ufam. Mimo kłamstwa, które przecież nie powinno wkraść się pomiędzy nas.
Pamiętam jak uderzyłam go kiedyś w twarz. Czułam wtedy wielką satysfakcję z tego, że w końcu dostał za swoje. Draco Malfoy, książę idiotów. Pierwszy w kolejce do katowania słabszych, mistrz bolesnego dowcipu. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że ten chłopak może być kimś zupełnie innym. Skąd on bierze siłę do tego, żeby wszystkie cierpienia swojego życia tak starannie ukrywać przed całym światem? Jakim cudem jeszcze nie wylądował u psychiatry z jakimiś poważnymi zaburzeniami osobowości?
Wygląda jednak na to, że jeśli coś się nie zmieni, to ja pójdę na leczenie szybciej od niego.”

           Hermiona leżała w pościeli zakopana po sam czubek głowy, nie myśląc nawet o tym, żeby zejść na śniadanie do Wielkiej Sali. Tej nocy nie zmrużyła oka, wysoka gorączka sprawiała, że przed oczami majaczyły jej niewyraźne postaci uczniów, słyszała ich głosy, ale nie rozpoznawała twarzy. Zdawało jej się, że przez ludzi, którzy zbierali się w dormitorium dziewcząt, robi się coraz goręcej, próbowała rozkryć się choć na chwilę, ale zalewała ją wtedy fala zimna wywołująca dreszcze na całym ciele. W końcu słońce leniwie zaczęło wznosić się nad zimowym krajobrazem, a chorej Gryfonce udało się zasnąć, jednak nie na długo. Wkrótce bowiem reszta dziewcząt z dormitorium zaczęła wstawać i hałasować w zwyczajnej krzątaninie przed śniadaniem.
-Hermiona, nie wybierasz się dziś na śniadanie? - usłyszała niewyraźny głos Parvati.
-Co się działo na tym wczorajszym szlabanie, że wróciłaś dopiero po jedenastej? Czyżby Snape zapomniał wypuścić was z sali? - głos Lavender zdawał się być jeszcze bardziej drażniący, niż zwykle.
W końcu Hermiona odsunęła kawałek kołdry z twarzy, żeby coś powiedzieć, jednak obie koleżanki stojące tuż nad nią jak na zawołanie wciągnęły głośno powietrze do płuc, widząc w jakim stanie jest ich współlokatorka. Po chwili zaczęły przekrzykiwać jedna drugą.
-Hermiona! Ty jesteś chora!
-Masz gorączkę, prawda?
-Musimy zabrać cię do skrzydła szpitalnego!
-Czy my nie uczyłyśmy się zaklęć leczących takie przypadki?
-Gdzie jest mój drugi but?
-Wstawaj, musisz z nami pójść do pani Pomfrey!
-Widziałaś gdzieś moją szczotkę do włosów?
-Dziewczyny, nic mi nie jest. - wychrypiała Hermiona, próbując je przekrzyczeć, ale dźwięk, który pochodził z jej gardła, zdecydowanie nie potwierdzał tych słów. Był to cichy, niewyraźny głos, który bardziej przypominał cięcie piłą, niż dziewczęcą mowę. -To tylko lekkie przeziębienie, naprawdę - dodała, widząc, że dziewczyny patrzą na nią z niedowierzaniem.

-Gdzieś ty się tak dorobiła, dziewczyno? - zapytała pani Pomfrey, gdy w końcu udało się namówić upartą Gryfonkę na odwiedzenie skrzydła szpitalnego.
-Och, sama nie wiem. Chyba musiało mnie przewiać na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. Mieliśmy zajęcia w plenerze, a ja nie ubrałam się zbyt ciepło - skłamała, kiedy udało jej się odzyskać swój głos po wypiciu eliksiru.
Owszem, poprzedniego dnia mieli lekcje na dworze, ale raczej wątpiła, żeby właśnie to było przyczyną jej fatalnego samopoczucia. Nie mogła przecież powiedzieć, jak było naprawdę. Nikt poza nimi nie wiedział i tak miało zostać już do samego końca.
To miał być niezapomniany wieczór. Draco stwierdził, że muszą uczcić ostatni dzień szlabanu spędzonego w sali Snape'a. Wszystko obmyślił już wcześniej, od tego co będą robili z wolnym czasem w zamkniętej sali, aż po same wymówki tłumaczące ich późny powrót z odsiadki. Wszystko jednak sypało się od samego początku.
Gdy stawili się o dziewiętnastej na szlaban, Severusa nigdzie nie było. Po piętnastu minutach już wychodzili z lochów, żeby poszukać innego miejsca do kontynuowania planu, gdy zza rogu wyszedł nie kto inny, ale sam Snape. Zdziwił się, widząc, że Ślizgon i Gryfonka idą razem przez korytarz, a żadne z nich nie stoi pod drzwiami z miną sugerującą, że wydanie tego drugiego będzie prawdziwą przyjemnością. Jakoś udało im się odegrać scenkę, w której to Hermiona grała rolę kujonki wyruszającej w poszukiwaniach profesora, a Draco był tym, który od początku powtarzał, że profesor zaraz przyjdzie.
Znieśli wściekłe spojrzenia ciskane zarówno w nią, jak i w niego, a także wykład na temat tego, co powinni zrobić, gdy profesor spóźnia się na szlaban („Sala była przecież otwarta, powinniście już ścierać w niej kurze, a różdżki należało zostawić pod drzwiami mojego gabinetu.”). Ku ich zdziwieniu jednak, Snape oświadczył, że nie ma dziś czasu, by pilnować ich do dziesiątej, więc mieli zaledwie godzinę na posprzątanie sali i wyniesienie się z lochów.
Pracowali w zwykłym tempie, wiedzieli przecież, że zawsze wystarcza im godzina, by doprowadzić salę do nienagannego stanu. Nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, z obawy, że profesor mógł domyślać się czegoś po wpadce na korytarzu.
W momencie, gdy Draco kończył zmywanie podłogi, drzwi otworzyły się i ręka odziana w czarny materiał podała mu obie różdżki. Wyszli bez słowa, tym razem w bezpiecznym odstępie od siebie – najpierw Gryfonka, chwilę później Ślizgon, który pożegnał się z Severusem, gdy przechodził obok uchylonych drzwi jego gabinetu.
Zaczekała na niego tam, gdzie się umówili – obok gabinetu Filcha („Najciemniej pod latarnią”, szepnął, gdy zrobiła przerażoną minę). Tam przedstawił jej dalszą część swojego planu, którą obmyślił po drodze. Musiał znaleźć jakieś miejsce, które posłużyłoby im zamiast klasy eliksirów, skoro Snape nie pozwolił im siedzieć tam do dziesiątej.
-Za pięć minut spotkamy się w nieczynnej łazience na drugim piętrze, w porządku?
Czy mógł zdziwić ją czymś jeszcze? W tamtej chwili zdawało jej się, że nie ma takiej możliwości. Ona pobiegła głównymi schodami, on skorzystał z tajemnych przejść, ukrytych za obrazami, o których opowiadał mu ojciec. Z parteru przeszedł na czwarte piętro, pod bibliotekę. Stamtąd trafił na szóste piętro, po którym niegdyś uciekali od Filcha, ale tym razem zamiast ukryć się w pobliskiej sali, wsunął się do ukrytego pod obrazem tunelu i wylądował z powrotem w lochach. Nie był to jednak zwykły korytarz prowadzący do klasy eliksirów, ale krótkie przejście bez okien i drzwi, do którego trafić można było tylko korzystając z tuneli i schodów ukrytych za obrazami. Pomieszczenie to miało początkowo służyć do ukrywania eliksirów o potężnej sile, jednakże szybko stwierdzono, że jest to skrajnie niebezpieczne, ze względu na naturę niektórych uczniów, których ogromną pasją było szukanie tajnych przejść w zamku.
-Lumos - szepnął i natychmiast jego różdżka zaczęła emanować bladym światłem. -To musi być gdzieś tutaj - powiedział do siebie, przesuwając palcami wzdłuż wilgotnych cegieł. Nagle poczuł jak jedna z nich wibruje lekko pod naciskiem jego dłoni.
-Alohomora. - To powinno je otworzyć, tak mówił mu ojciec, niestety nic się nie wydarzyło. Ściana uparcie pilnowała tajnego przejścia. -Alohomora - powtórzył.
Nic. Czy to możliwe, że po zabiciu bestii Slytherina, ślizgońskie tajne przejście do łazienki jęczącej Marty zostało zamknięte?
Malfoy zaczął chodzić po korytarzu, próbując odnaleźć drogę powrotną do korytarza na szóstym piętrze, ale gdy dotarł do ściany, przez którą przeszedł chwilę wcześniej, okazało się, że ta również nie chce ustąpić. Próbował zachować zimną krew, ale czuł jak jego serce mimowolnie zaczyna przyspieszać. Wpadał w panikę.
Nie, nie bał się tego, że umrze w tym korytarzu i nikt go nie znajdzie, to jakoś go nie przerażało. Ciągle myślał o Hermionie, o tym jaka będzie zawiedziona, gdy on nie pojawi się w łazience. Jak będzie na niego czekała, aż w końcu zrezygnuje i znienawidzi go ponownie. A co jeśli Filch ją dorwie i będzie wypytywał, co robi w nieczynnej łazience o dziesiątej w nocy?
Poczuł w sobie palącą determinację. Spróbował jeszcze raz przy przejściu na szóste piętro. Cisza, nic się nie stało.
Wrócił ponownie do przejścia do łazienki.
-Alohomora - spróbował ponownie. Drzwi złośliwie pozostawały na swojej pozycji, nie poruszyły się nawet o cal. -Do cholery jasnej... Ja, Dracon Malfoy, należący do domu Salazara Slytherina uczeń Hogwartu rozkazuję ci ustąpić mi z drogi. - wrzasnął uderzając pięścią w wibrującą cegłę.
I wtedy drzwi się poruszyły. Nie ustąpiły, ale zostały jakby wybudzone z długoletniej drzemki.
-Alohomora. - Tym razem się udało, przed chłopakiem ukazał się korytarz, z którego ciemności wyłaniały się schody. Rzucił się biegiem w ich stronę z nadzieją, że Hermiona jeszcze nie straciła cierpliwości i wciąż na niego czeka.

Czekała. Pięć minut minęło, później kolejne pięć i kolejne. Czy to możliwe, że to wszystko było jednak okrutnym żartem? Ostatni dzień szlabanu dobiegał końca, może Malfoy celowo opowiadał jej wszystkie bajki dotyczące jego uczuć, wymyślał historyjki dotyczące swojego życia, żeby nie nudzić się podczas szlabanu i jednocześnie patrzeć na naiwność Gryfonów? Może właśnie poszedł po Filcha, żeby zakończyć całą zabawę z głośnymi fajerwerkami?
Każdy dzień szlabanu utwierdzał ją w przekonaniu, że to wszystko jest na poważnie. Wczoraj przyniósł jej przecież przypalony skrawek notatki ze swojego dziennika, czy mógłby to wszystko sfingować? Pismo faktycznie wyglądało na jego, tylko jakby kilka lat wcześniej, w dodatku pergamin był mocno sfatygowany, prawdopodbnie przeleżał kupę czasu między kartkami często używanego zeszytu. Tekst był dziecinny, ale chyba poruszyłby serce każdej dziewczyny.

Lubię jej dłógie włosy i to jak się uśmiecha. Lubię patrzeć jak odrabia lekcje w bibliotece i jak myśli nad ułorzeniem nowego zdania. Jest naj wspanialsza na świecie. Chcę ją kochać jurz zawsze...”

Dalszy tekst był pokryty sadzą, a Draco nie chciał powiedzieć, co jeszcze umieścił w swoim wyznaniu. Chciał go spalić, bo bał się, że ktoś to zobaczy, ale gdy kartka się zajęła, wpadł na pomysł gdzie ukryć dziennik tak, żeby nikt niepowołany nie dostał go w swoje ręce. Nie zdradził jej jednak, gdzie go trzyma.
Czy Malfoy wymyślił by tyle wiarygodnych historyjek i dowodów na to, że są prawdziwe, tylko po to, żeby się z niej ponabijać? Czy byłoby warto?
Nagle w jednej z kabin dało się słyszeć szelest, tak jakby ktoś w niej był. Jęcząca Marta?
-Wybacz mi spóźnienie, utknąłem w tajnym lochu, przejście się zacięło - wydyszał, opierając dłonie na kolanach.
Wyglądał przekomicznie – stał w dziewczęcej kabinie, tuż nad sedesem, zdyszany jak diabli, z włosami rozrzuconymi na wszystkie strony.
Hermionie przyszło do głowy, że Ślizgon w jakiś sposób przetransportował się siecią kanalizacyjną, ponieważ wnęka w ścianie za nim już znikła. Dziewczyna nie była w stanie stłumić chichotu.
Spojrzał na nią zdezorientowany. Czy ona nie powinna wściekać się na niego, że się spóźnił?
-Wyjaśnisz mi, co cię tak śmieszy? - zapytał, gdy w końcu udało mu się opanować zadyszkę.
-Czy ty właśnie wszedłeś do damskiej ubikacji przez syfon? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a głupi uśmieszek nie schodził z jej twarzy.
Wtedy pojął, że ta scena faktycznie mogła się tak przedstawiać, zaczął więc wyjaśniać jej w jaki sposób dostał się do łazienki i opowiadać o tym, co przydarzyło mu się pod koniec tej „podróży”. W międzyczasie otworzył okno, ponieważ przebiegnięcie czterech pięter schodów właśnie zaczynało dawać mu się we znaki.
-Hej, spójrz! Dziś jest nów, widać wszystkie gwiazdy na niebie - powiedział zapatrzony w niebo.
Podeszła do niego i zaczęła opowiadać mu o konstelacjach, które rozpoznawała. Miała nadzieję, że zabrzmi jak typowa, przemądrzała kujonka, która w każdej chwili próbuje pochwalić się swoją wiedzą. On jednak wsłuchiwał się w to, co mówiła i zauważył w końcu, że jeszcze nikt nie opowiadał mu o gwiazdach tak rozmarzonym i pełnym pasji głosem. I wtedy po raz pierwszy Hermiona poczuła, że wcale nie chce, żeby przestało mu zależeć. Tamtego wieczora postanowiła pozwolić mu poznać się na wylot nie po to, żeby z niej zrezygnował, ale po to, żeby kochał ją za to jaka jest naprawdę. W końcu usiedli pod wciąż otwartym oknem, a ona zdobyła się na wyznanie.
-Już dawno nie byłam sobą. Dzięki tobie przypomniałam sobie, kim tak właściwie jestem.
Nie miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć. Żadne słowo nie wydawało mu się wtedy odpowiednie, więc zdecydował się jedynie objąć ją delikatnie ramieniem. Nie protestowała, przeciwnie, wtuliła się w niego, próbując ignorować wspaniały zapach perfum, którym przesiąknięte były jego ubrania.
-Jaka jest dalsza część twojego planu na dzisiejszy wieczór? - zapytała w końcu, odsuwając się od niego, gdy stwierdziła, że przesiedzenie całego wieczora w jego ramionach byłoby przekroczeniem granic, które sobie zbudowała. Nieważne, że naprawdę bardzo polubiła go w ciągu ostatnich dwóch tygodni, wszystko działo się zdecydowanie za szybko i należało spowolnić to szalone tempo.
-Przez Snape'a nie mamy już czasu na kontynuowanie mojego planu w całości, ale ta część, którą przeznaczyłem na czas szlabanu, wciąż może się odbyć.
Zaproponował jej serię osobistych pytań, na które musieli szczerze odpowiadać. Skoro mieli wiedzieć o sobie wszystko, ta gra była idealna na ostatni wieczór szlabanu. Za wszelką cenę chciał odzyskać jej zaufanie, które, jak sądził, stracił, kłamiąc na temat zniknięcia jej notatek.
Hermiona wahała się przez chwilę, wciąż jeszcze mając w pamięci osobowość Malfoya, którego znała przez niemalże cały czas spędzony w Hogwarcie. Zganiła się jednak w myślach, przekonując się, że nie może przecież przez całe życie doszukiwać się w całej tej sytuacji głupiego żartu. Bo niby do czego prowadziłaby ta znajomość, gdyby ona ciągle myślała tylko o tym, kiedy prawda wyjdzie na jaw i jak podle będzie się wtedy czuła?
-Zgoda - powiedziała w końcu i dostrzegła ulgę w jego oczach. Zrozumiał, że postanowiła mu zaufać, a jego serce niemal eksplodowało z radości.
Siedzieli więc na zimnej posadzce przy otwartym oknie, przez które zaczęły wlatywać płatki śniegu. Na zmianę zadawali sobie krępujące pytania i śmiali się z odpowiedzi.
Na pytanie o największą tajemnicę opowiedziała mu o tym, jak kiedyś zamieniła się połowicznie w kota za sprawą eliksiru wielosokowego, a cała szkoła była pewna, że po prostu się rozchorowała. On wyznał, że swój pierwszy pocałunek oddał Pansy Parkinson.
-To były najdziwniejsze walentynki pod słońcem, ona tak nalegała... Zamknąłem więc oczy i wyobraziłem sobie, że to ty. Nie podziałało - przyznał się, a na jego zmarzniętych policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce.
Wtedy właśnie uświadomili sobie, że okno nad nimi wciąż jest otwarte, a oni zmarzli na kość. Niska temperatura nie popsuła im jednak zabawy, ponieważ nadal mieli wiele pytań, na które koniecznie chcieli znać odpowiedź.
Wspominali szkołę od samego początku, mówili o swoich uczuciach („Wtedy myślałam, że Wiktor to naprawdę ten jedyny.”) i rozterkach („Próbowałem zwrócić twoją uwagę, ale wszystko zawodziło. Zostało więc spróbować tego numeru z hipogryfem.”). Poznała jego historię na nowo, a on czuł, że mógłby opowiadać jej o tym na okrągło.
Zbliżała się jedenasta, więc przyszedł czas na ostatnie pytania.
-Wiem, że to będzie nieczyste zagranie, ale ja muszę to wiedzieć. Gdzie trzymasz swój dziennik? -ciekawość aż płonęła w oczach Gryfonki, co powodowało, że Malfoy wahał się przez dłuższą chwilę.
-Pomniejszam go do rozmiaru breloka i noszę zawsze przy sobie, na dnie kieszeni, w której trzymam różdżkę. -odpowiedział w końcu zrezygnowany, pamiętając, że ta gra była jego pomysłem.
-Co jest pomiędzy tobą i Weasleyem? - wypalił w zemście za zadane przez nią pytanie.
O tak, to był strzał w dziesiątkę, Hermiona poczuła dyskomfort. Zwłaszcza, że nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć.
-Cóż... ja... nie wiem. Naprawdę.
-Szczerość, Granger - upomniał ją beznamiętnym tonem z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
-Och, w porządku. W zasadzie to miałam wrażenie, że między nami naprawdę jest coś więcej, ale... -zawahała się na chwilę. -Od pewnego czasu czuję, że powoli przestaje mi na nim zależeć.
Chłopak nie spuszczał z niej wzroku.
-Od pewnego czasu? -zapytał ostrożnie, a ona zawahała się, nie wiedząc, jak na to zareagować.
Powiedzieć mu prawdę? Wydawało jej się, że nie ma wyjścia.
-Od drugiego dnia szlabanu.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Dostał swoją szansę i nie mógł jej zmarnować. Widział, że to wyznanie wiele ją kosztowało, więc zaproponował, żeby na tym pytaniu poprzestać.
-Jeszcze jedno moje pytanie, Draco - poprosiła go cichym głosem, gdy byli już przy drzwiach łazienki.
Nie odpowiedział, ale spojrzał na nią wyczekująco.
-Czy to wszystko, co mówiłeś mi w ciągu ostatnich dwóch tygodni było na poważnie? - głos jej drżał, ale patrzyła mu pewnie w oczy.
-Oczywiście - odpowiedział, a słowo to w jego ustach zdało jej się nagle więcej warte, niż wszystkie dowody, które mogłyby to potwierdzić.
Nie odprowadził jej pod portret Grubej Damy. I tak wiele ryzykowali wychodząc razem z jednego pomieszczenia, jakby spacerowanie po zamku o tej porze nie było wystarczająco ryzykowne. Gdy była już w swoim dormitorium, zobaczyła, że Lavender wciąż jeszcze nie śpi.
-Gdzieś ty była tyle czasu, dziewczyno? - usłyszała cichy szept dochodzący od łóżka Brown.
-Csii, bo ją obudzisz. - szepnęła Hermiona wskazując świecącą różdżką na słodko śpiącą Parvati. -Jutro pogadamy -zapewniła i zniknęła za drzwiami dormitorium, kierując się do łazienki. Tym razem czynnej.

-No więc dlaczego tak późno wróciłaś ze szlabanu? - Lavender była niezwyciężona, zdawało się, że raz postawione przez nią pytanie wisi we wszechświecie do tego czasu, aż ciekawska Gryfonka uzyska na nie odpowiedź. Pani Pomfrey nie była w stanie uratować jej swoim słynnym „Proszę wyjść, ta dziewczyna potrzebuje spokoju!”, więc zdecydowała się wykorzystać tą część planu Malfoya, która wydawała jej się być najbardziej pokręconą.
-Nie uwierzysz - zaczęła niepewnie. -Snape wypuścił nas ze szlabanu dwadzieścia po dziesiątej, bo zupełnie zapomniał, że wciąż jesteśmy zamknięci w klasie eliksirów. Jak zwykle całą odsiadkę Malfoy mnie dręczył, gdy nie mieliśmy nic do roboty. Co raz wymyślał jakieś nowe określenia, które mogłyby zastąpić w jego słowniku słowo „szlama”. Dwadzieścia minut więcej z tym idiotą było ponad moje siły. Gdy Severus otworzył drzwi, byłam tak wkurzona, że wyszłam stamtąd jak najszybciej i zupełnie zapomniałam o mojej różdżce. Wracałam się aż z trzeciego piętra.
-Całe szczęście, że nie zorientowałaś się po przyjściu do dormitorium - zachichotała Lavender łykając kłamstwo po kłamstwie.
-Dokładnie! - grała Hermiona. -No ale to nie było najgorsze. Kiedy już dotarłam na parter okazało się, że Malfoy czekał tam na mnie z cwanym uśmieszkiem, trzymając ciągle moją różdżkę w ręku. Bałam się, że mnie zaatakuje, wiesz, w końcu trafiliśmy na szlaban przez pojedynek.
-Nie mów, że rzucił na ciebie jakieś zaklęcie! - zapiszczała.
-Na szczęście nie, ale Filch dorwał nas jak kłóciliśmy się na korytarzu, bo ten kretyn nie chciał oddać mi różdżki. No i trafiliśmy do jego gabinetu. Już miał spisać na nas raport, kiedy Malfoy wspomniał coś „niechcący” o swoich znajomościach z jakimś tam producentem wspaniałego kociego żarcia. Całe szczęście, że nasz woźny jest taki przekupny, kiedy w grę wchodzi pani Norris. Hermiona nie mogła uwierzyć, że Lavender uwierzyła w całą tą historyjkę. Na wszelki wypadek ostrzegła ją jednak żeby nie rozpowiadała tej historii i nie pytała o nic Filch'a, bo obiecali mu, że to będzie tajemnica, więc muszą milczeć.
W ten właśnie sposób cały Gryffindor wiedział już, że Hermiona spędziła niemalże cały wieczór z Malfoyem i nikt nie robił jej z tego powodu wyrzutów. Z kolei Slytherin nie wiedział o niczym, ponieważ kumple Dracona od samego początku byli przekonani, że ich kumpel spędził wieczór na wyjątkowo udanym podrywie. On sam może nie nazwałby tego podrywem, ale prawda leżała tak blisko teorii Goyle'a, że nie było sensu wyprowadzać ich z błędu.

2 komentarze:

  1. ,,Już dawno nie byłam sobą. Dzięki tobie przypomniałam sobie, kim tak właściwie jestem."
    Boże, wzruszyłam się! I w ogóle, świetny pomysł z tymi szczerymi pytaniami. :) Rozdział był ogółem piękny, tyle rozmyślań. Można się wczuć w sytuację :)

    Dłógie, ułorzeniem, jurz, naj wpsanialsza :3 Awwww! Słodziutkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały Draco i jego błędy ortograficzne!
      Jeżeli takie akcje Cię wzruszają, to nie chcę widzieć Twojej miny, gdy będziesz czytała zakończenie xD

      Taaa, błędy ortograficzne - cały Draco! xD

      Usuń