Zanim zaczniecie czytać pierwszy rozdział, który w zasadzie jest zakończeniem poprzedniej części historii, muszę powiedzieć, że okropnie stresuję się faktem, że to już.
Boję się, że was zawiodę.
I cholernie boję się, że niebawem już nic nie będzie takie samo.
Rozdział nie jest zbyt długi, ale wolałam nie przeciągać z czasem, bo naprawdę nie wiem, kiedy będę miała swobodny dostęp do internetu.
Nie przedłużając... miłej lektury!
-------
„-Powiedz
mi, żałujesz czasem, że zrezygnowaliśmy z magii? - spytał
mężczyzna, przyglądając się uważnie swojej ukochanej, która
uśmiechnęła się, słysząc zadane jej pytanie.
-Może
to głupie, ale zdarzają się momenty, kiedy wydaje mi się, że
jakaś część mnie umarła z tego powodu. Powinno mi być łatwiej,
w końcu wychowywałam się w mugolskiej rodzinie, a jednak wszystko
to pozostawiło jakąś niezapełnioną lukę w moim życiu.
-Więc
żałujesz?
-Ucieczka
była naszą jedyną szansą. To, że czasami chciałabym być rybą,
nie znaczy, że żałuję, że jestem człowiekiem – odpowiedziała
z przekonaniem, obserwując otaczające ich domki jednorodzinne.
Blondyn
roześmiał się, słysząc ostatnie zdanie.
-Ty
i te twoje porównania. Kiedy dowiedziałaś się, że się w tobie
kocham, porównałaś to do...
-Informacji,
że zostałam adoptowana, wiem – weszła mu w pół zdania.
Doskonale pamiętała, że wtedy śmiał się w taki sam sposób,
zupełnie szczerze, odsłaniając wszystkie zęby w szerokim
uśmiechu. -To porównanie wydaje mi się jednak trafne. Widzisz,
skoro urodziłam się po to, żeby z tobą być, to nie mogę tego
żałować. To nie był nasz wybór, nie mieliśmy innego wyjścia...”
Nawet
pod postacią jaskółki nie łatwo było jej dostać się na błonia
Hogwartu. Dwudziestostopniowy mróz i bezlitosny wiatr zmuszały ją
do zatrzymywania się co kilka kilometrów w zacisznych miejscach
pomiędzy skałami albo w opuszczonych dziuplach. Leciała jednak z
myślą, że na dębie, który śnił się jej wielokrotnie, czeka
kos, chłopak, który pojawiał się w w jej snach każdej nocy.
Nigdy nie mówiła o nim Ronowi, wiedziała, że jej narzeczony byłby
zaniepokojony albo, znając jego, zazdrosny. Nie wspominała także o
tym, że od czasu do czasu pojawiają się przed jej oczami sceny,
których nigdy w życiu nie przeżyła.
Dopiero
książka, którą otrzymała od swojego przyjaciela, pomogła jej
zrozumieć, co oznaczają wszystkie sny i wizje. Przez powłokę
rzuconego na nią zaklęcia zaczęły przebijać się prawdziwe
wspomnienia, bezlitośnie niszcząc fałszywy obraz przeszłości.
Kiedy kos na końcu swojej książki napisał, że czeka na nią „tam
gdzie zwykle”, nie zastanawiała się ani przez chwilę. Wiedziała,
że musi go odnaleźć, aby jej serce w końcu zaznało spokoju.
Wiedziała, że na tamtym dębie czeka na nią jedyna szansa na
szczęście.
Na
miejsce dotarła dopiero po dwóch dniach długiego, męczącego
lotu, wciąż jednak powtarzała sobie, że warto, że on na nią
czeka.
Nie
czekał.
Gdy
usiadła na dębie pod postacią jaskółki, była sama. Zastanawiała
się, czy to może być jakaś pomyłka. Wszystko pasowało, wizje
pokrywały się z sytuacjami, które kos opisał w książce, w
dodatku zwrócił się do niej, do jaskółki.
Słońce
już dawno zaszło, odstępując miejsca na niebie księżycowi i
migoczącym gwiazdom. Zapadała noc, a ona wciąż tam siedziała,
nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie chciała wracać do
Rona, bo uciekając, udowodniła sobie samej, że wcale go nie kocha.
Poza tym co miałaby mu powiedzieć?
Nagle
usłyszała furkot skrzydeł pomieszany z szelestem liści. Jej serce
zabiło mocniej.
Przemieniła
się, wracając do swojej ludzkiej postaci i wtuliła się mocniej w
zimowy płaszczyk, który przetransmutowała w cieplejsze opierzenie,
kiedy uciekała z Nory. Chwilę później na gałęzi obok usiadł
drobny, czarny ptak, z pręgą białych piórek idącą od głowy w
kierunku grzbietu. Zaraz potem jego miejsce zajął wysoki blondyn z
nienagannie ułożonymi włosami. Miał na sobie gruby, zimowy
płaszcz, którym szczelnie zakrył niemalże całe swoje ciało.
Wpatrywali
się w siebie w milczeniu. Nie mieli pojęcia, od czego powinni
zacząć rozmowę, byli sobie zupełnie obcy, choć świadomi
historii, jaką razem przeżyli.
Mężczyzna
odezwał się pierwszy.
-Nie
mogę uwierzyć, że wróciłaś.
-Nie
mogę uwierzyć, że to prawda
-Nie
mogę uwierzyć, że jesteś taka piękna.
-Nie
mogę uwierzyć, że to robimy.
-Cholera,
faktycznie.
Po
tej wymianie zdań oboje roześmiali się serdecznie, a w oczach
kobiety pojawiły się łzy wzruszenia.
-Straciliśmy
tyle czasu – westchnęła.
-Właśnie,
dlatego nie mam zamiaru go więcej marnować. Chodź – rzekł i po
chwili ponownie przemienił się w ptaka. Zaczekał na nią, a gdy i
ona przybrała swoją zwierzęcą formę, zaczął lecieć w kierunku
Hogsmeade. Jaskółka podążyła tuż za nim.
Już
jako ludzie stanęli przed starą opuszczoną chatą.
Hermiona
spojrzała na mężczyznę z przerażeniem w oczach. Nie sądziła,
że kiedyś przyjdzie dzień, gdy po raz kolejny pojawią się tam
oboje.
To
tam Gryfonka ukryła się po ucieczce ze szkoły. Tam również oboje
zostali uwięzieni na rozkaz Lucjusza Malfoya. A przed chatą, w
miejscu, w którym teraz stali, omal nie zginął Harry Potter,
chłopak, który pomógł im wrócić do siebie po latach rozłąki.
-Spokojnie,
nie zostaniemy tu długo – zapewnił Draco i uchylił drzwi,
przepuszczając kobietę w wejściu.
Szła
niepewnie, bojąc się, że duch Nicolasa Dipfoota może czaić się
gdzieś w tym budynku.
On
zaś jednym ruchem różdżki rozpalił w kominku ogień, który
natychmiast rozświetlił pomieszczenie łuną rudawego światła.
Zapraszającym
gestem wskazał fotel, a gdy Hermiona usiadła, kucnął przy jej
kolanach. Patrzyli sobie w oczy, czując, że sytuacja dla nich
obojga jest bardzo krępująca. Zdawali sobie sprawę z tego, że
przed wykonaniem wyroku byli zakochaną parą, wiedzieli, co razem
przeszli, a jednak... jednak ciężko było przełamać barierę,
którą zbudowało między nimi zaklęcie Obliviate.
-Kiedy
wróciłem do domu po tym wszystkim – zaczął, chwytając jej dłoń
– czułem, że coś nie gra. Miałem wrażenie, że w Hogwarcie
wydarzyło się coś złego i dlatego zabrano mnie ze szkoły. Ojciec
utrzymywał, że poziom nauczania w szkole spadł tak nisko, że
woli, by uczono mnie w domu. Szybko zorientowałem się, że jest
inaczej, właściwie zaraz po tym, jak wszedłem do swojego pokoju.
Wyjąłem klucze, żeby wypakować rzeczy do szafy i znalazłem te
breloki – mówiąc to, wyciągnął z kieszeni płaszcza pęk
pobrzękujących kluczy. - Nasze pamiętniki. Myślę, że powinnaś
je przeczytać. Wtedy będziesz wiedziała tyle co ja – oznajmił,
po czym machnął różdżką i powiększył notesy do normalnej
wielkości.
Hermiona
przyjrzała się zeszytom, które trzymała teraz w rękach. Przed
jej oczami mignął obraz, w którym była razem z Draconem w lesie.
Oddawała mu swój pamiętnik, prosząc, by starannie go ukrył.
Potem
chłopak pocałował ją na pożegnanie.
-Myślisz,
że jeszcze kiedyś będzie tak jak dawniej? - spytała i poczuła,
że łzy ponownie zaczynają napływać jej do oczu.
-Nie,
już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Zadbam o to – odpowiedział
tonem składanej obietnicy i ucałował delikatnie jej dłoń. -Już
nic nie stanie nam na przeszkodzie do szczęścia.
Po
tych słowach dziewczyna uklękła na ziemi i objęła go za szyję.
Draco
czuł, że trzyma w objęciach cały swój świat i za nic nie
zgodziłby się z niego zrezygnować.
Całą
noc spędzili, przypominając sobie minione lata. Czytali na głos
swoje pamiętniki, śmiejąc się z poszczególnych wspomnień i
wracając pamięcią do poszczególnych momentów, które wydawały
im się najistotniejszymi.
-To
jest genialne – rzekła Hermiona, wskazując palcem krótki akapit
w dzienniku Dracona.
„Powiedziała,
że ze względu na mnie rudzielec nie jest już taki ważny. To
wystarczy mi dziś w zupełności.”
Dziewczyna
roześmiała się na całe gardło, widząc jak chłopak ukrywa twarz
w dłoniach.
-Wybacz,
ale naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że możesz coś do mnie
czuć – wybełkotał przez dłonie, kręcąc głową z
niedowierzaniem. -Wiesz jak bardzo bolała myśl, że on może z tobą
normalnie rozmawiać? - spytał, zwracając twarz w jej kierunku.
Znów
patrzyli sobie w oczy i cieszyli się swoją obecnością.
-Coś
o tym wiem – przytaknęła w końcu i oparła swoją głowę na
jego ramieniu.
-Popatrz
lepiej na to – rzucił rozbawiony Malfoy, otwierając jej pamiętnik
gdzieś przy początku.
„Pierwszą
myślą, jaka przyszła mi do głowy, było to, że Malfoy pewnie
zakochał się w jakiejś panience i rozmyślał o niej nieświadomie
patrząc w naszym kierunku. Ale później oprzytomniałam, słowa
„Malfoy” i „zakochał się” zupełnie do siebie nie pasowały.
On przecież nie miał serca, miał tylko kawałek kamienia ukrytego
pod płucami.”
-Ładne
rzeczy o mnie wypisywałaś – zarechotał, całując Hermionę w
policzek, gdy ta zarumieniła się, czytając ten fragment.
-Sam
wiesz, jakiego dupka grałeś przez te cztery lata – próbowała
się tłumaczyć, udając obrażoną, ale nie mogła wytrzymać ze
śmiechu.
-A
jednak ten dupek zakochał się po uszy w najwspanialszej dziewczynie
na świecie.
Znowu
byli razem, znowu byli szczęśliwi. Nic więcej nie miało
znaczenia.
Draco
był doskonale przygotowany, w końcu miał mnóstwo czasu na
obmyślanie planu idealnego. Zabrał wszystkie pieniądze, które
państwo Malfoy złożyli w sejfie jako zabezpieczenie jego
przyszłości i stopniowo wymieniał je w Banku Gringotta na mugolską
walutę. Wszystko przemyślane i wykonane z najwyższą ostrożnością.
Harry
Potter, dbając o przyszłość swojej przyjaciółki, nauczył go
poruszać się po mugolskiej bankowości, wytłumaczył mu jak
wyrobić kartę kredytową (na fałszywe nazwisko Johna Studfielda)
oraz umieścić pieniądze na lokacie.
Wyrobił
także fałszywe dokumenty dla Hermiony, która od tamtego momentu
nazywała się Natalie Studfield i w papierach figurowała jako żona
Johna. Małżeństwo z pięcioletnim stażem.
Był
stale informowany przez Pottera, wiedział więc, kiedy Hermiona
pojawi się w okolicach Hogwartu i, co za tym idzie, na kiedy
zarezerwować bilety.
Wczesnym
rankiem, po nocy spędzonej na wspominaniu i odbudowywaniu relacji,
teleportowali się na lotnisko Gatwick, z którego John i Natalie
wylecieli z kraju z cichą nadzieją, że już nigdy nie będą
musieli do niego wracać.
Nie
było żadnych problemów przy odprawie, choć niektórzy z
pracowników lotniska podejrzliwie spoglądali na parę, która nie
miała ze sobą żadnych bagaży oprócz aktówki Johna, którą
dokładnie przeszukano.
-Mamy
kilkanaście posiadłości na całym świecie – tłumaczył Draco,
udając nieco znudzonego, a zarazem poirytowanego nieufnymi
pytaniami, które zadawali mu pracownicy kontroli. -Nie widzę sensu,
żeby targać te wszystkie rzeczy z domu do domu.
-Zauważyłam,
że nie wyszedłeś z wprawy – zachichotała Hermiona, gdy w końcu
zajęli miejsca w samolocie. -Nadal genialnie udajesz wyniosłego
arystokratę.
-Miałem
świetną trenerkę – mruknął jej do ucha, po czym złożył na
jej policzku czuły pocałunek. -Nasz wspólny koszmar dobiega końca.
Czas na szczęśliwe zakończenie.
Raport
z dnia 16 lipca 2000 roku.
Oddział
Aurorów pod dowództwem Williama Harveya
natrafił na ślad zbiegłego
Śmierciożercy, Dracona Malfoya, podejrzanego o uprowadzenie
czarownicy mugolskiego pochodzenia, Hermiony Granger. Jeden z
pracowników montrealskiego oddziału Aurorów przesłał informację
do oddziału Aurorów odpowiedzialnych za Okręg Londyński, jakoby
wyżej wspomniany zbieg znajdował się na terenie Kanady.
Wstępny
opis: Dracon Lucjusz Malfoy, podejrzany o uprawianie czarnej magii,
zrzeszanie czarnoksiężników oraz porwanie z zamiarem torturowania,
potencjalnie niebezpieczny. Po raz ostatni widziany w Montrealu, w
okolicy Parku Świętego Patryka.
Absolwent
Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, uczeń domu Salazara
Slytherina. Syn byłych Śmierciożerców, Lucjusza i Narcyzy Malfoy.
Odnotowane
zmiany zewnętrzne : brak.
Dodatkowe
informacje w sprawie : Wysłano jednostki szpiegujące.
Nawiązano
współpracę z Biurem Aurorów z siedzibą w Ottawie.
Oddział
oczekuje na rozkazy.
Wszelkie
nowe informacje przekazywane będą niezwłocznie bezpośrednio do
Biura Aurorów z siedzibą w Londynie.
Szyfr
Cu24.17.
Odszyfrowano
przez Główna Siedziba Biura Aurorów. 16 lipca 2000 roku, godz.
16:29:05.