Do czytania polecam kawałek Passenger "Let her go", do odnalezienia w odtwarzaczu na górze ;-)
Na
peronie 9¾
panował kompletny chaos. Pierwszy września już miał to do siebie,
że przyciągał w tamto miejsce tłumy uczniów spieszących do
Hogwartu, by rozpocząć kolejny rok nauki. Przepychający się
uczniowie, wzruszające spotkania po wakacjach, rodzice wrzeszczący
za swoimi dziećmi i kilka zagubionych pociech rozglądających się
dookoła z przerażeniem. Nic nadzwyczajnego.
Między
tymi wszystkimi osobami, pojawiło się także małżeństwo, którego
nie było na tym peronie od dziesięciu lat. Młoda brunetka, której
twarz ze wszystkich stron okalały piękne, doskonale ułożone loki,
kroczyła u boku wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny o
płomiennorudych włosach. Trzymała za rękę drobnego chłopca,
który podskakiwał wesoło, machając klatką z małą, białą
sówką i obserwując przy tym stojący na torach pociąg. Uwielbiał
pociągi, bo były szybkie i piękne. Odkąd zaczął mówić, nie
prosił na święta o nic innego, jak tylko o różne rodzaje
zabawkowych maszyn pędzących po plastikowych torach.
Mąż
młodej damy pchał wózek, na którym leżały zapakowane kufry oraz
klatka z dużą płomykówką. Gdy dotarli do tablicy, na której
umieszczony był zegar, nadszedł czas rozstania. Najpierw chłopiec
zarzucił ręce na szyję mężczyźnie, którego przytulił z całej
siły. Trwali tak przez chwilę, rozpaczliwie próbując zatrzymać
czas, aż w końcu oderwali się od siebie i przyszła chwila
drugiego, równie wzruszającego pożegnania. Kobieta podeszła do
swojego męża ze łzami w oczach i położyła mu dłonie na klatce
piersiowej.
-Na
pewno sobie poradzisz? - szepnęła drżącym głosem.
-Oczywiście.
Pisz często - usłyszała w odpowiedzi.
Ich
usta złączyły się na chwilę w czułym pocałunku, po czym
jeszcze chwilę patrzyli sobie w oczy, gdy ona gładziła go po
policzku.
-Kocham
cię - powiedzieli do siebie jednocześnie.
Mężczyzna
otarł łzę, spływającą po jej policzku i matka z synem wsiedli
do pociągu Hogwart Express.
-Mamo...
- szepnął chłopiec, wpatrując się w szybę.
-Tak,
Beniamin?
-Kiedy
znowu zobaczymy się z tatą? - spytał smutnym głosem.
-Niedługo,
skarbie. Tatuś obiecał, że nas odwiedzi, jak tylko dostanie wolne
w pracy - zapewniła kobieta i ucałowała synka w jasną czuprynę.
-Witam
wszystkich w ten piękny, wrześniowy wieczór - oznajmiła z
entuzjazmem dyrektorka szkoły, profesor McGonagall. -Zanim
rozpoczniemy ceremonię przydziału, chciałabym powitać nowych
nauczycieli, którzy w tym roku będą prowadzić z wami zajęcia.
Po
sali przebiegł szmer podniecenia, gdyż większość osób już
wiedziała co oznaczają słowa dyrektorki.
-Pragnę
serdecznie powitać profesor Hermionę Weasley, która od tego roku
będzie uczyła was transmutacji.
Od
strony stołów poszczególnych domów wybuchły gromkie oklaski i
wiwaty. Niektórzy pogwizdywali radośnie, witając piękną
nauczycielkę. Gdy w końcu ucichli, dyrektorka znów przemówiła.
-W
związku z tym, że Gryffindor pozostał bez opieki po odejściu
profesor Falten, od dziś opiekunem domu zostaje profesor Weasley.
Gdyby
nie data pierwszego września, z wrzasków, które wybuchły w
Wielkiej Sali, można by wywnioskować, iż Gryffindor właśnie
zdobył Puchar Domów. Tym razem nie było szansy, by uczniowie
umilkli z własnej woli, więc profesor McGonagall podniosła rękę
w uspokajającym geście.
-Nowym
nauczycielem latania na miotle oraz opiekunem Slytherinu został
profesor Dracon Malfoy.
Kolejne
entuzjastyczne krzyki przemierzyły salę wzdłuż i wszerz, choć
tym razem były nieco cichsze. Ci uczniowie, którzy znali historię
wojny sprzed ponad dziesięciu lat i wiedzieli, że Malfoy stanął
wtedy po stronie Śmierciożerców, siedzieli przy stołach, próbując
otrząsnąć się z szoku. Najmniej przejmowały się tym faktem
ślizgońskie dziewczęta, które widząc wstającego od stołu
mężczyznę, mocniej chwytały się krzeseł, by z nich nie
pospadać.
-Jest
boski. Cudowny. Najprzystojniejszy – mówiły jedna przez drugą,
nie dowierzając swojemu szczęściu.
Malfoy
faktycznie prezentował się bardziej jak model, niż nauczyciel.
Kosmyki
blond włosów niesfornie opadające na twarz, błękitne oczy
rozbłyskujące milionami wesołych iskierek i nieziemski uśmiech
odkrywający szereg białych zębów. Miał wszystko, czego
potrzebuje wysoki, umięśniony mężczyzna do poderwania kobiety bez
używania słów.
Hermiona
nie widziała go od czasu skończenia szkoły, ale miała dziwne
wrażenie, że podobnie jak z wyglądu, tak i z charakteru niewiele
się zmienił. Szybko jednak odtrąciła od siebie wszystkie przykre
wspomnienia, które wiązały się z Malfoyem, ponieważ lada moment
miała rozpocząć się ceremonia przydziału.
Stara
tiara rozpoczęła nową pieśń, ułożoną specjalnie na tą
okazję. Po raz kolejny opowiadała ona o czterech założycielach
szkoły, stworzeniu domów i genialnych uczniach, którzy ukończyli
Hogwart. Gdy skończyła, rozpoczęto przydzielanie uczniów do
poszczególnych domów.
Dzieci
przystępowały kolejno do wyświechtanego kapelusza, wdziewały go
na głowę, by po chwili odbiec do konkretnego stołu wśród wiwatu
nowych kolegów.
Hermiona
z niecierpliwością wyczekiwała na kolej swojego syna.
-Weasley,
Beniamin! - wyczytała profesor McGonagall, gdy przyszedł na niego
czas.
Kobieta
poprawiła się na stołku, by lepiej widzieć. Siedząca obok niej
profesor Sprout uśmiechnęła się do niej życzliwie, próbując
dodać jej otuchy.
Na
całej sali zapadła cisza. Tiara rzadko kiedy zastanawiała się tak
długo nad wyborem domu, co wywołało niemałe podniecenie wśród
siedzących przy stołach.
-SLYTHERIN!
- krzyknęła wreszcie, a przy stole Ślizgonów rozległy się
gromkie brawa. Beniamin spojrzał niepewnie na matkę, która
uśmiechnęła się do niego, próbując ukryć swoje zaskoczenie i
chwilę później chłopczyk biegł już w kierunku stołu domu węża.
Jak
to się stało? Nie mogła uwierzyć, że jej syn został
przydzielony do Slytherinu. Przecież zarówno ona, jak i Ron byli w
Gryffindorze, wszyscy Weasley'owie również byli Gryfonami, a jej
syn został Ślizgonem. Oczywiście, że nie miała mu tego za złe,
ale to był pierwszy raz, gdy podczas pobytu w Hogwarcie zaniepokoiła
się o swoje dziecko. Może nie powinna była zgadzać się na
przyjęcie go do szkoły rok przed czasem? Oczywiście, uznano, że
chłopiec dorósł już intelektualnie do poziomu, w którym mógł
swobodnie rozpocząć naukę, ale być może... Nie, to głupie. Tak
po prostu miało być, najwidoczniej spryt i przebiegłość
odziedziczył po którymś z jej przodków i dlatego trafił do tego,
a nie innego domu.
-Granger,
nie wierzę, że będziesz uczyć ze mną w jednej szkole -
powiedział i błysnął zębami. To było niepokojące.
-Nie
Granger, Weasley – poprawiła go. -I dla mnie jest to tak samo
niewygodne, jak dla ciebie, więc daruj sobie wszelkie głupie uwagi
i po prostu traktuj mnie jak powietrze.
-W
porządku. Powiedz mi tylko jedną rzecz - powiedział, patrząc jej
wyzywająco w oczy. Ten uśmiech śnił jej się po nocach jeszcze
długo po zakończeniu nauki w Hogwarcie. -Weasley uznał go za
swojego?
-O
czym ty mówisz, Malfoy? - spytała, mrużąc brwi.
-Pytam,
czy Weasley zgodził się wychowywać Twojego syna, jakby był jego
ojcem. - Mężczyzna wydawał się być coraz bardziej rozbawiony
minął byłej Gryfonki.
-Co
ty chrzanisz, to jest jego syn! - wrzasnęła z oburzeniem,
odwracając się na pięcie. Nie miała zamiaru znosić jego docinek
jeszcze teraz, kiedy już dawno postanowiła sobie zapomnieć o nim
raz na zawsze.
-To
chyba pierwszy Weasley w historii, który nie ma rudych włosów! -
krzyknął za nią, rechocząc na cały korytarz.
-Proszę
teraz, aby każdy z was podszedł do swojej miotły – rozkazał
uczniom, stojącym na błoniach. Pogoda dopisywała, zupełnie tak
jak wtedy, gdy ganiał się z Potterem podczas ich pierwszej lekcji.
-Wyciągnijcie teraz ręce i powiedzcie „do mnie!” - dodał,
widząc, że wszyscy uczniowie zajęli już swoje miejsca.
Miotła
Beniamina zareagowała już za pierwszym razem. Zaraz po wydaniu
rozkazu trzymał on swoją miotłę w dłoni, czekając na dalsze
polecenia.
„Zdolny
jak jego matka” - pomyślał.
Gdy
wszyscy zdołali przywołać do siebie miotły, przyszedł czas na
naukę lotu.
-Potrzebuję
jednego ochotnika, na którym będę mógł zaprezentować wzbicie
się w powietrze – powiedział profesor Malfoy, przesuwając
wzrokiem po przestraszonych twarzach pierwszorocznych. Tylko jedna z
nich wydawała mu się całkowicie pewna i wręcz przepełniona
nadzieją, że to jemu przypadnie zaszczyt prezentowania startu.
-W
porządku, panie Weasley, proszę wsiąść na swoją miotłę –
rzucił, nie wyzbywając się swojego nauczycielskiego tonu.
Wytłumaczył
chłopcu oraz całej klasie, jak należy poprawnie odbić się od
ziemi, by wystartować, a także w jaki sposób bezpiecznie wylądować
z powrotem na twardym gruncie.
-Gotowy?
- spytał, czując, że sam denerwuje się bardziej od swojego
ucznia.
Chłopiec
przytaknął skinieniem głowy.
-Ruszaj
– Malfoy wydał polecenie i zacisnął pięści.
Beniamin
nie miał żadnych trudności z lataniem, prawidłowo wykonał swoje
zadanie, wbijając się w powietrze bez najmniejszego zawahania oraz
lądując miękko na ugiętych nogach.
To
nie może być syn Weasleya - pomyślał.
Hermiona
przez okno obserwowała swojego syna, który po raz pierwszy w życiu
korzystał z miotły jako środka lokomocji. Świetnie mu wychodziło,
miał do tego wrodzony talent. Żadnych problemów ze sterowaniem czy
lądowaniem.
-Profesor
Weasley, czy będziemy zamieniać kiedyś zwierzęta w przedmioty? -
spytał jeden z uczniów, wyrywając ją z zamyślenia.
-Tak,
ale jeszcze nie w tym roku – odpowiedziała zgodnie z prawdą,
ponownie wyglądając przez okno.
Beniamin
rozmawiał z Malfoyem, oboje śmiali się serdecznie, obserwując jak
jeden z uczniów próbuje wystartować, ale nie może odbić się od
ziemi. W końcu Draco podszedł do niego i zaczął mu coś
tłumaczyć. Potem wskazał ręką w kierunku jej syna, a chwilę
później ten ponownie demonstrował sposób, w jaki wzbija się w
powietrze.
Łatwo
było poznać, że latanie sprawia mu dużą przyjemność.
Przypomniała
sobie Harry'ego i to, że dla niego latanie było tak samo potrzebne
jak powietrze. Myślał, mówił i przejmował się tylko tym. Czy z
Beniaminem będzie podobnie?
Nie
wiedziała skąd u niego ten talent. W zasadzie Ron grał w
quiddicha, ale nie był to jeden z tych zawodników, którzy
przechodzą do legendy jako niezwyciężeni. Ona sama nie cierpiała
latania, bała się wysokości. Może jednak umiejętności Rona
spotęgowały się w tym chłopcu i dlatego tak dobrze mu idzie?
-Granger,
możemy pomówić? - usłyszała za sobą głos, który od zawsze
przyprawiał ją o drżenie rąk.
Odwróciła
się w jego kierunku z poirytowaną twarzą.
-Weasley
– poprawiła go po raz setny od rozpoczęcia roku szkolnego. -Czego
chcesz?
-Na
osobności – powiedział, spoglądając znacząco na uczniów
kręcących się po korytarzu.
Weszli
do jej gabinetu.
-No
więc? - spytała głosem pełnym zniecierpliwienia.
Nie
patrzył na nią. Jego wzrok był utkwiony w zdjęciu ustawionym na
biurku. Chłopiec zakrywał swoją twarz małymi dłońmi, a przez
drobne palce przebijał promienny uśmiech.
-Posłuchaj...
- zaczął niepewnie. -Miałem dzisiaj zajęcia z drugorocznymi i...
Beniamin nie ma jedenastu lat, prawda? - spytał przełykając głośno
ślinę.
Hermiona
ściągnęła brwi, próbując zrozumieć o co chodzi. Czyżby starsi
uczniowie znęcali się nad jej synem?
-Nie,
profesor McGonagall zaproponowała, żeby przyjąć go do szkoły rok
wcześniej ze względu na jego wysoki poziom intelektualny. Twierdzą,
że powinni zrobić to już rok temu, ale martwili się, że Beniamin
może mieć problemy ze starszymi od siebie – wyjaśniła.
-Tak
myślałem – powiedział i opadł na krzesło stojące obok biurka.
Ukrył
twarz w dłoniach i przez chwilę trwali w milczeniu. On próbując
dopasować słowo do słowa, ona oczekując na wyjaśnienia.
-Jak
już mówiłem, miałem dzisiaj zajęcia z drugorocznymi – oznajmił
ponownie, próbując przeciągnąć rozmowę. -I jeden z nich spytał
mnie... Spytał, dlaczego mój syn nie nosi mojego nazwiska.
Hermiona
spojrzała na niego ze szczerym zdziwieniem.
-Masz
syna?
-Granger,
ja nie mam nawet dziewczyny, do cholery. Ostatnia zostawiła mnie w
sierpniu, bo nie chciałem z nią polecieć na Teneryfę.
Nie
miała siły po raz kolejny poprawiać swojego nazwiska. Próbowała
jednak pojąć, dlaczego Malfoy, jej odwieczny wróg, przyszedł do
niej, bo dzieciaki myślą, że ma syna.
-Więc
o co chodzi? - spytała wyraźnie zniecierpliwiona.
-Byłem
skołowany, kiedy mnie spytali. Nic nie odpowiedziałem,
zastanawiając się, czy to jakiś żart albo nieporozumienie. Zanim
zdążyłem coś powiedzieć, postawili swoją hipotezę. Zapytali,
czy to dlatego, że go faworyzuję i nie chcę, żeby się wydało.
Nadal nie wiedziałem, o czym mówią, ale mi wytłumaczyli. Chodziło
o zabranie pierwszorocznego na treningi drużyny quiddicha.
Hermiona
nadal nie rozumiała, co ona ma z tym wspólnego. Uniosła brwi,
próbując zachęcić go do wyrzucenia z siebie tego, co naprawdę
chciał powiedzieć.
-Dzisiaj
po zajęciach zaprosiłem Beniamina na trening, bo świetnie lata na
miotle – wyrzucił z siebie.
Nie
wiedziała jak ma zareagować. Z jednej strony chciała wybuchnąć
śmiechem prosto w jego twarz, bagatelizując całą sprawę. Z
drugiej jednak strony bała się, że ta reakcja przywoła u opiekuna
Slytherinu niechęć, jaką darzył ją za czasów szkolnych, a to z
kolei mogłoby odbić się także na jego relacjach z Beniaminem.
-Malfoy,
naprawdę przejmujesz się tym, że dzieciaki uważają Beniamina za
twojego syna, bo go dobrze traktujesz? - spytała, ukrywając swoje
rozbawienie.
-Nie
chodzi o to, jak go traktuję. Oni uważają, że jesteśmy do siebie
podobni jak dwie krople wody. Kolor włosów, kształt nosa, rysy
twarzy, ruchy... I wiesz co jest najgorsze? - rzekł, a jego oczy
spojrzały na nią z przerażeniem. -Wydaje mi się, że oni mają
rację.
Zawahała
się. Często obserwowała ich podczas lekcji, które prowadzili za
jej oknem i sama zauważyła, że są do siebie trochę podobni, ale
przecież to jest niedorzeczne. Gdyby to było dziecko Malfoya,
wiedziałaby o tym. Nie spała nigdy z nikim oprócz Rona, więc
miała pewność.
-Może
tego nie wiesz, Malfoy, ale nie jestem wiatropylna, do cholery.
Gdybyś ze mną spał, wiedziałbyś o tym, czyż nie?
Draco
prychnął, słysząc ten niedorzeczny argument.
-Czyżbyś
zapomniała, że jesteśmy CZARODZIEJAMI? Ile czasu zajmuje
zmodyfikowanie człowiekowi pamięci, co Granger? - spytał, wstając
z krzesła.
Właśnie
złamał jedyny argument, jaki miała na swoją obronę.
-Ale...
-On jest w Slytherinie, Granger. Lepiej chodźmy z tym do McGonagall, może ona będzie mogła nam pomóc.
-Wiedziałam,
że to się nie uda – rzekła smutno dyrektorka szkoły.
Zarówno
Hermiona, jak i Draco ściągnęli brwi i nerwowo spojrzeli po sobie.
-Co
się nie uda? - spytała była Gryfonka.
Opowiedziała
im całą historię.
Opowiedziała
o tym, jak w siódmej klasie, zaraz po wojnie domy Gryffindoru i
Slytherinu doszły do porozumienia. Zaczęły się wspólne rozmowy,
zabawy i żarty. Jednym z ich wspólnych dowcipów było dolanie
amortencji do ich napojów.
-Pomyśleli,
że zabawnie będzie zobaczyć ciebie, Draco, wyznającego miłość
Hermionie. Nie przewidzieli jednak, że amortencja zadziała na was
tak silnie. Cały żart zakończył się ciążą Hermiony. Z racji
tego, że wciąż nie darzyliście się zbyt ciepłymi uczuciami,
postanowiliśmy zmodyfikować wam pamięć. Pan Weasley zgodził się
adoptować wtedy jeszcze nienarodzone dziecko. Nie wiem dlaczego, ale
tylko ja zdawałam sobie wtedy sprawę z tego, że kiedyś w końcu
zrozumiecie i pojawi się problem. Wszyscy byli wtedy zaślepieni
nadzieją, że dziecko będzie bardziej podobne do matki, niż do
ojca, więc zrobiliśmy tak, jak zadecydowała większość.
To
nie mieściło się jej w głowie. Malfoy naprawdę był ojcem jej
dziecka. Nie miała pojęcia, co powinna w tej sytuacji zrobić, jak
się zachować.
Usłyszała
pukanie do drzwi.
-Proszę
– powiedziała słabym głosem.
Mężczyzna
wszedł do jej gabinetu. Wyraz jego twarzy bardzo się zmienił od
momentu, w którym dowiedział się prawdy. Od dziesięciu lat był
ojcem, ale o tym nie wiedział. Miał wspaniałego syna, którego
poznał dopiero teraz.
-To
był najgłupszy żart, jaki mogli nam wyciąć – zaczął
spokojnie. -Ale chyba powinienem im podziękować.
Hermiona
spojrzała na niego z niedowierzaniem. O czym on mówił? Stali u
wrót cholernie skomplikowanej sytuacji i nie była pewna, czy
zdołają się z tego wyplątać, a on chce im za to dziękować?
-O
czym ty, do cholery, mówisz? - spytała, ocierając łzy.
-Dzięki
nim mam najwspanialszego syna na świecie - oznajmił bez
najmniejszego zawahania. -Nawet w najśmielszych snach nie marzyłem
o tym, że będę miał takiego bystrego, zdolnego i przystojnego
syna.
Kobieta
zaśmiała się pod nosem. Ten Malfoy, którego znała, nic się nie
zmienił.
-Jak
chcesz mu powiedzieć?
Na
to pytanie nauczycielka transmutacji aż poderwała się z krzesła.
-Powiedzieć
mu? Żartujesz? Chyba nie chcesz, żeby prawda ujrzała światło
dzienne?
-Granger,
mam syna. Chciałbym, żeby wiedział, kto jest jego prawdziwym ojcem
– wytłumaczył jej z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że nie
brała tego pod uwagę?
-Nie
ma mowy, Malfoy! To, że jesteś ojcem Beniamina zostanie między
nami, rozumiesz? - powiedziała z ostrą desperacją w głosie. -Poza
tym ty w życiu nie przyznałbyś się do tego, że spałeś ze
szlamą – wyrzuciła mu z goryczą.
-Granger,
Granger... Ile to już lat od wojny, co?
-Proszę
cię, nie mów Beniaminowi. - Teraz już nie prosiła. Ona błagała.
Obawiała
się momentu, w którym jej syn dowiedziałby się, że całe życie
uważał za ojca nie tego człowieka. To mogłoby go kompletnie
złamać.
-Wydaje
mi się, że jest już trochę za późno – oznajmił wciąż
spokojnym głosem.
-Malfoy...
dlaczego? - spytała, bacznie go obserwując. Czyżby już zdążył
mu powiedzieć?
-Po
pierwsze dlatego, że jak najbardziej chcę uważać go za swojego
syna. A po drugie dlatego, że on już o tym wie – rzekł, wbijając
wzrok w otwarte drzwi, w których chwilę wcześniej pojawiła się
mała główka pokryta platynową czupryną.
Hermiona
odwróciła się nerwowo w kierunku wejścia i zobaczyła Beniamina,
który wpatrywał się w nich z szeroko otwartymi oczami.
Rzuciła
się w jego stronę, chcąc mu wszystko wytłumaczyć, jednak
chłopiec uciekł jak spłoszone zwierzątko.
-Cholera
– jęknęła cicho, osuwając się na ziemię.
Draco
podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.
-Spokojnie,
poradzi sobie z tym. W końcu jest moim synem – szepnął,
pochylając się nad nią.
Hermiona
podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy.
Otarł
łzę z jej policzka, a potem podał jej dłoń.
-Posłuchaj...
- zaczął ponownie, gdy już udało im się wstać z ziemi. -Czy nie
masz wrażenia, że McGonagall nie powiedziała nam całej prawdy? -
spytał, wbijając wzrok w swoje buty.
Milczała.
Nie miała pojęcia, o czym on mówił, ale ton jego głosu nie
brzmiał zbyt wesoło.
-Nieważne
– powiedział w końcu, gdy nie doczekał się odpowiedzi.
Wkrótce
potem wyszedł, z nadzieją, że dowie się prawdy.
„Nie
rozumiem, dlaczego mi to zrobiłeś. Dlaczego oszukiwałeś mnie i
Beniamina przez tyle czasu. Nie wiem, dlaczego tak po prostu nie
pozwoliliście mi świadomie podjąć decyzji dotyczącej mojego
dziecka.
Oczywiście,
powiedziałbyś mi, że to było dla mojego dobra. Może i tak.
Chcę,
żebyś wiedział, że nie mam do Ciebie żalu. Nie wyobrażam sobie
jednak życia z Tobą, podczas gdy ojciec mojego dziecka będzie nie
wiadomo gdzie.
Przykro
mi, Ron,
wiesz,
że Cię kocham.
Zawsze
Twoja,
Hermiona.
PS.
Beniamin już wie.”
-Miałem
cholerną rację – rzucił na wejściu.
Kobieta
spojrzała na niego ze zdziwieniem. Właśnie kończyła przywiązywać
list do nóżki swojej płomykówki, gdy on wszedł do jej gabinetu
bez pukania.
-Rację?
- spytała, ukrywając łzy, które wciąż jeszcze lśniły na jej
twarzy.
-McGonagall
nie powiedziała nam całej prawdy, ale udawałem przy Slughornie, że
już wiem o wszystkim, a on zaczął mnie przepraszać.
-Przepraszać?
-To
dziecko, to nie była wpadka, Hermiono.
Poczuła,
że zaschło jej w gardle, a ręce zaczęły jej niebezpiecznie
drżeć. Zwrócił się do niej po imieniu. Draco Malfoy użył jej
imienia podczas rozmowy w cztery oczy.
-Co
masz na myśli? - spytała, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.
-Mam
na myśli to, że od ponad dziesięciu lat masz na nazwisko Malfoy.
Obudziła
się w skrzydle szpitalnym.
Draco
siedział obok niej razem z Beniaminem i oboje przyglądali się jej
twarzy. Gdy otworzyła oczy, chłopczyk rzucił się matce na szyję.
-Mamo,
ile można spać? - zaśmiał się, gdy pocałowała go w czoło.
-Tato zaczął się już denerwować.
Tato?
O kim Beniamin mówi tato? Czyżby Ron zjawił się w Hogwarcie?
Spojrzała
na Malfoya, który uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
-Mamo,
udało mi się przetransmutować ołówek w pióro! - pisnął
zachwycony chłopczyk. -Przyniosę ci je pokazać!
Po
tych słowach zostali na chwilę sami.
Hermiona
spojrzała na mężczyznę, oczekując wyjaśnień.
-Mówiłem
ci, że on sobie z tym poradzi. To mój syn – powiedział lekkim
tonem. -A jeśli chodzi o nas...
Powiedział
jej wszystko, czego dowiedział się od Slughorna.
Byli
razem pół roku, potem potajemnie wzięli ślub, którego udzielił
im sam Albus Dumbledore. Ze względu na groźbę wojny, która
zawisła nad Hogwartem, wiedzieli o tym jedynie nieliczni, w tym
profesor McGonagall. Gdy Draco próbował chronić swoją żonę i
dziecko, stanął po stronie Śmierciożerców, by nie wzbudzać
podejrzeń. Wiedział, że jego bunt wobec woli ojca zakończyłby
się śmiercią nie tylko jego, ale także Hermiony i ich
nienarodzonego syna.
Gryfonka
zdawała sobie sprawę z tego, że jej mąż naraża swoje życie,
przez co coraz częściej popadała w stany lękowe. Było to
niebezpieczne dla dziecka, więc postanowiono zmodyfikować jej
pamięć tak, by była przekonana, że to Ron jest ojcem Beniamina.
Chłopak zgodził się na to bez wahania, ponieważ już od dawna
darzył miłością swoją przyjaciółkę.
-Nigdy
nie udzielono wam ślubu, nigdy nie nosiłaś nazwiska Weasley –
tymi słowami zakończył swoją opowieść.
Hermiona
patrzyła na niego z niedowierzaniem.
-A
więc wszystkie moje wspomnienia związane z tobą ograniczały się
tylko do...
-Wzajemnej
nienawiści – dokończył za nią. -Ale już po wszystkim, teraz
znamy już prawdę, Granger.
-Malfoy
-poprawiła go, a na jej policzkach pojawiły się delikatne
rumieńce.
-Mówiłem
wam, że oni są małżeństwem – rzekł Maurice Wood. -Ojciec mi o
tym opowiadał.
-To,
że się całują, jeszcze o niczym nie świadczy – zauważyła
stojąca obok niego Penelopa.
-Chrzanisz
– rzucili jednocześnie pozostali Gryfoni, zaglądając do sali przez szparę w drzwiach.
----
Przypominam, że wciąż można oddać głos na moje opowiadanie "Osiem minut" w konkursie literackim na stronie www.chomikuj.pl/konkurs_literacki/zgloszenia
Pozdrawiam was i raz jeszcze dziękuję za wszystkie miłe komentarze i maile, które otrzymuję! <3
Hahaha, ale fajna miniaturka!! Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie!! Szczegulnie, że jestem tu dopiero pierwszy raz..., ale na pewno będę tu częściej zaglądać, a miniaturka jest taka inna... zabawna, słodka, ciekawa, po prostu boska!! To tyle od mnie :) Obiecuję, że jak będę miała czas to na pewno zajrzę do Twojego opowiadania, a i jeszcze jedno: nie mogę doczekać się Twojej następnej miniaturki!!!! Pozdrawiam i życzę weny!!
OdpowiedzUsuńBlumelinda :)
Blumelinda
dobrze to wymyśliłaś:D Już na początku jak przeczytałam o "jasnych włosach" wiedziałam, że święci się coś poważnego:D
OdpowiedzUsuńBardzo fajna miniatura:)
Pozdrawaim:)
Genialna miniaturka. Czekam na kontynuację opowiadania.
OdpowiedzUsuńMiniaturka jest cudowna ;)
OdpowiedzUsuńten fragment podoba mi się najbardziej ;)
"Hermiona patrzyła na niego z niedowierzaniem.
-A więc wszystkie moje wspomnienia związane z tobą ograniczały się tylko do...
-Wzajemnej nienawiści – dokończył za nią. -Ale już po wszystkim, teraz znamy już prawdę, Granger.
-Malfoy -poprawiła go, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce."
Niedawno założyłam bloga na ,którym polecam opowiadania o DHL ;)
polecalnia-dhl.blogspot.com
P.S oddałam głos na Twoje opowiadanie na Chomikuj ;)
~Anka
Twój blog został nominowany do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajdziesz na http://nowa-hermiona-granger.blogspot.com/p/blog-page_5845.html
Pozdrawiam:
Lacarnum Inflamare!
świetna miniaturka!
Świetna miniaturka :) Nie mogę się już doczekać kontynuacji opowiadania.
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje.:P
Miniaturka jest świetna, nie rozumiem, jak można tak, kogoś okłamywać.
Dziękuję za coś tak wspaniałego.
Dziękuję też za wsparcie :)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Kiedy dodasz rooozdzial? ;3
OdpowiedzUsuńKoniec września/początek października :D
UsuńPowinnaś dostać solidny opiernicz...... Z tej miniaturki wyszłoby naprawdę bardzo ciekawe opowiadanie;)
OdpowiedzUsuńTo jest...fantastyczne!;) I aż żal, że takie krótkie. Powinnaś popełniać więcej TAKICH wykroczeń;P a jako, że do wspomnianego października jest jeszcze szmat czasu, to może coś Ci się twórczego urodzi;D
"-Ale już po wszystkim, teraz znamy już prawdę, Granger.
-Malfoy -poprawiła go, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce." - uwielbiam!
Ściskam mocno,
V.
Miałam zamiar wprowadzić do opowiadania krwawą walkę na śmierć i życie (Draco vs Ron) - poszukiwania uprowadzonego przez Rona Beniamina, powoli rozpalające się uczucie pomiędzy Malfoyem i Hermioną i takie tam różne, ale obawiałam się, że wyjdzie nuda jak cholera, więc wolałam stworzyć miniaturkę ;D
UsuńCo do tego fragmentu - był starannie zaplanowany i sama jestem z niego naprawdę dumna xD
Pozdrawiam,
Faceless.
W takim razie, to lenistwo kochanie;p Opowiadanie było by świetne. A tak mamy świetną aczkolwiek KRÓTKĄ miniaturkę;)
UsuńTrzeba było zapytać się o zdanie kogoś OBIEKTYWNEGO (czyt. mnie);p. Ja już bym Ci wybiła te bzdury z głowy.
Jak najbardziej powinnaś być dumna. Jak tylko sobie przypomnę ten fragment, to uśmiecham się sama do siebie;D
Pozdrawiam,
V.
Nie chciałam pytać nikogo, bo musiałabym zdradzić, o czym opowiadanie będzie, a to byłby spoiler i magia tajemnicy by przepadła! ;D
UsuńBoże, jesteś świetna! Sama miałam na początku pomysł o tym, żeby napisać kiedyś miniaturkę lub opowiadanie o tym jak Hermiona jest nauczycielką, a Draco zastępcą dyrektora, ale widzę, że mnie uprzedziłaś. Miniaturka jest boska, naprawdę. Mam nadzieję, że będą dalsze jej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maadź.
www.dramione-impossible-love.blogspot.com
Nikomu nie bronię pisania czegoś podobnego, ciekawa jestem jak Ty byś to rozegrała :D
UsuńDziękuję za miłe słowa <3
Mile mnie zaskoczyła ta miniaturka. :)
OdpowiedzUsuńŚwietna miniaturka :) czytało mi się ją naprawdę lekko i dobrze, jednak zauważyłam, że strasznie lubisz motyw ze zmianą pamięci :D w sumie nie wiem jak mam się do tego odnieść, chyba wystarczyło mi po poprzednim opowiadaniu :P w każdym razie, tekst jak zwykle perfekcyjny :)
OdpowiedzUsuńŚwietna miniaturka ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrze piszesz!!
OdpowiedzUsuń