środa, 18 września 2013

Miniaturka "Ojciec".

          Z racji tego, że do października jeszcze kawałek czasu (wiem, że niecałe dwa tygodnie, ale wmawiam sobie, że to jeszcze długo), to postanowiłam napisać miniaturkę. Historia, którą tutaj przedstawiłam, to skrócona wersja opowiadania, które miałam zamiar napisać zamiast drugiej części "Miłość kontra my". Ostatecznie stwierdziłam jednak, że nie jestem w stanie zbudować jej tak, żeby miała ona długość normalnego opowiadania, więc mamy miniaturkę. Mam nadzieję, że się spodoba (chyba nie umiem pisać takich krótkich tekstów ;D).
Do czytania polecam kawałek Passenger "Let her go", do odnalezienia w odtwarzaczu na górze ;-)

          Na peronie 9¾ panował kompletny chaos. Pierwszy września już miał to do siebie, że przyciągał w tamto miejsce tłumy uczniów spieszących do Hogwartu, by rozpocząć kolejny rok nauki. Przepychający się uczniowie, wzruszające spotkania po wakacjach, rodzice wrzeszczący za swoimi dziećmi i kilka zagubionych pociech rozglądających się dookoła z przerażeniem. Nic nadzwyczajnego.
Między tymi wszystkimi osobami, pojawiło się także małżeństwo, którego nie było na tym peronie od dziesięciu lat. Młoda brunetka, której twarz ze wszystkich stron okalały piękne, doskonale ułożone loki, kroczyła u boku wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny o płomiennorudych włosach. Trzymała za rękę drobnego chłopca, który podskakiwał wesoło, machając klatką z małą, białą sówką i obserwując przy tym stojący na torach pociąg. Uwielbiał pociągi, bo były szybkie i piękne. Odkąd zaczął mówić, nie prosił na święta o nic innego, jak tylko o różne rodzaje zabawkowych maszyn pędzących po plastikowych torach.
Mąż młodej damy pchał wózek, na którym leżały zapakowane kufry oraz klatka z dużą płomykówką. Gdy dotarli do tablicy, na której umieszczony był zegar, nadszedł czas rozstania. Najpierw chłopiec zarzucił ręce na szyję mężczyźnie, którego przytulił z całej siły. Trwali tak przez chwilę, rozpaczliwie próbując zatrzymać czas, aż w końcu oderwali się od siebie i przyszła chwila drugiego, równie wzruszającego pożegnania. Kobieta podeszła do swojego męża ze łzami w oczach i położyła mu dłonie na klatce piersiowej.
-Na pewno sobie poradzisz? - szepnęła drżącym głosem.
-Oczywiście. Pisz często - usłyszała w odpowiedzi.
Ich usta złączyły się na chwilę w czułym pocałunku, po czym jeszcze chwilę patrzyli sobie w oczy, gdy ona gładziła go po policzku.
-Kocham cię - powiedzieli do siebie jednocześnie.
Mężczyzna otarł łzę, spływającą po jej policzku i matka z synem wsiedli do pociągu Hogwart Express.
-Mamo... - szepnął chłopiec, wpatrując się w szybę.
-Tak, Beniamin?
-Kiedy znowu zobaczymy się z tatą? - spytał smutnym głosem.
-Niedługo, skarbie. Tatuś obiecał, że nas odwiedzi, jak tylko dostanie wolne w pracy - zapewniła kobieta i ucałowała synka w jasną czuprynę.

-Witam wszystkich w ten piękny, wrześniowy wieczór - oznajmiła z entuzjazmem dyrektorka szkoły, profesor McGonagall. -Zanim rozpoczniemy ceremonię przydziału, chciałabym powitać nowych nauczycieli, którzy w tym roku będą prowadzić z wami zajęcia.
Po sali przebiegł szmer podniecenia, gdyż większość osób już wiedziała co oznaczają słowa dyrektorki.
-Pragnę serdecznie powitać profesor Hermionę Weasley, która od tego roku będzie uczyła was transmutacji.
Od strony stołów poszczególnych domów wybuchły gromkie oklaski i wiwaty. Niektórzy pogwizdywali radośnie, witając piękną nauczycielkę. Gdy w końcu ucichli, dyrektorka znów przemówiła.
-W związku z tym, że Gryffindor pozostał bez opieki po odejściu profesor Falten, od dziś opiekunem domu zostaje profesor Weasley.
Gdyby nie data pierwszego września, z wrzasków, które wybuchły w Wielkiej Sali, można by wywnioskować, iż Gryffindor właśnie zdobył Puchar Domów. Tym razem nie było szansy, by uczniowie umilkli z własnej woli, więc profesor McGonagall podniosła rękę w uspokajającym geście.
-Nowym nauczycielem latania na miotle oraz opiekunem Slytherinu został profesor Dracon Malfoy.
Kolejne entuzjastyczne krzyki przemierzyły salę wzdłuż i wszerz, choć tym razem były nieco cichsze. Ci uczniowie, którzy znali historię wojny sprzed ponad dziesięciu lat i wiedzieli, że Malfoy stanął wtedy po stronie Śmierciożerców, siedzieli przy stołach, próbując otrząsnąć się z szoku. Najmniej przejmowały się tym faktem ślizgońskie dziewczęta, które widząc wstającego od stołu mężczyznę, mocniej chwytały się krzeseł, by z nich nie pospadać.
-Jest boski. Cudowny. Najprzystojniejszy – mówiły jedna przez drugą, nie dowierzając swojemu szczęściu.
Malfoy faktycznie prezentował się bardziej jak model, niż nauczyciel.
Kosmyki blond włosów niesfornie opadające na twarz, błękitne oczy rozbłyskujące milionami wesołych iskierek i nieziemski uśmiech odkrywający szereg białych zębów. Miał wszystko, czego potrzebuje wysoki, umięśniony mężczyzna do poderwania kobiety bez używania słów.
          Hermiona nie widziała go od czasu skończenia szkoły, ale miała dziwne wrażenie, że podobnie jak z wyglądu, tak i z charakteru niewiele się zmienił. Szybko jednak odtrąciła od siebie wszystkie przykre wspomnienia, które wiązały się z Malfoyem, ponieważ lada moment miała rozpocząć się ceremonia przydziału.
Stara tiara rozpoczęła nową pieśń, ułożoną specjalnie na tą okazję. Po raz kolejny opowiadała ona o czterech założycielach szkoły, stworzeniu domów i genialnych uczniach, którzy ukończyli Hogwart. Gdy skończyła, rozpoczęto przydzielanie uczniów do poszczególnych domów.
Dzieci przystępowały kolejno do wyświechtanego kapelusza, wdziewały go na głowę, by po chwili odbiec do konkretnego stołu wśród wiwatu nowych kolegów.
Hermiona z niecierpliwością wyczekiwała na kolej swojego syna.
-Weasley, Beniamin! - wyczytała profesor McGonagall, gdy przyszedł na niego czas.
Kobieta poprawiła się na stołku, by lepiej widzieć. Siedząca obok niej profesor Sprout uśmiechnęła się do niej życzliwie, próbując dodać jej otuchy.
Na całej sali zapadła cisza. Tiara rzadko kiedy zastanawiała się tak długo nad wyborem domu, co wywołało niemałe podniecenie wśród siedzących przy stołach.
-SLYTHERIN! - krzyknęła wreszcie, a przy stole Ślizgonów rozległy się gromkie brawa. Beniamin spojrzał niepewnie na matkę, która uśmiechnęła się do niego, próbując ukryć swoje zaskoczenie i chwilę później chłopczyk biegł już w kierunku stołu domu węża.
          Jak to się stało? Nie mogła uwierzyć, że jej syn został przydzielony do Slytherinu. Przecież zarówno ona, jak i Ron byli w Gryffindorze, wszyscy Weasley'owie również byli Gryfonami, a jej syn został Ślizgonem. Oczywiście, że nie miała mu tego za złe, ale to był pierwszy raz, gdy podczas pobytu w Hogwarcie zaniepokoiła się o swoje dziecko. Może nie powinna była zgadzać się na przyjęcie go do szkoły rok przed czasem? Oczywiście, uznano, że chłopiec dorósł już intelektualnie do poziomu, w którym mógł swobodnie rozpocząć naukę, ale być może... Nie, to głupie. Tak po prostu miało być, najwidoczniej spryt i przebiegłość odziedziczył po którymś z jej przodków i dlatego trafił do tego, a nie innego domu.

-Granger, nie wierzę, że będziesz uczyć ze mną w jednej szkole - powiedział i błysnął zębami. To było niepokojące.
-Nie Granger, Weasley – poprawiła go. -I dla mnie jest to tak samo niewygodne, jak dla ciebie, więc daruj sobie wszelkie głupie uwagi i po prostu traktuj mnie jak powietrze.
-W porządku. Powiedz mi tylko jedną rzecz - powiedział, patrząc jej wyzywająco w oczy. Ten uśmiech śnił jej się po nocach jeszcze długo po zakończeniu nauki w Hogwarcie. -Weasley uznał go za swojego?
-O czym ty mówisz, Malfoy? - spytała, mrużąc brwi.
-Pytam, czy Weasley zgodził się wychowywać Twojego syna, jakby był jego ojcem. - Mężczyzna wydawał się być coraz bardziej rozbawiony minął byłej Gryfonki.
-Co ty chrzanisz, to jest jego syn! - wrzasnęła z oburzeniem, odwracając się na pięcie. Nie miała zamiaru znosić jego docinek jeszcze teraz, kiedy już dawno postanowiła sobie zapomnieć o nim raz na zawsze.
-To chyba pierwszy Weasley w historii, który nie ma rudych włosów! - krzyknął za nią, rechocząc na cały korytarz.

-Proszę teraz, aby każdy z was podszedł do swojej miotły – rozkazał uczniom, stojącym na błoniach. Pogoda dopisywała, zupełnie tak jak wtedy, gdy ganiał się z Potterem podczas ich pierwszej lekcji. -Wyciągnijcie teraz ręce i powiedzcie „do mnie!” - dodał, widząc, że wszyscy uczniowie zajęli już swoje miejsca.
Miotła Beniamina zareagowała już za pierwszym razem. Zaraz po wydaniu rozkazu trzymał on swoją miotłę w dłoni, czekając na dalsze polecenia.
Zdolny jak jego matka” - pomyślał.
Gdy wszyscy zdołali przywołać do siebie miotły, przyszedł czas na naukę lotu.
-Potrzebuję jednego ochotnika, na którym będę mógł zaprezentować wzbicie się w powietrze – powiedział profesor Malfoy, przesuwając wzrokiem po przestraszonych twarzach pierwszorocznych. Tylko jedna z nich wydawała mu się całkowicie pewna i wręcz przepełniona nadzieją, że to jemu przypadnie zaszczyt prezentowania startu.
-W porządku, panie Weasley, proszę wsiąść na swoją miotłę – rzucił, nie wyzbywając się swojego nauczycielskiego tonu.
Wytłumaczył chłopcu oraz całej klasie, jak należy poprawnie odbić się od ziemi, by wystartować, a także w jaki sposób bezpiecznie wylądować z powrotem na twardym gruncie.
-Gotowy? - spytał, czując, że sam denerwuje się bardziej od swojego ucznia.
Chłopiec przytaknął skinieniem głowy.
-Ruszaj – Malfoy wydał polecenie i zacisnął pięści.
Beniamin nie miał żadnych trudności z lataniem, prawidłowo wykonał swoje zadanie, wbijając się w powietrze bez najmniejszego zawahania oraz lądując miękko na ugiętych nogach.
To nie może być syn Weasleya - pomyślał.

          Hermiona przez okno obserwowała swojego syna, który po raz pierwszy w życiu korzystał z miotły jako środka lokomocji. Świetnie mu wychodziło, miał do tego wrodzony talent. Żadnych problemów ze sterowaniem czy lądowaniem.
-Profesor Weasley, czy będziemy zamieniać kiedyś zwierzęta w przedmioty? - spytał jeden z uczniów, wyrywając ją z zamyślenia.
-Tak, ale jeszcze nie w tym roku – odpowiedziała zgodnie z prawdą, ponownie wyglądając przez okno.
Beniamin rozmawiał z Malfoyem, oboje śmiali się serdecznie, obserwując jak jeden z uczniów próbuje wystartować, ale nie może odbić się od ziemi. W końcu Draco podszedł do niego i zaczął mu coś tłumaczyć. Potem wskazał ręką w kierunku jej syna, a chwilę później ten ponownie demonstrował sposób, w jaki wzbija się w powietrze.
Łatwo było poznać, że latanie sprawia mu dużą przyjemność.
Przypomniała sobie Harry'ego i to, że dla niego latanie było tak samo potrzebne jak powietrze. Myślał, mówił i przejmował się tylko tym. Czy z Beniaminem będzie podobnie?
Nie wiedziała skąd u niego ten talent. W zasadzie Ron grał w quiddicha, ale nie był to jeden z tych zawodników, którzy przechodzą do legendy jako niezwyciężeni. Ona sama nie cierpiała latania, bała się wysokości. Może jednak umiejętności Rona spotęgowały się w tym chłopcu i dlatego tak dobrze mu idzie?

-Granger, możemy pomówić? - usłyszała za sobą głos, który od zawsze przyprawiał ją o drżenie rąk.
Odwróciła się w jego kierunku z poirytowaną twarzą.
-Weasley – poprawiła go po raz setny od rozpoczęcia roku szkolnego. -Czego chcesz?
-Na osobności – powiedział, spoglądając znacząco na uczniów kręcących się po korytarzu.
Weszli do jej gabinetu.
-No więc? - spytała głosem pełnym zniecierpliwienia.
Nie patrzył na nią. Jego wzrok był utkwiony w zdjęciu ustawionym na biurku. Chłopiec zakrywał swoją twarz małymi dłońmi, a przez drobne palce przebijał promienny uśmiech.
-Posłuchaj... - zaczął niepewnie. -Miałem dzisiaj zajęcia z drugorocznymi i... Beniamin nie ma jedenastu lat, prawda? - spytał przełykając głośno ślinę.
Hermiona ściągnęła brwi, próbując zrozumieć o co chodzi. Czyżby starsi uczniowie znęcali się nad jej synem?
-Nie, profesor McGonagall zaproponowała, żeby przyjąć go do szkoły rok wcześniej ze względu na jego wysoki poziom intelektualny. Twierdzą, że powinni zrobić to już rok temu, ale martwili się, że Beniamin może mieć problemy ze starszymi od siebie – wyjaśniła.
-Tak myślałem – powiedział i opadł na krzesło stojące obok biurka.
Ukrył twarz w dłoniach i przez chwilę trwali w milczeniu. On próbując dopasować słowo do słowa, ona oczekując na wyjaśnienia.
-Jak już mówiłem, miałem dzisiaj zajęcia z drugorocznymi – oznajmił ponownie, próbując przeciągnąć rozmowę. -I jeden z nich spytał mnie... Spytał, dlaczego mój syn nie nosi mojego nazwiska.
Hermiona spojrzała na niego ze szczerym zdziwieniem.
-Masz syna?
-Granger, ja nie mam nawet dziewczyny, do cholery. Ostatnia zostawiła mnie w sierpniu, bo nie chciałem z nią polecieć na Teneryfę.
Nie miała siły po raz kolejny poprawiać swojego nazwiska. Próbowała jednak pojąć, dlaczego Malfoy, jej odwieczny wróg, przyszedł do niej, bo dzieciaki myślą, że ma syna.
-Więc o co chodzi? - spytała wyraźnie zniecierpliwiona.
-Byłem skołowany, kiedy mnie spytali. Nic nie odpowiedziałem, zastanawiając się, czy to jakiś żart albo nieporozumienie. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, postawili swoją hipotezę. Zapytali, czy to dlatego, że go faworyzuję i nie chcę, żeby się wydało. Nadal nie wiedziałem, o czym mówią, ale mi wytłumaczyli. Chodziło o zabranie pierwszorocznego na treningi drużyny quiddicha.
Hermiona nadal nie rozumiała, co ona ma z tym wspólnego. Uniosła brwi, próbując zachęcić go do wyrzucenia z siebie tego, co naprawdę chciał powiedzieć.
-Dzisiaj po zajęciach zaprosiłem Beniamina na trening, bo świetnie lata na miotle – wyrzucił z siebie.
Nie wiedziała jak ma zareagować. Z jednej strony chciała wybuchnąć śmiechem prosto w jego twarz, bagatelizując całą sprawę. Z drugiej jednak strony bała się, że ta reakcja przywoła u opiekuna Slytherinu niechęć, jaką darzył ją za czasów szkolnych, a to z kolei mogłoby odbić się także na jego relacjach z Beniaminem.
-Malfoy, naprawdę przejmujesz się tym, że dzieciaki uważają Beniamina za twojego syna, bo go dobrze traktujesz? - spytała, ukrywając swoje rozbawienie.
-Nie chodzi o to, jak go traktuję. Oni uważają, że jesteśmy do siebie podobni jak dwie krople wody. Kolor włosów, kształt nosa, rysy twarzy, ruchy... I wiesz co jest najgorsze? - rzekł, a jego oczy spojrzały na nią z przerażeniem. -Wydaje mi się, że oni mają rację.
Zawahała się. Często obserwowała ich podczas lekcji, które prowadzili za jej oknem i sama zauważyła, że są do siebie trochę podobni, ale przecież to jest niedorzeczne. Gdyby to było dziecko Malfoya, wiedziałaby o tym. Nie spała nigdy z nikim oprócz Rona, więc miała pewność.
-Może tego nie wiesz, Malfoy, ale nie jestem wiatropylna, do cholery. Gdybyś ze mną spał, wiedziałbyś o tym, czyż nie?
Draco prychnął, słysząc ten niedorzeczny argument.
-Czyżbyś zapomniała, że jesteśmy CZARODZIEJAMI? Ile czasu zajmuje zmodyfikowanie człowiekowi pamięci, co Granger? - spytał, wstając z krzesła.
Właśnie złamał jedyny argument, jaki miała na swoją obronę.
-Ale...
-On jest w Slytherinie, Granger. Lepiej chodźmy z tym do McGonagall, może ona będzie mogła nam pomóc.

-Wiedziałam, że to się nie uda – rzekła smutno dyrektorka szkoły.
Zarówno Hermiona, jak i Draco ściągnęli brwi i nerwowo spojrzeli po sobie.
-Co się nie uda? - spytała była Gryfonka.
Opowiedziała im całą historię.
Opowiedziała o tym, jak w siódmej klasie, zaraz po wojnie domy Gryffindoru i Slytherinu doszły do porozumienia. Zaczęły się wspólne rozmowy, zabawy i żarty. Jednym z ich wspólnych dowcipów było dolanie amortencji do ich napojów.
-Pomyśleli, że zabawnie będzie zobaczyć ciebie, Draco, wyznającego miłość Hermionie. Nie przewidzieli jednak, że amortencja zadziała na was tak silnie. Cały żart zakończył się ciążą Hermiony. Z racji tego, że wciąż nie darzyliście się zbyt ciepłymi uczuciami, postanowiliśmy zmodyfikować wam pamięć. Pan Weasley zgodził się adoptować wtedy jeszcze nienarodzone dziecko. Nie wiem dlaczego, ale tylko ja zdawałam sobie wtedy sprawę z tego, że kiedyś w końcu zrozumiecie i pojawi się problem. Wszyscy byli wtedy zaślepieni nadzieją, że dziecko będzie bardziej podobne do matki, niż do ojca, więc zrobiliśmy tak, jak zadecydowała większość.

          To nie mieściło się jej w głowie. Malfoy naprawdę był ojcem jej dziecka. Nie miała pojęcia, co powinna w tej sytuacji zrobić, jak się zachować.
Usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę – powiedziała słabym głosem.
Mężczyzna wszedł do jej gabinetu. Wyraz jego twarzy bardzo się zmienił od momentu, w którym dowiedział się prawdy. Od dziesięciu lat był ojcem, ale o tym nie wiedział. Miał wspaniałego syna, którego poznał dopiero teraz.
-To był najgłupszy żart, jaki mogli nam wyciąć – zaczął spokojnie. -Ale chyba powinienem im podziękować.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. O czym on mówił? Stali u wrót cholernie skomplikowanej sytuacji i nie była pewna, czy zdołają się z tego wyplątać, a on chce im za to dziękować?
-O czym ty, do cholery, mówisz? - spytała, ocierając łzy.
-Dzięki nim mam najwspanialszego syna na świecie - oznajmił bez najmniejszego zawahania. -Nawet w najśmielszych snach nie marzyłem o tym, że będę miał takiego bystrego, zdolnego i przystojnego syna.
Kobieta zaśmiała się pod nosem. Ten Malfoy, którego znała, nic się nie zmienił.
-Jak chcesz mu powiedzieć?
Na to pytanie nauczycielka transmutacji aż poderwała się z krzesła.
-Powiedzieć mu? Żartujesz? Chyba nie chcesz, żeby prawda ujrzała światło dzienne?
-Granger, mam syna. Chciałbym, żeby wiedział, kto jest jego prawdziwym ojcem – wytłumaczył jej z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że nie brała tego pod uwagę?
-Nie ma mowy, Malfoy! To, że jesteś ojcem Beniamina zostanie między nami, rozumiesz? - powiedziała z ostrą desperacją w głosie. -Poza tym ty w życiu nie przyznałbyś się do tego, że spałeś ze szlamą – wyrzuciła mu z goryczą.
-Granger, Granger... Ile to już lat od wojny, co?
-Proszę cię, nie mów Beniaminowi. - Teraz już nie prosiła. Ona błagała.
Obawiała się momentu, w którym jej syn dowiedziałby się, że całe życie uważał za ojca nie tego człowieka. To mogłoby go kompletnie złamać.
-Wydaje mi się, że jest już trochę za późno – oznajmił wciąż spokojnym głosem.
-Malfoy... dlaczego? - spytała, bacznie go obserwując. Czyżby już zdążył mu powiedzieć?
-Po pierwsze dlatego, że jak najbardziej chcę uważać go za swojego syna. A po drugie dlatego, że on już o tym wie – rzekł, wbijając wzrok w otwarte drzwi, w których chwilę wcześniej pojawiła się mała główka pokryta platynową czupryną.
Hermiona odwróciła się nerwowo w kierunku wejścia i zobaczyła Beniamina, który wpatrywał się w nich z szeroko otwartymi oczami.
Rzuciła się w jego stronę, chcąc mu wszystko wytłumaczyć, jednak chłopiec uciekł jak spłoszone zwierzątko.
-Cholera – jęknęła cicho, osuwając się na ziemię.
          Draco podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.
-Spokojnie, poradzi sobie z tym. W końcu jest moim synem – szepnął, pochylając się nad nią.
Hermiona podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy.
Otarł łzę z jej policzka, a potem podał jej dłoń.
-Posłuchaj... - zaczął ponownie, gdy już udało im się wstać z ziemi. -Czy nie masz wrażenia, że McGonagall nie powiedziała nam całej prawdy? - spytał, wbijając wzrok w swoje buty.
Milczała. Nie miała pojęcia, o czym on mówił, ale ton jego głosu nie brzmiał zbyt wesoło.
-Nieważne – powiedział w końcu, gdy nie doczekał się odpowiedzi.
Wkrótce potem wyszedł, z nadzieją, że dowie się prawdy.

          „Nie rozumiem, dlaczego mi to zrobiłeś. Dlaczego oszukiwałeś mnie i Beniamina przez tyle czasu. Nie wiem, dlaczego tak po prostu nie pozwoliliście mi świadomie podjąć decyzji dotyczącej mojego dziecka.
Oczywiście, powiedziałbyś mi, że to było dla mojego dobra. Może i tak.
Chcę, żebyś wiedział, że nie mam do Ciebie żalu. Nie wyobrażam sobie jednak życia z Tobą, podczas gdy ojciec mojego dziecka będzie nie wiadomo gdzie.
Przykro mi, Ron,
wiesz, że Cię kocham.
Zawsze Twoja,
Hermiona.
PS. Beniamin już wie.”

-Miałem cholerną rację – rzucił na wejściu.
Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem. Właśnie kończyła przywiązywać list do nóżki swojej płomykówki, gdy on wszedł do jej gabinetu bez pukania.
-Rację? - spytała, ukrywając łzy, które wciąż jeszcze lśniły na jej twarzy.
-McGonagall nie powiedziała nam całej prawdy, ale udawałem przy Slughornie, że już wiem o wszystkim, a on zaczął mnie przepraszać.
-Przepraszać?
-To dziecko, to nie była wpadka, Hermiono.
Poczuła, że zaschło jej w gardle, a ręce zaczęły jej niebezpiecznie drżeć. Zwrócił się do niej po imieniu. Draco Malfoy użył jej imienia podczas rozmowy w cztery oczy.
-Co masz na myśli? - spytała, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.
-Mam na myśli to, że od ponad dziesięciu lat masz na nazwisko Malfoy.

          Obudziła się w skrzydle szpitalnym.
Draco siedział obok niej razem z Beniaminem i oboje przyglądali się jej twarzy. Gdy otworzyła oczy, chłopczyk rzucił się matce na szyję.
-Mamo, ile można spać? - zaśmiał się, gdy pocałowała go w czoło. -Tato zaczął się już denerwować.
Tato? O kim Beniamin mówi tato? Czyżby Ron zjawił się w Hogwarcie?
Spojrzała na Malfoya, który uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
-Mamo, udało mi się przetransmutować ołówek w pióro! - pisnął zachwycony chłopczyk. -Przyniosę ci je pokazać!
Po tych słowach zostali na chwilę sami.
Hermiona spojrzała na mężczyznę, oczekując wyjaśnień.
-Mówiłem ci, że on sobie z tym poradzi. To mój syn – powiedział lekkim tonem. -A jeśli chodzi o nas...
          Powiedział jej wszystko, czego dowiedział się od Slughorna.
Byli razem pół roku, potem potajemnie wzięli ślub, którego udzielił im sam Albus Dumbledore. Ze względu na groźbę wojny, która zawisła nad Hogwartem, wiedzieli o tym jedynie nieliczni, w tym profesor McGonagall. Gdy Draco próbował chronić swoją żonę i dziecko, stanął po stronie Śmierciożerców, by nie wzbudzać podejrzeń. Wiedział, że jego bunt wobec woli ojca zakończyłby się śmiercią nie tylko jego, ale także Hermiony i ich nienarodzonego syna.
Gryfonka zdawała sobie sprawę z tego, że jej mąż naraża swoje życie, przez co coraz częściej popadała w stany lękowe. Było to niebezpieczne dla dziecka, więc postanowiono zmodyfikować jej pamięć tak, by była przekonana, że to Ron jest ojcem Beniamina. Chłopak zgodził się na to bez wahania, ponieważ już od dawna darzył miłością swoją przyjaciółkę.
-Nigdy nie udzielono wam ślubu, nigdy nie nosiłaś nazwiska Weasley – tymi słowami zakończył swoją opowieść.
Hermiona patrzyła na niego z niedowierzaniem.
-A więc wszystkie moje wspomnienia związane z tobą ograniczały się tylko do...
-Wzajemnej nienawiści – dokończył za nią. -Ale już po wszystkim, teraz znamy już prawdę, Granger.
-Malfoy -poprawiła go, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.

-Mówiłem wam, że oni są małżeństwem – rzekł Maurice Wood. -Ojciec mi o tym opowiadał.
-To, że się całują, jeszcze o niczym nie świadczy – zauważyła stojąca obok niego Penelopa.

-Chrzanisz – rzucili jednocześnie pozostali Gryfoni, zaglądając do sali przez szparę w drzwiach. 

----
Przypominam, że wciąż można oddać głos na moje opowiadanie "Osiem minut" w konkursie literackim na stronie www.chomikuj.pl/konkurs_literacki/zgloszenia  
Pozdrawiam was i raz jeszcze dziękuję za wszystkie miłe komentarze i maile, które otrzymuję! <3

19 komentarzy:

  1. Hahaha, ale fajna miniaturka!! Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie!! Szczegulnie, że jestem tu dopiero pierwszy raz..., ale na pewno będę tu częściej zaglądać, a miniaturka jest taka inna... zabawna, słodka, ciekawa, po prostu boska!! To tyle od mnie :) Obiecuję, że jak będę miała czas to na pewno zajrzę do Twojego opowiadania, a i jeszcze jedno: nie mogę doczekać się Twojej następnej miniaturki!!!! Pozdrawiam i życzę weny!!


    Blumelinda :)

    Blumelinda

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze to wymyśliłaś:D Już na początku jak przeczytałam o "jasnych włosach" wiedziałam, że święci się coś poważnego:D
    Bardzo fajna miniatura:)

    Pozdrawaim:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialna miniaturka. Czekam na kontynuację opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miniaturka jest cudowna ;)
    ten fragment podoba mi się najbardziej ;)
    "Hermiona patrzyła na niego z niedowierzaniem.
    -A więc wszystkie moje wspomnienia związane z tobą ograniczały się tylko do...
    -Wzajemnej nienawiści – dokończył za nią. -Ale już po wszystkim, teraz znamy już prawdę, Granger.
    -Malfoy -poprawiła go, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce."

    Niedawno założyłam bloga na ,którym polecam opowiadania o DHL ;)
    polecalnia-dhl.blogspot.com

    P.S oddałam głos na Twoje opowiadanie na Chomikuj ;)
    ~Anka

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój blog został nominowany do Liebster Award!
    Więcej informacji znajdziesz na http://nowa-hermiona-granger.blogspot.com/p/blog-page_5845.html

    Pozdrawiam:
    Lacarnum Inflamare!

    świetna miniaturka!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna miniaturka :) Nie mogę się już doczekać kontynuacji opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej.
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuje.:P
    Miniaturka jest świetna, nie rozumiem, jak można tak, kogoś okłamywać.
    Dziękuję za coś tak wspaniałego.
    Dziękuję też za wsparcie :)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy dodasz rooozdzial? ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Powinnaś dostać solidny opiernicz...... Z tej miniaturki wyszłoby naprawdę bardzo ciekawe opowiadanie;)
    To jest...fantastyczne!;) I aż żal, że takie krótkie. Powinnaś popełniać więcej TAKICH wykroczeń;P a jako, że do wspomnianego października jest jeszcze szmat czasu, to może coś Ci się twórczego urodzi;D
    "-Ale już po wszystkim, teraz znamy już prawdę, Granger.
    -Malfoy -poprawiła go, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce." - uwielbiam!
    Ściskam mocno,
    V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam zamiar wprowadzić do opowiadania krwawą walkę na śmierć i życie (Draco vs Ron) - poszukiwania uprowadzonego przez Rona Beniamina, powoli rozpalające się uczucie pomiędzy Malfoyem i Hermioną i takie tam różne, ale obawiałam się, że wyjdzie nuda jak cholera, więc wolałam stworzyć miniaturkę ;D
      Co do tego fragmentu - był starannie zaplanowany i sama jestem z niego naprawdę dumna xD
      Pozdrawiam,
      Faceless.

      Usuń
    2. W takim razie, to lenistwo kochanie;p Opowiadanie było by świetne. A tak mamy świetną aczkolwiek KRÓTKĄ miniaturkę;)
      Trzeba było zapytać się o zdanie kogoś OBIEKTYWNEGO (czyt. mnie);p. Ja już bym Ci wybiła te bzdury z głowy.
      Jak najbardziej powinnaś być dumna. Jak tylko sobie przypomnę ten fragment, to uśmiecham się sama do siebie;D
      Pozdrawiam,
      V.

      Usuń
    3. Nie chciałam pytać nikogo, bo musiałabym zdradzić, o czym opowiadanie będzie, a to byłby spoiler i magia tajemnicy by przepadła! ;D

      Usuń
  10. Boże, jesteś świetna! Sama miałam na początku pomysł o tym, żeby napisać kiedyś miniaturkę lub opowiadanie o tym jak Hermiona jest nauczycielką, a Draco zastępcą dyrektora, ale widzę, że mnie uprzedziłaś. Miniaturka jest boska, naprawdę. Mam nadzieję, że będą dalsze jej części.
    Pozdrawiam, Maadź.
    www.dramione-impossible-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikomu nie bronię pisania czegoś podobnego, ciekawa jestem jak Ty byś to rozegrała :D
      Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  11. Mile mnie zaskoczyła ta miniaturka. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetna miniaturka :) czytało mi się ją naprawdę lekko i dobrze, jednak zauważyłam, że strasznie lubisz motyw ze zmianą pamięci :D w sumie nie wiem jak mam się do tego odnieść, chyba wystarczyło mi po poprzednim opowiadaniu :P w każdym razie, tekst jak zwykle perfekcyjny :)

    OdpowiedzUsuń