Siedzieli
bezczynnie, oczekując na pomoc ze strony przyjaciół Hermiony.
Draco od czasu do czasu spoglądał na nią z nadzieją, że w końcu
usłyszy z jej ust jakieś słowo, ale na próżno. Dziewczyna
zawzięcie obserwowała ledwo dostrzegalną ścianę naprzeciwko
siebie i zachowywała się zupełnie tak, jakby spała z zamkniętymi
oczami. Nagle dało się słyszeć skrzypnięcie drzwi piętro wyżej,
a potem kroki po schodach. Oboje pomyśleli najpierw o Harrym, ale
nie było mowy, żeby udało im się tak szybko załatwić tego
drania. A jeśli to nie Harry...
-Cześć
dzieciaki - usłyszeli prawie wesoły głos, gdy drzwi otworzyły się
z łoskotem.
Hermiona
uniosła brwi na to powitanie, jak znudzone dziecko oglądające
występ klauna. Nie miała pojęcia dlaczego, ale było jej zupełnie
wszystko jedno, czy facet zabierze ją z tej piwnicy i wywiezie do
innego kraju, czy każe jej zostać tu już na zawsze. Od kiedy
została brutalnie wybudzona z baśniowego snu z Draconem w roli
głównej, wszystko wydało jej się kompletnie bezsensowne. Chłopak,
którego kochała, okazał się draniem, piękny sen zamienił się w
koszmar. A teraz siedziała zamknięta razem z nim w domu jakiegoś
psychopaty i zupełnie nie wiedziała, jak ma się zachować.
Nie
mu ufać, postanowiła sobie, że bez względu na wszystko nie zaufa
mu już nigdy. W jaki sposób wymyślał tak wiarygodne historyjki? A
może nie były wiarygodne, ale koniecznie chciała, by takimi były?
Niech cholera weźmie Malfoya i jego gierki.
-Cóż,
sądząc po waszych minach, chyba się nie pogodziliście -
powiedział lekkim tonem pan Napij-Się-Ze-Mną-Herbaty. -Chłopcze,
chodź ze mną na chwilę.
Ton
jego głosu, choć wciąż lekki i przesłodzony, sugerował, że
wszelki sprzeciw mógłby prowadzić do śmierci któregoś z nich,
więc Draco posłusznie wstał i ruszył w kierunku schodów.
Hermiona nawet nie spojrzała w jego kierunku.
Weszli
do pomieszczenia z kominkiem. Mężczyzna zachęcająco wskazał
Ślizgonowi fotel. Dwie filiżanki parującej herbaty stały na małym
stoliku, ale Draco ani myślał tknąć swojej. Dostał już nauczkę
i wolał nie wiedzieć, czego tym razem dolano do jego napoju.
-A
więc panie Malfoy, chciałbym...
-Skąd
wiesz jak się nazywam? - przerwał mu chłopak, czując, że serce
zaczyna mu bić szybciej.
-Chciałbym
z panem porozmawiać na temat zaistniałej sytuacji - kontynuował
ten drugi, jakby pytanie w ogóle nie padło. -Podejrzewam, że wie
pan, czym zajmuję się na co dzień.
Draco
kiwnął głową w milczeniu, starając się przy tym pozbierać
myśli i opanować nerwy.
-Tak,
ale proszę się nie obawiać, to pana nie dotyczy - rzekł
uspokajającym tonem szmugler.
Chłopak
spojrzał na niego, unosząc wysoko jedną brew.
-Chodzi
o to – tłumaczył mężczyzna spokojnym tonem -że pański ojciec
zapłacił mi za znalezienie pana i odesłanie pana do szkoły.
Rozumie pan?
Od
słowa „pan” zaczynało mu się kręcić powoli w głowie. Zaraz,
czy on powiedział, że ojciec...
-Jak
to mój ojciec ci zapłacił?! Za uwięzienie mnie w piwnicy?! -
wrzasnął Draco,
podrywając się z fotela .
-Oh,
przepraszam za to – rzucił niedbale i machnął w powietrzu ręką,
jakby odganiał muchę. -Chciałem dać panu trochę czasu na
pożegnanie się z panną Granger.
Nagle
Malfoy poczuł, że chłodny dreszcz przebiega po jego plecach. O
jakim pożegnaniu ten palant mówił? On się przecież nigdzie bez
niej nie ruszy. Milczał, czekając na wyjaśnienia.
-Dobrze
– zaczął szmugler, odstawiając swoją filiżankę. -To może ja
wytłumaczę, jak przedstawia się sytuacja. Pański ojciec zapłacił
mi za odnalezienie pana i odprowadzenie pana bezpiecznie do zamku
Hogwart, a ponieważ słyszał, iż poszedł pan szukać swojej
ukochanej, siedzącej w piwnicy panny Granger, poprosił mnie, abym
dopilnował, by pan i panna Granger nigdy więcej, no cóż...
Serce
waliło mu jak młotem. Nic nie rozumiał z tej mieszaniny
niepoukładanych słów. Miał komplety mętlik w głowie, ale pojął
jedno. Jego ojciec dowiedział się o wszystkim, a to, mogło
oznaczać tylko tyle, że Hermiona jest w niebezpieczeństwie.
-Chodzi
o to, żebyście już nigdy więcej się nie spotkali - powiedział
tak, jakby było to dla niego naprawdę bolesne. -Ale proszę się
nie obawiać – dodał uspokajającym tonem -zadbamy o to, aby pan
nie cierpiał. Jest takie piękne zaklęcie, nazywa się Obliviate,
kojarzy pan?
Draconowi
włosy zjeżyły się na głowie. Te słowa pojął w ułamku
sekundy. Chcą zmodyfikować mu pamięć tak, by o niej zapomniał, a
ją samą wywieźć za granicę i...
-Ale
po co to wszystko? - spytał naiwnie.
Mężczyzna
uśmiechnął się pod nosem.
-Pan
Lucjusz Malfoy, sam pan wie, lubi zadawać cierpienie swoim wrogom -
mówił dalej tak, jakby opowiadał dziecku bajkę. -I uważa, że
największym cierpieniem dla panny Granger będzie świadomość
tego, że pan o niej zapomniał.
Tego
było za wiele. Draco chciał poderwać się z fotela i udusić
faceta gołymi rękami, ale wpadł mu do głowy lepszy pomysł.
-Problem
w tym, że Hermiona mnie nienawidzi - oznajmił głosem pozbawionym
emocji. -Uciekła z Hogwartu, żeby nigdy więcej nie oglądać mojej
twarzy. Rozstaliśmy się dosłownie kilka dni temu.
Pan
Napij-Się-Ze-Mną-Herbaty uśmiechnął się pod nosem.
-Cóż,
skoro pan tak uważa - powiedział spokojnie. -Gdyby to była prawda,
to większą karą byłoby zmuszenie jej do codziennego widywania
pana, czyż nie?
-Owszem
- potwierdził chłopak, z nadzieją, że uda mu się uratować
Hermionę bez akcji dywersyjnej.
-Niemniej
jednak wolę to sprawdzić. Proszę tu na mnie poczekać.
Chwilę
później szmugler zniknął za drzwiami prowadzącymi do piwnicy, a
Malfoy modlił się, żeby Hermiona powiedziała mu o tym, co
wydarzyło się ostatnio.
Na
dworze powoli ciemniało, a Harry i Ron zbliżali się ku małej
drewnianej chacie. Dostrzegli blask płomieni odbijający się w
jednej z szyb, co uznali za dobry znak. Gospodarz musiał być w
środku. Dopracowywali ostatnie szczegóły planu, zastanawiając się
nad ucieczką w razie niepowodzenia akcji.
-Musimy
się rozdzielić, tak będzie bezpieczniej - szepnął Harry. -Jeśli
będziemy zmuszeni do odwrotu, w co nie wątpię, ty biegnij w stronę
Trzech Mioteł i ukryj się na zapleczu, ja sobie poradzę.
-Co
znaczy „poradzę sobie”? Pobiegniesz gdzie pieprz rośnie, mając
nadzieję, że przeżyjesz? - spytał Ron z kwaśną miną. Wiedział,
że Harry właśnie taki był. Od czasu wojny zupełnie nie liczył
się ze swoim życiem, traktował je jako szansę na ratowanie innych
i nie zawahałby się przed takim poświęceniem. -Jeśli trzeba
będzie wiać, biegnij w tym samym kierunku co ja. Rozdzielimy się
dopiero wtedy, gdy obaj będziemy mieli takie same szanse na
ucieczkę. Jasne?
Harry
niepewnie pokiwał głową.
Stali
tuż przed chatą, w której nieznajomy przetrzymywał Hermionę i
Malfoya.
-Idź
do tylnego wyjścia - polecił Harry, a gdy rudzielec posłuchał,
sam zrobił krok w stronę drzwi frontowych.
I
wtedy nagle usłyszał za sobą znajomy głos.
-Szukasz
tutaj czegoś? - spytał Lucjusz Malfoy opanowanym głosem pełnym
nienawiści.
-Co
ty tu robisz, Malfoy? - Harry ściągnął brwi i wyciągnął
różdżkę, gotowy do pojedynku, jednak blondyn jedynie zaśmiał
się szyderczo.
-Chyba
nie myślisz, że będę z tobą walczył, Potter. Przyszedłem po
syna.
Jak
głupio Harry wyglądał z otwartymi ustami, mrugając zacięcie i
próbując pojąć sens słów tego byłego śmierciożercy, to wie
tylko sam Lucjusz oraz Ron, który stał w cieniu chaty i przyglądał
się tej scenie z niemałym przerażeniem.
-Odsuń
się - warknął Malfoy.
-Ani
mi się śni - odpowiedział Harry, mrużąc oczy. -Wiem, co chcesz
zrobić, morderco - ostatnie słowo chłopak niemalże wysyczał
przez zaciśnięte zęby.
-Expelliarmus!
- wrzasnął Ron, wykorzystując fakt, że pozostał do tej pory
niezauważony. Różdżka Malfoya natychmiast wypadła z ręki
swojego właściciela, a on sam wylądował w zaspie śniegu.
-Gadaj,
co wiesz - rozkazał Potter, przykładając mu różdżkę do gardła,
gdy Ron stał już na tyle blisko, że uniemożliwiał leżącemu
ucieczkę.
-Panno
Granger, mam do pani jedno pytanie – rzekł szmugler tonem
urzędnika.
Hermiona
podniosła oczy na człowieka, który właśnie wszedł do piwnicy.
Przymrużyła powieki, obiecując sobie, że nic mu nie powie.
Mężczyzna
przykucnął tuż obok niej i zakręcił sobie jeden z jej loków
wokół środkowego palca, oczekując jakiejś reakcji. Jej wzrok
powrócił na przeciwległą ścianę i tam się zatrzymał. Twarz
miała jakby wykutą z kamienia, starała się bowiem nie pokazywać
swojego przerażenia i emanować siłą, która w rzeczywistości
ulotniła się z niej już kilka dni temu.
-Czy
kochasz Dracona, Hermiono? - spytał szeptem.
Milczała,
zaciskając zęby. Dlaczego o to pytał? I skąd wiedział, jak oni
się nazywają? Czyżby Malfoy wszystko mu powiedział?
Szmugler
powtórzył pytanie, ciągnąc lekko za kosmyk włosów, którym
bawił się już dłuższą chwilę. Zauważyła, że ton jego głosu
ponownie zawierał coś jakby niewypowiedzianą groźbę.
-Dlaczego
mnie o to pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jej głos
drżał jak mocno szarpnięta struna. Niech to szlag.
-Cóż,
załóżmy, że mógłbym uratować jedno z was – odpowiedział z
lekkim uśmiechem. - Czy pozwoliłabyś na to, żeby Draco zginął,
ratując twoje życie?
Zastanowiła
się chwilę nad sposobem, w jaki mężczyzna zaintonował pytanie. W
mugolskich filmach tak postawiona hipoteza zawsze oznaczała, że
wszystko zależy od odpowiedzi pytanego bohatera.
Nie
chciała nic mówić, obiecała sobie, że nie odpowie, ale teraz to
już nie miało znaczenia. Milczenie oznaczało w tej chwili tyle
samo, co odpowiedź przecząca.
-Uratuj
go. Jeśli masz zabrać tylko jedno z nas, weź mnie – powiedziała
stanowczo.
Dostrzegła
uśmiech satysfakcji na jego twarzy.
-W
porządku, skoro tego właśnie chcesz, zgoda – oznajmił bez
zbędnych dyskusji. - Ale nie mów mu o tym, że się dla niego
poświęcasz, wiesz, że on nie pozwoliłby na to – dodał po
chwili, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
-W
porządku, możemy iść do Hogwartu – usłyszał Draco za swoimi
plecami.
-Co?
- spytał, wpatrując się tępym wzrokiem w kierunku szmuglera.
-Panna
Granger stwierdziła, że pana kocha, więc plan pana ojca pozostaje
aktualny.
Cholera,
nie udało się.
-Czy
mógłbym się z nią pożegnać? - spytał, nie dając za wygraną.
-Naturalnie
- odrzekł uprzejmie mężczyzna i otworzył drzwi do piwnicy. -
Macie minutę.
Chwilę
później na zewnątrz rozległy się głośne wrzaski, a za oknem
widać było tryskające w różnych kierunkach smugi kolorowego
światła.
Szmugler
z lekkim zawahaniem opuścił wartę pod drzwiami i wybiegł na
zewnątrz, klnąc pod nosem. Przed swoją chatą dostrzegł dwóch
mężczyzn prowadzących pojedynek, oraz jednego leżącego w zaspie
śniegu.
-Panie
Malfoy! - krzyknął, odwracając tym samym uwagę walczących.
Harry
jednak natychmiast wrócił do pojedynku i wykorzystał chwilę
nieuwagi przeciwnika.
-Drętwota!
Teraz
został sam na sam z nowo przybyłym mężczyzną, który przez
chwilę patrzył na niego w osłupieniu, po czym ostrożnie wyciągnął
z kieszeni różdżkę.
Cały
plan posypał się w jednej chwili, Harry nie mógł zagadać
szmuglera, udając, że zbiera wspomnienia mieszkańców Hogmeade z
wojny, ponieważ ten zdawał się pojmować już cel ich wizyty. Ron
nie mógł wejść do mieszkania tylnymi drzwiami i unieszkodliwić
go zaklęciem rzuconym w plecy (tak, to nie po rycersku, ale kogo to
interesuje, gdy w grę wchodzi życie Hermiony?), ponieważ tak się
złożyło, że leżał on sztywny w śniegu.
Jedynym
wyjściem było stoczenie kolejnego pojedynku.
-Chłopcze,
nie wiem kim jesteś, ani co tu robisz, ale proszę wejdź do środka.
Harry
oniemiał. Facet ma przed domem dwóch unieruchomionych czarodziejów
i zaprasza go do swojego domu?
-No
chodź, porozmawiamy przy herbacie, wytłumaczysz mi, co tu się
wydarzyło.
Herbata.
Harry omal się nie roześmiał, słysząc zaproszenie do rozmowy.
Hermiona opowiedziała mu o sposobie, w jaki ona i Malfoy znaleźli
się w tej piwnicy.
-Expelliarmus!
- krzyknął, jednak szmugler zręcznie odbił zaklęcie jednym
ruchem różdżki.
Nie
zaatakował, choć zrobił krok do przodu, po czym stanął i zaczął
przyglądać się twarzy chłopca, który gotów był po raz kolejny
tego dnia walczyć z potężniejszym od siebie czarnoksiężnikiem.
-Zaraz,
zaraz... Ja pana skądś kojarzę... Czy to nie pan... Harry Potter?
- zapytał, a jego twarz wykrzywiła się w przerażającym grymasie.
- Pogromca Czarnego Pana, prawda?
Harry
lekko skinął głową, nie wiedząc, czego może spodziewać się po
tak niezrównoważonym człowieku jak ten, który stoi przed nim.
Stali
przez chwilę w milczeniu, patrząc sobie prosto w oczy.
-Avada
Kedavra! - szmugler wrzasnął nagle tak głośno, że istniało
prawdopodobieństwo, iż nawet w Hogwarcie usłyszeli echo
wypowiedzianego zaklęcia. Z jego różdżki trysnął gruby snop
zielonego światła. Harry uskoczył w bok, ledwo unikając
śmiertelnego ciosu. Pięknie, a więc tym razem sam wszedł w
objęcia swojego największego wroga. Wiedział już, czego może
spodziewać się po tym człowieku.
-Expelliarmus!
- krzyknął ponownie, ale i ten atak czarnoksiężnik odparł bez
problemu, po czym zaczął cicho szeptać coś, co brzmiało jak
zlepek łacińskich słów. Nagle ze wszystkich stron zaczęły
napływać do jego różdżki drobne błyski światła przyciągane
przez nią jak magnes. Utworzyły one jakby świetlistą obręcz,
którą mężczyzna uniósł i wyrzucił w górę. Błyszczące
drobinki rozprysnęły się na milion kawałków i z zawrotną
prędkością skierowały się w stronę wskazywaną przez różdżkę
czarnoksiężnika. W kierunku Harry'ego.
Tak
szybkiego ciosu nie udało mu się uniknąć. Błyski światła wbiły
się w jego ciało niczym cieniutkie igły, które niemalże przebiły
go na wylot, zadając ból przekraczający skalę wytrzymałości.
Chłopak ryknął na całe gardło, momentalnie pociemniało mu w
oczach i upadł na kolana. Nie miał pojęcia, co to było za
zaklęcie, a jednak zadawało o wiele więcej cierpienia niż
Cruciatus.
Opuścił
głowę, próbując zebrać w sobie choć trochę energii, wtedy
właśnie dostrzegł, że ziemia pod nim jest cała zakrwawiona. Krew
ściekała z jego szyi oraz dłoni, zaznaczając na śniegu nowe
czerwone ślady.
-Rictusempra
– wysyczał ostatkiem sił, opadając całym ciałem na śnieg, ale
i to posunięcie nie sprawiło jego przeciwnikowi żadnego problemu.
Mężczyzna podszedł do niego ze złośliwym uśmiechem
wykrzywiającym jego młodą twarz.
-Zrujnowałeś
moje życie, uśmierciłeś troje mojego rodzeństwa, pozbawiłeś
mnie majątku i żony, chłopcze. Czy myślisz, że byłbym w stanie
wypuścić cię teraz wolno? Pozwolę ci jednak pocierpieć jeszcze
przez chwilę, napawając się twoim wrzaskiem. To prawdziwa muzyka
dla moich uszu - rzekł z szaleńczą satysfakcją grającą w jego
głosie.
Harry
spod na wpół zamkniętych powiek obserwował twarz tego człowieka,
który emanował nienawiścią na wszystkie strony. Miał ochotę
poprosić go o zakończenie tego cyrku, o odebranie mu życia, ale
nie pozwalała mu na to duma, więc tylko jęczał i dyszał głośno,
próbując złapać oddech.
-Avada
Kedavra! - usłyszał w końcu i dostrzegł zielony błysk
światła przebijający przez łzy, które zebrały się pod jego
powiekami.
„Koniec,
nareszcie koniec” - pomyślał i stracił przytomność.
-Czy
ty... zabiłeś go? - spytała szeptem Hermiona, tak cicho, jakby
sama bała się własnych słów.
-Na
to wygląda - odpowiedział głosem zupełnie pozbawionym emocji.
Dlaczego
rzucił w niego właśnie Avadą? Czemu nie wykorzystał czarów
obezwładniających?
Bał
się.
Widział
jak ten facet odbija wszelkie zaklęcia rzucane przez Harry'ego, z
jaką łatwością przychodzi mu obrona i jak bezwzględnie próbuje
on zamordować swojego przeciwnika. Jeśli zaklęcie obezwładniające
nie podziałałoby w należyty sposób, mógłby zginąć nie tylko
on, ale co gorsze Hermiona. Nie chciał ryzykować, choć wiedział,
co grozi czarodziejom za użycie jednego z zaklęć niewybaczalnych w
stosunku do ludzi. Wiedział, że prawdopodobnie czeka go dożywocie
w Azkabanie, a jednak nie żałował swojej decyzji. Hermiona była
bezpieczna i to było najważniejsze.
Dopiero
potem dostrzegł swojego ojca leżącego nieopodal, a następnie
rudzielca ukrytego w zaspie śniegu.
-Co
tu się wydarzyło? - powiedział bardziej do siebie, niż do
Hermiony.
-Draco...
co tu robi twój ojciec?
-To
z jego polecenia uwięziono nas w tej piwnicy – odrzekł obojętnym
tonem, nie patrząc w jej kierunku.
-Rennervate
- powiedziała Gryfonka, a z jej różdżki błysnęło czerwone
światło.
Ron
podniósł się z ziemi i zaczął rozglądać się wokoło
nieprzytomnym wzrokiem.
-Co
zrobiłeś Harry'emu? - krzyknął i rzucił się z pięściami w
kierunku Dracona.
-Uratowałem
mu życie, Weasley - odpowiedział spokojnie blondyn, po czym
odwrócił się i uniósł rękę nad nieprzytomnym Potterem.
Wyszeptał
kilka łacińskich słów, po czym drobne igiełki światła zaczęły
wychodzić z ciała Harry'ego i zbierać się na różdżce Malfoya.
-Stworzyli
to zaklęcie w czasie wojny. Jak się dobrze wyceluje, uśmierca
człowieka w ciągu dwudziestu minut. Umiera się w okropnych
męczarniach, to o wiele gorsze od Avady. No i można zaatakować
kilka osób jednocześnie. Potter miał szczęście, żaden fragment
nie trafił w serce - mówił spokojnie, obserwując leżącego
Gryfona. - Lepiej będzie, jeśli zaraz znajdzie się w skrzydle
szpitalnym - dodał.
Hermiona
podeszła do Harry'ego i ujęła jego dłoń. Draco zrobił to samo z
drugiej strony.
-Idziesz?
- spytali Rona jednocześnie.
-A
on? - Rudzielec wskazał ręką na nieprzytomnego Malfoya.
-Da
sobie radę - odpowiedział kwaśno Ślizgon.
Chwilę
później wiedli już nieprzytomnego chłopaka ku wrotom zamku. Było
około ósmej wieczorem, kiedy układali go na łóżku w skrzydle
szpitalnym.
Wieść
o powrocie Hermiony i Dracona poruszyła całą szkołą, jednak
uczniowie odłożyli tę sprawę za bok zaraz po tym, jak dowiedzieli
się, że życie Harry'ego Pottera wisi na włosku.
Pod
drzwiami skrzydła szpitalnego stłoczyli się uczniowie różnych
domów. Młodsi stali z tyłu, nie mając tyle siły, by przepchać
się pomiędzy starszymi rocznikami, starsi co chwilę zaglądali do
sali, w której leżał nieprzytomny Gryfon, bądź próbowali
wydobyć jakieś informacje z równie zdezorientowanych nauczycieli.
Trójka świadków całego zdarzenia trafiła tymczasem do gabinetu
dyrektora, by wyjaśnić całe zajście. Przyszedł czas na
wyjawienie prawdy.
-----
Tak, trochę mi to zajęło, ale jest kolejna część ^^
Jeszcze tylko dwie i kończymy :)
Tak, trochę mi to zajęło, ale jest kolejna część ^^
Jeszcze tylko dwie i kończymy :)
Rozdział jak zwykle cudowny..:p
OdpowiedzUsuńW tym momencie zaczynam żałować, że u mnie w opowiadaniu nie ma Lucjusza Malfoya. Już ja bym go ładnie urządziła.
Jestem ciekawa jak zakończysz całą opowieść, choć szkoda, że to już koniec.:(
Zamierzasz potem napisać coś nowego?
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
Owszem, mam już prolog nowego opowiadania (napisałam go, żeby odpocząć od tej historii), ale nie jestem jeszcze przekonana, czy go zostawię. Tak czy siak, nowe opowiadanie rozpocznę jak tylko przeczytam to aktualne raz jeszcze i poprawię wszystkie błędy stylistyczne i interpunkcyjne :)
UsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam 11 i 12 rozdziału, ale byłam na wyjeździe i nie miałam laptopa :( Wszystko już nadrobiłam i świetnie mi się czytało 3 ostatnie rozdziały. Trochę szkoda, że to już koniec. Mam nadzieję, że będzie jeszcze pisać po zakończeniu tej historii, więc przyłączam się do pytania, czy zamierzasz potem pisać jakieś nowe opowiadanie? Jestem ciekawa, co wydarzy się w kolejny rozdziale. Mam nadzieję, że niedługo będzie :) Teraz będę się podpisywać Coffie, zamiast agullek96.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Coffie
http://zemstaidealna.blogspot.com/
Widziałam na Twoim blogu, że wyjechałaś, także nie byłam tym zaskoczona, natomiast ciągle czekam na rozdział Twojego opowiadania!
UsuńOwszem, mam zamiar napisać coś nowego, chociaż wciąż jeszcze zastanawiam się, czy nie stworzyć drugiej części, tj. kontynuacji, ponieważ cała historia zakończy się w dość... nietypowy sposób. Powiedzmy, że pozostawiam wyobraźni czytelnika duże pole do popisu ;)
Nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział, ponieważ muszę włożyć w niego wszystkie swoje siły, żeby wycisnąć z was łzy :D
Pozdrawiam ^^
Tylko dwie?:(
OdpowiedzUsuńŻałuję, że tak szybko się to skończy ale szanuję Twoją decyzję.
Rozdział z fajerwerkami i zawrotną akcją- super!
Czułam, że Lucek maczał w tym swoje paluchy;/
Mam nadzieję, ze nie wsadzisz Dracona do Azkabanu. To byłaby tragedia.
Czekam na nowy rozdział i na wyjawienie całej prawy;)
Pozdrawiam ciepło,
Villemo.
Wiadomo, że co złego to Lucjusz/Ron :P
UsuńNie ma co płakać, historia ma ponad siedemdziesiąt stron (a przecież jeszcze się nie skończyła), a ja nie lubię przeciągać opowiadań w nieskończoność i wymyślać takich 'przygód' Dracona i Hermiony, wolę przedstawić problem, pogłębić go i sprawić, żeby się rozwiązał :D
No i przede wszystkim czeka nas kolejne opowiadanie, jak tylko ogarnę pomysł :D
Genialne :-) Trochę mi smutno , że opowiadanie się kończy i mam nadzieję , że zaczniesz nowe :-)
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com