poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział XIII Przyszedł czas na wyjawienie prawdy.

           Siedzieli bezczynnie, oczekując na pomoc ze strony przyjaciół Hermiony. Draco od czasu do czasu spoglądał na nią z nadzieją, że w końcu usłyszy z jej ust jakieś słowo, ale na próżno. Dziewczyna zawzięcie obserwowała ledwo dostrzegalną ścianę naprzeciwko siebie i zachowywała się zupełnie tak, jakby spała z zamkniętymi oczami. Nagle dało się słyszeć skrzypnięcie drzwi piętro wyżej, a potem kroki po schodach. Oboje pomyśleli najpierw o Harrym, ale nie było mowy, żeby udało im się tak szybko załatwić tego drania. A jeśli to nie Harry...
-Cześć dzieciaki - usłyszeli prawie wesoły głos, gdy drzwi otworzyły się z łoskotem.
Hermiona uniosła brwi na to powitanie, jak znudzone dziecko oglądające występ klauna. Nie miała pojęcia dlaczego, ale było jej zupełnie wszystko jedno, czy facet zabierze ją z tej piwnicy i wywiezie do innego kraju, czy każe jej zostać tu już na zawsze. Od kiedy została brutalnie wybudzona z baśniowego snu z Draconem w roli głównej, wszystko wydało jej się kompletnie bezsensowne. Chłopak, którego kochała, okazał się draniem, piękny sen zamienił się w koszmar. A teraz siedziała zamknięta razem z nim w domu jakiegoś psychopaty i zupełnie nie wiedziała, jak ma się zachować.
Nie mu ufać, postanowiła sobie, że bez względu na wszystko nie zaufa mu już nigdy. W jaki sposób wymyślał tak wiarygodne historyjki? A może nie były wiarygodne, ale koniecznie chciała, by takimi były? Niech cholera weźmie Malfoya i jego gierki.
-Cóż, sądząc po waszych minach, chyba się nie pogodziliście - powiedział lekkim tonem pan Napij-Się-Ze-Mną-Herbaty. -Chłopcze, chodź ze mną na chwilę.
Ton jego głosu, choć wciąż lekki i przesłodzony, sugerował, że wszelki sprzeciw mógłby prowadzić do śmierci któregoś z nich, więc Draco posłusznie wstał i ruszył w kierunku schodów. Hermiona nawet nie spojrzała w jego kierunku.
Weszli do pomieszczenia z kominkiem. Mężczyzna zachęcająco wskazał Ślizgonowi fotel. Dwie filiżanki parującej herbaty stały na małym stoliku, ale Draco ani myślał tknąć swojej. Dostał już nauczkę i wolał nie wiedzieć, czego tym razem dolano do jego napoju.
-A więc panie Malfoy, chciałbym...
-Skąd wiesz jak się nazywam? - przerwał mu chłopak, czując, że serce zaczyna mu bić szybciej.
-Chciałbym z panem porozmawiać na temat zaistniałej sytuacji - kontynuował ten drugi, jakby pytanie w ogóle nie padło. -Podejrzewam, że wie pan, czym zajmuję się na co dzień.
Draco kiwnął głową w milczeniu, starając się przy tym pozbierać myśli i opanować nerwy.
-Tak, ale proszę się nie obawiać, to pana nie dotyczy - rzekł uspokajającym tonem szmugler.
Chłopak spojrzał na niego, unosząc wysoko jedną brew.
-Chodzi o to – tłumaczył mężczyzna spokojnym tonem -że pański ojciec zapłacił mi za znalezienie pana i odesłanie pana do szkoły. Rozumie pan?
Od słowa „pan” zaczynało mu się kręcić powoli w głowie. Zaraz, czy on powiedział, że ojciec...
-Jak to mój ojciec ci zapłacił?! Za uwięzienie mnie w piwnicy?! - wrzasnął Draco, podrywając się z fotela .
-Oh, przepraszam za to – rzucił niedbale i machnął w powietrzu ręką, jakby odganiał muchę. -Chciałem dać panu trochę czasu na pożegnanie się z panną Granger.
Nagle Malfoy poczuł, że chłodny dreszcz przebiega po jego plecach. O jakim pożegnaniu ten palant mówił? On się przecież nigdzie bez niej nie ruszy. Milczał, czekając na wyjaśnienia.
-Dobrze – zaczął szmugler, odstawiając swoją filiżankę. -To może ja wytłumaczę, jak przedstawia się sytuacja. Pański ojciec zapłacił mi za odnalezienie pana i odprowadzenie pana bezpiecznie do zamku Hogwart, a ponieważ słyszał, iż poszedł pan szukać swojej ukochanej, siedzącej w piwnicy panny Granger, poprosił mnie, abym dopilnował, by pan i panna Granger nigdy więcej, no cóż...
Serce waliło mu jak młotem. Nic nie rozumiał z tej mieszaniny niepoukładanych słów. Miał komplety mętlik w głowie, ale pojął jedno. Jego ojciec dowiedział się o wszystkim, a to, mogło oznaczać tylko tyle, że Hermiona jest w niebezpieczeństwie.
-Chodzi o to, żebyście już nigdy więcej się nie spotkali - powiedział tak, jakby było to dla niego naprawdę bolesne. -Ale proszę się nie obawiać – dodał uspokajającym tonem -zadbamy o to, aby pan nie cierpiał. Jest takie piękne zaklęcie, nazywa się Obliviate, kojarzy pan?
Draconowi włosy zjeżyły się na głowie. Te słowa pojął w ułamku sekundy. Chcą zmodyfikować mu pamięć tak, by o niej zapomniał, a ją samą wywieźć za granicę i...
-Ale po co to wszystko? - spytał naiwnie.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
-Pan Lucjusz Malfoy, sam pan wie, lubi zadawać cierpienie swoim wrogom - mówił dalej tak, jakby opowiadał dziecku bajkę. -I uważa, że największym cierpieniem dla panny Granger będzie świadomość tego, że pan o niej zapomniał.
Tego było za wiele. Draco chciał poderwać się z fotela i udusić faceta gołymi rękami, ale wpadł mu do głowy lepszy pomysł.
-Problem w tym, że Hermiona mnie nienawidzi - oznajmił głosem pozbawionym emocji. -Uciekła z Hogwartu, żeby nigdy więcej nie oglądać mojej twarzy. Rozstaliśmy się dosłownie kilka dni temu.
Pan Napij-Się-Ze-Mną-Herbaty uśmiechnął się pod nosem.
-Cóż, skoro pan tak uważa - powiedział spokojnie. -Gdyby to była prawda, to większą karą byłoby zmuszenie jej do codziennego widywania pana, czyż nie?
-Owszem - potwierdził chłopak, z nadzieją, że uda mu się uratować Hermionę bez akcji dywersyjnej.
-Niemniej jednak wolę to sprawdzić. Proszę tu na mnie poczekać.
Chwilę później szmugler zniknął za drzwiami prowadzącymi do piwnicy, a Malfoy modlił się, żeby Hermiona powiedziała mu o tym, co wydarzyło się ostatnio.

Na dworze powoli ciemniało, a Harry i Ron zbliżali się ku małej drewnianej chacie. Dostrzegli blask płomieni odbijający się w jednej z szyb, co uznali za dobry znak. Gospodarz musiał być w środku. Dopracowywali ostatnie szczegóły planu, zastanawiając się nad ucieczką w razie niepowodzenia akcji.
-Musimy się rozdzielić, tak będzie bezpieczniej - szepnął Harry. -Jeśli będziemy zmuszeni do odwrotu, w co nie wątpię, ty biegnij w stronę Trzech Mioteł i ukryj się na zapleczu, ja sobie poradzę.
-Co znaczy „poradzę sobie”? Pobiegniesz gdzie pieprz rośnie, mając nadzieję, że przeżyjesz? - spytał Ron z kwaśną miną. Wiedział, że Harry właśnie taki był. Od czasu wojny zupełnie nie liczył się ze swoim życiem, traktował je jako szansę na ratowanie innych i nie zawahałby się przed takim poświęceniem. -Jeśli trzeba będzie wiać, biegnij w tym samym kierunku co ja. Rozdzielimy się dopiero wtedy, gdy obaj będziemy mieli takie same szanse na ucieczkę. Jasne?
Harry niepewnie pokiwał głową.
Stali tuż przed chatą, w której nieznajomy przetrzymywał Hermionę i Malfoya.
-Idź do tylnego wyjścia - polecił Harry, a gdy rudzielec posłuchał, sam zrobił krok w stronę drzwi frontowych.
I wtedy nagle usłyszał za sobą znajomy głos.
-Szukasz tutaj czegoś? - spytał Lucjusz Malfoy opanowanym głosem pełnym nienawiści.
-Co ty tu robisz, Malfoy? - Harry ściągnął brwi i wyciągnął różdżkę, gotowy do pojedynku, jednak blondyn jedynie zaśmiał się szyderczo.
-Chyba nie myślisz, że będę z tobą walczył, Potter. Przyszedłem po syna.
Jak głupio Harry wyglądał z otwartymi ustami, mrugając zacięcie i próbując pojąć sens słów tego byłego śmierciożercy, to wie tylko sam Lucjusz oraz Ron, który stał w cieniu chaty i przyglądał się tej scenie z niemałym przerażeniem.
-Odsuń się - warknął Malfoy.
-Ani mi się śni - odpowiedział Harry, mrużąc oczy. -Wiem, co chcesz zrobić, morderco - ostatnie słowo chłopak niemalże wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Expelliarmus! - wrzasnął Ron, wykorzystując fakt, że pozostał do tej pory niezauważony. Różdżka Malfoya natychmiast wypadła z ręki swojego właściciela, a on sam wylądował w zaspie śniegu.
-Gadaj, co wiesz - rozkazał Potter, przykładając mu różdżkę do gardła, gdy Ron stał już na tyle blisko, że uniemożliwiał leżącemu ucieczkę.

-Panno Granger, mam do pani jedno pytanie – rzekł szmugler tonem urzędnika.
Hermiona podniosła oczy na człowieka, który właśnie wszedł do piwnicy. Przymrużyła powieki, obiecując sobie, że nic mu nie powie.
Mężczyzna przykucnął tuż obok niej i zakręcił sobie jeden z jej loków wokół środkowego palca, oczekując jakiejś reakcji. Jej wzrok powrócił na przeciwległą ścianę i tam się zatrzymał. Twarz miała jakby wykutą z kamienia, starała się bowiem nie pokazywać swojego przerażenia i emanować siłą, która w rzeczywistości ulotniła się z niej już kilka dni temu.
-Czy kochasz Dracona, Hermiono? - spytał szeptem.
Milczała, zaciskając zęby. Dlaczego o to pytał? I skąd wiedział, jak oni się nazywają? Czyżby Malfoy wszystko mu powiedział?
Szmugler powtórzył pytanie, ciągnąc lekko za kosmyk włosów, którym bawił się już dłuższą chwilę. Zauważyła, że ton jego głosu ponownie zawierał coś jakby niewypowiedzianą groźbę.
-Dlaczego mnie o to pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jej głos drżał jak mocno szarpnięta struna. Niech to szlag.
-Cóż, załóżmy, że mógłbym uratować jedno z was – odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Czy pozwoliłabyś na to, żeby Draco zginął, ratując twoje życie?
Zastanowiła się chwilę nad sposobem, w jaki mężczyzna zaintonował pytanie. W mugolskich filmach tak postawiona hipoteza zawsze oznaczała, że wszystko zależy od odpowiedzi pytanego bohatera.
Nie chciała nic mówić, obiecała sobie, że nie odpowie, ale teraz to już nie miało znaczenia. Milczenie oznaczało w tej chwili tyle samo, co odpowiedź przecząca.
-Uratuj go. Jeśli masz zabrać tylko jedno z nas, weź mnie – powiedziała stanowczo.
Dostrzegła uśmiech satysfakcji na jego twarzy.
-W porządku, skoro tego właśnie chcesz, zgoda – oznajmił bez zbędnych dyskusji. - Ale nie mów mu o tym, że się dla niego poświęcasz, wiesz, że on nie pozwoliłby na to – dodał po chwili, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
-W porządku, możemy iść do Hogwartu – usłyszał Draco za swoimi plecami.
-Co? - spytał, wpatrując się tępym wzrokiem w kierunku szmuglera.
-Panna Granger stwierdziła, że pana kocha, więc plan pana ojca pozostaje aktualny.
Cholera, nie udało się.
-Czy mógłbym się z nią pożegnać? - spytał, nie dając za wygraną.
-Naturalnie - odrzekł uprzejmie mężczyzna i otworzył drzwi do piwnicy. - Macie minutę.
Chwilę później na zewnątrz rozległy się głośne wrzaski, a za oknem widać było tryskające w różnych kierunkach smugi kolorowego światła.
Szmugler z lekkim zawahaniem opuścił wartę pod drzwiami i wybiegł na zewnątrz, klnąc pod nosem. Przed swoją chatą dostrzegł dwóch mężczyzn prowadzących pojedynek, oraz jednego leżącego w zaspie śniegu.
-Panie Malfoy! - krzyknął, odwracając tym samym uwagę walczących.
Harry jednak natychmiast wrócił do pojedynku i wykorzystał chwilę nieuwagi przeciwnika.
-Drętwota!
Teraz został sam na sam z nowo przybyłym mężczyzną, który przez chwilę patrzył na niego w osłupieniu, po czym ostrożnie wyciągnął z kieszeni różdżkę.
Cały plan posypał się w jednej chwili, Harry nie mógł zagadać szmuglera, udając, że zbiera wspomnienia mieszkańców Hogmeade z wojny, ponieważ ten zdawał się pojmować już cel ich wizyty. Ron nie mógł wejść do mieszkania tylnymi drzwiami i unieszkodliwić go zaklęciem rzuconym w plecy (tak, to nie po rycersku, ale kogo to interesuje, gdy w grę wchodzi życie Hermiony?), ponieważ tak się złożyło, że leżał on sztywny w śniegu.
Jedynym wyjściem było stoczenie kolejnego pojedynku.
-Chłopcze, nie wiem kim jesteś, ani co tu robisz, ale proszę wejdź do środka.
Harry oniemiał. Facet ma przed domem dwóch unieruchomionych czarodziejów i zaprasza go do swojego domu?
-No chodź, porozmawiamy przy herbacie, wytłumaczysz mi, co tu się wydarzyło.
Herbata. Harry omal się nie roześmiał, słysząc zaproszenie do rozmowy. Hermiona opowiedziała mu o sposobie, w jaki ona i Malfoy znaleźli się w tej piwnicy.
-Expelliarmus! - krzyknął, jednak szmugler zręcznie odbił zaklęcie jednym ruchem różdżki.
Nie zaatakował, choć zrobił krok do przodu, po czym stanął i zaczął przyglądać się twarzy chłopca, który gotów był po raz kolejny tego dnia walczyć z potężniejszym od siebie czarnoksiężnikiem.
-Zaraz, zaraz... Ja pana skądś kojarzę... Czy to nie pan... Harry Potter? - zapytał, a jego twarz wykrzywiła się w przerażającym grymasie. - Pogromca Czarnego Pana, prawda?
Harry lekko skinął głową, nie wiedząc, czego może spodziewać się po tak niezrównoważonym człowieku jak ten, który stoi przed nim.
Stali przez chwilę w milczeniu, patrząc sobie prosto w oczy.
-Avada Kedavra! - szmugler wrzasnął nagle tak głośno, że istniało prawdopodobieństwo, iż nawet w Hogwarcie usłyszeli echo wypowiedzianego zaklęcia. Z jego różdżki trysnął gruby snop zielonego światła. Harry uskoczył w bok, ledwo unikając śmiertelnego ciosu. Pięknie, a więc tym razem sam wszedł w objęcia swojego największego wroga. Wiedział już, czego może spodziewać się po tym człowieku.
-Expelliarmus! - krzyknął ponownie, ale i ten atak czarnoksiężnik odparł bez problemu, po czym zaczął cicho szeptać coś, co brzmiało jak zlepek łacińskich słów. Nagle ze wszystkich stron zaczęły napływać do jego różdżki drobne błyski światła przyciągane przez nią jak magnes. Utworzyły one jakby świetlistą obręcz, którą mężczyzna uniósł i wyrzucił w górę.  Błyszczące drobinki rozprysnęły się na milion kawałków i z zawrotną prędkością skierowały się w stronę wskazywaną przez różdżkę czarnoksiężnika. W kierunku Harry'ego.  Tak szybkiego ciosu nie udało mu się uniknąć. Błyski światła wbiły się w jego ciało niczym cieniutkie igły, które niemalże przebiły go na wylot, zadając ból przekraczający skalę wytrzymałości. Chłopak ryknął na całe gardło, momentalnie pociemniało mu w oczach i upadł na kolana. Nie miał pojęcia, co to było za zaklęcie, a jednak zadawało o wiele więcej cierpienia niż Cruciatus. Opuścił głowę, próbując zebrać w sobie choć trochę energii, wtedy właśnie dostrzegł, że ziemia pod nim jest cała zakrwawiona. Krew ściekała z jego szyi oraz dłoni, zaznaczając na śniegu nowe czerwone ślady.
-Rictusempra – wysyczał ostatkiem sił, opadając całym ciałem na śnieg, ale i to posunięcie nie sprawiło jego przeciwnikowi żadnego problemu. Mężczyzna podszedł do niego ze złośliwym uśmiechem wykrzywiającym jego młodą twarz.
-Zrujnowałeś moje życie, uśmierciłeś troje mojego rodzeństwa, pozbawiłeś mnie majątku i żony, chłopcze. Czy myślisz, że byłbym w stanie wypuścić cię teraz wolno? Pozwolę ci jednak pocierpieć jeszcze przez chwilę, napawając się twoim wrzaskiem. To prawdziwa muzyka dla moich uszu - rzekł z szaleńczą satysfakcją grającą w jego głosie.
Harry spod na wpół zamkniętych powiek obserwował twarz tego człowieka, który emanował nienawiścią na wszystkie strony. Miał ochotę poprosić go o zakończenie tego cyrku, o odebranie mu życia, ale nie pozwalała mu na to duma, więc tylko jęczał i dyszał głośno, próbując złapać oddech.
-Avada Kedavra! - usłyszał w końcu i dostrzegł zielony błysk światła przebijający przez łzy, które zebrały się pod jego powiekami.
Koniec, nareszcie koniec” - pomyślał i stracił przytomność.

-Czy ty... zabiłeś go? - spytała szeptem Hermiona, tak cicho, jakby sama bała się własnych słów.
-Na to wygląda - odpowiedział głosem zupełnie pozbawionym emocji.
Dlaczego rzucił w niego właśnie Avadą? Czemu nie wykorzystał czarów obezwładniających?
Bał się.
Widział jak ten facet odbija wszelkie zaklęcia rzucane przez Harry'ego, z jaką łatwością przychodzi mu obrona i jak bezwzględnie próbuje on zamordować swojego przeciwnika. Jeśli zaklęcie obezwładniające nie podziałałoby w należyty sposób, mógłby zginąć nie tylko on, ale co gorsze Hermiona. Nie chciał ryzykować, choć wiedział, co grozi czarodziejom za użycie jednego z zaklęć niewybaczalnych w stosunku do ludzi. Wiedział, że prawdopodobnie czeka go dożywocie w Azkabanie, a jednak nie żałował swojej decyzji. Hermiona była bezpieczna i to było najważniejsze.
Dopiero potem dostrzegł swojego ojca leżącego nieopodal, a następnie rudzielca ukrytego w zaspie śniegu.
-Co tu się wydarzyło? - powiedział bardziej do siebie, niż do Hermiony.
-Draco... co tu robi twój ojciec?
-To z jego polecenia uwięziono nas w tej piwnicy – odrzekł obojętnym tonem, nie patrząc w jej kierunku.
-Rennervate - powiedziała Gryfonka, a z jej różdżki błysnęło czerwone światło.
Ron podniósł się z ziemi i zaczął rozglądać się wokoło nieprzytomnym wzrokiem.
-Co zrobiłeś Harry'emu? - krzyknął i rzucił się z pięściami w kierunku Dracona.
-Uratowałem mu życie, Weasley - odpowiedział spokojnie blondyn, po czym odwrócił się i uniósł rękę nad nieprzytomnym Potterem.
Wyszeptał kilka łacińskich słów, po czym drobne igiełki światła zaczęły wychodzić z ciała Harry'ego i zbierać się na różdżce Malfoya.
-Stworzyli to zaklęcie w czasie wojny. Jak się dobrze wyceluje, uśmierca człowieka w ciągu dwudziestu minut. Umiera się w okropnych męczarniach, to o wiele gorsze od Avady. No i można zaatakować kilka osób jednocześnie. Potter miał szczęście, żaden fragment nie trafił w serce - mówił spokojnie, obserwując leżącego Gryfona. - Lepiej będzie, jeśli zaraz znajdzie się w skrzydle szpitalnym - dodał.
Hermiona podeszła do Harry'ego i ujęła jego dłoń. Draco zrobił to samo z drugiej strony.
-Idziesz? - spytali Rona jednocześnie.
-A on? - Rudzielec wskazał ręką na nieprzytomnego Malfoya.
-Da sobie radę - odpowiedział kwaśno Ślizgon.
Chwilę później wiedli już nieprzytomnego chłopaka ku wrotom zamku. Było około ósmej wieczorem, kiedy układali go na łóżku w skrzydle szpitalnym.
Wieść o powrocie Hermiony i Dracona poruszyła całą szkołą, jednak uczniowie odłożyli tę sprawę za bok zaraz po tym, jak dowiedzieli się, że życie Harry'ego Pottera wisi na włosku.
Pod drzwiami skrzydła szpitalnego stłoczyli się uczniowie różnych domów. Młodsi stali z tyłu, nie mając tyle siły, by przepchać się pomiędzy starszymi rocznikami, starsi co chwilę zaglądali do sali, w której leżał nieprzytomny Gryfon, bądź próbowali wydobyć jakieś informacje z równie zdezorientowanych nauczycieli. Trójka świadków całego zdarzenia trafiła tymczasem do gabinetu dyrektora, by wyjaśnić całe zajście. Przyszedł czas na wyjawienie prawdy.


-----
Tak, trochę mi to zajęło, ale jest kolejna część ^^
Jeszcze tylko dwie i kończymy :) 

7 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle cudowny..:p
    W tym momencie zaczynam żałować, że u mnie w opowiadaniu nie ma Lucjusza Malfoya. Już ja bym go ładnie urządziła.
    Jestem ciekawa jak zakończysz całą opowieść, choć szkoda, że to już koniec.:(
    Zamierzasz potem napisać coś nowego?
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, mam już prolog nowego opowiadania (napisałam go, żeby odpocząć od tej historii), ale nie jestem jeszcze przekonana, czy go zostawię. Tak czy siak, nowe opowiadanie rozpocznę jak tylko przeczytam to aktualne raz jeszcze i poprawię wszystkie błędy stylistyczne i interpunkcyjne :)

      Usuń
  2. Przepraszam, że nie skomentowałam 11 i 12 rozdziału, ale byłam na wyjeździe i nie miałam laptopa :( Wszystko już nadrobiłam i świetnie mi się czytało 3 ostatnie rozdziały. Trochę szkoda, że to już koniec. Mam nadzieję, że będzie jeszcze pisać po zakończeniu tej historii, więc przyłączam się do pytania, czy zamierzasz potem pisać jakieś nowe opowiadanie? Jestem ciekawa, co wydarzy się w kolejny rozdziale. Mam nadzieję, że niedługo będzie :) Teraz będę się podpisywać Coffie, zamiast agullek96.
    Pozdrawiam,
    Coffie
    http://zemstaidealna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam na Twoim blogu, że wyjechałaś, także nie byłam tym zaskoczona, natomiast ciągle czekam na rozdział Twojego opowiadania!
      Owszem, mam zamiar napisać coś nowego, chociaż wciąż jeszcze zastanawiam się, czy nie stworzyć drugiej części, tj. kontynuacji, ponieważ cała historia zakończy się w dość... nietypowy sposób. Powiedzmy, że pozostawiam wyobraźni czytelnika duże pole do popisu ;)
      Nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział, ponieważ muszę włożyć w niego wszystkie swoje siły, żeby wycisnąć z was łzy :D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Tylko dwie?:(
    Żałuję, że tak szybko się to skończy ale szanuję Twoją decyzję.
    Rozdział z fajerwerkami i zawrotną akcją- super!
    Czułam, że Lucek maczał w tym swoje paluchy;/
    Mam nadzieję, ze nie wsadzisz Dracona do Azkabanu. To byłaby tragedia.
    Czekam na nowy rozdział i na wyjawienie całej prawy;)
    Pozdrawiam ciepło,
    Villemo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że co złego to Lucjusz/Ron :P
      Nie ma co płakać, historia ma ponad siedemdziesiąt stron (a przecież jeszcze się nie skończyła), a ja nie lubię przeciągać opowiadań w nieskończoność i wymyślać takich 'przygód' Dracona i Hermiony, wolę przedstawić problem, pogłębić go i sprawić, żeby się rozwiązał :D
      No i przede wszystkim czeka nas kolejne opowiadanie, jak tylko ogarnę pomysł :D

      Usuń
  4. Genialne :-) Trochę mi smutno , że opowiadanie się kończy i mam nadzieję , że zaczniesz nowe :-)


    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń