czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział VI Jutro o północy na pomoście.

          „Dobra, może to nie było do końca rozsądne, żeby się na to zgadzać. Może wcale nam nie wyjdzie z tą animagią, ale warto spróbować. W sumie zawsze chciałem wiedzieć, jak się czuje taki animag w postaci zwierzęcia – czy to takie dziwne uczucie, jak opisują w książkach, czy człowiek myśli wtedy tak samo jak w swojej naturalnej postaci i tak dalej. Tak czy inaczej postanowiłem dla niej zaryzykować i zrobię wszystko, żeby się udało. Obym tylko nie był jakimś wielkim słoniem, kiedy już mi się uda, bo tego bym nie zniósł.
Kiedy widziałem jak patrzy na mnie tymi swoimi brązowymi, błyszczącymi oczami i prosi mnie, żebym spróbował. Jak, do cholery, miałbym jej odmówić? To było po prostu niewykonalne. Słowo „nie” ugrzęzłoby mi w przełyku i udusiłbym się na jej oczach.
Mimo wszystko cholernie boję się, że ją zawiodę. Ona jest utalentowana, zdolna, mądra i oczytana. Ludzie porównują ją do Roweny, a ja? Syn bogatego arystokraty, wielkie, nadziane zero. Może i nieźle radzę sobie u Snape'a, ale transmutacja? Jak mam nauczyć się przemiany w zwierzę, skoro ledwo udało mi się ostatnio zamienić cytrynę w kolibra? Na czym w ogóle polega przemiana, dzięki której stałbym się animagiem? Mam zacząć jeść karmę dla zwierząt?
Okej, uspokój się Draco. Obiecała, że ci pomoże, tak? Będziecie uczyć się razem, przecież nie możesz jej zawieść. Nie po tym, jak w końcu pojawiło się małe światełko w tunelu, przebłysk nadziei pomiędzy chmurami rzeczywistości.
O tak, zrobił się ze mnie poeta, pięknie.
Co ze mną zrobiłaś, panno Granger?”

          „To oczywiste, że ja też się boję. Animagia to nic prostego.
Może byłoby łatwiej, gdybym zaczęła się tego uczyć, zanim on mi o wszystkim powiedział.
Przemiana w zwierzę wymaga maksymalnego skupienia, a moje myśli ciągle wędrują do tamtych chwil, gdy po raz pierwszy usłyszałam od niego, co on tak naprawdę czuje. Nie ma chwili, w której nie analizowałabym naszych rozmów w poszukiwaniu jakichś podejrzanych sygnałów. Oczywiście, obiecałam sobie, że mu zaufam, ale tak ciężko mi w to uwierzyć, że podświadomie nastawiam się na okrutne zakończenie tej znajomości.
Bo cała ta sytuacja przypomina mi historię z dobrej, romantycznej książki.
Chłopiec potajemnie kochający się w dziewczynie, którą nienawidzić każą mu rodzina i przyjaciele. Dla mnie to wszystko pachnie Szekspirem, przeraża mnie jednak fakt, że jego utwory przeważnie kończą się tragedią.
Jak skupić się więc na tym własnym wnętrzu, tak jak każą podręczniki, gdy moje myśli są dosłownie wszędzie? Ciężko pozbierać je do kupy, podczas gdy Draco przewrócił moje życie do góry nogami.
Zdaję sobie sprawę z tego, że tamten wieczór zmienił wszystko. Od tamtej pory jestem kimś zupełnie innym i to przeraża mnie najbardziej. To, że nie mogę skupić się na nauce, że przesiaduję w bibliotece, czytając te kilka fragmentów z jego dziennika, to, że zastanawiam się, kiedy w końcu go zobaczę.
Czy on faktycznie zaryzykowałby dla mnie życie?
Wiem, że to tylko głupi frazes, że tak się mówi, żeby zdobyć czyjeś zaufanie, czy wyrazić swoją sympatię. Powinnam tak to odbierać, ale w jego ustach te słowa brzmiały tak poważnie. Zbyt poważnie jak na piętnastoletniego chłopaka.”

          Siedziała właśnie w bibliotece, próbując skoncentrować myśli na własnym wnętrzu. Jaka cecha górowała w niej nad innymi?
Pomyślała o mądrości. Słyszała komentarze, w których porównywano ją z samą Roweną Ravenclaw, najmądrzejszą czarownicą w historii. To oczywiste, że w swoich oczach nie była tak mądra, jednak faktycznie kochała książki. To do nich uciekała, gdy borykała się z jakimś problemem, to za ich pomocą konfrontowała się z rzeczywistością.
Problem polegał jednak na tym, że gdy skupiała się na swojej umysłowości, nic się nie działo.
Minął już tydzień od kiedy zaczęła ćwiczenia, a jak dotąd nie zrobiła żadnych postępów, tkwiła w martwym punkcie.
Postanowiła spróbować innej drogi, widziała tę wskazówkę w „Tajemnicach transmutacji”.
Zaczęła przypominać sobie wszystkie momenty, w których cierpiała. „Ból to silne uczucie, nieprzyjemne, ale bardzo silne.”
Wcale nie zdziwiła się, gdy wszystkie obrazy, jakie przesuwały się przed jej oczami, miały związek z Malfoyem. W końcu on CHCIAŁ, żeby go nienawidziła i robił wszystko, by to osiągnąć. Tak właśnie było przez ponad cztery lata i zmieniło się dopiero miesiąc temu.
Przypomniała sobie wszystkie momenty, w których stała z nim twarzą w twarz. Zawsze miał ten sam uśmiech wyrażający szyderczą satysfakcję, gdy w jej oczach pojawiały się łzy, a wszyscy dokoła śmiali się głośno z jego złośliwej uwagi.
Co wtedy robiła? Odgryzała mu się, albo odchodziła. Zawsze z wysoko uniesioną głową. Z dumą.
Duma.
Nagle owładnęło nią to, co czuła za każdym razem, gdy mijała go na korytarzu, nie zwracając na niego uwagi. Czuła, że jej umiejętności znaczą więcej, niż czysta krew, niż jego pieniądze i pozycja społeczna. Głęboka satysfakcja z bycia sobą wypełniała ją od środka.
I wtedy poczuła, że robi się fizycznie lżejsza, drobniejsza, zupełnie tak, jakby znikała. Przestraszyła się tego uczucia, skupiła się na nim i nagle ono znikło. Zrozumiała wtedy, co stanowi trudność w animagii.
Niełatwo było odkryć swoje prawdziwe, najsilniejsze oblicze, ale jeszcze trudniej było nad nim zapanować. Prawdziwą trudność sprawiało zatrzymanie go w sobie. Należało zrobić wszystko, by żadne z uczuć nie przewyższało tego najważniejszego w chwili przemiany. Ponieważ tylko ta jedna cecha była w człowieku na tyle potężna, że mogła go przetransmutować, zmaterializować się w postaci zwierzęcia.
Hermiona postanowiła jednak nie mówić o tym Draconowi, chciała, by odkrył to samodzielnie. Zostawiła mu jednak wskazówkę. Nabazgrała na kartce kilka słów i odłożyła ją między stronice „Tajemnic transmutacji” w miejsce, gdzie znajdowała się cenna uwaga, z której skorzystała.
Na pewno będzie tego potrzebował” - pomyślała i wyszła z biblioteki. Czuła się kompletnie wyczerpana.
Kazała mu zaglądać do jakiejś książki, gdy będzie miał problemy z ćwiczeniami. Co to było?
Jakieś opasłe tomiszcze oprawione w zieloną skórę. Złote, poplamione litery, to pamiętał, ale tytuł? Zdaje się, że za bardzo skupiał się na jej długich rzęsach, gdy próbowała wbić mu go do głowy.
Przechodził między półkami w dziale dotyczącym transmutacji, ale nic zielonego nie rzuciło mu się specjalnie w oczy. Zdecydował się poprosić o pomoc.
-Przepraszam - mruknął do pani Pince, wcielając się w swoją zwykłą rolę. -Czy może mi pani pomóc w znalezieniu pewnej książki? - zapytał rzeczowym, suchym tonem.
Bardzo zależało mu na tym, żeby brzmieć jak uczeń, który potrzebuje materiałów do wykonania karnego zadania.
Bibliotekarka zmierzyła go wzrokiem i zrobiła najkwaśniejszą z zestawu swoich wrednych min.
-Czego potrzebujesz? - spytała, wstając, a jej głos zdecydowanie nie przypominał tego, którym polecała pierwszakom przeczytanie Historii Hogwartu. Najwidoczniej wciąż pamiętała jeszcze incydent sprzed kilku tygodni, gdy razem z kumplami dręczył on bezbronną Gryfonkę.
-Potrzebuję jakiejś książki, w której znalazłbym informacje o sztuce animagii.
Kobieta zmierzyła go ponownie wzrokiem, po czym zabrała z biurka swoje okulary, wstała i ruszyła żwawym krokiem w kierunku działu dotyczącego transmutacji. Malfoy powlókł się za nią, żałując, że w ogóle poprosił ją o pomoc.
Chwilę później stał już w pięcioma wielkimi księgami złożonymi na jego ramionach, a pani Pince wciąż ze skupieniem przeglądała półki.
-Och tak, jest jeszcze ta. Zdaje się, że ostatnio wypożyczała ją panna Granger, więc nie wiem, czy nie będzie pan bał się wziąć tego do ręki - powiedziała ironicznym tonem, trzymając w ręku księgę oprawioną w zieloną skórę.
-Zdaje się, że tego właśnie szukałem. Słyszałem, że jest tam wiele cennych informacji, które mogą mi się przydać - oznajmił, starając się, by jego ton nadal należał do tego samego, zarozumiałego Ślizgona, którego udawał przez całe życie.
-Cóż, mam nadzieję, że potrzebujesz tego do sporządzenia jakiegoś wypracowania - usłyszał ten sam wredny głos, dochodzący zza kupy trzymanych przez siebie ksiąg. -Raczej wątpię, by to mogło przydać ci się w praktyce. Animagia to trudna sztuka, zdecydowanie przekraczająca umiejętności takich jak ty. - Najwidoczniej ta kobieta poczuła palącą potrzebę, by dogryźć mu jak najboleśniej. Nie miał pojęcia skąd u bibliotekarki wzięły się takie pokłady nienawiści, nie brał tego jednak do siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pani Pince krytykuje osobowość, za którą on sam serdecznie siebie nienawidził. Po ostatnich słowach chętnie przybiłby jej piątkę, jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, już jej nie było.
Odłożył więc na miejsce wszystkie niepotrzebne mu pozycje i zostawił sobie Tajemnice transmutacji.
Usiadł w ślepym zaułku z dala od biurka bibliotekarki i zaczął przeglądać spis treści.
Odnalazł rozdział dotyczący animagii ze znajomym puchatym kotem na pierwszej stronie, obok którego znajdowały się główne informacje dotyczące przemiany w zwierzęta. Znał ten tekst, Hermiona opowiedziała mu go szczegółowo w łazience na drugim piętrze. Przewracał strony, choć w zasadzie nie miał pojęcia, czego się spodziewa. Wielkiego, jaskrawego znaku : „ZACZNIJ OD TEGO”? Chciał zacząć jak najszybciej, by nadrobić zaległości. Mógł się założyć, że Gryfonce już udało się poczynić postępy, podczas gdy on nie miał nawet czasu, by wstąpić do biblioteki choćby na moment. Tegoroczny sezon quiddicha wysysał z niego całą energię, a przed meczem z Krukonami musieli naprawdę ostro trenować.
Przerażał go fakt, że tekst w książce nic mu nie mówił. Historia pierwszych animagów, zwierzęta, w jakie do tej pory przemieniali się czarodzieje, zasady rejestracji. Nic praktycznego, sama nic nieznacząca teoria, o której Hermiona na pewno powiedziałaby „To bardzo ważne. Najlepiej żebyś przeczytał to wszystko zanim przejdziesz do praktyki.” On jednak czuł palącą potrzebę, aby zacząć właśnie od ćwiczeń. Nie cierpiał magii teoretycznej, uważał, że czytanie o zaklęciach jest tak samo fascynujące i potrzebne w życiu jak samo wróżbiarstwo.
W końcu trafił na stronę zaznaczoną kawałkiem pergaminu. Automatycznie rozpoznał pismo z notatek ukradzionych przez Zabiniego.

Jeśli jeszcze nie zacząłeś, to zerknij na orientalny wzorek.”

Zastanawiał się jak dawno zostawiła mu tą wiadomość i jakie postępy zrobiła od momentu, w którym tekst pod motywami orientu wydał jej się być przydatnym w praktyce.
Czy potrafiła już przemienić się w zwierzę? Wcale by się nie zdziwił, gdyby tak było. Ta dziewczyna miała więcej zdolności magicznych, niż wszyscy Ślizgoni czystej krwi razem wzięci.
Przeczytał tekst umieszczony we wskazanej przez nią ramce. Fragment mówił o korzystaniu z animagii w średniowiecznej Azji. Przedstawiał technikę, która polegała na odnajdowaniu swojego prawdziwego oblicza poprzez zadawanie sobie cierpienia.
...Człowiek staje się sobą dopiero w obliczu śmierci lub w chwilach bólu przekraczającego granice wytrzymałości. Gdy jego życie wisi na włosku, odkrywa to, czego zawsze pragnął. Gdy cierpi, budzą się w nim dotychczas skrywane instynkty...”
Słowo „instynkt” miało kluczowe znaczenie dla całości opisywanej techniki. Według podanej niżej wskazówki, człowiek musiał wracać swoimi wspomnieniami do momentów, w których najbardziej cierpiał, aby zrozumieć czym kieruje się w swoim życiu, a w rezultacie odkryć prawdę o sobie samym.
Próbował przypomnieć sobie momenty, w których doświadczał prawdziwego bólu. Atak hipogryfa? Nie, to prawie nie bolało. Upadek z miotły podczas treningu? To też nie wydawało mu się w tamtej chwili niczym nadzwyczajnym. Wypadki, uderzenia, rany. Nic, co mogłoby mu pomóc odkryć siebie, zwłaszcza, że zazwyczaj musiał wtedy udawać i zachowywał się jak kompletny kretyn. Całe życie udawał, a wszystko po to, żeby świat nie odkrył prawdy o jego uczuciach. Wszystko by chronić ją przed swoją rodziną i przed Ślizgonami.
Prawdziwie cierpiał tylko wtedy, gdy uświadamiał sobie, że tkwi w sytuacji bez wyjścia. Gdy przypominał sobie, że jego szczęście zależy od dziewczyny, która go nienawidzi za to, kim nie jest. Kiedy uświadamiał sobie po raz setny, że jego rodzice nie dopuściliby do splamienia rodu mugolską krwią. Zawsze cierpiał dla niej, choć ona miała go za swojego najgorszego wroga. Nie potrafił przestać jej kochać i to był największy ból, jaki czuł. To była prawda o nim.
Przesiedział trzy popołudnia w bibliotece, myśląc o tym, jak wiele oddałby za „legalną” miłość. Próbował skupić się na wszystkich momentach, w których przytłaczała go świadomość jego położenia. Nie potrafił jednak zrozumieć, jaką jego cechę uwidaczniała ta sytuacja.
Przez pewien czas zdawało mu się, że to wszystko ukazuje jego wytrwałość. Spędził cały wieczór, próbując się na tym skupić, jednak to nic nie dało. Następnego dnia doszedł do wniosku, że buntownicze uczucie może być z jego strony nieposłuszeństwem. To jednak również nie przynosiło skutków, więc poddał się już po dwóch godzinach.
Zbliżał się czas zamknięcia biblioteki.
Uświadomił sobie, że spędził już piąty dzień na poszukiwaniu swojego prawdziwego oblicza i wciąż nic się nie wydarzyło. Minęły już prawie dwa tygodnie, od kiedy obiecał Hermionie, że dla niej nauczy się przemiany w zwierzę, ale najwidoczniej pani Pince miała rację. Był beznadziejny i kompletnie nie nadawał się do zaawansowanej magii.
Właśnie zastanawiał się jak powiedzieć dziewczynie, że nic z tego nie będzie, że rezygnuje, gdy pojął, co jest jego najsilniejszą cechą. To znajome uczucie ukłucia żalu w sercu powiedziało mu wszystko.
Rezygnacja. Moment, w którym, najczęściej samemu sobie, mówi, że się poddaje. Całe życie rezygnował z Hermiony, ponieważ uważał, że nie jest w stanie powiedzieć jej o wszystkim prosto w twarz. Zrezygnował z bycia sobą. Zrezygnował ze szczerej rozmowy z ojcem. A teraz chciał zrezygnować z ich znajomości, którą jakimś cudem udało się zbudować. Chciał zrezygnować z niej po raz drugi.
Spróbował skupić się na tym uczuciu. Próbował skupić się na swojej rezygnacji, ale teraz, gdy już wiedział, co tak naprawdę może mu pomóc, nie czuł się zrezygnowany. Chciał z całych sił, czuł przypływ nowej energii i wiedział już, że tego dnia, z powodu ekscytacji, nie będzie w stanie zamienić się w zwierzę. Wkrótce pani Pince oznajmiła głośno (co nie zdarzało się u niej często), że za chwilę biblioteka zostanie zamknięta, więc Draco był zmuszony opuścić swój kąt i wrócić do lochów. Wiedział jednak, że najbliższe dni przyniosą wielkie zmiany. Czuł ogromne podniecenie, zastanawiając się w jakie zwierze uda mu się przemienić.
Zajęcia z numerologii były ostatnimi tego dnia w jej planie.
Pogrążona w myślach Hermiona niewiele rozumiała z wykładu, jaki właśnie prowadziła profesor Vector. Wszystkie słowa zlewały jej się powoli w jedno, by w końcu zniknąć gdzieś pomiędzy zawirowaniem myśli w głowie Gryfonki.
Minął kolejny tydzień treningu, a jedyne, co udało jej się osiągnąć, to to dziwne uczucie lekkości i kruchości, którego teraz doświadczała każdego dnia podczas ćwiczeń. Obiecała sobie, że weekend poświęci na dalsze ćwiczenia, przecież proces przemiany nie mógł polegać jedynie na koncentracji. Było coś jeszcze, coś, co najwidoczniej przeoczyła, czytając książki o animagii.
Usłyszała niewyraźny dźwięk dzwonu sygnalizującego koniec lekcji, który sprawił, że wyrwana z zamyślenia aż podskoczyła na swoim stanowisku. Półprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po sali, która była już prawie pusta. Szybko zebrała swoje rzeczy i wyszła z klasy. Po chwili jednak usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu.
-Och, cześć Ernie - przywitała się, gdy Puchon dorównał jej kroku.
-Hermiona, posłuchaj... - zaczął niepewnie, co w ostatnim czasie nie wróżyło Hermionie niczego dobrego. -Dostrzegłem, że ostatnio jesteś bardzo rozkojarzona. Czy coś się stało?
Och, fantastycznie. Jeszcze jeden zatroskany znajomy, który koniecznie musi stwarzać niezręczne sytuacje i zmuszać swojego rozmówcę do kłamstw.
-Ja? Rozkojarzona? - spytała, udając zdziwienie. -Wydawało ci się.
-No cóż, podejrzewam, że nie tylko ja to zauważyłem. Nawet sama Septima była zaskoczona, gdy na słowa „Czy ktoś ma jakieś pytania?” nie podniosłaś ręki.
-Och, no faktycznie, na chwilę się wyłączyłam - przyznała niechętnie. -To nic takiego, mam ostatnio sporo spraw na głowie. Sam wiesz jak to jest, kiedy każdy potrzebuje twojej pomocy, a ty nie masz czasu dla siebie.
Dostrzegła porozumiewawczy uśmiech malujący się na twarzy MacMillana. No tak, ten chłopak nabierze się na każdą wzmiankę o tym, jak wiele mają ze sobą wspólnego.
-No tak, wiem co czujesz - przyznał, w razie gdyby jego mina nie wyraziła całego zrozumienia dla sytuacji. -Ale na pewno wszystko okej?
To pytanie obudziło w niej chęć mordu, jednak ze słodkim uśmiechem potwierdziła, że wszystko w porządku, po czym zeskoczyła z ostatnich dwóch schodów i już jej nie było.
Postanowiła zajrzeć do biblioteki wcześniej niż zwykle. Zaczynał się weekend, a ona nie miała zbyt wiele pracy domowej, więc uznała, że najlepiej będzie poświęcić cały czas wolny trenowaniu animagii.
Wsunęła się cicho przez wielkie drzwi i powędrowała do działu z księgami o transmutacji. Nie spodziewała się tam nikogo w piątkowe popołudnie, a jednak kąt między półkami był już zajęty.
-Malfoy -szepnęła tak cicho, jak tylko mogła.
Blondyn spojrzał na nią zdziwiony, ale chwilę później na jego twarzy wykwitł delikatny, ciepły uśmiech.
-Dawno cię nie widziałem -szepnął, gdy kucnęła obok niego. -Jak leci?
Na to pytanie Gryfonka pokręciła głową.
-Praktycznie stoję w miejscu. A co u ciebie?
-Teraz już wszystko dobrze - odpowiedział wpatrując się w jej oczy jak zaklęty.
Poczuła, że się rumieni, ale nie próbowała tego ukryć. Zawsze byli wobec siebie całkowicie szczerzy i naturalni, nie widziała już sensu w skrywaniu przed nim czegokolwiek.
Oboje wiedzieli, że nie mogą siedzieć razem i uczyć się jak gdyby nigdy nic. Jedna, przypadkowo zabłąkana w bibliotece osoba mogłaby zniszczyć wszystkie pozory, jakie udało im się stworzyć w ciągu ostatniego miesiąca.
Draco już wstawał, żeby zostawić ją samą i pozwolić jej się uczyć, kiedy ona położyła mu dłoń na kolanie.
-Siedź, wypożyczę sobie coś i poczytam w pokoju. Zdaje się, że dziewczyny wybierały się gdzieś z jakimiś Krukonami.
Miał ochotę zaproponować jej, żeby pouczyli się razem, ale wiedział, że nie może. To byłoby zbyt ryzykowne i właśnie dlatego animagia była im potrzebna.
Czuł, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować bez rozmowy z nią. To przypadkowe spotkanie w bibliotece było dla niego jak orzeźwiający łyk wody po długim spacerze w upale.
-Powodzenia - powiedział, podając jej niezbyt gruby, wyświechtany tom oprawiony w bordową skórę.
-Dzięki - odpowiedziała, nie spoglądając nawet na tytuł.
Ta sucha wymiana uprzejmości i jej mina zasugerowały mu, że Hermiona pomyślała o tym samym. Jeśli chcą spędzać razem czas, muszą przyłożyć się do ćwiczeń.

-Daj spokój, Ron. Przecież to wcale nie musi być jego - uspokajał przyjaciela Harry.
-Nie jego?! Widziałem jego pismo, jest identyczne!
Rudzielec stał na środku dormitorium chłopców ze skrawkiem sfatygowanego pergaminu w ręku.
-Przesadzasz. Owszem, Malfoy jest podłym gnojkiem, ale nie wydaje mi się, żeby...
-A mi się właśnie wydaje! Jeśli uważasz, że ja pozwolę mu skrzywdzić Hermionę, to się grubo mylisz! - nawrzeszczał na przyjaciela, po czym opadł na łóżko. -Mam wrażenie, że on chce to zrobić, żeby mi dopiec.
Potter spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-A ty co masz do tego? - zapytał niepewnie, nie wiedząc, czego może się spodziewać.
-Harry, jak to co? Najwidoczniej ta fretka już załapała, że nas z Hermioną ciągnie do siebie i chce zrobić wszystko, żeby nas rozdzielić - wytłumaczył, a ton jego głosu brzmiał tak, jakby tłumaczył pierwszorocznemu zasady działania zaklęcia lumos.
-Nawet jeżeli, to nie znam mądrzejszej dziewczyny od niej. Kto jak kto, ale ona nie dałaby się uwieść Ślizgonowi od tak po prostu.

Gdy wróciła do dormitorium, dziewczyn już nie było. Rozsiadła się więc wygodnie na swoim łóżku i zaczęła szukać nowych wskazówek w księdze, którą dostała od Dracona.
Widząc grubość tomu, domyśliła się, że chłopak wziął go do ręki tylko dlatego, że miał mało stron, on zdecydowanie unikał długich, ciężkich tekstów. Miała zacząć przeglądać go od początku, jednak uświadomiła sobie, że na pewno nie dostała tej książki bez powodu.
Nie pomyliła się, jedna ze stron była wyraźnie zaznaczona. Otworzyła więc na rozdziale „Animagia – sztuka czy sztuczka?”, gdzie włożony był ten sam fragment pergaminu, który wcześniej zostawiła w Tajemnicach transmutacji. Na odwrocie znajdowało się kilka tajemniczych słów.

Jutro o północy na pomoście.

Gryfonka poczuła dreszcz, który przeszedł po jej plecach. Wyciągnęła karteczkę i zaczęła czytać fragment rozdziału podkreślony przez kogoś piórem. Nie wiedziała co przeraziło ją bardziej – słowa zapisane przez Ślizgona, czy to, że ktoś (oby nie Malfoy) odważył się podkreślić tekst atramentem. Gdyby pani Pince to spostrzegła, byłaby niezła afera.
Zaznaczony fragment był wskazówką, której potrzebowała. Nie wiedziała, jak Draco to znalazł, ale najwidoczniej nie przeceniła jego umiejętności, mówiąc, że da sobie radę.

...Najtrudniejszym elementem przemiany animagicznej jest odnalezienie najsilniejszej cechy swojej osobowości. Pozwala to na zainicjowanie przemiany i wstępne modyfikacje ciała. Niewielu czarodziejów wie jednak, że nie wystarczy to do osiągnięcia celu. Tkwią więc w jednym punkcie, próbując koncentrować się bardziej i bardziej(...) Aby więc przemiana została doprowadzona do końca, należy uświadomić sobie, w jakie zwierze zaczynamy się zmieniać. Nie mówimy tu o gatunku ani konkretnej nazwie. Musimy jednak wiedzieć, czy postać, jaką przyjmujemy, stanowi ptak, ryba, duży czy mały ssak itp. Ta umiejętność pozwala nam na przygotowanie otoczenia do naszej przemiany...”

To miało sens. Gdyby Malfoy, zgodnie ze swoimi obawami, miał przemienić się w słonia, biblioteka nie byłaby raczej odpowiednim do tego miejscem.
Hermiona po raz kolejny skupiła się na swojej dumie, którą odczuwała, gdy ktoś wyśmiewał jej mugolskie pochodzenie. Przypominała sobie wszystkie pochwały profesorów, gdy wykazywała się niebywałą wiedzą. Po raz kolejny poczuła, że robi się coraz lżejsza, mało tego, siedząc na łóżku, zdawała sobie sprawę, że kładzie na nie coraz mniejszy nacisk. Nadal skupiała się tylko na swojej dumie, by tym razem doprowadzić przemianę do końca. Rozpoczęty proces dodatkowo jej w tym pomagał, ponieważ po raz kolejny opanowywała coś bardzo trudnego, wykraczającego poza umiejętności przeciętnych czarodziejów.
Jaką formę przyjmowała? Robiła się mniejsza, drobniejsza, to wiedziała na pewno, jednak to mógł być zarówno insekt, jak i drobny ssak. W pełnym skupieniu koncentrowała się na swojej dumie, badając przy tym zjawisko zainicjowania przemiany. Duma, tego nie mógłby reprezentować żaden insekt. Duma bardziej pasuje do...
Nagle poczuła mrowienie na plecach, już wiedziała.
Nie rozpraszając myśli, przeciwnie, skupiając się coraz bardziej na nowym osiągnięciu, wstała i otworzyła okno.

Była gotowa.



----
No i jest rozdział szósty, który czekał na publikację od początku tygodnia. Pracuję już nad ciągiem dalszym, jednakże zapalenie ucha, a więc ostry ból władający połową mojej twarzy trochę mnie obezwładnia intelektualnie. Nie chcę wrzucać tutaj jakiś strzępów nędznego tekstu, ani zmuszać was do czytania zdań po trzy razy, żeby udało wam się zrozumieć "co autor miał na myśli", dlatego nie potrafię powiedzieć kiedy pojawi się rozdział siódmy. No i wiadomo, że czekanie zaostrza apetyt, także... :D

8 komentarzy:

  1. Znowu skończyłaś w takim momencie, a ja nie wiem do czego pasuje duma ;__; (ale sie domyślam :D) . Ach, żeby tylko Ron nie zepsuł wszystkiego! Bo normalnie nie wiem, co mu zrobię! Albo wiem! Zrobię z nim to samo, co Ty z moim routerem jeśli będzie świrować! :D Życzę powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm z tego co zdążyłam się zorientować po rozbudowanym opisie fabuły to jednak popsuje. Jest kretynem, przykro mi xD Poleją się łzy, oj poleją.
      Dzięki, na razie żyję na przeciwbólowych i jakoś daję radę ;D

      Usuń
    2. Ja tam nigdy za nim nie przepadałam xD

      Usuń
  2. Czemu zawsze kończysz w takim momencie???
    Super rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego, że inaczej nikt nie czekałby na kolejną część ;D
      Dziękuję :)

      Usuń
  3. To jak opisujesz "oswajanie" się Dracona i Hermiony jest takie urocze...Ich pierwsze kroki razem...czyta się to wszystko bardzo lekko, z uśmiechem na ustach. Ten Ron...a zresztą. Niech dalej żyje w błędnym przekonaniu, że Granger go kocha. Czasami lepiej nie wyprowadzać kogoś z błędu, zwłaszcza gdy tym kimś jest nadwybuchowy Ronald Weasley;)Nie mogę się doczekać ciągu dalszego!
    Życzę Ci dużo zdrówka i szybkiego powrotu do nas.
    A co do Twojego komentarza u mnie- mam nadzieję, że ilość Cię nie zrazi. Z niecierpliwością bd czekać na opinię;) Fakt M. ma coś w sobie;D
    Ściskam mocno!
    Villemo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Ron jak Ron, działa pod wpływem emocji i nie można mu nic za to zrobić (no może nic poza tym, co ja mu zrobię na samym końcu, ale o tym za jakieś półtora miesiąca ;-) )
      Cieszę się, że lekko się to czyta, miałam nadzieję, że nie zanudzam za bardzo xD
      Dziękuję bardzo <3

      Usuń