„Dobra,
może to nie było do końca rozsądne, żeby się na to zgadzać.
Może wcale nam nie wyjdzie z tą animagią, ale warto spróbować. W
sumie zawsze chciałem wiedzieć, jak się czuje taki animag w
postaci zwierzęcia – czy to takie dziwne uczucie, jak opisują w
książkach, czy człowiek myśli wtedy tak samo jak w swojej
naturalnej postaci i tak dalej. Tak czy inaczej postanowiłem dla
niej zaryzykować i zrobię wszystko, żeby się udało. Obym tylko
nie był jakimś wielkim słoniem, kiedy już mi się uda, bo tego
bym nie zniósł.
Kiedy
widziałem jak patrzy na mnie tymi swoimi brązowymi, błyszczącymi
oczami i prosi mnie, żebym spróbował. Jak, do cholery, miałbym
jej odmówić? To było po prostu niewykonalne. Słowo „nie”
ugrzęzłoby mi w przełyku i udusiłbym się na jej oczach.
Mimo
wszystko cholernie boję się, że ją zawiodę. Ona jest
utalentowana, zdolna, mądra i oczytana. Ludzie porównują ją do
Roweny, a ja? Syn bogatego arystokraty, wielkie, nadziane zero. Może
i nieźle radzę sobie u Snape'a, ale transmutacja? Jak mam nauczyć
się przemiany w zwierzę, skoro ledwo udało mi się ostatnio
zamienić cytrynę w kolibra? Na czym w ogóle polega przemiana,
dzięki której stałbym się animagiem? Mam zacząć jeść karmę
dla zwierząt?
Okej,
uspokój się Draco. Obiecała, że ci pomoże, tak? Będziecie uczyć
się razem, przecież nie możesz jej zawieść. Nie po tym, jak w
końcu pojawiło się małe światełko w tunelu, przebłysk nadziei
pomiędzy chmurami rzeczywistości.
O
tak, zrobił się ze mnie poeta, pięknie.
Co
ze mną zrobiłaś, panno Granger?”
„To
oczywiste, że ja też się boję. Animagia to nic prostego.
Może
byłoby łatwiej, gdybym zaczęła się tego uczyć, zanim on mi o
wszystkim powiedział.
Przemiana
w zwierzę wymaga maksymalnego skupienia, a moje myśli ciągle
wędrują do tamtych chwil, gdy po raz pierwszy usłyszałam od
niego, co on tak naprawdę czuje. Nie ma chwili, w której nie
analizowałabym naszych rozmów w poszukiwaniu jakichś podejrzanych
sygnałów. Oczywiście, obiecałam sobie, że mu zaufam, ale tak
ciężko mi w to uwierzyć, że podświadomie nastawiam się na
okrutne zakończenie tej znajomości.
Bo
cała ta sytuacja przypomina mi historię z dobrej, romantycznej
książki.
Chłopiec
potajemnie kochający się w dziewczynie, którą nienawidzić każą
mu rodzina i przyjaciele. Dla mnie to wszystko pachnie Szekspirem,
przeraża mnie jednak fakt, że jego utwory przeważnie kończą się
tragedią.
Jak
skupić się więc na tym własnym wnętrzu, tak jak każą
podręczniki, gdy moje myśli są dosłownie wszędzie? Ciężko
pozbierać je do kupy, podczas gdy Draco przewrócił moje życie do
góry nogami.
Zdaję
sobie sprawę z tego, że tamten wieczór zmienił wszystko. Od
tamtej pory jestem kimś zupełnie innym i to przeraża mnie
najbardziej. To, że nie mogę skupić się na nauce, że przesiaduję
w bibliotece, czytając te kilka fragmentów z jego dziennika, to, że
zastanawiam się, kiedy w końcu go zobaczę.
Czy
on faktycznie zaryzykowałby dla mnie życie?
Wiem,
że to tylko głupi frazes, że tak się mówi, żeby zdobyć czyjeś
zaufanie, czy wyrazić swoją sympatię. Powinnam tak to odbierać,
ale w jego ustach te słowa brzmiały tak poważnie. Zbyt poważnie
jak na piętnastoletniego chłopaka.”
Siedziała
właśnie w bibliotece, próbując skoncentrować myśli na własnym
wnętrzu. Jaka cecha górowała w niej nad innymi?
Pomyślała
o mądrości. Słyszała komentarze, w których porównywano ją z
samą Roweną Ravenclaw, najmądrzejszą czarownicą w historii. To
oczywiste, że w swoich oczach nie była tak mądra, jednak
faktycznie kochała książki. To do nich uciekała, gdy borykała
się z jakimś problemem, to za ich pomocą konfrontowała się z
rzeczywistością.
Problem
polegał jednak na tym, że gdy skupiała się na swojej umysłowości,
nic się nie działo.
Minął
już tydzień od kiedy zaczęła ćwiczenia, a jak dotąd nie zrobiła
żadnych postępów, tkwiła w martwym punkcie.
Postanowiła
spróbować innej drogi, widziała tę wskazówkę w „Tajemnicach
transmutacji”.
Zaczęła
przypominać sobie wszystkie momenty, w których cierpiała. „Ból
to silne uczucie, nieprzyjemne, ale bardzo silne.”
Wcale
nie zdziwiła się, gdy wszystkie obrazy, jakie przesuwały się
przed jej oczami, miały związek z Malfoyem. W końcu on CHCIAŁ,
żeby go nienawidziła i robił wszystko, by to osiągnąć. Tak
właśnie było przez ponad cztery lata i zmieniło się dopiero
miesiąc temu.
Przypomniała sobie
wszystkie momenty, w których stała z nim twarzą w twarz. Zawsze
miał ten sam uśmiech wyrażający szyderczą satysfakcję, gdy w
jej oczach pojawiały się łzy, a wszyscy dokoła śmiali się
głośno z jego złośliwej uwagi.
Co wtedy robiła?
Odgryzała mu się, albo odchodziła. Zawsze z wysoko uniesioną
głową. Z dumą.
Duma.
Nagle owładnęło
nią to, co czuła za każdym razem, gdy mijała go na korytarzu, nie
zwracając na niego uwagi. Czuła, że jej umiejętności znaczą
więcej, niż czysta krew, niż jego pieniądze i pozycja społeczna.
Głęboka satysfakcja z bycia sobą wypełniała ją od środka.
I wtedy poczuła, że
robi się fizycznie lżejsza, drobniejsza, zupełnie tak, jakby
znikała. Przestraszyła się tego uczucia, skupiła się na nim i
nagle ono znikło. Zrozumiała wtedy, co stanowi trudność w
animagii.
Niełatwo było
odkryć swoje prawdziwe, najsilniejsze oblicze, ale jeszcze trudniej
było nad nim zapanować. Prawdziwą trudność sprawiało
zatrzymanie go w sobie. Należało zrobić wszystko, by żadne z
uczuć nie przewyższało tego najważniejszego w chwili przemiany.
Ponieważ tylko ta jedna cecha była w człowieku na tyle potężna,
że mogła go przetransmutować, zmaterializować się w postaci
zwierzęcia.
Hermiona postanowiła
jednak nie mówić o tym Draconowi, chciała, by odkrył to
samodzielnie. Zostawiła mu jednak wskazówkę. Nabazgrała na kartce
kilka słów i odłożyła ją między stronice „Tajemnic
transmutacji” w miejsce, gdzie znajdowała się cenna uwaga, z
której skorzystała.
„Na pewno będzie
tego potrzebował” - pomyślała i wyszła z biblioteki. Czuła się
kompletnie wyczerpana.
Kazała mu zaglądać
do jakiejś książki, gdy będzie miał problemy z ćwiczeniami. Co
to było?
Jakieś opasłe
tomiszcze oprawione w zieloną skórę. Złote, poplamione litery, to
pamiętał, ale tytuł? Zdaje się, że za bardzo skupiał się na
jej długich rzęsach, gdy próbowała wbić mu go do głowy.
Przechodził między
półkami w dziale dotyczącym transmutacji, ale nic zielonego nie
rzuciło mu się specjalnie w oczy. Zdecydował się poprosić o
pomoc.
-Przepraszam -
mruknął do pani Pince, wcielając się w swoją zwykłą rolę.
-Czy może mi pani pomóc w znalezieniu pewnej książki? - zapytał
rzeczowym, suchym tonem.
Bardzo zależało mu
na tym, żeby brzmieć jak uczeń, który potrzebuje materiałów do
wykonania karnego zadania.
Bibliotekarka
zmierzyła go wzrokiem i zrobiła najkwaśniejszą z zestawu swoich
wrednych min.
-Czego
potrzebujesz? - spytała, wstając, a jej głos zdecydowanie nie
przypominał tego, którym polecała pierwszakom przeczytanie
Historii
Hogwartu.
Najwidoczniej wciąż pamiętała jeszcze incydent sprzed kilku
tygodni, gdy razem z kumplami dręczył on bezbronną Gryfonkę.
-Potrzebuję jakiejś
książki, w której znalazłbym informacje o sztuce animagii.
Kobieta zmierzyła
go ponownie wzrokiem, po czym zabrała z biurka swoje okulary, wstała
i ruszyła żwawym krokiem w kierunku działu dotyczącego
transmutacji. Malfoy powlókł się za nią, żałując, że w ogóle
poprosił ją o pomoc.
Chwilę później
stał już w pięcioma wielkimi księgami złożonymi na jego
ramionach, a pani Pince wciąż ze skupieniem przeglądała półki.
-Och tak, jest
jeszcze ta. Zdaje się, że ostatnio wypożyczała ją panna Granger,
więc nie wiem, czy nie będzie pan bał się wziąć tego do ręki -
powiedziała ironicznym tonem, trzymając w ręku księgę oprawioną
w zieloną skórę.
-Zdaje się, że
tego właśnie szukałem. Słyszałem, że jest tam wiele cennych
informacji, które mogą mi się przydać - oznajmił, starając się,
by jego ton nadal należał do tego samego, zarozumiałego Ślizgona,
którego udawał przez całe życie.
-Cóż,
mam nadzieję, że potrzebujesz tego do sporządzenia jakiegoś
wypracowania - usłyszał ten sam wredny głos, dochodzący zza kupy
trzymanych przez siebie ksiąg. -Raczej wątpię, by to mogło
przydać ci się w praktyce. Animagia
to trudna sztuka, zdecydowanie przekraczająca umiejętności takich
jak ty. - Najwidoczniej ta kobieta poczuła palącą potrzebę, by
dogryźć mu jak najboleśniej. Nie miał pojęcia skąd u
bibliotekarki wzięły się takie pokłady nienawiści, nie brał
tego jednak do siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że
pani Pince krytykuje osobowość, za którą on sam serdecznie siebie
nienawidził. Po ostatnich słowach chętnie przybiłby jej piątkę,
jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, już jej nie było.
Odłożył
więc na miejsce wszystkie niepotrzebne mu pozycje i zostawił sobie
Tajemnice transmutacji.
Usiadł
w ślepym zaułku z dala od biurka bibliotekarki i zaczął
przeglądać spis treści.
Odnalazł
rozdział dotyczący animagii ze znajomym puchatym kotem na pierwszej
stronie, obok którego znajdowały się główne informacje dotyczące
przemiany w zwierzęta. Znał ten tekst, Hermiona opowiedziała mu go
szczegółowo w łazience na drugim piętrze. Przewracał strony,
choć w zasadzie nie miał pojęcia, czego się spodziewa. Wielkiego,
jaskrawego znaku : „ZACZNIJ OD TEGO”? Chciał zacząć jak
najszybciej, by nadrobić zaległości. Mógł się założyć, że
Gryfonce już udało się poczynić postępy, podczas gdy on nie miał
nawet czasu, by wstąpić do biblioteki choćby na moment. Tegoroczny
sezon quiddicha wysysał z niego całą energię, a przed meczem z
Krukonami musieli naprawdę ostro trenować.
Przerażał
go fakt, że tekst w książce nic mu nie mówił. Historia
pierwszych animagów, zwierzęta, w jakie do tej pory przemieniali
się czarodzieje, zasady rejestracji. Nic praktycznego, sama nic
nieznacząca teoria, o której Hermiona na pewno powiedziałaby „To
bardzo ważne. Najlepiej żebyś przeczytał to wszystko zanim
przejdziesz do praktyki.” On jednak czuł palącą potrzebę, aby
zacząć właśnie od ćwiczeń. Nie cierpiał magii teoretycznej,
uważał, że czytanie o zaklęciach jest tak samo fascynujące i
potrzebne w życiu jak samo wróżbiarstwo.
W
końcu trafił na stronę zaznaczoną kawałkiem pergaminu.
Automatycznie rozpoznał pismo z notatek ukradzionych przez
Zabiniego.
„Jeśli
jeszcze nie zacząłeś, to zerknij na orientalny wzorek.”
Zastanawiał
się jak dawno zostawiła mu tą wiadomość i jakie postępy zrobiła
od momentu, w którym tekst pod motywami orientu wydał jej się być
przydatnym w praktyce.
Czy
potrafiła już przemienić się w zwierzę? Wcale by się nie
zdziwił, gdyby tak było. Ta dziewczyna miała więcej zdolności
magicznych, niż wszyscy Ślizgoni czystej krwi razem wzięci.
Przeczytał
tekst umieszczony we wskazanej przez nią ramce. Fragment mówił o
korzystaniu z animagii w średniowiecznej Azji. Przedstawiał
technikę, która polegała na odnajdowaniu swojego prawdziwego
oblicza poprzez zadawanie sobie cierpienia.
„...Człowiek
staje się sobą dopiero w obliczu śmierci lub w chwilach bólu
przekraczającego granice wytrzymałości. Gdy jego życie wisi na
włosku, odkrywa to, czego zawsze pragnął. Gdy cierpi, budzą się
w nim dotychczas skrywane instynkty...”
Słowo
„instynkt” miało kluczowe znaczenie dla całości opisywanej
techniki. Według podanej niżej wskazówki, człowiek musiał wracać
swoimi wspomnieniami do momentów, w których najbardziej cierpiał,
aby zrozumieć czym kieruje się w swoim życiu, a w rezultacie
odkryć prawdę o sobie samym.
Próbował
przypomnieć sobie momenty, w których doświadczał prawdziwego
bólu. Atak hipogryfa? Nie, to prawie nie bolało. Upadek z miotły
podczas treningu? To też nie wydawało mu się w tamtej chwili
niczym nadzwyczajnym. Wypadki, uderzenia, rany. Nic, co mogłoby mu
pomóc odkryć siebie, zwłaszcza, że zazwyczaj musiał wtedy udawać
i zachowywał się jak kompletny kretyn. Całe życie udawał, a
wszystko po to, żeby świat nie odkrył prawdy o jego uczuciach.
Wszystko by chronić ją przed swoją rodziną i przed Ślizgonami.
Prawdziwie
cierpiał tylko wtedy, gdy uświadamiał sobie, że tkwi w sytuacji
bez wyjścia. Gdy przypominał sobie, że jego szczęście zależy od
dziewczyny, która go nienawidzi za to, kim nie jest. Kiedy
uświadamiał sobie po raz setny, że jego rodzice nie dopuściliby
do splamienia rodu mugolską krwią. Zawsze cierpiał dla niej, choć
ona miała go za swojego najgorszego wroga. Nie potrafił przestać
jej kochać i to był największy ból, jaki czuł. To była prawda o
nim.
Przesiedział
trzy popołudnia w bibliotece, myśląc o tym, jak wiele oddałby za
„legalną” miłość. Próbował skupić się na wszystkich
momentach, w których przytłaczała go świadomość jego położenia.
Nie potrafił jednak zrozumieć, jaką jego cechę uwidaczniała ta
sytuacja.
Przez
pewien czas zdawało mu się, że to wszystko ukazuje jego
wytrwałość. Spędził cały wieczór, próbując się na tym
skupić, jednak to nic nie dało. Następnego dnia doszedł do
wniosku, że buntownicze uczucie może być z jego strony
nieposłuszeństwem. To jednak również nie przynosiło skutków,
więc poddał się już po dwóch godzinach.
Zbliżał
się czas zamknięcia biblioteki.
Uświadomił
sobie, że spędził już piąty dzień na poszukiwaniu swojego
prawdziwego oblicza i wciąż nic się nie wydarzyło. Minęły już
prawie dwa tygodnie, od kiedy obiecał Hermionie, że dla niej nauczy
się przemiany w zwierzę, ale najwidoczniej pani Pince miała rację.
Był beznadziejny i kompletnie nie nadawał się do zaawansowanej
magii.
Właśnie
zastanawiał się jak powiedzieć dziewczynie, że nic z tego nie
będzie, że rezygnuje, gdy pojął, co jest jego najsilniejszą
cechą. To znajome uczucie ukłucia żalu w sercu powiedziało mu
wszystko.
Rezygnacja.
Moment, w którym, najczęściej samemu sobie, mówi, że się
poddaje. Całe życie rezygnował z Hermiony, ponieważ uważał, że
nie jest w stanie powiedzieć jej o wszystkim prosto w twarz.
Zrezygnował z bycia sobą. Zrezygnował ze szczerej rozmowy z ojcem.
A teraz chciał zrezygnować z ich znajomości, którą jakimś cudem
udało się zbudować. Chciał zrezygnować z niej po raz drugi.
Spróbował
skupić się na tym uczuciu. Próbował skupić się na swojej
rezygnacji, ale teraz, gdy już wiedział, co tak naprawdę może mu
pomóc, nie czuł się zrezygnowany. Chciał z całych sił, czuł
przypływ nowej energii i wiedział już, że tego dnia, z powodu
ekscytacji, nie będzie w stanie zamienić się w zwierzę. Wkrótce
pani Pince oznajmiła głośno (co nie zdarzało się u niej często),
że za chwilę biblioteka zostanie zamknięta, więc Draco był
zmuszony opuścić swój kąt i wrócić do lochów. Wiedział
jednak, że najbliższe dni przyniosą wielkie zmiany. Czuł ogromne
podniecenie, zastanawiając się w jakie zwierze uda mu się
przemienić.
Zajęcia
z numerologii były ostatnimi tego dnia w jej planie.
Pogrążona
w myślach Hermiona niewiele rozumiała z wykładu, jaki właśnie
prowadziła profesor Vector. Wszystkie słowa zlewały jej się
powoli w jedno, by w końcu zniknąć gdzieś pomiędzy zawirowaniem
myśli w głowie Gryfonki.
Minął
kolejny tydzień treningu, a jedyne, co udało jej się osiągnąć,
to to dziwne uczucie lekkości i kruchości, którego teraz
doświadczała każdego dnia podczas ćwiczeń. Obiecała sobie, że
weekend poświęci na dalsze ćwiczenia, przecież proces przemiany
nie mógł polegać jedynie na koncentracji. Było coś jeszcze, coś,
co najwidoczniej przeoczyła, czytając książki o animagii.
Usłyszała
niewyraźny dźwięk dzwonu sygnalizującego koniec lekcji, który
sprawił, że wyrwana z zamyślenia aż podskoczyła na swoim
stanowisku. Półprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po sali, która
była już prawie pusta. Szybko zebrała swoje rzeczy i wyszła z
klasy. Po chwili jednak usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu.
-Och,
cześć Ernie - przywitała się, gdy Puchon dorównał jej kroku.
-Hermiona,
posłuchaj... - zaczął niepewnie, co w ostatnim czasie nie wróżyło
Hermionie niczego dobrego. -Dostrzegłem, że ostatnio jesteś bardzo
rozkojarzona. Czy coś się stało?
Och,
fantastycznie. Jeszcze jeden zatroskany znajomy, który koniecznie
musi stwarzać niezręczne sytuacje i zmuszać swojego rozmówcę do
kłamstw.
-Ja?
Rozkojarzona? - spytała, udając zdziwienie. -Wydawało ci się.
-No
cóż, podejrzewam, że nie tylko ja to zauważyłem. Nawet sama
Septima była zaskoczona, gdy na słowa „Czy ktoś ma jakieś
pytania?” nie podniosłaś ręki.
-Och,
no faktycznie, na chwilę się wyłączyłam - przyznała niechętnie.
-To nic takiego, mam ostatnio sporo spraw na głowie. Sam wiesz jak
to jest, kiedy każdy potrzebuje twojej pomocy, a ty nie masz czasu
dla siebie.
Dostrzegła
porozumiewawczy uśmiech malujący się na twarzy MacMillana. No tak,
ten chłopak nabierze się na każdą wzmiankę o tym, jak wiele mają
ze sobą wspólnego.
-No
tak, wiem co czujesz - przyznał, w razie gdyby jego mina nie
wyraziła całego zrozumienia dla sytuacji. -Ale na pewno wszystko
okej?
To
pytanie obudziło w niej chęć mordu, jednak ze słodkim uśmiechem
potwierdziła, że wszystko w porządku, po czym zeskoczyła z
ostatnich dwóch schodów i już jej nie było.
Postanowiła
zajrzeć do biblioteki wcześniej niż zwykle. Zaczynał się
weekend, a ona nie miała zbyt wiele pracy domowej, więc uznała, że
najlepiej będzie poświęcić cały czas wolny trenowaniu animagii.
Wsunęła
się cicho przez wielkie drzwi i powędrowała do działu z księgami
o transmutacji. Nie spodziewała się tam nikogo w piątkowe
popołudnie, a jednak kąt między półkami był już zajęty.
-Malfoy
-szepnęła tak cicho, jak tylko mogła.
Blondyn
spojrzał na nią zdziwiony, ale chwilę później na jego twarzy
wykwitł delikatny, ciepły uśmiech.
-Dawno
cię nie widziałem -szepnął, gdy kucnęła obok niego. -Jak leci?
Na
to pytanie Gryfonka pokręciła głową.
-Praktycznie
stoję w miejscu. A co u ciebie?
-Teraz
już wszystko dobrze - odpowiedział wpatrując się w jej oczy jak
zaklęty.
Poczuła,
że się rumieni, ale nie próbowała tego ukryć. Zawsze byli wobec
siebie całkowicie szczerzy i naturalni, nie widziała już sensu w
skrywaniu przed nim czegokolwiek.
Oboje
wiedzieli, że nie mogą siedzieć razem i uczyć się jak gdyby
nigdy nic. Jedna, przypadkowo zabłąkana w bibliotece osoba mogłaby
zniszczyć wszystkie pozory, jakie udało im się stworzyć w ciągu
ostatniego miesiąca.
Draco
już wstawał, żeby zostawić ją samą i pozwolić jej się uczyć,
kiedy ona położyła mu dłoń na kolanie.
-Siedź,
wypożyczę sobie coś i poczytam w pokoju. Zdaje się, że
dziewczyny wybierały się gdzieś z jakimiś Krukonami.
Miał
ochotę zaproponować jej, żeby pouczyli się razem, ale wiedział,
że nie może. To byłoby zbyt ryzykowne i właśnie dlatego animagia
była im potrzebna.
Czuł,
że nie jest w stanie normalnie funkcjonować bez rozmowy z nią. To
przypadkowe spotkanie w bibliotece było dla niego jak orzeźwiający
łyk wody po długim spacerze w upale.
-Powodzenia
- powiedział, podając jej niezbyt gruby, wyświechtany tom
oprawiony w bordową skórę.
-Dzięki
- odpowiedziała, nie spoglądając nawet na tytuł.
Ta
sucha wymiana uprzejmości i jej mina zasugerowały mu, że Hermiona
pomyślała o tym samym. Jeśli chcą spędzać razem czas, muszą
przyłożyć się do ćwiczeń.
-Daj
spokój, Ron. Przecież to wcale nie musi być jego - uspokajał
przyjaciela Harry.
-Nie
jego?! Widziałem jego pismo, jest identyczne!
Rudzielec
stał na środku dormitorium chłopców ze skrawkiem sfatygowanego
pergaminu w ręku.
-Przesadzasz.
Owszem, Malfoy jest podłym gnojkiem, ale nie wydaje mi się, żeby...
-A
mi się właśnie wydaje! Jeśli uważasz, że ja pozwolę mu
skrzywdzić Hermionę, to się grubo mylisz! - nawrzeszczał na
przyjaciela, po czym opadł na łóżko. -Mam wrażenie, że on chce
to zrobić, żeby mi dopiec.
Potter
spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-A
ty co masz do tego? - zapytał niepewnie, nie wiedząc, czego może
się spodziewać.
-Harry,
jak to co? Najwidoczniej ta fretka już załapała, że nas z
Hermioną ciągnie do siebie i chce zrobić wszystko, żeby nas
rozdzielić - wytłumaczył, a ton jego głosu brzmiał tak, jakby
tłumaczył pierwszorocznemu zasady działania zaklęcia lumos.
-Nawet
jeżeli, to nie znam mądrzejszej dziewczyny od niej. Kto jak kto,
ale ona nie dałaby się uwieść Ślizgonowi od tak po prostu.
Gdy
wróciła do dormitorium, dziewczyn już nie było. Rozsiadła się
więc wygodnie na swoim łóżku i zaczęła szukać nowych wskazówek
w księdze, którą dostała od Dracona.
Widząc
grubość tomu, domyśliła się, że chłopak wziął go do ręki
tylko dlatego, że miał mało stron, on zdecydowanie unikał
długich, ciężkich tekstów. Miała zacząć przeglądać go od
początku, jednak uświadomiła sobie, że na pewno nie dostała tej
książki bez powodu.
Nie
pomyliła się, jedna ze stron była wyraźnie zaznaczona. Otworzyła
więc na rozdziale „Animagia – sztuka czy sztuczka?”, gdzie
włożony był ten sam fragment pergaminu, który wcześniej
zostawiła w Tajemnicach transmutacji. Na odwrocie znajdowało
się kilka tajemniczych słów.
Jutro
o północy na pomoście.
Gryfonka
poczuła dreszcz, który przeszedł po jej plecach. Wyciągnęła
karteczkę i zaczęła czytać fragment rozdziału podkreślony przez
kogoś piórem. Nie wiedziała co przeraziło ją bardziej – słowa
zapisane przez Ślizgona, czy to, że ktoś (oby nie Malfoy) odważył
się podkreślić tekst atramentem. Gdyby pani Pince to spostrzegła,
byłaby niezła afera.
Zaznaczony
fragment był wskazówką, której potrzebowała. Nie wiedziała, jak
Draco to znalazł, ale najwidoczniej nie przeceniła jego
umiejętności, mówiąc, że da sobie radę.
„...Najtrudniejszym
elementem przemiany animagicznej jest odnalezienie najsilniejszej
cechy swojej osobowości. Pozwala to na zainicjowanie przemiany i
wstępne modyfikacje ciała. Niewielu czarodziejów wie jednak, że
nie wystarczy to do osiągnięcia celu. Tkwią więc w jednym
punkcie, próbując koncentrować się bardziej i bardziej(...) Aby
więc przemiana została doprowadzona do końca, należy uświadomić
sobie, w jakie zwierze zaczynamy się zmieniać. Nie mówimy tu o
gatunku ani konkretnej nazwie. Musimy jednak wiedzieć, czy postać,
jaką przyjmujemy, stanowi ptak, ryba, duży czy mały ssak itp. Ta
umiejętność pozwala nam na przygotowanie otoczenia do naszej
przemiany...”
To
miało sens. Gdyby Malfoy, zgodnie ze swoimi obawami, miał
przemienić się w słonia, biblioteka nie byłaby raczej odpowiednim
do tego miejscem.
Hermiona
po raz kolejny skupiła się na swojej dumie, którą odczuwała, gdy
ktoś wyśmiewał jej mugolskie pochodzenie. Przypominała sobie
wszystkie pochwały profesorów, gdy wykazywała się niebywałą
wiedzą. Po raz kolejny poczuła, że robi się coraz lżejsza, mało
tego, siedząc na łóżku, zdawała sobie sprawę, że kładzie na
nie coraz mniejszy nacisk. Nadal skupiała się tylko na swojej
dumie, by tym razem doprowadzić przemianę do końca. Rozpoczęty
proces dodatkowo jej w tym pomagał, ponieważ po raz kolejny
opanowywała coś bardzo trudnego, wykraczającego poza umiejętności
przeciętnych czarodziejów.
Jaką
formę przyjmowała? Robiła się mniejsza, drobniejsza, to wiedziała
na pewno, jednak to mógł być zarówno insekt, jak i drobny ssak. W
pełnym skupieniu koncentrowała się na swojej dumie, badając przy
tym zjawisko zainicjowania przemiany. Duma, tego nie mógłby
reprezentować żaden insekt. Duma bardziej pasuje do...
Nagle
poczuła mrowienie na plecach, już wiedziała.
Nie
rozpraszając myśli, przeciwnie, skupiając się coraz bardziej na
nowym osiągnięciu, wstała i otworzyła okno.
Była
gotowa.
----
No i jest rozdział szósty, który czekał na publikację od początku tygodnia. Pracuję już nad ciągiem dalszym, jednakże zapalenie ucha, a więc ostry ból władający połową mojej twarzy trochę mnie obezwładnia intelektualnie. Nie chcę wrzucać tutaj jakiś strzępów nędznego tekstu, ani zmuszać was do czytania zdań po trzy razy, żeby udało wam się zrozumieć "co autor miał na myśli", dlatego nie potrafię powiedzieć kiedy pojawi się rozdział siódmy. No i wiadomo, że czekanie zaostrza apetyt, także... :D
Znowu skończyłaś w takim momencie, a ja nie wiem do czego pasuje duma ;__; (ale sie domyślam :D) . Ach, żeby tylko Ron nie zepsuł wszystkiego! Bo normalnie nie wiem, co mu zrobię! Albo wiem! Zrobię z nim to samo, co Ty z moim routerem jeśli będzie świrować! :D Życzę powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuńHmmm z tego co zdążyłam się zorientować po rozbudowanym opisie fabuły to jednak popsuje. Jest kretynem, przykro mi xD Poleją się łzy, oj poleją.
UsuńDzięki, na razie żyję na przeciwbólowych i jakoś daję radę ;D
Głupi Ron ;__;
UsuńJa tam nigdy za nim nie przepadałam xD
UsuńCzemu zawsze kończysz w takim momencie???
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :-)
Dlatego, że inaczej nikt nie czekałby na kolejną część ;D
UsuńDziękuję :)
To jak opisujesz "oswajanie" się Dracona i Hermiony jest takie urocze...Ich pierwsze kroki razem...czyta się to wszystko bardzo lekko, z uśmiechem na ustach. Ten Ron...a zresztą. Niech dalej żyje w błędnym przekonaniu, że Granger go kocha. Czasami lepiej nie wyprowadzać kogoś z błędu, zwłaszcza gdy tym kimś jest nadwybuchowy Ronald Weasley;)Nie mogę się doczekać ciągu dalszego!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo zdrówka i szybkiego powrotu do nas.
A co do Twojego komentarza u mnie- mam nadzieję, że ilość Cię nie zrazi. Z niecierpliwością bd czekać na opinię;) Fakt M. ma coś w sobie;D
Ściskam mocno!
Villemo
Oj tak, Ron jak Ron, działa pod wpływem emocji i nie można mu nic za to zrobić (no może nic poza tym, co ja mu zrobię na samym końcu, ale o tym za jakieś półtora miesiąca ;-) )
UsuńCieszę się, że lekko się to czyta, miałam nadzieję, że nie zanudzam za bardzo xD
Dziękuję bardzo <3