„Udało
się. W jaki sposób opanowałem sztukę animagii w dwa tygodnie?
Dzięki niej. Gdyby nie Hermiona, nie wiedziałbym nawet, gdzie
szukać informacji na ten temat, a ona po prostu powiedziała mi, co
muszę zrobić. Odnoszę wrażenie, że wiedziała nawet, z czym będę
miał największy problem. Czy znała moją najsilniejszą cechę
przede mną? Nie mam pojęcia. Uwierzyła we mnie i to odmieniło
dosłownie wszystko. Gdyby nie ona, zrezygnowałbym z tego szybciej,
niż zacząłem.
Dlatego
kiedy już coś zaczynało się dziać, kiedy poczułem tą lekkość
owładającą moim ciałem, wiedziałem, że czas na mój ruch. Skoro
ona zatrzymała się w tym momencie, nie było możliwości, żebym
poszedł o krok naprzód bez jakiejś wskazówki. I gdyby nie ta
bibliotekarka, nigdy bym jej nie znalazł. „Prymitywna książka o
animagii, coś dla ciebie”, też mi coś. Ten „prymitywny”
tekst okazał się być po prostu podręcznikiem do nauki animagii, a
oni wycofali go z listy jako nic nieznaczące, nikomu nieprzydatne
bzdury. Brawo. Nie dziwię się, że ludzie uznają przemianę
czarodzieja w zwierzę za sztukę zaawansowanej magii, skoro właściwe
wskazówki uznali za niegodne wykorzystania przy nauczaniu.
Nie
jestem w stanie opisać tego, co poczułem zamieniając się w ptaka.
Mniejsza z tym, że mogłem latać, wiedziałem, że nareszcie będę
mógł z nią rozmawiać bez tego całego cyrku, który odgrywamy
przy ludziach!
Kiedy
spotkałem ją w bibliotece przed kilkoma godzinami, uświadomiłem
sobie, że zrobiłbym wszystko, żeby zmienić obecną sytuację. Nie
jestem już w stanie myśleć o tym, jak ułożyć sobie życie bez
niej, dla mnie to po prostu niemożliwe. Tutaj nawet Obliviate
by nie pomogło, co najwyżej Avada wymierzona we mnie z różdżki
Czarnego Pana. Tyle lat myślałem, że nic nie mogę zrobić, że
tak już zostanie na zawsze, a teraz? Teraz, gdy pojawiła się
iskierka nadziei tląca się w jej oczach, nie mogę z niej
zrezygnować.
Jest
już za późno.”
„To
takie niesamowite uczucie.
Żadne
słowa nie wyrażą tego, jak bardzo wdzięczna jestem mu za to, że
pomógł mi zostać animagiem. Że pomogliśmy sobie nawzajem. Teraz
wszystko będzie inaczej, jestem tego pewna.”
Całą
sobotę świeciło wiosenne słońce, sprzątające z błoni Hogwartu
resztki wyjątkowo mroźnej zimy. Ptaki wesoło śpiewały wokół,
oznajmiając nadejście nowej pory roku, kojarzącej się wszystkim z
przyjemnym, świeżym powietrzem, mnóstwem kolorowych kwiatów i
mocą zieleni.
Hermiona spędziła
ten dzień na przechadzce nad jeziorem, podczas której upewniała
się, iż jej umiejętności animagiczne nie zanikły. Kolejne
przemiany były już dziecinnie proste, w porównaniu do tej
pierwszej, w której musiała pojąć to, dlaczego jej postać będzie
wyglądała tak, a nie inaczej.
W ciągu dnia
przemieniła się już cztery razy, upewniając się przy tym, że na
pewno będzie w stanie dotrzeć na pomost w środku nocy bez żadnych
przeszkód. Jedyną obawą, jaka wciąż zajmowała jej myśli, były
trudności w koncentracji, które mogło wywołać zbliżające się
spotkanie z Draconem.
Uczucie, jakie
powoli rozpalał w niej Ślizgon, zaczynało ją martwić. Czy nie
zachowywała się przez niego jak typowa nastolatka, którą nigdy
nie chciała być? Bez względu jednak na to, czego chciała, nie
potrafiła opanować szybszego bicia serca, gdy spotykała go
przypadkiem na korytarzu.
Myśląc o tym,
uświadomiła sobie, że niepokojąco dawno dogryzali sobie przy
innych uczniach. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył tej
zmiany, a zbliżające się dni dadzą im okazję do naprawienia tego
błędu.
Choć kalendarzowa
wiosna zbliżała się wielkimi krokami, dni wciąż były krótkie
i, zanim uczniowie zdążyli nacieszyć się ciepłym dniem, nadszedł
wieczór, którego z upragnieniem wyczekiwała jedynie dwójka świeżo
upieczonych animagów.
Draco nie mógł
wylecieć przez okno swojego dormitorium z dwóch powodów.
Po pierwsze wszyscy
jego współlokatorzy postanowili wspólnie spędzić wieczór
właśnie tam, a po drugie w jego dormitorium... nie było okna.
Na wymyślenie
sposobu wydostania się z zamku o północy miał jednak cały dzień,
który spędzał w samotności, przechadzając się w okolicy
Zakazanego Lasu.
Nieco po dziewiątej
wieczorem Ślizgon wymknął się z pokoju wspólnego Slytherinu i
ostrożnie ruszył w kierunku sowiarni. Starał się zachowywać tak,
jakby szedł tam wysłać list do rodziców, mijał ostatnich
błąkających się po korytarzach uczniów, patrząc na nich z
pogardą. Zauważył, że coraz trudniej przychodziło mu udawanie
kretyna, w którego wcielił się w pierwszej klasie, wiedział
jednak, że teraz robi to dla niej, maskując ich przyjaźń.
Wspiął się po
schodach na sam szczyt Wieży Zachodniej, gdzie dopadł go koszmarny
odór ptasich odchodów zmieszany z zapachem siana. Popatrzył na
zaminowaną podłogę. Nie było mowy o tym, żeby zabrudził sobie
tym buty, Hermiona nie wysiedziałaby przy nim pięciu minut. On sam
przy sobie również. Wiedział jednak co robić.
Przywołał
wspomnienie z biblioteki, poczuł ogromną bezsilność, której
poddawał się tamtego wieczora, myślał o tym, jak powiedzieć
Hermionie, że nie mogą pójść tą drogą. Desperacja ogarniała
każdy z członków jego ciała, ale on nie poddawał się jej, wciąż
zadręczając swój umysł wyobrażeniami zawiedzionego wyrazu twarzy
Gryfonki. W ciągu tych kilku dni wytrenował w sobie umiejętność
całkowitego skupienia na tym jednym uczuciu, czuł to tak wyraźnie,
że niemalże jęczał z bólu, tłumiąc w sobie pozostałe emocje.
Proces ten, gdy jego
ciało powoli przekształcało się w drobnego, czarnego ptaka,
wydawał mu się nad wyraz długim W rzeczywistości cała przemiana
trwała niecałe trzy sekundy, w ciągu których jego ubranie
przetransmutowało się w pióra, a jasne włosy zaznaczyły się
drobnym jasnym ubarwieniem na czubku małej główki.
Chwilę później
siedział już na jednym z otworów zastępujących w sowiarni zwykłe
okna. Słyszał za sobą ciche pohukiwanie sów przerażonych,
zdziwionych i poirytowanych nagłym pojawieniem się drobnego kosa na
ich terytorium.
Nagle ptak poderwał
się do lotu i pofrunął w kierunku jeziora, które połyskiwało
delikatnie w świetle księżyca. Nie miał pojęcia dlaczego
przemieniał się w kosa, jednak drobne ciałko i ciemne upierzenie
bardzo przypadły mu do gustu jako jego zwierzęca forma.
Usiadł na pomoście
i przemienił się z powrotem w człowieka. Od szybkiego lotu kręciło
mu się w głowie, co wydawało mu się dość dziwnym, skoro był
przyzwyczajony do zawrotnych szybkości osiąganych na swojej miotle.
Miał ponad dwie
godziny do dwunastej. Nie miał pojęcia co będzie robił z całym
swoim wolnym czasem, który pozostał mu do przybycia Hermiony.
Dlaczego chciał
spotkać się o północy?
Mógł przecież
napisać „O dziesiątej”, dwie godziny nie zrobiłyby im wielkiej
różnicy, zwłaszcza, że Gryfonka na pewno nie brała pod uwagę
przemienienia się w zwierzę w swoim dormitorium.
Gdyby napisał „O
dziesiątej” ona już by tu była. Mógłby znów wpatrywać się w
jej oczy i cieszyć się, że jest blisko.
A potem nagle
ogarnęła go fala niepokoju, która zatopiła jego myśli serią
pytań.
A co, jeśli nie
udało jej się przemienić i będzie próbowała wymknąć się z
zamku mimo tego? A jeśli jej postać nie umożliwi jej przybycia?
Albo jeśli ktoś przyłapie ją na przemianie?
Te i wiele innych
pytań Malfoy zadawał sobie w kółko, czując jak wszystko to
zaczyna przeradzać się w obsesję.
Uspokój się,
idioto - pomyślał w końcu. -Ta dziewczyna poradzi sobie lepiej od
ciebie.
Myśl, że Hermiona
jest o wiele sprytniejsza od niego, od razu doprowadziła jego umysł
do porządku. Przestał się martwić, czekał.
Było wpół do
jedenastej gdy usłyszał cichy pisk. Nie wiedział skąd dochodzi
ani co może wydawać takie dźwięki, więc jedynie nasłuchiwał,
kierując swoją twarz na zamek. Obserwował niebo, ponieważ ten
dziwny odgłos zdawał się dochodzić gdzieś z góry, niczego
jednak nie widział.
Coś zafurkotało
niedaleko niego i obcy dźwięk zaczął dochodzić znad tafli
jeziora.
Doszedł do wniosku,
że źródłem tego dziwnego pisku jest jakieś drobne zwierze
latające wokół niego. Nietoperz?
Wszystko to trwało
jednak tylko kilka chwil, po których na pomoście tuż obok Dracona
pojawiła się Hermiona. Patrzył na nią jak oniemiały, nie
potrafiąc wydusić z siebie słowa.
Dziewczyna
uśmiechnęła się do niego, wciąż czekając aż on odezwie się
pierwszy. Bo co niby miała mu powiedzieć?
-J-jest j-jedenasta
- wyjąkał w końcu, patrząc jej w oczy. Miała wrażenie, że jego
szare tęczówki zrobiły się jeszcze większe niż zwykle, nie
mówiąc już o maksymalnie rozszerzonych źrenicach.
-Musiałam coś
wykombinować, żeby nikt się nie zorientował. Filch patroluje
drugie piętro przed dwunastą - wytłumaczyła, nie czekając, aż
blondyn wyduka z siebie kolejne słowa.
On jednak nadal
patrzył na nią jak na ducha.
-Dlaczego zamieniłaś
się w nietoperza? -zapytał, gdy w końcu odzyskał mowę w czasie
przechadzki nad jeziorem.
Teraz to ona była
zdziwiona. Uniosła brwi oczekując na jakieś wyjaśnienia.
-No co? Nie wolno mi
wiedzieć?
-Ale...
-Czy animagowie
trzymają takie rzeczy w tajemnicy?
-Draco, jaki znowu
nietoperz? - zapytała, wybuchając w końcu śmiechem.
-Więc to nie ty
przyleciałaś tutaj z tym dzikim piskiem?
Gryfonka
miała wrażenie, że jeszcze jedna
wypowiedź zaintonowana przez niego jako pytanie, a jej głowa
eksploduje.
-Dokąd? - spytała, zamiast
odpowiedzieć.
-Ale co dok... - nie zdołał
jednak dokończyć, ponieważ Hermiona zakryła mu usta dłonią,
żeby nie słyszeć kolejnego pytania. Oboje zdziwili się, jak ich
ciała zareagowały na coś takiego, jednak żadne z nich nie dawało
po sobie poznać, że coś się zmieniło. „Całkowita szczerość?
Niestety, ale chyba nie tym razem” - pomyślała.
-W takim razie ja prowadzę.
- orzekła tonem, który sugerował, że wszelkie dyskusje jej
rozmówca może wsadzić sobie w buty i rozpoczęła przemianę.
Chwilę później na niebie
pojawiły się dwa czarne punkty, ganiające się jak szalone na tle
jasnego księżyca oświetlającego okolicę. Po chwili zaczęły
zbliżać się do Zakazanego Lasu, choć jeden zawisł na chwilę w
powietrzu i zdawał się wahać.
Wylądowali na rozłożystym
dębie i chwilę później siedzieli już wygodnie, opierając się o
potężne gałęzie. Ich nogi zwisały luźno, a oni sami, wciąż
trochę spięci, próbowali złapać oddech po wspólnym, szalonym
locie.
-Ty jesteś...
-Jaskółką - dokończyła
za niego na wszelki wypadek, gdyby jego wypowiedź przypadkiem miała
zakończyć się pytajnikiem. Dlaczego tak strasznie denerwował ją
ten głęboki głos, którym zadawał jej pytania?
-A ja myślałem, że to
nietoperz! - Draco wybuchnął nieopanowanym śmiechem, kojarząc
Hermionę z Severusem. Faktycznie, takie rzeczy nie zdarzają się
nawet w świecie magii.
Dziewczyna również
roześmiała się serdecznie, ponieważ jej także przyszedł do
głowy Snape, ona jednak szybko spoważniała.
-Dlaczego kos? - spytała,
wpatrując się w jego blade tęczówki. -Rezygnacja? - w tym słowie
nie było już ani śladu rozbawienia, przeciwnie, jej głos zaczynał
się trząść.
Nie mogła nic poradzić na
to, że nie potrafi powstrzymać tego pytania.
Ślizgon zwiesił głowę.
Przeklinał w myślach fakt, że ta Gryfonka spędza tyle czasu w
bibliotece. Najwidoczniej dużo czytała o symbolice zwierząt zanim
zabrała się za przemianę animagiczną.
Widziała, że się
zmieszał. Nie chciała stawiać go w niekomfortowej sytuacji, więc
szybko postanowiła zmienić temat.
Zaczęli rozmawiać o
trudnościach, jakie sprawiła im przemiana – od szukania
informacji w książkach, po zgadywanie kształtu swojej zwierzęcej
postaci. Draco opowiedział jej, jak pani Pince potraktowała go, gdy
prosił ją o pomoc.
-Wcale jej się nie dziwię.
- zachichotała Hermiona, omal nie spadając przy tym z drzewa. -Mogę
się założyć, że sypnąłeś jej w twarz jedną ze swoich
jadowitych min.
-Ej! Ja nie robię
jadowitych min!
-Oczywiście, że nie!
Tu dziewczyna spojrzała na
niego z uśmiechem, wykrzywiając kąciki ust ku dołowi, po czym
szybkim ruchem uniosła brwi. Nie wytrzymała jednak długo, ponieważ
chwilę później oboje śmiali się, nie mogąc złapać tchu.
To była najwspanialsza noc
w ich życiu. Bez strachu, że ktoś ich nakryje. Bez pospiesznie
wymienianych zdań i spojrzeń wysyłanych jedynie ukradkiem. Przez
kilka godzin byli ludźmi wolnymi i szczęśliwymi. Wtedy Hermiona
była już całkowicie pewna, że Draco jej nie oszukał, że
wszystko, co mówił tamtego wieczora w klasie eliksirów, było
prawdą.
Wrócili do zamku przed
szóstą, by na chwilę położyć się spać, stwarzając pozory,
jakby byli w swoich łóżkach całą noc.
Gdy pojawili się na
śniadaniu, oboje wyglądali gorzej niż źle. Zapuchnięte, zmęczone
oczy, głowy opadające przy każdej możliwej okazji, nieprzytomne
spojrzenia i nieustanne ziewanie.
Hermiona usiadła przy swoim
stole i automatycznie zerknęła w kierunku Ślizgonów. Zdziwiła
się, że Malfoy nawet nie próbuje udawać wypoczętego. Patrzył na
swoich kolegów na wpół otwartymi oczami, które otworzyły się
całkowicie dopiero wtedy, gdy dostrzegł spojrzenie Gryfonki. Przez
jego twarz przebiegł uśmiech, który trwał mniej niż setną
sekundy.
-Eee... Harry... - usłyszała
tuż obok głos swojego przyjaciela. Nie miała jednak pojęcia, co
mówił dalej, ponieważ nachylił się on w kierunku rozmówcy i
zaczął szeptać.
-Daj spokój, naprawdę ci
odbiło - zaśmiał się Harry i powrócił do swojego talerza.
-Ron, o czym mówicie? -
spytała prosto z mostu.
-O niczym.
Zdobyła pierwszą tarczę,
którą mogła odbijać w przyszłości jego wścibskie pytania. Nie
zadała już kolejnego pytania, ale w ślad za przyjaciółmi zaczęła
jeść.
Wracając z Wielkiej Sali,
zastanawiała się jak zaproponować Ślizgonowi kolejne spotkanie.
Nie miała własnej sowy, więc gdyby chciała wysłać mu wiadomość,
musiałaby skorzystać ze szkolnej, którą ktoś automatycznie by
poznał. To mogłoby sprowadzić jakieś ciekawskie ślepia w
prywatną korespondencję Dracona i w rezultacie doprowadzić do
wydania się ich sekretu.
Leżała na łóżku
rozważając kolejne możliwości.
„W sumie to mogę zobaczyć
się z nim kiedy indziej” - stwierdziła w końcu i poddała się
zmagającemu ją uczuciu senności.
Obudziło ją
stukanie w szybę.
-Lavender, kto rzuca
kamieniami w nasze okno? - zapytała półprzytomnym głosem.
-Hermiona, my mieszkamy na
SIÓDMYM piętrze. To nie kamienie tylko sowa - usłyszała jak przez
mgłę.
Chwilę później okno cicho
skrzypnęło i do pokoju wdarło się świeże powietrze.
-Do ciebie - oznajmiła
Lavender. -Nie ma nadawcy. Mogę otworzyć?
Ostatniego słowa Hermiona
jednak nie usłyszała, a jedynie domyśliła się, że tak brzmiało,
ponieważ głos ciekawskiej Gryfonki został całkowicie przytłumiony
przez rozdzierający wrzask płomykówki siedzącej na parapecie.
-Najwidoczniej nie -
odpowiedziała z ukrytą satysfakcją i głupią miną wypisaną na
twarzy, po czym odebrała dziewczynie kopertę.
Nadawcę listu poznała po
sowie, która upewniła się, że list dotarł do adresata, po czym
czmychnęła za okno. Niebo było już muśnięte czerwienią, więc
zapewne zbliżał się wieczór.
Hermiona przez chwilę stała
w bezruchu, zastanawiając się, kiedy ostatnio przespała cały
dzień i uświadomiła sobie, że nigdy jej się to nie zdarzyło.
Podobnie jak nigdy nie zdarzyło jej się przesiedzieć na drzewie
całej nocy z Malfoyem.
Czekam na dębie o
dziesiątej.
Kos
Tym
razem Draco nie chciał czekać do dwunastej.
Poprzedniej
nocy Hermiona zdradziła mu, że wymknęła się z zamku przez okno
łazienki Jęczącej Marty. Nie pomylił się. Ta Gryfonka była o
wiele sprytniejsza, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać i miała
więcej sposobów na złamanie regulaminu szkolnego, niż ktokolwiek
jemu znany.
Nic nie
stanęło im na przeszkodzie do kolejnego spotkania. Każdego
następnego dnia dziewczyna dostawała liścik o takiej samej treści,
informujący ją o tym, że Kos będzie czekał jak zwykle na ich
drzewie.
-Skoro i
tak widujemy się tu codziennie, to nie musisz wysyłać mi sowy -
powiedziała pewnego dnia, gdy już mieli się rozstawać.
-Wolę,
żebyś była pewna.
Teraz,
gdy mogli przebywać ze sobą częściej, nie marnowali na to całych
nocy. Zazwyczaj wracali do swoich dormitoriów między pierwszą a
drugą nad ranem. Jednak był jeden raz, gdy zupełnie zapomnieli o
tych granicach czasowych, jakie wyznaczyli sobie z rozsądku.
Siedzieli
tam gdzie zwykle, zbliżała się druga nad ranem, więc powoli
zmierzali z rozmową w kierunku pożegnania. Wedle małej tradycji,
którą zbudowali w czasie wszystkich tych spotkań w Zakazanym
Lesie, na sam koniec grali w pięć wyznań. Układali je zazwyczaj w
ciągu dnia, rozmyślając podczas zajęć nad tym, co jeszcze nie
zostało powiedziane.
Historia
skrócenia zębów Hermiony, wywiadów Dracona z Ritą Skeeter,
większe i mniejsze potknięcia, śmieszne sytuacje, kompromitujące
wspomnienia. Mówili sobie o wszystkim, aż w pewnym momencie mieli
wrażenie, że znają się już na wylot.
„Najwyższy
czas. Nie mogę z tym czekać do końca życia.”
„Próbowałam
już milion razy. Z każdym dniem jest coraz trudniej.”
-W
porządku, no to po ostatnim i idziemy spać, co? - zapytał, jakby
proponował jej kolejny kieliszek wódki, a nie wyznanie.
-Jasne,
ty pierwszy.
Na te
słowa Draco spiął się i zaczął biegać wzrokiem po całej
okolicy, obserwując chatkę Hagrida, przebiegając przez obrazek
migocącego w blasku księżyca jeziora i zatrzymując się na
gałęziach dębu tuż za głową Gryfonki. Starał się na nią nie
patrzeć, gdy zaczął mówić.
-Pamiętasz
ten dzień, kiedy powiedziałem ci całą prawdę?
Hermiona
poczuła, jak niepokój powoli przejmuje każdą komórkę jej ciała.
Zmarszczyła lekko brwi.
-Oczywiście,
jak miałabym zapomnieć - odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
-Wcale
cię wtedy nie kochałem.
Niepokój
na twarzy dziewczyny pogłębił się jeszcze bardziej. Więc Draco
ją okłamał? Kłamał przez cały ten czas? Chciała coś
powiedzieć, chciała krzyczeć, ale on nie pozwolił jej na to.
-Teraz,
kiedy poznałem cię lepiej wiem już, że to nie była miłość.
Nie wiem jak to teraz nazwać. Zauroczenie? Podziw? Na pewno nie
miłość.
-A
więc... - próbowała mu przerwać, ale on wciąż mówił.
-To nie
była miłość. Wiem to, ponieważ wtedy nie czułem nawet w połowie
tego, co czuję do ciebie teraz.
Niepokój
zniknął z twarzy Hermiony, jakby ktoś go zdmuchnął. Zastąpiło
go zdumienie.
-W takim
razie czas na moje ostatnie wyznanie - powiedziała rzeczowo,
chrząkając lekko, jakby miała za chwilę rozpocząć przemowę
przed ogromnym tłumem.
Spojrzała
mu w oczy, w których połyskiwały drobne iskierki. Łzy? Jej serce
zabiło mocniej, gdy przypomniała sobie tamtej wieczór.
Już
wtedy wyznał jej miłość, nie bacząc na to, że jego zachowanie
jest zupełnie irracjonalne. Bo jak można kochać kogoś, kogo tak
naprawdę się nie zna?
Teraz
znali się bardzo dobrze. Mówili sobie wszystko, bez względu na to,
czy brzmi to głupio, desperacko albo po prostu śmiesznie. Przy
sobie czuli się naprawdę wolni i to ich uszczęśliwiało.
A potem
przypomniała sobie pocałunek. Nawet przed samą sobą nie potrafiła
przyznać się do tego, że był to najpiękniejszy moment jej życia.
Przyszło jej do głowy, że już czas, aby ktoś jeszcze o tym
usłyszał.
Wzięła
głęboki oddech.
-Kiedy
pocałowałeś mnie wtedy w lochach, byłam przekonana, że to sen -
powiedziała, a widząc, że chłopak chce coś powiedzieć, uniosła
dłoń, dając mu do zrozumienia, żeby pozwolił jej skończyć.
-Ale bez względu na to, jak bardzo bałam się, że mnie okłamujesz,
nie żałowałam tego.
Udało
jej się, wyrzuciła to z siebie.
Draco
natomiast wyglądał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie
oszałamiające. Milczał, wpatrując się w twarz dziewczyny,
czekając, aż wykrzyknie „Żartowałam!”.
-Wiem,
że ta cała akcja miała sprawić, że będzie ci lżej. Myślałam,
że jak się lepiej poznamy, to łatwiej będzie ci o mnie zapomnieć,
ale sama się w to wplątałam - dodała zrezygnowanym,
przepraszającym głosem. -Daliśmy ciała.
-Hermiona...
- wydusił z siebie Malfoy, rozumiejąc dokładnie, co Gryfonka ma na
myśli. –Ty nie możesz się we mnie zakochać, rozumiesz? Nie
możesz!
Nie
patrzyła na niego, obserwowała żłobienia w korze pod jej stopami.
-Słyszysz
mnie? Hermiona. Hermiona nie możesz, zrozum. To jest... To... Ja już
się przyzwyczaiłem, ja już od dawna wiedziałem, że do końca
życia będę przez to cierpiał, ale Ty nie możesz. Nie możesz. Po
prostu nie możesz.
Draco
nie był w stanie poskładać do kupy myśli, które wypływały z
jego ust jako potok poplątanych ze sobą wyrazów, które nie sposób
było rozdzielić.
-Daj
spokój, Draco. Jest już za późno. Za późno na walkę z samym
sobą. Teraz możemy już tylko walczyć o nas.
Chłopak
podniósł na nią wzrok, miał rozbiegane, przerażone oczy.
Spojrzenie, którego jeszcze nigdy u niego nie widziała –
spojrzenie, wyrażające paniczny strach.
-Ty...
chcesz? - zapytał szeptem, jakby nagle przestraszył się, że ktoś
może ich usłyszeć.
-Nie
wiem, czy tego chcę. Wiem, że dziś już nie wyobrażam sobie życia
bez ciebie - wyznała i ku swojemu zdziwieniu poczuła, że jest jej
o wiele lżej na sercu.
Uśmiechnęła
się do niego ciepło, on jednak nie odwzajemnił tego uśmiechu.
Przemienił się w ptaka i zleciał na ziemię, by po chwili powrócić
do swojej zwykłej postaci. Hermiona poszła w jego ślady.
Stali
przy sobie, twarzą w twarz i patrzyli sobie w oczy, które
wypełnione były łzami.
-Co my
zrobimy? - zapytał z bólem w głosie.
-Jeśli
świat zechce nas kiedyś rozdzielić, to obiecaj... Obiecaj mi, że
odnajdziesz mnie, nim będzie za późno. - wyszeptała mu w usta.
-Obiecuję
- zapewnił ją, po czym delikatnie chwycił jej twarz w obie dłonie.
Wciąż
jeszcze błądził po niej wzrokiem, jakby szukając mankamentu,
który odwiódłby go od tego, co zbliżało się nieuchronnie.
Dostrzegł jednak jedynie jej idealnie zarysowany podbródek,
zmysłowe usta i po raz kolejny te oczy, w których tonął za każdym
razem, gdy dane mu było w nie spojrzeć.
W końcu
ich wargi połączyły się w czułym, delikatnym pocałunku, który
szybko przerodził się w namiętne pragnienie bliskości. Nie
panowali nad sobą, ponieważ każde z nich chciało tego od dawna.
Smak zakazanego owocu całkowicie przerósł bariery ich oczekiwań,
które stawiali sobie na każdym kroku. Zaczynało się od
neutralnych spojrzeń, przechodziło przez ciche rozmowy i potajemne
nocne spotkania, by w końcu spocząć na pocałunku, który pozwolił
im pojąć, że od tej pory nie będą już w stanie żyć
oddzielnie.
Wojna
została oficjalnie wypowiedziana. Wojna dwóch osób przeciwko
całemu światu.
----
Tekst może się trochę ciężko czytać, ponieważ pisałam go po silnej dawce leków, które doprowadzają mnie ostatnio do różnych ciekawych stanów, aczkolwiek mam nadzieję, że nie jest tragicznie.
Dotarłam w końcu do momentu, w którym wszystko się zacznie. Siedem rozdziałów to trochę dużo jak na "wprowadzenie do akcji" aczkolwiek myślę, że Dramione to tematyka, w której takich scen może być wiele. One nigdy się nie przejadają. :)
Jak dla mnie to jest genialne. Uwielbiam to opowiadanie, bo.. no właśnie.. bo jest inne.? Tak inaczej ukazane.. Draco w tym opowiadaniu jest zachwycający.. nie mogę doczekać się kolejnej części.;p
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
la_tua_cantante_
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
Ojej, dziękuję, naprawdę aż ciepło zrobiło mi się w sercu :)
UsuńPozdrawiam ^^
Pewnie, że się nie przejadają;) rozdział podoba mi się bardzo, bardzo, bardzo! Ten nietoperz mnie rozbawił, a ostatnia scena jest wisienką na torcie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Villemo
Genialny :-) Czekam z niecierpliwością na następny :-)
OdpowiedzUsuńMojeminiopowiadania.blog.onet.pl
Zostałaś nominowana do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńSzczegóły na http://mojeminiopowiadania.blog.onet.pl/nominacja/
Zostałaś nominowana do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńwięcej na:
http://www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com/2013/08/liebster-award.html