poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział VII Ja i ty kontra reszta świata


        „Udało się. W jaki sposób opanowałem sztukę animagii w dwa tygodnie? Dzięki niej. Gdyby nie Hermiona, nie wiedziałbym nawet, gdzie szukać informacji na ten temat, a ona po prostu powiedziała mi, co muszę zrobić. Odnoszę wrażenie, że wiedziała nawet, z czym będę miał największy problem. Czy znała moją najsilniejszą cechę przede mną? Nie mam pojęcia. Uwierzyła we mnie i to odmieniło dosłownie wszystko. Gdyby nie ona, zrezygnowałbym z tego szybciej, niż zacząłem.
Dlatego kiedy już coś zaczynało się dziać, kiedy poczułem tą lekkość owładającą moim ciałem, wiedziałem, że czas na mój ruch. Skoro ona zatrzymała się w tym momencie, nie było możliwości, żebym poszedł o krok naprzód bez jakiejś wskazówki. I gdyby nie ta bibliotekarka, nigdy bym jej nie znalazł. „Prymitywna książka o animagii, coś dla ciebie”, też mi coś. Ten „prymitywny” tekst okazał się być po prostu podręcznikiem do nauki animagii, a oni wycofali go z listy jako nic nieznaczące, nikomu nieprzydatne bzdury. Brawo. Nie dziwię się, że ludzie uznają przemianę czarodzieja w zwierzę za sztukę zaawansowanej magii, skoro właściwe wskazówki uznali za niegodne wykorzystania przy nauczaniu.
Nie jestem w stanie opisać tego, co poczułem zamieniając się w ptaka. Mniejsza z tym, że mogłem latać, wiedziałem, że nareszcie będę mógł z nią rozmawiać bez tego całego cyrku, który odgrywamy przy ludziach!
Kiedy spotkałem ją w bibliotece przed kilkoma godzinami, uświadomiłem sobie, że zrobiłbym wszystko, żeby zmienić obecną sytuację. Nie jestem już w stanie myśleć o tym, jak ułożyć sobie życie bez niej, dla mnie to po prostu niemożliwe. Tutaj nawet Obliviate by nie pomogło, co najwyżej Avada wymierzona we mnie z różdżki Czarnego Pana. Tyle lat myślałem, że nic nie mogę zrobić, że tak już zostanie na zawsze, a teraz? Teraz, gdy pojawiła się iskierka nadziei tląca się w jej oczach, nie mogę z niej zrezygnować.
Jest już za późno.”

      „To takie niesamowite uczucie.
Żadne słowa nie wyrażą tego, jak bardzo wdzięczna jestem mu za to, że pomógł mi zostać animagiem. Że pomogliśmy sobie nawzajem. Teraz wszystko będzie inaczej, jestem tego pewna.”

      Całą sobotę świeciło wiosenne słońce, sprzątające z błoni Hogwartu resztki wyjątkowo mroźnej zimy. Ptaki wesoło śpiewały wokół, oznajmiając nadejście nowej pory roku, kojarzącej się wszystkim z przyjemnym, świeżym powietrzem, mnóstwem kolorowych kwiatów i mocą zieleni.
Hermiona spędziła ten dzień na przechadzce nad jeziorem, podczas której upewniała się, iż jej umiejętności animagiczne nie zanikły. Kolejne przemiany były już dziecinnie proste, w porównaniu do tej pierwszej, w której musiała pojąć to, dlaczego jej postać będzie wyglądała tak, a nie inaczej.
W ciągu dnia przemieniła się już cztery razy, upewniając się przy tym, że na pewno będzie w stanie dotrzeć na pomost w środku nocy bez żadnych przeszkód. Jedyną obawą, jaka wciąż zajmowała jej myśli, były trudności w koncentracji, które mogło wywołać zbliżające się spotkanie z Draconem.
Uczucie, jakie powoli rozpalał w niej Ślizgon, zaczynało ją martwić. Czy nie zachowywała się przez niego jak typowa nastolatka, którą nigdy nie chciała być? Bez względu jednak na to, czego chciała, nie potrafiła opanować szybszego bicia serca, gdy spotykała go przypadkiem na korytarzu.
Myśląc o tym, uświadomiła sobie, że niepokojąco dawno dogryzali sobie przy innych uczniach. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył tej zmiany, a zbliżające się dni dadzą im okazję do naprawienia tego błędu.
Choć kalendarzowa wiosna zbliżała się wielkimi krokami, dni wciąż były krótkie i, zanim uczniowie zdążyli nacieszyć się ciepłym dniem, nadszedł wieczór, którego z upragnieniem wyczekiwała jedynie dwójka świeżo upieczonych animagów.
Draco nie mógł wylecieć przez okno swojego dormitorium z dwóch powodów.
Po pierwsze wszyscy jego współlokatorzy postanowili wspólnie spędzić wieczór właśnie tam, a po drugie w jego dormitorium... nie było okna.
Na wymyślenie sposobu wydostania się z zamku o północy miał jednak cały dzień, który spędzał w samotności, przechadzając się w okolicy Zakazanego Lasu.
Nieco po dziewiątej wieczorem Ślizgon wymknął się z pokoju wspólnego Slytherinu i ostrożnie ruszył w kierunku sowiarni. Starał się zachowywać tak, jakby szedł tam wysłać list do rodziców, mijał ostatnich błąkających się po korytarzach uczniów, patrząc na nich z pogardą. Zauważył, że coraz trudniej przychodziło mu udawanie kretyna, w którego wcielił się w pierwszej klasie, wiedział jednak, że teraz robi to dla niej, maskując ich przyjaźń.
Wspiął się po schodach na sam szczyt Wieży Zachodniej, gdzie dopadł go koszmarny odór ptasich odchodów zmieszany z zapachem siana. Popatrzył na zaminowaną podłogę. Nie było mowy o tym, żeby zabrudził sobie tym buty, Hermiona nie wysiedziałaby przy nim pięciu minut. On sam przy sobie również. Wiedział jednak co robić.
Przywołał wspomnienie z biblioteki, poczuł ogromną bezsilność, której poddawał się tamtego wieczora, myślał o tym, jak powiedzieć Hermionie, że nie mogą pójść tą drogą. Desperacja ogarniała każdy z członków jego ciała, ale on nie poddawał się jej, wciąż zadręczając swój umysł wyobrażeniami zawiedzionego wyrazu twarzy Gryfonki. W ciągu tych kilku dni wytrenował w sobie umiejętność całkowitego skupienia na tym jednym uczuciu, czuł to tak wyraźnie, że niemalże jęczał z bólu, tłumiąc w sobie pozostałe emocje.
Proces ten, gdy jego ciało powoli przekształcało się w drobnego, czarnego ptaka, wydawał mu się nad wyraz długim W rzeczywistości cała przemiana trwała niecałe trzy sekundy, w ciągu których jego ubranie przetransmutowało się w pióra, a jasne włosy zaznaczyły się drobnym jasnym ubarwieniem na czubku małej główki.
Chwilę później siedział już na jednym z otworów zastępujących w sowiarni zwykłe okna. Słyszał za sobą ciche pohukiwanie sów przerażonych, zdziwionych i poirytowanych nagłym pojawieniem się drobnego kosa na ich terytorium.
Nagle ptak poderwał się do lotu i pofrunął w kierunku jeziora, które połyskiwało delikatnie w świetle księżyca. Nie miał pojęcia dlaczego przemieniał się w kosa, jednak drobne ciałko i ciemne upierzenie bardzo przypadły mu do gustu jako jego zwierzęca forma.
Usiadł na pomoście i przemienił się z powrotem w człowieka. Od szybkiego lotu kręciło mu się w głowie, co wydawało mu się dość dziwnym, skoro był przyzwyczajony do zawrotnych szybkości osiąganych na swojej miotle.
Miał ponad dwie godziny do dwunastej. Nie miał pojęcia co będzie robił z całym swoim wolnym czasem, który pozostał mu do przybycia Hermiony.
Dlaczego chciał spotkać się o północy?
Mógł przecież napisać „O dziesiątej”, dwie godziny nie zrobiłyby im wielkiej różnicy, zwłaszcza, że Gryfonka na pewno nie brała pod uwagę przemienienia się w zwierzę w swoim dormitorium.
Gdyby napisał „O dziesiątej” ona już by tu była. Mógłby znów wpatrywać się w jej oczy i cieszyć się, że jest blisko.
A potem nagle ogarnęła go fala niepokoju, która zatopiła jego myśli serią pytań.
A co, jeśli nie udało jej się przemienić i będzie próbowała wymknąć się z zamku mimo tego? A jeśli jej postać nie umożliwi jej przybycia? Albo jeśli ktoś przyłapie ją na przemianie?
Te i wiele innych pytań Malfoy zadawał sobie w kółko, czując jak wszystko to zaczyna przeradzać się w obsesję.
Uspokój się, idioto - pomyślał w końcu. -Ta dziewczyna poradzi sobie lepiej od ciebie.
Myśl, że Hermiona jest o wiele sprytniejsza od niego, od razu doprowadziła jego umysł do porządku. Przestał się martwić, czekał.
Było wpół do jedenastej gdy usłyszał cichy pisk. Nie wiedział skąd dochodzi ani co może wydawać takie dźwięki, więc jedynie nasłuchiwał, kierując swoją twarz na zamek. Obserwował niebo, ponieważ ten dziwny odgłos zdawał się dochodzić gdzieś z góry, niczego jednak nie widział.
Coś zafurkotało niedaleko niego i obcy dźwięk zaczął dochodzić znad tafli jeziora.
Doszedł do wniosku, że źródłem tego dziwnego pisku jest jakieś drobne zwierze latające wokół niego. Nietoperz?
Wszystko to trwało jednak tylko kilka chwil, po których na pomoście tuż obok Dracona pojawiła się Hermiona. Patrzył na nią jak oniemiały, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, wciąż czekając aż on odezwie się pierwszy. Bo co niby miała mu powiedzieć?
-J-jest j-jedenasta - wyjąkał w końcu, patrząc jej w oczy. Miała wrażenie, że jego szare tęczówki zrobiły się jeszcze większe niż zwykle, nie mówiąc już o maksymalnie rozszerzonych źrenicach.
-Musiałam coś wykombinować, żeby nikt się nie zorientował. Filch patroluje drugie piętro przed dwunastą - wytłumaczyła, nie czekając, aż blondyn wyduka z siebie kolejne słowa.
On jednak nadal patrzył na nią jak na ducha.
-Dlaczego zamieniłaś się w nietoperza? -zapytał, gdy w końcu odzyskał mowę w czasie przechadzki nad jeziorem.
Teraz to ona była zdziwiona. Uniosła brwi oczekując na jakieś wyjaśnienia.
-No co? Nie wolno mi wiedzieć?
-Ale...
-Czy animagowie trzymają takie rzeczy w tajemnicy?
-Draco, jaki znowu nietoperz? - zapytała, wybuchając w końcu śmiechem.
-Więc to nie ty przyleciałaś tutaj z tym dzikim piskiem?
Gryfonka miała wrażenie, że jeszcze jedna wypowiedź zaintonowana przez niego jako pytanie, a jej głowa eksploduje.
-Dokąd? - spytała, zamiast odpowiedzieć.
-Ale co dok... - nie zdołał jednak dokończyć, ponieważ Hermiona zakryła mu usta dłonią, żeby nie słyszeć kolejnego pytania. Oboje zdziwili się, jak ich ciała zareagowały na coś takiego, jednak żadne z nich nie dawało po sobie poznać, że coś się zmieniło. „Całkowita szczerość? Niestety, ale chyba nie tym razem” - pomyślała.
-W takim razie ja prowadzę. - orzekła tonem, który sugerował, że wszelkie dyskusje jej rozmówca może wsadzić sobie w buty i rozpoczęła przemianę.
Chwilę później na niebie pojawiły się dwa czarne punkty, ganiające się jak szalone na tle jasnego księżyca oświetlającego okolicę. Po chwili zaczęły zbliżać się do Zakazanego Lasu, choć jeden zawisł na chwilę w powietrzu i zdawał się wahać.
Wylądowali na rozłożystym dębie i chwilę później siedzieli już wygodnie, opierając się o potężne gałęzie. Ich nogi zwisały luźno, a oni sami, wciąż trochę spięci, próbowali złapać oddech po wspólnym, szalonym locie.
-Ty jesteś...
-Jaskółką - dokończyła za niego na wszelki wypadek, gdyby jego wypowiedź przypadkiem miała zakończyć się pytajnikiem. Dlaczego tak strasznie denerwował ją ten głęboki głos, którym zadawał jej pytania?
-A ja myślałem, że to nietoperz! - Draco wybuchnął nieopanowanym śmiechem, kojarząc Hermionę z Severusem. Faktycznie, takie rzeczy nie zdarzają się nawet w świecie magii.
Dziewczyna również roześmiała się serdecznie, ponieważ jej także przyszedł do głowy Snape, ona jednak szybko spoważniała.
-Dlaczego kos? - spytała, wpatrując się w jego blade tęczówki. -Rezygnacja? - w tym słowie nie było już ani śladu rozbawienia, przeciwnie, jej głos zaczynał się trząść.
Nie mogła nic poradzić na to, że nie potrafi powstrzymać tego pytania.
Ślizgon zwiesił głowę. Przeklinał w myślach fakt, że ta Gryfonka spędza tyle czasu w bibliotece. Najwidoczniej dużo czytała o symbolice zwierząt zanim zabrała się za przemianę animagiczną.
Widziała, że się zmieszał. Nie chciała stawiać go w niekomfortowej sytuacji, więc szybko postanowiła zmienić temat.
Zaczęli rozmawiać o trudnościach, jakie sprawiła im przemiana – od szukania informacji w książkach, po zgadywanie kształtu swojej zwierzęcej postaci. Draco opowiedział jej, jak pani Pince potraktowała go, gdy prosił ją o pomoc.
-Wcale jej się nie dziwię. - zachichotała Hermiona, omal nie spadając przy tym z drzewa. -Mogę się założyć, że sypnąłeś jej w twarz jedną ze swoich jadowitych min.
-Ej! Ja nie robię jadowitych min!
-Oczywiście, że nie!
Tu dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem, wykrzywiając kąciki ust ku dołowi, po czym szybkim ruchem uniosła brwi. Nie wytrzymała jednak długo, ponieważ chwilę później oboje śmiali się, nie mogąc złapać tchu.
To była najwspanialsza noc w ich życiu. Bez strachu, że ktoś ich nakryje. Bez pospiesznie wymienianych zdań i spojrzeń wysyłanych jedynie ukradkiem. Przez kilka godzin byli ludźmi wolnymi i szczęśliwymi. Wtedy Hermiona była już całkowicie pewna, że Draco jej nie oszukał, że wszystko, co mówił tamtego wieczora w klasie eliksirów, było prawdą.
Wrócili do zamku przed szóstą, by na chwilę położyć się spać, stwarzając pozory, jakby byli w swoich łóżkach całą noc.
Gdy pojawili się na śniadaniu, oboje wyglądali gorzej niż źle. Zapuchnięte, zmęczone oczy, głowy opadające przy każdej możliwej okazji, nieprzytomne spojrzenia i nieustanne ziewanie.
Hermiona usiadła przy swoim stole i automatycznie zerknęła w kierunku Ślizgonów. Zdziwiła się, że Malfoy nawet nie próbuje udawać wypoczętego. Patrzył na swoich kolegów na wpół otwartymi oczami, które otworzyły się całkowicie dopiero wtedy, gdy dostrzegł spojrzenie Gryfonki. Przez jego twarz przebiegł uśmiech, który trwał mniej niż setną sekundy.
-Eee... Harry... - usłyszała tuż obok głos swojego przyjaciela. Nie miała jednak pojęcia, co mówił dalej, ponieważ nachylił się on w kierunku rozmówcy i zaczął szeptać.
-Daj spokój, naprawdę ci odbiło - zaśmiał się Harry i powrócił do swojego talerza.
-Ron, o czym mówicie? - spytała prosto z mostu.
-O niczym.
Zdobyła pierwszą tarczę, którą mogła odbijać w przyszłości jego wścibskie pytania. Nie zadała już kolejnego pytania, ale w ślad za przyjaciółmi zaczęła jeść.
Wracając z Wielkiej Sali, zastanawiała się jak zaproponować Ślizgonowi kolejne spotkanie. Nie miała własnej sowy, więc gdyby chciała wysłać mu wiadomość, musiałaby skorzystać ze szkolnej, którą ktoś automatycznie by poznał. To mogłoby sprowadzić jakieś ciekawskie ślepia w prywatną korespondencję Dracona i w rezultacie doprowadzić do wydania się ich sekretu.
Leżała na łóżku rozważając kolejne możliwości.
„W sumie to mogę zobaczyć się z nim kiedy indziej” - stwierdziła w końcu i poddała się zmagającemu ją uczuciu senności.
Obudziło ją stukanie w szybę.
-Lavender, kto rzuca kamieniami w nasze okno? - zapytała półprzytomnym głosem.
-Hermiona, my mieszkamy na SIÓDMYM piętrze. To nie kamienie tylko sowa - usłyszała jak przez mgłę.
Chwilę później okno cicho skrzypnęło i do pokoju wdarło się świeże powietrze.
-Do ciebie - oznajmiła Lavender. -Nie ma nadawcy. Mogę otworzyć?
Ostatniego słowa Hermiona jednak nie usłyszała, a jedynie domyśliła się, że tak brzmiało, ponieważ głos ciekawskiej Gryfonki został całkowicie przytłumiony przez rozdzierający wrzask płomykówki siedzącej na parapecie.
-Najwidoczniej nie - odpowiedziała z ukrytą satysfakcją i głupią miną wypisaną na twarzy, po czym odebrała dziewczynie kopertę.
Nadawcę listu poznała po sowie, która upewniła się, że list dotarł do adresata, po czym czmychnęła za okno. Niebo było już muśnięte czerwienią, więc zapewne zbliżał się wieczór.
Hermiona przez chwilę stała w bezruchu, zastanawiając się, kiedy ostatnio przespała cały dzień i uświadomiła sobie, że nigdy jej się to nie zdarzyło. Podobnie jak nigdy nie zdarzyło jej się przesiedzieć na drzewie całej nocy z Malfoyem.
Czekam na dębie o dziesiątej.
Kos

Tym razem Draco nie chciał czekać do dwunastej.
Poprzedniej nocy Hermiona zdradziła mu, że wymknęła się z zamku przez okno łazienki Jęczącej Marty. Nie pomylił się. Ta Gryfonka była o wiele sprytniejsza, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać i miała więcej sposobów na złamanie regulaminu szkolnego, niż ktokolwiek jemu znany.
Nic nie stanęło im na przeszkodzie do kolejnego spotkania. Każdego następnego dnia dziewczyna dostawała liścik o takiej samej treści, informujący ją o tym, że Kos będzie czekał jak zwykle na ich drzewie.
-Skoro i tak widujemy się tu codziennie, to nie musisz wysyłać mi sowy - powiedziała pewnego dnia, gdy już mieli się rozstawać.
-Wolę, żebyś była pewna.
Teraz, gdy mogli przebywać ze sobą częściej, nie marnowali na to całych nocy. Zazwyczaj wracali do swoich dormitoriów między pierwszą a drugą nad ranem. Jednak był jeden raz, gdy zupełnie zapomnieli o tych granicach czasowych, jakie wyznaczyli sobie z rozsądku.
Siedzieli tam gdzie zwykle, zbliżała się druga nad ranem, więc powoli zmierzali z rozmową w kierunku pożegnania. Wedle małej tradycji, którą zbudowali w czasie wszystkich tych spotkań w Zakazanym Lesie, na sam koniec grali w pięć wyznań. Układali je zazwyczaj w ciągu dnia, rozmyślając podczas zajęć nad tym, co jeszcze nie zostało powiedziane.
Historia skrócenia zębów Hermiony, wywiadów Dracona z Ritą Skeeter, większe i mniejsze potknięcia, śmieszne sytuacje, kompromitujące wspomnienia. Mówili sobie o wszystkim, aż w pewnym momencie mieli wrażenie, że znają się już na wylot.

Najwyższy czas. Nie mogę z tym czekać do końca życia.”

Próbowałam już milion razy. Z każdym dniem jest coraz trudniej.”

-W porządku, no to po ostatnim i idziemy spać, co? - zapytał, jakby proponował jej kolejny kieliszek wódki, a nie wyznanie.
-Jasne, ty pierwszy.
Na te słowa Draco spiął się i zaczął biegać wzrokiem po całej okolicy, obserwując chatkę Hagrida, przebiegając przez obrazek migocącego w blasku księżyca jeziora i zatrzymując się na gałęziach dębu tuż za głową Gryfonki. Starał się na nią nie patrzeć, gdy zaczął mówić.
-Pamiętasz ten dzień, kiedy powiedziałem ci całą prawdę?
Hermiona poczuła, jak niepokój powoli przejmuje każdą komórkę jej ciała. Zmarszczyła lekko brwi.
-Oczywiście, jak miałabym zapomnieć - odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
-Wcale cię wtedy nie kochałem.
Niepokój na twarzy dziewczyny pogłębił się jeszcze bardziej. Więc Draco ją okłamał? Kłamał przez cały ten czas? Chciała coś powiedzieć, chciała krzyczeć, ale on nie pozwolił jej na to.
-Teraz, kiedy poznałem cię lepiej wiem już, że to nie była miłość. Nie wiem jak to teraz nazwać. Zauroczenie? Podziw? Na pewno nie miłość.
-A więc... - próbowała mu przerwać, ale on wciąż mówił.
-To nie była miłość. Wiem to, ponieważ wtedy nie czułem nawet w połowie tego, co czuję do ciebie teraz.
Niepokój zniknął z twarzy Hermiony, jakby ktoś go zdmuchnął. Zastąpiło go zdumienie.
-W takim razie czas na moje ostatnie wyznanie - powiedziała rzeczowo, chrząkając lekko, jakby miała za chwilę rozpocząć przemowę przed ogromnym tłumem.
Spojrzała mu w oczy, w których połyskiwały drobne iskierki. Łzy? Jej serce zabiło mocniej, gdy przypomniała sobie tamtej wieczór.
Już wtedy wyznał jej miłość, nie bacząc na to, że jego zachowanie jest zupełnie irracjonalne. Bo jak można kochać kogoś, kogo tak naprawdę się nie zna?
Teraz znali się bardzo dobrze. Mówili sobie wszystko, bez względu na to, czy brzmi to głupio, desperacko albo po prostu śmiesznie. Przy sobie czuli się naprawdę wolni i to ich uszczęśliwiało.
A potem przypomniała sobie pocałunek. Nawet przed samą sobą nie potrafiła przyznać się do tego, że był to najpiękniejszy moment jej życia. Przyszło jej do głowy, że już czas, aby ktoś jeszcze o tym usłyszał.
Wzięła głęboki oddech.
-Kiedy pocałowałeś mnie wtedy w lochach, byłam przekonana, że to sen - powiedziała, a widząc, że chłopak chce coś powiedzieć, uniosła dłoń, dając mu do zrozumienia, żeby pozwolił jej skończyć. -Ale bez względu na to, jak bardzo bałam się, że mnie okłamujesz, nie żałowałam tego.
Udało jej się, wyrzuciła to z siebie.
Draco natomiast wyglądał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie oszałamiające. Milczał, wpatrując się w twarz dziewczyny, czekając, aż wykrzyknie „Żartowałam!”.
-Wiem, że ta cała akcja miała sprawić, że będzie ci lżej. Myślałam, że jak się lepiej poznamy, to łatwiej będzie ci o mnie zapomnieć, ale sama się w to wplątałam - dodała zrezygnowanym, przepraszającym głosem. -Daliśmy ciała.
-Hermiona... - wydusił z siebie Malfoy, rozumiejąc dokładnie, co Gryfonka ma na myśli. –Ty nie możesz się we mnie zakochać, rozumiesz? Nie możesz!
Nie patrzyła na niego, obserwowała żłobienia w korze pod jej stopami.
-Słyszysz mnie? Hermiona. Hermiona nie możesz, zrozum. To jest... To... Ja już się przyzwyczaiłem, ja już od dawna wiedziałem, że do końca życia będę przez to cierpiał, ale Ty nie możesz. Nie możesz. Po prostu nie możesz.
Draco nie był w stanie poskładać do kupy myśli, które wypływały z jego ust jako potok poplątanych ze sobą wyrazów, które nie sposób było rozdzielić.
-Daj spokój, Draco. Jest już za późno. Za późno na walkę z samym sobą. Teraz możemy już tylko walczyć o nas.
Chłopak podniósł na nią wzrok, miał rozbiegane, przerażone oczy. Spojrzenie, którego jeszcze nigdy u niego nie widziała – spojrzenie, wyrażające paniczny strach.
-Ty... chcesz? - zapytał szeptem, jakby nagle przestraszył się, że ktoś może ich usłyszeć.
-Nie wiem, czy tego chcę. Wiem, że dziś już nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - wyznała i ku swojemu zdziwieniu poczuła, że jest jej o wiele lżej na sercu.
Uśmiechnęła się do niego ciepło, on jednak nie odwzajemnił tego uśmiechu. Przemienił się w ptaka i zleciał na ziemię, by po chwili powrócić do swojej zwykłej postaci. Hermiona poszła w jego ślady.
Stali przy sobie, twarzą w twarz i patrzyli sobie w oczy, które wypełnione były łzami.
-Co my zrobimy? - zapytał z bólem w głosie.
-Jeśli świat zechce nas kiedyś rozdzielić, to obiecaj... Obiecaj mi, że odnajdziesz mnie, nim będzie za późno. - wyszeptała mu w usta.
-Obiecuję - zapewnił ją, po czym delikatnie chwycił jej twarz w obie dłonie.
Wciąż jeszcze błądził po niej wzrokiem, jakby szukając mankamentu, który odwiódłby go od tego, co zbliżało się nieuchronnie. Dostrzegł jednak jedynie jej idealnie zarysowany podbródek, zmysłowe usta i po raz kolejny te oczy, w których tonął za każdym razem, gdy dane mu było w nie spojrzeć.
W końcu ich wargi połączyły się w czułym, delikatnym pocałunku, który szybko przerodził się w namiętne pragnienie bliskości. Nie panowali nad sobą, ponieważ każde z nich chciało tego od dawna. Smak zakazanego owocu całkowicie przerósł bariery ich oczekiwań, które stawiali sobie na każdym kroku. Zaczynało się od neutralnych spojrzeń, przechodziło przez ciche rozmowy i potajemne nocne spotkania, by w końcu spocząć na pocałunku, który pozwolił im pojąć, że od tej pory nie będą już w stanie żyć oddzielnie.

Wojna została oficjalnie wypowiedziana. Wojna dwóch osób przeciwko całemu światu.

----
Tekst może się trochę ciężko czytać, ponieważ pisałam go po silnej dawce leków, które doprowadzają mnie ostatnio do różnych ciekawych stanów, aczkolwiek mam nadzieję, że nie jest tragicznie. 
Dotarłam w końcu do momentu, w którym wszystko się zacznie. Siedem rozdziałów to trochę dużo jak na "wprowadzenie do akcji" aczkolwiek myślę, że Dramione to tematyka, w której takich scen może być wiele. One nigdy się nie przejadają. :)

6 komentarzy:

  1. Jak dla mnie to jest genialne. Uwielbiam to opowiadanie, bo.. no właśnie.. bo jest inne.? Tak inaczej ukazane.. Draco w tym opowiadaniu jest zachwycający.. nie mogę doczekać się kolejnej części.;p

    pozdrawiam,
    la_tua_cantante_


    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję, naprawdę aż ciepło zrobiło mi się w sercu :)
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Pewnie, że się nie przejadają;) rozdział podoba mi się bardzo, bardzo, bardzo! Ten nietoperz mnie rozbawił, a ostatnia scena jest wisienką na torcie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział;)
    Pozdrawiam ciepło!
    Villemo

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny :-) Czekam z niecierpliwością na następny :-)

    Mojeminiopowiadania.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Award!
    Szczegóły na http://mojeminiopowiadania.blog.onet.pl/nominacja/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Award!
    więcej na:
    http://www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com/2013/08/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń