„Nie
było dnia, żebym o niej nie myślał. Nie było nocy, która
przyniosłaby mi spokojny sen. Nie było chwili, bym nie żałował.
Był
tylko jeden sposób, żeby chronić ją przed śmierciożercami,
musiałem stać się jednym z nich. Gdyby była inna droga, na pewno
bym z niej skorzystał. Ojciec? Mógł mnie co najwyżej zabić.
Czarny Pan? Mógłby mnie torturować, dopóki bym nie umarł. To
mnie nie przerażało. Przerażała mnie myśl, że rzucą się na
nią jak wściekłe psy, że rozszarpią ją, zanim zdąży
wykrzyczeć moje imię. Musiałem grać wiernego sługę tak, jak
niegdyś grałem zarozumiałego gnojka. Wykonywałem polecenia,
walczyłem po ich stronie, zdradziłem przyjaciół, którzy stali po
stronie Hogwartu. Nic się nie liczyło, liczyła się tylko ona, ona
i jej bezpieczeństwo.”
Wojna
zmieniła wszystko.
Wiedziała,
że Draco nie miał wyboru, jego ojciec był zdolny zabić go, gdyby
odmówił służby u Voldemorta. Mimo to czuła zawód. Czy nie mówił
jej, że byłby w stanie oddać za nią życie? A jednak, jednak bał
się zaryzykować, zgodził się stanąć po stronie śmierciożerców,
ludzi, którzy zabijali takich jak ona.
Mimo
wszystko nie potrafiła przestać go kochać, próbowała zrozumieć.
Nigdy
nie darowałaby sobie, gdyby ktoś z jej powodu pozbawił go życia.
Poza tym wciąż chodziło o ich tajemnicę.
On
zrozumiał, gdy ona tuszowała ich związek. Teraz był czas, by ona
zrozumiała.
Jadąc
do szkoły na rozpoczęcie ostatniego roku w Hogwarcie, miała
nadzieję, że Draco również zdecydował się kontynuować naukę.
Jak długo nie miała od niego żadnych wieści? Nie była nawet
pewna, czy przeżył.
Przeszła
się po korytarzu pociągu w ramach patrolu. Zaglądała do każdego
przedziału, witała starych znajomych, uśmiechała się do
przerażonych pierwszorocznych.
Jakiś
czarnoskóry dzieciak zapytał ją o ceremonię przydziału.
-Och,
możesz być spokojny, to nie boli - powiedziała, uśmiechając się
ciepło i ruszyła dalej.
Doszła
do końca pociągu, ale za żadnymi drzwiami nie znalazła Malfoya.
Więc
jednak zdecydował się zapomnieć o niej po wojnie. Poczuła jak
ogromny ból ściska jej serce, więc pospiesznie ruszyła do
toalety, aby nikt nie widział jak płacze.
Resztę
podróży spędziła w wagonie prefektów z oczami utkwionymi gdzieś
w oddali. Z własnej inicjatywy nie odzywała się do nikogo, na
powitania odpowiadała zdawkowym „cześć”, po czym ponownie
wlepiała oczy w szybę.
Nikt
nie zadawał pytań, wszyscy wiedzieli przez co przeszła w czasie
wojny. Spodziewali się, że Hermiona wróci do szkoły z depresją.
W
pewnym momencie jej myśli faktycznie skierowały się na przeżycia
wojenne, ku rodzicom, którym zmieniła wspomnienia. Czy podjęła
właściwą decyzję? Czy nie było innego wyjścia? Czy kiedyś
będzie żałowała tego bardziej niż w dniu, gdy to zrobiła?
Wtedy
była przekonana, że będzie musiała rozstać się z rodzicami, być
może na zawsze, bez względu na to, jak potoczą się ich losy.
Jednego była przecież pewna – nikt nie pozwoli na to, by byli
razem. Modyfikacja pamięci państwa Granger wydawała się być
właściwym wyjściem.
„Im
wcześniej, tym lepiej” - mówiła sobie wtedy.
Jednak
teraz było inaczej. Malfoya już nie było, więc została sama.
Dojechali
na miejsce. Wysiadła z pociągu i próbowała odszukać znajomych, z
którymi zamieniła jak dotąd jedynie kilka słów. Słyszała
gdzieś w oddali wołanie Hagrida, który zabierał pierwszorocznych
na inicjacyjną podróż przez jezioro. Przeciskała się przez tłum
czarnych szat większych i mniejszych rozmiarów. Dostrzegła w końcu
rudą czuprynę Ginny... i nie tylko Ginny.
Widok
Rona nieco ostudził jej emocje. No tak, nie została przecież sama,
wciąż miała jego. I przyjaciół, przyjaciół którzy nie znali
prawdy.
Rudzielec
objął ją w talii i weszli razem do powozu.
Harry
opowiadał jej o swoim pobycie w Norze podczas wakacji, później
wspominali ich pierwszy rok w Hogwarcie. Rozmowa zeszła na Snape'a i
jego wzruszającą historię związaną z Lily, by po chwili zatoczyć
się w kierunku profesor McGonagall i jej awansu na dyrektora szkoły.
Hermiona pozorowała, że uczestniczy w rozmowie, choć nie miała
pojęcia, o czym mowa. Jej myśli wciąż błądziły w przeszłości.
Nie
potrafiła o nim zapomnieć, co z minuty na minutę przerażało ją
coraz bardziej. Nadal łudziła się, że Malfoy nie zrezygnował ze
szkoły, nie zrezygnował z niej. Dopiero gdy weszli do Wielkiej Sali
i rozejrzała się po stole Ślizgonów, uwierzyła, że już nigdy
więcej go nie zobaczy.
Chwilę
później do sali weszła gromada pierwszoroczniaków, którzy z
ciekawością przyglądali się rozgwieżdżonemu niebu wyczarowanemu
na suficie, potykali się o swoje szaty lub obserwowali uczniów
siedzących przy stołach. Hermiona dostrzegła, że mały,
czarnoskóry chłopiec, którego spotkała w pociągu, pomachał do
niej z tłumu. Odmachała mu, uśmiechając się ciepło i mając
nadzieję, że trafi on do jej domu. Pierwszoroczni podeszli do stołu
nauczycieli i ustawili się w rzędzie. Na stołku leżała już
tiara przydziału.
Profesor
McGonagall powstała z miejsca, na którym zazwyczaj siedział
Dumbledore.
-Zwykle
uroczystość rozpoczęcia kolejnego roku nauki otwiera ceremonia
przydziału. Tym razem chciałabym jednak odejść od tej tradycji,
ponieważ spotykamy się w tej sali po wydarzeniach, które były dla
wielu z nas bolesną próbą przyjaźni, miłości, wierności... -
tu profesor McGonagall skierowała swój wzrok ku stołowi Slytherinu
-...a także odwagi. Odczytam teraz nazwiska nauczycieli oraz
uczniów, którzy oddali swoje życie... - głos byłej nauczycielki
transmutacji niebezpiecznie zadrżał -...byśmy dziś mogli
spokojnie kontynuować naukę magii w Hogwarcie.
Wszyscy
uczniowie powstali ze swoich miejsc, zwiesili głowy i słuchali.
Przy wyczytywaniu niektórych nazwisk gdzieś w oddali odzywał się
głośny szloch, jęk lub słowa pociechy.
Hermiona
dostrzegła łzy na policzkach Ginny, gdy wyczytano Freda. Sama
również poczuła bolesne ukłucie. Bliźniacy zawsze byli
nierozłączni, praktycznie nie widywano ich oddzielnie, nie mówiło
się o nich jako o poszczególnych jednostkach. Nie było Freda, nie
było George'a, był FrediGeorge. Zdaniem wielu osób śmierć tego
chłopaka była najboleśniejszym ciosem dla Gryffindoru, choć
bliźniacy już dawno skończyli szkołę.
Minerwa
McGonagall czytała jednak nieugięcie nazwiska, choć każde kolejne
słowo wydobywające się z jej ust nasilało szlochy ogarniające
powoli całą salę. W końcu długa lista poległych została
zwinięta, wszystkich uczczono minutą ciszy i przystąpiono do
ceremonii przydziału.
„Nie
wyczytała Malfoya, nie wyczytała Malfoya...” - powtarzała sobie
w myślach Hermiona. Owszem, Malfoy należał do śmierciożerców,
ale ich także wyczytywali, uznając uczniów służących Czarnemu
Panu za przymuszonych do tego przez rodziców. Padło nazwisko
Crabbe'a, była tego pewna, ale nazwiska Malfoy nie było wśród
poległych. Żył.
-Amanda
Crall – nazwisko przedarło się przez zasłonę jej myśli.
Podniosła nieprzytomnie wzrok i zobaczyła śliczną, rudowłosą
dziewczynkę z lokami spływającymi po jej ramionach. Jej uśmiech
zdawał się rozświetlać całą salę. -GRYFFINDOR! - dało się
słyszeć po chwili, a następnie głośny wrzask i burza oklasków
zagłuszyła wszystkie inne dźwięki Wielkiej Sali.
Hermiona
dostrzegła ciemnoskórego chłopca, który stał jak zaczarowany i
patrzył na odchodzącą Amandę. Widziała w jego oczach zachwyt i
domyślała się, że marzy on teraz o dołączeniu do ich stołu.
Obserwowała
go do momentu, w którym został wyczytany.
-Nicolas
Mahmedow.
Chłopiec
usiadł na stołku, włożył na głowę tiarę przydziału i
zacisnął zęby. Widziała, że również jego dłonie kurczowo
ściskają stołek na którym siedzi. Tiara wyjątkowo długo
zastanawiała się, do którego domu przydzielić Nicolasa, jednak w
końcu...
-SLYTHERIN!
- krzyknęła, a przy stole Ślizgonów wybuchły owacje. Chłopiec
zeskoczył ze stołka i pobiegł do swoich nowych kolegów. Hermiona
nie spuszczała z niego wzroku. Nie musiała czekać długo, świeżo
upieczony członek domu Salazara Slytherina zajął swoje miejsce, po
czym natychmiast wbił smutny wzrok w Amandę.
Czy
to możliwe, że życie w tak okropny sposób rozdziela kolejną
parę? Czy Nicolas będzie cierpiał jak Malfoy? I czy kiedyś powie
o wszystkim rudowłosej Amandzie? A może ich historia potoczy się
zupełnie inaczej? Miała taką nadzieję, miała nadzieję, że tych
dwoje nie zdobędzie się na tak szalone uczucie, jakim ona i Draco
darzyli się przez tak długi czas.
Minął
już ponad rok od momentu, gdy zdecydowali się walczyć o swoje
szczęście. Przez cały ten czas obmyślali plany na przyszłość.
Zdecydowali, że po ukończeniu szkoły uciekną z kraju i osiądą
na stałe gdzieś na obrzeżach jednego z kanadyjskich miast. Miało
być tak, jak Draco sobie wymarzył – oni, gromadka dzieci i
kudłaty pies.
Chcieli
żyć jak mugole do czasu, aż wszyscy o nich zapomną, aż przestaną
ich szukać. Skrupulatnie analizowali wszelkie możliwe sposoby,
każdą możliwość i wszystko tylko po to, by jak zawsze zakończyć
rozmowę słowami : „Zresztą nieważne. Byle gdzie, byle jak, byle
z tobą.”
Wiedziała,
że to byłoby zbyt piękne, że nie dadzą rady, ale gdzieś w
środku naiwnie wierzyła w szczęśliwe zakończenie.
-Hermiono,
nie jesz? - usłyszała głos Rona.
Nie
zauważyła nawet, że ceremonia została zakończona, a stoły
zastawione licznymi potrawami. Nałożyła sobie sałatki z krabem i
wpatrywała się w nią aż do momentu, kiedy jej chłopak ponownie
ją szturchnął.
-Skarbie,
co ci jest? - zapytał z troską w głosie. Te słowa sprawiły
jednak, że serce ścisnęło jej się w piersi i ostatecznie ledwo
powstrzymała łzy.
-Wszystko
w porządku - odpowiedziała ledwo dosłyszalnym głosem, po czym
zabrała się za jedzenie.
Chciała
jak najszybciej zostać sama, wejść do swojego dormitorium i
wybuchnąć szlochem, który jak zawsze przytłumi poduszka. Jako
prefekt Gryffindoru musiała jednak odprowadzić pierwszorocznych do
pokoju wspólnego zaraz po zakończeniu uczty.
-Witajcie
w salonie Gryffindoru! - powitała nowych uczniów uroczystym, ale
pełnym troski tonem, po czym poinstruowała ich gdzie znajdują się
dormitoria i poprosiła o rozejście się do łóżek.
Sama
usiadła na starej kanapie przy kominku. Obserwowała wesoło
trzaskające płomienie i analizowała przemowę profesor McGonagall.
„Próba przyjaźni, miłości i wierności...”
Nie
wytrzymali tego, jednak nie byli w stanie uratować swojego uczucia.
Słona
łza zaczęła spływać po jej rozgrzanym policzku. Otarła ją
wierzchem dłoni. Cieszyła się, że nic mu nie jest, że przeżył.
To było dla niej najważniejsze.
W
końcu sen zaczął ją zmagać, więc udała się do swojego
dormitorium.
Wrzesień
tego roku zapowiadał się naprawdę upalnie. Drugiego dnia szkoły
uczniów powitało zza okien bezchmurne, błękitne niebo. Promienie
słoneczne wdzierały się do dormitoriów przed godziną siódmą i
bezlitośnie wybudzały uczniów ze słodkiego snu.
Hermiona
powitała ten dzień ponurym uśmiechem. „To będzie trudny rok”
- pomyślała, przecierając oczy, po czym wstała i wyszła ze
swojego dormitorium. Ruszyła w kierunku łazienki prefektów.
Długa,
relaksująca kąpiel w płynie o zapachu fiołków pomogła jej
pozbyć się cieni pod oczami, które zdradzały przeżycia ciężkiej
nocy.
Koszmary
senne nękały ją nieustannie odkąd Draco zniknął, wstępując do
szeregów Czarnego Pana.
Zawsze
śniło jej się, że siedzą razem na dębie, on całuje ją
delikatnie po szyi i wtedy daje się słyszeć znajomy głos, którego
żadne z nich nie potrafi jednak rozpoznać. Głos, który krzyczy
„Widziałem!”. To jedno słowo odbija się echem, a potem
nagle cichnie, jakby jego właściciel oddalał się w kierunku
zamku, a para już wie, co będzie dalej. Rozdzielą ich, zmuszą do
rozstania. Świat przeprowadzi swój atak. Wtedy budziła się ze
łzami w oczach i długo próbowała dojść do siebie, uświadamiając
sobie powoli, że w rzeczywistości ich tajemnica wciąż pozostała
nietknięta.
Wielka
Sala wypełniona była wesołym gwarem uczniów oraz rozmowami duchów
dochodzącymi gdzieś spod sklepienia.
Hermiona
zajęła swoje miejsce między Ronem i Harrym. W tej kwestii nie
zmieniło się nic, wojna nie zdołała zburzyć potężnych filarów
ich przyjaźni. Obserwowała Ślizgonów śmiejących się przy swoim
stole. Blaise Zabini żartował z Pansy Parkinson zupełnie tak,
jakby ich najlepszy przyjaciel wcale nie zrezygnował z ostatniego
roku szkoły. Astoria i Daphne Greengrass szczebiotały do siebie
obserwując jednego z przystojnych chłopaków siedzących u stołu
Ravenclawu. Czyżby oni wszyscy traktowali wojnę jako zły sen,
który się skończył? Czyżby każdy z nich próbował zacząć
życie od nowa, bez wspomnień i rozdrapywania ran?
Ron
ponownie zaniepokoił się zachowaniem swojej dziewczyny, ale zanim
zdążył coś powiedzieć, Gryfonka zabrała się za nakładanie
jajecznicy na swój talerz.
-Ginny,
mogłabyś podać mi... - zaczęła, jednak jej słowa zawisły nad
stołem w połowie zdania. Wszystkie myśli wyfrunęły nagle z jej
głowy, pozostawiając po sobie pustkę. Nie myślała o niczym,
tylko patrzyła. Nie wiedziała nawet, że z dłoni, z głośnym
hukiem, wypadł jej na stół widelec, którym uprzednio wskazywała
ogórki konserwowe. Powoli ocknęła się z transu. -...ogórki?
-Hermiona?
-Czy
mogłabyś podać mi miskę z ogórkami, Ginny? -powtórzyła pytanie
nieco pewniej.
Jadła
powoli, obserwując dokładnie każdy fragment jajecznicy, który
pojawiał się na jej widelcu.
Jak
to możliwe? Czy to sen? Dlaczego więc nie może się z niego
obudzić?
Ukradkiem
spojrzała na stół Slytherinu. Wyraźnie go widziała, siedział
pomiędzy Ślizgonkami, z którymi chwilę wcześniej wszedł do
sali. Rozmawiał z nimi, choć wyglądało to bardziej na jego
monolog. Opowieść? Każde słowo przyozdabiał swoim cwaniackim
uśmiechem, który bliźniaczki próbowały odwzajemniać.
Gryfonka
odwróciła wzrok. Nie spojrzał na nią nawet przez moment, co
sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej, niż przed chwilą. Czy
wojna zmieniła wszystko? Czy nie ma już ich? Dlaczego jego obecność
wywołała jedynie ból, zamiast wybuchu euforii?
-Co
ci jest? - spytał Ron, obserwując krzywą minę swojej ukochanej.
-Malfoy
wrócił do szkoły. Miałam nadzieję, że już nigdy więcej go nie
zobaczę - skłamała, a Ron skrzywił się zupełnie jak ona.
-Też
miałem taką nadzieję.
Po
głowie Hermiony krążyło tylko jedno pytanie. Czy do jej życia na
stałe powróci Malfoy sprzed dwóch lat? Miała dziwne przeczucie,
że tak właśnie będzie.
Jeszcze
raz zerknęła na stół Ślizgonów, jednak tym razem nie dostrzegła
tam Dracona. Nie było go w Wielkiej Sali. Chyba jednak wyobraźnia
spłatała jej brzydkiego figla. Ale przecież Ron...
-Ron,
Malfoy naprawdę był przed chwilą w sali, czy ja miałam tylko
zwidy? - spytała, żeby się upewnić.
-Owszem,
był. Zdaje się, że ktoś wezwał go za drzwiami, bo wyleciał stąd
jak z procy.
-Kto
taki wyleciał stąd jak z procy? - usłyszeli głęboki, lekko
zachrypnięty głos za swoimi plecami.
Wszyscy,
którzy siedzieli niedaleko, czekali teraz na rozwój wypadków, gdy
oczy Rona spoczęły na Malfoyu i jego pełnym pogardy uśmiechu.
-Dobra łasicu, oszczędzaj szare komórki. Granger, idziesz ze mną
- oznajmił beznamiętnym tonem i odwrócił się na pięcie żeby
odejść.
-Ona
nigdzie z Tobą nie pójdzie - powiedział Ron, wstając i wyciągając
różdżkę z kieszeni.
Draco
jednak jedynie uśmiechnął się szyderczo na ten widok.
-Myślę,
że profesor McGonagall bardzo się ucieszy, kiedy dowie się, że
prefekt Gryffindoru nie stawiła się na jej prośbę, bo jej chłopak
sobie tego nie życzył - powiedział, ocierając z oka niewidzialną
łzę.
Rona
zamurowało.
-Po
co dyrektor mnie wzywa, Malfoy? - zapytała sucho Gryfonka, ratując
tyłek Rona po raz kolejny.
-Drugoroczne
szczeniaki z naszych domów próbowały pojedynkować się na
korytarzu. Prefekci mają pilnować wykonania kary.
-Już
idę.
Jeżeli
chodziło o kwestię obowiązków prefekta, Hermiona zawsze była
gotowa do wypełniania poleceń. W jednej sekundzie wstała i szybkim
krokiem ruszyła za Malfoyem, nawet nie odwracając się w kierunku
Rona.
Opuścili
Wielką Salę, jednak zamiast pójść schodami do gabinetu
dyrektora, Draco skierował się ku lochom.
-Pojedynkowali
się w lochach? - spytała podejrzliwie.
-Zaraz
sama zobaczysz - odpowiedział, nie odwracając głowy w jej
kierunku.
Szybko
minęli gabinet profesora Slughorna i klasę eliksirów, skręcili w
prawo i ruszyli w głąb korytarza. Gryfonka zaniepokoiła się, gdy
dotarli do miejsca, w którym nigdy nie była.
-Gdzie
ci drugoroczni się plączą? - zapytała z oburzeniem, gdy skręcali
w jeszcze ciemniejsze, wąskie przejście.
-Nie
było żadnej bójki, pani prefekt - oznajmił Draco, po czym
przycisnął ją do ściany i złożył na jej ustach długi, gorący
pocałunek. -Tęskniłem - wyszeptał cicho, gdy udało im się na
chwilę od siebie oderwać.
Była
w szoku. Nie potrafiła uwierzyć, że on wyciągnął ją z Wielkiej
Sali na oczach wszystkich tylko po to, żeby zaprowadzić ją do
lochu i przypomnieć sobie smak jej ust.
-Ty
wariacie -szepnęła drżącym głosem, przytulając się do niego.
Jeszcze
nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Wojna się skończyła, ona
była cała i zdrowa, w dodatku wciąż go kochała. Nie robiła mu
wymówek, nie krzyczała, nie stawiała pytań, na które nie
potrafiłby odpowiedzieć. Wtuliła się w niego i pozwoliła, by
czas zatrzymał się na chwilę dla nich obojga. Nie wiedział, co
będzie dalej. Nie miał pojęcia, czy ich związek ma jeszcze jakieś
szanse. Wciąż jednak miał nadzieję, która tliła się w jego
sercu przez cały ten czas. Nadzieję, która dodawała mu siły w
czasie wojny. Nadzieję, która utrzymywała go przy życiu.
-Zaraz
musimy wracać, McGonagall dała mi piętnaście minut na powrót do
jej gabinetu - oznajmił, odsuwając ją delikatnie od siebie.
Podobnie jak ona chciałby, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak
życie rzadko dostosowuje się do naszych pragnień.
-McGonagall?
- spytała, próbując zrozumieć sens jego słów.
-Owszem,
to taka nauczycielka, no wiesz. Dyrektorka czy coś w tym stylu -
odpowiedział, a ona zrobiła minę w stylu „Czyżby dawno nikt nie
potraktował cię drętwotą?”. -Miałem zanieść swoje
rzeczy do dormitorium i wrócić po instrukcje przeznaczone dla
prefektów.
-Więc
naprawdę zostałeś prefektem Slytherinu? - Wolała się upewnić, w
końcu ciężko było w to uwierzyć. Jakim cudem ofiarowali tak
odpowiedzialne stanowisko dla jednego z byłych Śmierciożerców?
-Nieprawdopodobne,
wiem. Stwierdzili jednak, że jako jedyny się nadaję, bo nie dam
sobie wejść na głowę, a jednocześnie znają mojego ojca i dobrze
wiedzą, jak zostałem wychowany.
Ruszyli
powoli w kierunku wyjścia z lochów. Musieli jednak rozstać się
tak, by nikt nie zauważył, że byli tam razem. Najpierw wyszedł
Draco, zmierzając szybko w kierunku gabinetu dyrektora, chwilę
później Hermiona zaczepiła jednego z Krukonów, pytając go o
profesora Slughorna, który już dawno siedział przy stole
nauczycieli w Wielkiej Sali.
Gryfonka
wróciła na śniadanie w o wiele lepszym nastroju. Znowu miała
ochotę jeść, słuchała z zainteresowaniem tego, o czym rozmawiali
Harry i Ron, a później zauważyła rudą Amandę, która
poprzedniego dnia trafiła do ich domu. Przysiadła się do niej i
zapytała, jak podoba się jej w Hogwarcie. Dziewczynka zasypała ją
lawiną słów, opowiadając o tym, jak płynęli z Hagridem przez
jezioro i jak wielki potwór wysunął swoje macki ponad wodę.
Wspomniała również o tym, że ludzie w szkole są dla niej
naprawdę mili, co rzadko zdarzało jej się, gdy mieszkała wśród
mugoli, ponieważ wszyscy wyśmiewali płomiennorudy kolor jej
włosów. Hermiona automatycznie spojrzała na Ginny i oświadczyła
Amandzie, że koniecznie musi ją poznać ze swoją przyjaciółką,
która swego czasu miała podobny problem. Zręcznie skierowała
również temat rozmowy na Nicolasa, pytając, czy mieli okazję się
poznać. Dziewczynka przytaknęła i ze smutną miną oświadczyła,
że chłopak trafił do Slytherinu.
„Nawet
nie wiesz, jak dobrze cię rozumiem” - pomyślała Gryfonka,
zamiast jednak wypowiedzieć swoje myśli, uśmiechnęła się do
niej promiennie.
-Nie
martw się, nie wszyscy Ślizgoni są wrogo nastawieni do uczniów z
Gryffindoru. Myślę, że nie powinniście ukrywać tego, że się
lubicie - oświadczyła, po czym pogłaskała małą po głowie i
zostawiła ją z nowymi koleżankami.
Spotkali
się wieczorem na dębie.
Tym
razem nie było żadnej kartki przesłanej przez sowę, ona poleciała
tam żeby trochę pomyśleć, a on po prostu czekał. Skąd wiedział,
że spotka ją wieczorem w miejscu, gdzie spędzali razem tyle czasu?
Nie wiedział. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę z tego, że tej
nocy nie będzie mógł spać. Zbyt dużo myśli kręciło się wokół
Granger. Zbyt wiele emocji rozsadzało go od środka. Cóż więc mu
pozostało? Rzucać się po łóżku z nadzieją, że upragniony sen
przyjdzie choć na chwilę?
Wolał
siedzieć tam i wspominać, więc siedział i wspominał.
Jaskółka
pojawiła się niespodziewanie około dziesiątej. Oboje byli
zaskoczeni tym nieplanowanym spotkaniem, jednocześnie nie potrafiąc
wypowiedzieć ani słowa.
W
końcu jednak Draco poczuł, że muszą nadrobić stracony czas, więc
zaczął mówić cokolwiek. Opowiadał jej o tym, jak bardzo tęsknił
za nią w czasie wojny. Wspomniał o nocnych koszmarach, w których
ona zupełnie go nie pamiętała, o jego ojcu, który po raz kolejny
uniknął Azkabanu, a także o tym, dlaczego nie zdążył przyjechać
do szkoły na czas.
-Ojcu
bardzo zależało na tym, żebym nie wracał do Hogwartu. Wojna
kompletnie wyniszczyła jego psychikę - mówił obojętnym tonem.
-Ciągle wydaje mu się, że ktoś próbuje mu odebrać jego jedynego
syna. Był przekonany, że McGonagall chce zemścić się za ofiary
Voldemorta i próbuje zwabić mnie do szkoły odznaką prefekta, żeby
mieć komplet byłych Śmierciożerców, których będzie mogła
wtrącić do lochów. To kompletny obłęd. W końcu matka pomogła
mi uciec, ale było już za późno na pociąg. Musiałem zdobyć
świstoklika.
Hermiona
milczała. Słuchając historii, którą opowiadał Draco, czuła, że
sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Gdyby Lucjusz Malfoy
dowiedział się, że jego syn spotyka się ze szlamą,
prawdopodobnie wyczułby krwawy spisek – Hermiona Granger, w ramach
zemsty za śmierć jej przyjaciół, pragnie zostać z młodym
Malfoyem sam na sam tylko po to, aby udusić go poduszką, kiedy ten
zaśnie. Spojrzała na niego. Zdawał się myśleć o tym samym,
ponieważ jego oczy błyszczały smutno w głębokim zamyśleniu.
Jaki los ich czekał?
-Przejdźmy
się - zaproponował, po czym, nie czekając na odpowiedź, zleciał
z drzewa.
Dołączyła
do niego po chwili.
Szli
skrajem lasu w milczeniu.
-Muszę
cię o coś zapytać. - odezwała się w końcu Hermiona, gdy cisza
zaczęła ją męczyć.
-Więc
pytaj.
-Kiedy
wszedłeś dziś do Wielkiej Sali z tymi bliźniaczkami...
-Nie,
żadna z nich mi się nie podoba. - Malfoy uprzedził jej pytanie z
krzywym uśmiechem. -Ale, podobnie jak ty, próbowałem zamaskować
to, co jest między nami. Ludzie zaczynają się pytać, dlaczego
nikogo nie mam. Dziewczyny łaszą się do mnie, jakbym trzymał
kostki czekolady w kieszeniach szaty. A skoro Ty...
-Mówiłam
ci, że przyjaciele na mnie nastawali - teraz to ona mu przerwała.
Bała się, że każde kolejne słowo może doprowadzić ją do łez.
-Dobrze wiesz, że nie kocham Rona, ale on wyznał mi miłość
przekonany, że ja odwzajemniam jego uczucia. Wszyscy patrzyli na
nas, a ja... Jedyne co przychodziło mi wtedy do głowy to to, że
jak mu odmówię, to ktoś się w końcu domyśli. Pisałam ci o tym
jeszcze przed wojną, odpisałeś, że rozumiesz.
-A
co miałem napisać? - zapytał Draco ostrym, pełnym żalu głosem.
-Że kiedy myślę o was jako o parze, to mam ochotę rozwalić
wszystko w drobny mak? Że milion razy potłukłem już jedną i tą
samą wazę stojącą w moim pokoju? Że chęć mordu opanowuje mnie
za każdym razem, kiedy tylko przypominam sobie twój list?
Nie
poznawała go. To nie był ten opanowany, pełen miłości chłopak,
który wyznawał jej miłość na drzewie półtora roku wcześniej.
Teraz bardziej przypominał Malfoya, którego znała od samego
początku nauki w Hogwarcie – porywczy, nieznoszący sprzeciwu,
przepełniony goryczą Ślizgon.
-Zmieniłeś
się - oznajmiła mu cicho ze łzami w oczach.
-Wszyscy
się zmieniliśmy, Hermiono. Wojna zmieniła wszystko i wszystkich.
Nie zmieniła tylko jednego - powiedział, przystając i patrząc jej
pewnym wzrokiem prosto w oczy. -Nadal kocham cię jak szaleniec.
Rzuciła
mu się w objęcia. Jego wsparcie, siła jego ramion, to było
właśnie to, czego potrzebowała w tamtym momencie najbardziej.
Tylko w ten sposób potrafiła jeszcze raz uwierzyć, że wszystko
dobrze się skończy, że to ma jakiś sens.
-Jeśli
chcesz, to z nim zerwę - wyszeptała w czarny materiał jego
koszuli.
-Poradzimy
sobie, obiecuję. Obiecuję. Obiecuję... - powtarzał prosto w jej
włosy, a ona tuliła się do niego coraz mocniej.
Nie
wyobrażała sobie tego, jak bardzo zrani Rona, kiedy powie mu o
wszystkim, nie chciała tego. Przecież Weasley był jej
przyjacielem, podczas wojny był dla niej prawdziwym oparciem, a ona
miała zadać mu cios prosto w serce. Nie było jednak innego
wyjścia, wojna, którą razem z Draco wypowiedzieli światu, nadal
trwała. A Ron stał po stronie wroga.
Dni
mijały powoli, aż wkrótce wrzesień zaczął pokazywać swoje
jesienne oblicze. Na dworze robiło się coraz chłodniej, żółknące
liście spadały z drzew niczym ulewny deszcz zacinający w czasie
potężnej wichury. Hogwart spowiła mgła ponurej atmosfery. Podczas
posiłków nie słychać było głośnych śmiechów, jedynie ciche
szepty zaspanych uczniów. Lekcje stawały się coraz nudniejsze i
coraz bardziej męczące. Jedynym aspektem, który przywracał
energię mieszkańcom zamku były mecze quiddicha. Pierwszy mecz
Hufflepuff – Ravenclaw został rozegrany na początku października.
Po szkole zaczęły krążyć plotki, jakoby nowy kapitan krukońskiej
drużyny całe wakacje pracował nad nową, szalenie skuteczną
taktyką, którą zbudował w oparciu o korespondencję prowadzoną z
samym Wiktorem Krumem. Nikt nie był pewien, czy pogłoski są choć
odrobinę spokrewnione z prawdą, faktem jednak było, że Ravenclaw
rozgromił Puchonów przewagą stu osiemdziesięciu punktów.
Draco
coraz częściej wspominał Hermionie o swoim niepokoju, związanym
ze zbliżającym się meczem Slytherin kontra Ravenclaw. Gryfonka
zmęczona tematem quiddicha, próbowała skierować rozmowę na inne
tory, ale wtedy szybko zaczynała tego żałować, ponieważ Malfoy
natychmiast zajmował się drugim ze swoim zmartwień, czyli wciąż
niezakończonym związkiem Hermiony z Weasleyem.
-Obiecałaś
- mówił smutno, a ona po raz kolejny zapewniała go, że pracuje
nad tym każdego dnia.
Jej
zapewnienia były jednak dalekie od stanu rzeczywistego, ponieważ za
każdym razem, kiedy próbowała porozmawiać ze swoim chłopakiem na
temat ich związku, ten brał ją na kolana i powtarzał, że nie
wyobraża sobie życia bez niej. To zwykle powodowało, że coś
ogromnego rosło w gardle dziewczyny i nie była w stanie
wypowiedzieć już ani słowa.
Okazja
nadarzyła się dopiero na kilka dni przed Nocą Duchów.
-Ron,
nie ma mowy, żebym to założyła! Ja się w to nie zmieszczę!
Hermiona
była przerażona widokiem swojego chłopaka, który trzymał w
rękach błękitną suknię ze zwiewnego materiału. Miała ją na
sobie podczas Balu Bożonarodzeniowego w czwartej klasie.
Tegoroczna
Noc Duchów została zaplanowana jako potańcówka przeznaczona dla
wszystkich uczniów szkoły. Ron bardzo naciskał, żeby Gryfonka
wyglądała na imprezie tak, jak tego wieczora, gdy zrozumiał, co do
niej czuje.
-Daj
spokój, powiększymy ją zaklęciem! - rudzielec nie odpuszczał.
Dokładnie zaplanował sobie tę noc i miał nadzieję, że wszystko
pójdzie po jego myśli.
-Nie
chcę, rozumiesz?
-Zrób
to dla mnie - nalegał.
-Nie!
-Proszę,
Hermiona...
Nie
mogła wyjawić mu przyczyny, dla której nie chciała założyć
sukienki. A powód był prosty. Malfoy opowiadał jej, że Bal
Bożonarodzeniowy był jednym z najprzykrzejszych wspomnień, jakie
miał. Wtedy po raz pierwszy poczuł, jak wiele stracił, gdy ona go
znienawidziła. Obserwował jak Gryfonka bawi się u boku Wiktora
Kruma i miał ochotę zmiażdżyć Bułgara jednym zaklęciem. Po raz
pierwszy był o nią naprawdę zazdrosny. A teraz Ron chciał, żeby
Draco oglądał ją w tej samej sukni u boku innego faceta. Chciał
by znowu paliła go zazdrość. Nie mogła na to pozwolić.
Szybko
zrozumiała jednak, że nie chodzi o suknię, a o sam fakt, że jeśli
Malfoy zobaczy ich razem w tańcu, wszystko może skończyć się
wydaniem ich tajemnicy. Ten chłopak był zbyt porywczy, żeby nad
sobą zapanować, zwłaszcza w takiej sytuacji.
-Ron,
ja nie chcę iść w tej głupiej sukience!
-No
to nie idźmy w ogóle! - krzyknął w końcu zdenerwowany.
-Może
lepiej... może lepiej jeśli po prostu... - zaczęła niepewnie
Hermiona, bacznie obserwując kawałek marmurowej podłogi tuż pod
swoimi stopami.
-Co
lepiej? - spytał Ron o wiele cichszym głosem.
-Może
lepiej jeśli poprostuzrobimysobieprzerwę. - wyrzuciła w końcu z
siebie.
-Co
takiego?
-Muszę
odpocząć, Ron. Potrzebuję wolności - oznajmiła nieco pewniej,
tym razem patrząc mu prosto w oczy.
-To
znaczy, że chcesz ze mną zerwać? - zapytał, a jego twarz
przyozdobił groźny grymas.
-Tak.
Nie. Nie wiem. Chyba tak.
-Jasne,
rozumiem. Więc pozwól teraz, że pójdę i znajdę sobie partnerkę
na tą potańcówkę - powiedział obojętnie, jakby Hermiona
oznajmiła mu właśnie, że ma ochotę na słone paluszki.
Chwilę
później została sama w salonie Gryfonów z mętlikiem w głowie i
uczuciem lekkości, jakiego nie doświadczyła już dawno.
Notka pojawiła się szybciej, niż myślałam, a wszystko dzięki najnowszej płycie zespołu Parachute zatytułowanej "Overnight", w której zakochałam się na zabój. Parę piosenek, a natchnienie, które nie daje odejść od komputera :)
Mam drobne pytanie do czytelników - czy rozdziały nie są za długie? To znaczy może powinnam publikować je dwuetapowo? To, co zostało już opublikowane zajmuje mi w edytorze 46 stron, powoli zaczynam się czuć, jakbym pisała powieść, a nie opowiadanie zamieszczane na blogu :D
Będę wdzięczna za podzielenie się waszą opinią w tej kwestii, pozdrawiam :)
P.S. Pragnę podziękować za wszelkie nominacje do blogowych nagród i przeprosić za to, że nie mam czasu zająć się tym w danej chwili, ale koniec tego tygodnia zapowiada się tak, że będę na okrągło w pracy zaczynając od siódmej rano jutro, a kończąc o dziesiątej rano w sobotę. Dlatego raz jeszcze dziękuję, jest mi niezmiernie miło, że ktoś postanowił docenić moje opowiadanie :)
Jesteś niesamowita.!!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ominęłaś opisywanie wojny, ale ... to co się dzieje po niej też jest ciekawe.:d
Ogólnie rzecz ujmując rozdział jest GENIALNY!!!:)
czekam na kolejny.:D
pozdrawiam,
la_tua_cantante_
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
Rozdział genialny :-) Czekam na następny !!!
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać twojego bloga jest poprostu genialny superowo. Fajna akcja . Zgadzam się z Karoliną że nie ma opisu wojny szkoda ale i tak super
OdpowiedzUsuńNie ujmując innym rozdziałom...ten jest chyba Twoim najlepszym. Już się bałam, że zabraknie Dracona i odetchnęłam z ulgą (nie mniejszą niż Granger), że jednak wrócił.
OdpowiedzUsuńI jak najbardziej pisz dalej takie długie rozdziały;)
Z niecierpliwością wypatruje nexta;)
Pozdrawiam!
O matko! Ja normalnie się rozpływam *.*
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham, kocham ale to bardzo kocham Twoje opowiadanie. Bałam się, że napiszesz, że Draco będzie na liście którzy zginęli, bądź po prostu nie wróci do szkoły i da sobie spokój z Hermioną, jednak moje prośby zostały wysłuchane w trakcie czytania i wszystko potoczyło się po mojej myśli!
Aa i Twoje rozdziały są długie i bardzo dobrze! Nie wyobrażam, że zaczynasz pisać, o połowe mniej. Tak jak teraz jest idealnie.
Dużo, dużo weny!
Zapraszam na mojego bloga Dramione : nowa-hermiona-granger.blogspot.com
Pozdrawiam:
Lacarnum Inflamare.