sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XI Wróć do Hogwartu.

          Harry Potter obudził się tego ranka bardzo późno. Ledwo zdążył na śniadanie, w biegu wiążąc buty i przeczesując włosy palcami. Wpadł do Wielkiej Sali, szukając swoich przyjaciół. Ron siedział razem z Ginny przy stole Gryfonów i rozmawiał z nią o czymś zacięcie. Dopiero, gdy chłopak zajął miejsce obok nich, dostrzegł, że w zasadzie wszyscy uczniowie rozprawiają ze sobą w dziwnym poruszeniu.
-Ginny, czy Hermiona znowu jest chora? - spytał, ponieważ wydało mu się dziwnym, że jego przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze na śniadaniu.
Siostra Rona spojrzała na niego wielkimi oczami i dopiero wtedy Harry zauważył, że dziewczyna płacze.
-C-coś się stało? - spytał niepewnie. Łzy rudej Gryfonki nie wróżyły niczego dobrego, zwłaszcza w zestawieniu z faktem, iż jej najlepsza przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze w Wielkiej Sali.
-Hermiona zniknęła - oznajmił Ron kwaśno. -Niektórzy uważają, że uciekła, ale znasz ją przecież, szkoła to całe jej życie - dodał po chwili.
-Też o tym pomyślałem. To do niej zupełnie nie pasuje - powiedział Harry w zamyśleniu. -Kto ją widział jako ostatni?
-Podobno jakiś Krukon z piątego roku spotkał ją przy wyjściu ze szkoły dwadzieścia minut po dziesiątej, ale nikt nie wie, czy to prawda.
Ginny popatrzyła na swojego brata wyczekująco, jakby liczyła na to, że chłopak dopowie coś jeszcze, ten jednak milczał. W końcu szturchnęła go z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy.
-Nie powiesz mu? - spytała, marszcząc brwi.
-O czym twój brat mi nie mówi? - Harry poczuł, że jego serce zaczyna bić coraz szybciej. Nie znosił takich zagadek.
-Nie tylko Hermiona zniknęła tej nocy - powiedziała drżącym głosem. -Malfoya też nigdzie nie ma.
Wszyscy troje zamilkli, wpatrując się w swoje talerze. Ron nalał sobie soku dyniowego i jednym haustem wypił całą zawartość pucharu.
-Myślicie, że oni... - zaczął Harry i zawahał się przez chwilę. Te słowa nie chciały przejść mu przez gardło. -...Uciekli razem?
Ron prychnął pogardliwie i spojrzał na swojego przyjaciela z politowaniem.
-Już ci mówiłem, że ona nie uciekłaby ze szkoły, to HERMIONA GRANGER a nie jakaś tam ślizgońska wywłoka.
-Ale to chyba nie przypadek, że dwoje uczniów zniknęło bez śladu tej samej nocy? - Ginny była wyraźnie poirytowana zachowaniem jej brata. Wiedziała już, co on o tym sądzi, powtarzał jej to od kiedy dowiedzieli się o wszystkim od Lavender w salonie Gryfonów. Dlaczego tak uparcie trwał przy swoim? Modliła się tylko o to, żeby nie dzielił się tymi głupimi teoriami z Harrym.
-Mogę się założyć, że Malfoy ją porwał. - A jednak to powiedział. Ten chłopak miał chyba jakąś manię. Oczywiście, że Hermiona i ten Ślizgon nienawidzili się od dawna, ale po co miałby ją porywać? Przecież to było zupełnie bez sensu, zwłaszcza jeżeli Hermionę widziano samą przy wyjściu z zamku.
-Co ty bredzisz... Malfoy to kretyn, z tym się zgodzę, nienawidzimy go wszyscy, ale nigdy nie posądziłbym go o coś takiego - oświadczył Harry, kręcąc przy głową.
Nagle od strony stołu nauczycielskiego rozległ się po sali donośny głos profesor McGonagall.
-Proszę o chwilę uwagi! - zarządziła. -Zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy uczniowie niepokoją się nagłym zniknięciem panny Granger oraz pana Malfoya, mam jednak wielką prośbę do was wszystkich. Niech nikt – tu spojrzała w kierunku Harry'ego i Rona -nie próbuje ich szukać na własną rękę. Ministerstwo już zajęło się organizacją poszukiwań i uważamy, że sprawa powinna zostać rozwiązana w ciągu kilku następnych godzin.
W sali nastąpiło poruszenie. Uczniowie zaczęli wymieniać się między sobą swoimi teoriami na temat tego tajemniczego zniknięcia. Niektórzy z nich uważali, że Voldemort wcale nie zginął i posłużył się Malfoyem, żeby uprowadzić Gryfonkę i znowu ją torturować. Pojawiły się także opinie, iż ktoś porwał ich w celu wydobycia informacji dotyczących słabych punktów Hogwartu, co natychmiast rozsiało niepokój wśród tych, którzy bezpośrednio zetknęli się z wojną w ubiegłym roku. Inni uznali te teorie za brednie i z nieskrywanym oburzeniem mówili o ukrytym związku tej dwójki, twierdząc, że para zbiegła ze szkoły, żeby teleportować się na drugi koniec świata. Jak zwykle ile osób, tyle wersji wydarzeń, jednak wciąż pytań było więcej niż odpowiedzi.
Harry nie potrafił uwierzyć w żadną z tych opcji, o których mówiono.
Hogwart, choć teraz już bez Dumbledore'a, wciąż był jego zdaniem najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Nie chciało mu się wierzyć w to, że ktoś tak po prostu wszedł do zamku, uprowadził dwoje uczniów i wyszedł niezauważony. Równie niemożliwą wydawała mu się opcja zakładająca, że Draco i Hermiona trwali w tajnym związku. Oni przecież kłócili się przy każdej możliwej okazji, skakali sobie do gardeł, wyzywali się bez opamiętania. Wszystko było absurdalne, nie wspominając już nawet o teorii Rona, jakoby Malfoy porwał ich przyjaciółkę. Po co miałby to robić?
A jednak trzeba było stanąć przed faktami. Hermiona zniknęła bez śladu i nikt nie miał pojęcia gdzie jej szukać. Ministerstwo? McGonagall z pewnością sama nie wierzyła w to, że grupa niezorganizowanych, ślepych na krzywdę ludzką osłów, mogłaby coś zdziałać w kwestii odnalezienia dwójki uczniów z Hogwartu. Gdyby Lucjusz Malfoy wciąż pracował dla ministerstwa, o tak, wtedy szanse byłyby o wiele większe. Ten człowiek przewróciłby całą Anglię do góry nogami tylko po to, żeby odnaleźć Granger i z dziką satysfakcją wyrzucić ją ze szkoły. A tak, prawdopodobnie szukałby także swojego syna.
Harry musiał szukać swojej przyjaciółki. Oczywiście, że zabronili tego uczniom, ze szczególnym uwzględnieniem trójki Gryfonów, ale czy on mógł siedzieć bezczynnie w swoim dormitorium i czekać na dobre wieści? Znał ją przecież najlepiej ze wszystkich, wiedział dokąd mogła się udać, jeżeli faktycznie uciekła. A jeśli ją porwali? Pójdzie na koniec świata, żeby ją odnaleźć. Zanim jednak wyruszy w podróż, łamiąc kolejne przepisy szkolne, musiał wykorzystać także legalne sposoby.

Droga Hermiono,
nie mam pojęcia gdzie się podziewasz, ale chcę żebyś wiedziała, że wszyscy odchodzimy tu od zmysłów, zastanawiając się, co takiego wydarzyło się w dniu wczorajszym.
Proszę Cię, wróć do Hogwartu, albo chociaż daj mi znać, że wszystko jest w porządku, jeżeli stało się coś, co nie pozwala Ci dłużej przebywać w zamku.
Jeśli jest coś, co mógłbym dla Ciebie zrobić, wystarczy jedno Twoje słowo.

Z niepokojem wypisanym w sercu,
Harry

-Algiorze, spróbuj ją odnaleźć - rzekł do brunatnej włochatki, gdy w końcu udało mu się dotrzeć do sowiarni. Jego nowa sowa jak zwykle wytrzeszczyła na niego wielkie, zielone oczy, a on po raz kolejny nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Algior nie ma pojęcia o czym Harry do niego mówi.
-Znajdź Hermionę - wytłumaczył cierpliwie, przywiązując mu do łapki zwój pergaminu. -To ta dziewczyna, która zawsze mówi, że masz śliczne oczy - dodał zirytowany.
Na te słowa włochatka poderwała się z żerdzi i wyleciała przez okno, nie zwracając więcej uwagi na swojego właściciela. Harry od samego początku miał wrażenie, że jego nowa sowa ma słabość do Hermiony, ponieważ listy od niej zawsze przychodziły dużo wcześniej niż od Rona.
Patrzył jeszcze przez chwilę za odlatującym ptakiem, a gdy ten zniknął mu z oczu w ciemności, wrócił do siebie.

Spotkali się w Trzech Miotłach.
Byłoby źle, gdyby ktoś zobaczył ich w szkole, wszystko mogłoby się wydać.
-A powiedz mi - zaczął Blaise odstawiając kufel kremowego piwa na stół -dlaczego tak ci na tym zależało? Ta szlama była cała we łzach, gdy wychodziliśmy z łazienki.
-Nie mów tak o niej - warknął jego towarzysz.
Zabini zaśmiał się tubalnym głosem tak, że wszyscy obecni na sali rozejrzeli się z niepokojem.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedział, poważniejąc. -No co? Nie patrz tak na mnie. Chcę wiedzieć, dlaczego naraziłem się na stratę przyjaciela.
-Bo... bo ja ją kocham.
Kolejny napad śmiechu zawładnął Zabinim i tym razem chłopak omal nie zadławił się piwem, które próbował przełknąć.
-Dobra, nieważne, nie było tego - powiedział rozbawiony Ślizgon ocierając łzy z oczu. -Nie spodziewałem się, że ona zniknie i ty chyba też, co?
-Owszem, tego nie obejmował plan, ale to nawet lepiej. Znajdę ją i przyprowadzę z powrotem do Hogwartu.
-Jak chcesz, moja rola w tej całej szopce została odegrana - oświadczył z westchnieniem, po czym wstał od stołu. -I pamiętaj, że nikt nie może się dowiedzieć, że ci pomogłem.
-Jasne.
Chwilę później Blaise wyszedł i ruszył w kierunku szkoły.
Że niby on ją kochał? Śmieszne.

Harry otrzymał odpowiedź już następnego dnia. To był dobry znak, Hermiona musiała być gdzieś niedaleko.
Napisała, że nic jej nie jest, ale nie chce wracać do Hogwartu. Prosiła, żeby się o nią nie martwił. W postscriptum napisała także, żeby przeprosił od niej Rona. „On będzie wiedział za co.”
Gryfon długo wahał się, czy uznać tą odpowiedź za wystarczającą. Może dziewczyna nie chciała przyznać się do tego, że ma kłopoty? Jednak przeprosiny, które zawarła w liście, zasugerowały mu, że Ron wie o wiele więcej, niż mówi, więc poszukiwania musiał zacząć od swojego przyjaciela.
Okazja nadarzyła się zaraz po śniadaniu, gdy obaj chłopcy pakowali się na pierwsze zajęcia.
-Dostałem list od Hermiony - wypalił Harry, gdy tylko weszli do dormitorium.
Ron stanął jak wryty z otwartymi ustami i wgapiał się w swojego współlokatora, jakby ten właśnie oznajmił mu, że zakochał się w Pansy Parkinson.
-J-jak to? - wyjąkał.
-Wysłałem wczoraj Algiora z nadzieją, że ją odnajdzie. Ta sowa jest chyba o wiele mądrzejsza, niż mi się wydawało.
Rudzielec opadł na łóżko, nie spuszczając wzroku z Harry'ego, ten jednak milczał.
-No i co napisała? - zapytał w końcu zniecierpliwiony.
-Że wszystko w porządku, ale nie chce wrócić do szkoły.
-To wszystko?
-Prosiła też, żeby cię przeprosić. - Teraz to Harry wpatrywał się uważnie w swojego przyjaciela, który spuścił wzrok i bacznie przyglądał się swoim zniszczonym butom. -Twierdzi, że wiesz za co.
-Owszem - mruknął rudzielec. -Ale to niedobrze.
Chłopak poczuł, jak na te słowa przechodzi go dreszcz. Ron coś wie, wie dużo, ale z jakiegoś powodu milczy.
-Mów - rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Nie mogę.
-Gadaj do cholery. Jeśli ona ma kłopoty to...
-Hermiona przeprosiła mnie za to, że mi nie wierzyła, gdy miałem rację. - Rudzielec zrobił minę winowajcy. Czy czuł się odpowiedzialny za to, co się stało? Przecież jeżeli mówi prawdę, to ostrzegł Hermionę, ale ona go nie usłuchała.
-Miałeś rację w czym? - Harry zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany. Chciał wiedzieć wszystko, ale każde słowo wychodziło z Rona z największą trudnością. -Weasley, jeśli mi nie powiesz, nie będziemy mogli jej pomóc.
-Ostrzegałem ją przed pewnym chłopakiem. To wredny typ. Ona twierdziła, że jest w nim zakochana i to z wzajemnością, ale ja... ja w to nie wierzyłem. Pokazałem jej dowód i myślałem, że to wystarczy, ale ona chyba to zbagatelizowała. Kiedy zniknęła, miałem nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z nim. Dopiero te przeprosiny mnie upewniły.
Harry siedział przez chwilę, trawiąc opowieść Rona. Hermiona była zakochana w kimś, komu nie powinna, zdaniem Rona, ufać, a potem nagle uciekła ze szkoły, przyznając rudzielcowi rację.
-To był Malfoy, prawda? - powiedział w końcu głosem zupełnie pozbawionym emocji.
Milczenie Rona było dla niego wystarczającą odpowiedzią.
Obiecał sobie, że go znajdzie.
Znajdzie go i zabije.

Po ucieczce ze szkoły Hermiona nie bardzo miała pojęcie, gdzie mogłaby pójść. Chciała ukryć się przed całym światem i nigdy więcej nie widzieć nikogo na oczy. Myślała o ukryciu się we Wrzeszczącej Chacie, która w pewnym stopniu dałaby jej schronienie przed wiatrem i śniegiem, ale z pewnością nie ukryłaby jej przed Harrym i Ronem. Byli najlepszymi przyjaciółmi, myśleli zupełnie tak samo, to byłoby pierwsze miejsce, do którego zajrzeliby, rozpoczynając poszukiwania.
Gdyby było lato, ukryłaby się w lasku niedaleko Hogsmeade. Nie bała się ciemności ani zwierząt, była do szaleństwa odważna i dzielna, ale nawet to nie pozwoliłoby jej przeżyć na dwudziestostopniowym mrozie.
Wpadła jednak na genialny pomysł.
Jeszcze przed wejściem do wioski czarodziejów przemieniła się w jaskółkę i poszybowała w górę, poszukując miejsca, w którym mogłaby się schronić. Z góry obserwowała dymiące kominy, po czym nurkowała w kierunku któregoś z nich, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tam niezamieszkanego strychu.
W końcu przecisnęła się przez szczelinę w ścianie jednej z drewnianych chałup i upewniwszy się, że jest tam wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić nastoletnią dziewczynę, przemieniła się z powrotem w człowieka. Było tam o wiele cieplej niż na dworze.
Rozejrzała się dookoła. Masa rupieci spowitych pajęczyną sugerowała, że mało kiedy odwiedzano to miejsce. Pod oknem stał stary bujany fotel przykryty zakurzoną, ciemną kapotą, dalej kilka nadtłuczonych lamp, stół, połamane krzesło, pudła, pudełka, szkatuły i kufry.
Zdjęła materiał z bujanego krzesła i jego wewnętrzną stroną otarła mebel z brudu. Była wykończona.
Obudziła się dopiero rano, gdy słońce rozjaśniło już idealnie błękitne niebo, zwiastujące kolejny mroźny dzień. Poczuła, że jest śmiertelnie głodna, wyciągnęła więc z torby kilka galeonów, włożyła je do wewnętrznej kieszeni płaszcza i ponownie przecisnęła się przez szczelinę w deskach pod postacią jaskółki. Poszybowała ku okolicznym lasom, gdzie przybrała swoją zwykłą postać i przemaszerowała ścieżką w kierunku wioski.
Kończyła właśnie jeść zamówione przez siebie śniadanie, kiedy za oknem Trzech Mioteł dostrzegła Dracona.
Cholera, czego on tutaj chce?” - pomyślała.
Próbowała być silna. Od kiedy wyszła z Hogwartu wmawiała sobie, że Malfoy nie jest wart ani jednej łzy, że nie będzie przez niego płakać. Dlaczego więc nie chciała wrócić do szkoły?
Bała się, że wszyscy już wiedzą, że Gryfoni nie wybaczą jej zdrady, przyjaciele odwrócą się od niej, Ślizgoni będą śmiać się z niej ile sił w płucach, a pozostali uczniowie będą patrzeć z dezaprobatą i kręcić głowami w niedowierzaniu. Czy mogła wrócić do świata, który prezentował się w najlepszym wypadku jako piekło?
Był jednak jeszcze jeden powód, dla którego za wszelką cenę nie chciała wracać. Ten właśnie powód stał się najmniej ważnym, ponieważ Malfoy i tak znajdował się tuż obok, zaczepiał przechodzących ludzi i pytał o coś zawzięcie. Nie chciała go widzieć, wiedziała bowiem, że wraz z jego widokiem, wrócą do niej wszystkie piękne wieczory, obietnice i słowa, w które uparcie wierzyła.
Z ulgą stwierdziła, że chłopak zawraca się i odchodzi prowadzony przez jakiegoś wysokiego jegomościa ubranego w czarodziejską szatę oraz wysoki cylinder. Skorzystała z okazji i wybiegła co prędzej z Trzech Mioteł, pędząc w kierunku lasu, gdzie ponownie przybrała swą zwierzęcą postać. Kilka minut później po raz kolejny przeciskała się przez szparę w deskach. Tym razem jednak czekała tam na nią niespodzianka.
Otworzyła usta ze zdziwienia, usilnie mrugając oczami i próbując dojść do siebie.
-Witam panienko - oznajmił wysoki mężczyzna z długimi skręconymi do góry wąsami. Zarówno zarost, jak i włosy miał już mocno przyprószone siwizną, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych oznak starości. Żadnych zmarszczek, krost, brodawek, niczego, z czym zazwyczaj tak usilnie walczą starsi ludzie.
Człowiek ten miał dobrotliwe, pogodne spojrzenie i uśmiech skłaniający rozmówcę do pełnego zaufania. Wystający spod szaty czarodziejskiej frak, nienagannie wyprasowany i doskonale dopasowany, nie wzbudzał poczucia niższości, jak bywało to w przypadku urzędników ministerstwa, ale robił z jego właściciela ułożonego, eleganckiego czarodzieja, bardziej przypominającego ukochanego wuja, niż wysoko postawioną osobowość.
-Dz-dzień dobry. Ja przepraszam, nie chciałam, nie miałam się gdzie podziać i... - Hermiona nerwowo mówiła cokolwiek, co mogłoby wytłumaczyć ją przed nieznajomym, jednocześnie błagając w myślach Merlina, by mogła cało opuścić pomieszczenie i poszukać innego miejsca na nocleg.
Mężczyzna uniósł dłoń w uspokajającym geście, co sprawiło, że przez chwilę przypominał jej samego Albusa Dumbledore'a.
-Nic się nie stało, nie musisz się denerwować - zapewnił. -Może zechcesz zejść na dół i napić się ze mną ciepłej herbaty? -spytał dobrotliwie. -Strasznie tu zimno, mogłabyś się przeziębić - dodał, widząc niepewność na twarzy dziewczyny.
Nie miała wyjścia, nie chciała mu odmawiać, bo to mogłoby go rozdrażnić, więc na wszelki wypadek skinęła delikatnie głową na znak zgody i ruszyła w kierunku włazu w podłodze, który mężczyzna wskazywał zapraszająco dłonią.
-Proszę się nie bać, śmiało – rzekł, gdy zeszli po stromych schodach do ciepłego, przytulnego mieszkania i znaleźli się w oświetlonym świecami przedpokoju.
Weszła do salonu i zamarła.
Przy rozpalonym, ceglanym kominku stały dwa fotele – jeden zielony, drugi bordowy. Odwrócone były ku sobie i jakby gotowe do usłyszenia długiej, szczerej rozmowy. Nie to jednak było zadziwiające, ale fakt, iż zielony fotel był już przez kogoś zajęty.
Ten ktoś siedział spokojnie, ogrzewając się przy płomieniach tańczących w kominku, a zza oparcia widać było jedynie sterczące kosmyki jego włosów. Od razu je rozpoznała.
-Wie pan co... j-ja już muszę iść - oznajmiła, czując, że łzy napływają jej do oczu. Odwróciła się, szukając wyjścia, ale powstrzymała ją duża męska dłoń.
-Zostań - powiedział spokojnie, przytrzymując jej bark. -Zdaje się, że ten chłopak chce ci coś wyjaśnić.
Zaniepokoiła ją siła, z jaką trzymał jej ramię, a także zmiana w jego głosie. Przez wciąż uprzejmy i nad wyraz ciepły ton rozpaczliwie przebijało się coś innego. Coś co budziło w niej najgorsze obawy.
Podeszła niepewnym krokiem do kominka. Malfoy, słysząc jej głos, już dawno odwrócił się w kierunku wejścia do salonu i czekał.
Popatrzyła na niego z kamienną miną, ledwie hamując drżenie rąk i płacz, który wzbierał w jej wnętrzu.
-Usiądź, proszę - usłyszała głos nieznajomego mężczyzny tuż za sobą. Prawie podskoczyła, zupełnie zapomniała o jego obecności.
Znowu to coś w jego głosie. Usiadła posłusznie, obserwując płomienie w kominku. Rozejrzała się za słojem z proszkiem Fiuu, jednak nie znalazła nic, co mogłoby go przypominać.
-Hermiona, wiem, że mnie nienawidzisz - zaczął Draco, ale ona nawet na niego nie spojrzała. Nie chciała tego słyszeć. -Ale to wszystko nie jest tak, jak myślisz.
Chciało jej się śmiać. Upokorzył ją przed swoim przyjacielem, pokazując mu, jak bardzo naiwna potrafi być Gryfonka, a teraz mówi „to nie tak, jak myślisz”. Wspaniale.
-Wasza herbata - oznajmił właściciel mieszkania, stawiając tacę z dwiema ręcznie zdobionymi filiżankami, po czym oddalił się bez słowa.
Hermiona była wyziębiona. Płomienie w kominku ogrzewały jej stopy, ale mimo tego miała wrażenie, że w jej żołądku obijają się o siebie małe kostki lodu. Wzięła filiżankę i pociągnęła łyk wrzącego płynu. Ciepło przyjemnie rozeszło się po całym jej ciele.
Malfoy najwidoczniej napił się zaraz po niej, bo po przebudzeniu zobaczyła go leżącego tuż obok siebie. Gdyby zaczekał, zorientowałby się, że do herbaty dolano eliksiru słodkiego snu.
Odsunęła się od niego i rozejrzała po pomieszczeniu, próbując zrozumieć, gdzie tak właściwie są.
Podłoże było twarde, wilgotne i zimne, w dotyku przypominało udeptaną ziemię. Dookoła spowijał ich mrok, ale jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności na tyle, że mogła dostrzec drewniane ściany długości mniej więcej trzy na dwa metry.
Ciemno, ciasno, wilgotno. Nie trzeba być omnibusem, żeby pojąć, że są uwięzieni w piwnicy.
Najwidoczniej pan, który wzbudzał tak wielką ufność w ludziach, z którymi rozmawiał, był doskonałym aktorem, za którego maską czaił się potwór.


5 komentarzy:

  1. Rozdział jest genialny. Nie rozwiałaś moich wątpliwości do do Dracona, ale ukazujesz nową stronę tego związku, nie tą cukierkową. Kim jest tajemniczy facet i co do cholery chce on od naszej ukochanej pary? To jest moje kluczowe pytanie po tym rozdziale.:)
    Jestem ciekawa dlaczego Blaise zachowuje się tak jak się zachowuje.
    Czekam na kolejny.:)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    PS. Życzę weny.:)

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kim jest ten facet?! Co on od nich chce? Super rozdział !!

    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam dzisiaj wszystkie rozdziały, które napisałaś podczas mojego pobytu na obozie. :)
    Pytanie numero uno: Co to za gość? :o Ostatnie zdanie mnie zaniepokoiło i totalnie nie wiem, czego się spodziewać w kolejnym rozdziale! Spodobał mi się zwrot : ,,Z niepokojem wypisanym w sercu", którego Harry użył w liście. Tak poetycko.
    Ogółem, rozdział jest po prostu bezbłędny! Jak moja poprzedniczka, ja też nie wiem czego oczekiwać i po Hermionie i po Draco.
    Powiem szczerze, że niewątpliwie ,,zaostrzasz apetyt" na więcej :)
    Czekam na nowy!

    Życzę weny i pozdrawiam!

    Nadya

    OdpowiedzUsuń
  4. Merlin mi świadkiem, że bałam się, tego co przyniesie nowy rozdział.
    Ja już nic nie wiem. Obaliłaś moją teorię z Ronem. Wobec tego, co do stu diabłów kombinuje Malfoy? Czyżby ktoś dowiedział się o ich romansie i Draco chciał odsunąć Hermionę od siebie? Czy ma to związek z tym aktorzyną ze spalonego teatru, który ich uwięził?
    Harry- kochany jest;) Zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie!
    V.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeny, pędzisz jak burza z tymi rozdziałami! Nie mogłam skończyć czytać Twojego opowiadania, a to wyjazd, a to nowa notka i tak, dopiero teraz, mogę skomentować wszystkie wydarzenia!

    Po pierwsze, Twój blog jest jednym z najlepszych, które czytałam i czytam. Masz lekki styl, nie piszesz nudno, coś się dzieje, a przy tym nie sposób się zgubić w fabule.

    Po drugie, piszesz tak optymistycznie! Owszem, nie widać tego w ostatnich notkach, ale ja mam w sobie tę niezachwianą nadzieję, że wszystko się w końcu ułoży.

    Po trzecie, błagam, wytłumacz co się dzieje! Nie mam bladego pojęcia, po co ta cała szopka przed Blaisem... I kim jest ten "wujek"?!

    Czekam i pozdrawiam

    Pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu,
    Casparow

    OdpowiedzUsuń