Harry
Potter obudził się tego ranka bardzo późno. Ledwo zdążył na
śniadanie, w biegu wiążąc buty i przeczesując włosy palcami.
Wpadł do Wielkiej Sali, szukając swoich przyjaciół. Ron siedział
razem z Ginny przy stole Gryfonów i rozmawiał z nią o czymś
zacięcie. Dopiero, gdy chłopak zajął miejsce obok nich,
dostrzegł, że w zasadzie wszyscy uczniowie rozprawiają ze sobą w
dziwnym poruszeniu.
-Ginny,
czy Hermiona znowu jest chora? - spytał, ponieważ wydało mu się
dziwnym, że jego przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze na
śniadaniu.
Siostra
Rona spojrzała na niego wielkimi oczami i dopiero wtedy Harry
zauważył, że dziewczyna płacze.
-C-coś
się stało? - spytał niepewnie. Łzy rudej Gryfonki nie wróżyły
niczego dobrego, zwłaszcza w zestawieniu z faktem, iż jej najlepsza
przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze w Wielkiej Sali.
-Hermiona
zniknęła - oznajmił Ron kwaśno. -Niektórzy uważają, że
uciekła, ale znasz ją przecież, szkoła to całe jej życie -
dodał po chwili.
-Też
o tym pomyślałem. To do niej zupełnie nie pasuje - powiedział
Harry w zamyśleniu. -Kto ją widział jako ostatni?
-Podobno
jakiś Krukon z piątego roku spotkał ją przy wyjściu ze szkoły
dwadzieścia minut po dziesiątej, ale nikt nie wie, czy to prawda.
Ginny
popatrzyła na swojego brata wyczekująco, jakby liczyła na to, że
chłopak dopowie coś jeszcze, ten jednak milczał. W końcu
szturchnęła go z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy.
-Nie
powiesz mu? - spytała, marszcząc brwi.
-O
czym twój brat mi nie mówi? - Harry poczuł, że jego serce zaczyna
bić coraz szybciej. Nie znosił takich zagadek.
-Nie
tylko Hermiona zniknęła tej nocy - powiedziała drżącym głosem.
-Malfoya też nigdzie nie ma.
Wszyscy
troje zamilkli, wpatrując się w swoje talerze. Ron nalał sobie
soku dyniowego i jednym haustem wypił całą zawartość pucharu.
-Myślicie,
że oni... - zaczął Harry i zawahał się przez chwilę. Te słowa
nie chciały przejść mu przez gardło. -...Uciekli razem?
Ron
prychnął pogardliwie i spojrzał na swojego przyjaciela z
politowaniem.
-Już
ci mówiłem, że ona nie uciekłaby ze szkoły, to HERMIONA GRANGER
a nie jakaś tam ślizgońska wywłoka.
-Ale
to chyba nie przypadek, że dwoje uczniów zniknęło bez śladu tej
samej nocy? - Ginny była wyraźnie poirytowana zachowaniem jej
brata. Wiedziała już, co on o tym sądzi, powtarzał jej to od
kiedy dowiedzieli się o wszystkim od Lavender w salonie Gryfonów.
Dlaczego tak uparcie trwał przy swoim? Modliła się tylko o to,
żeby nie dzielił się tymi głupimi teoriami z Harrym.
-Mogę
się założyć, że Malfoy ją porwał. - A jednak to powiedział.
Ten chłopak miał chyba jakąś manię. Oczywiście, że Hermiona i
ten Ślizgon nienawidzili się od dawna, ale po co miałby ją
porywać? Przecież to było zupełnie bez sensu, zwłaszcza jeżeli
Hermionę widziano samą przy wyjściu z zamku.
-Co
ty bredzisz... Malfoy to kretyn, z tym się zgodzę, nienawidzimy go
wszyscy, ale nigdy nie posądziłbym go o coś takiego - oświadczył
Harry, kręcąc przy głową.
Nagle
od strony stołu nauczycielskiego rozległ się po sali donośny głos
profesor McGonagall.
-Proszę
o chwilę uwagi! - zarządziła. -Zdaję sobie sprawę z tego, że
wszyscy uczniowie niepokoją się nagłym zniknięciem panny Granger
oraz pana Malfoya, mam jednak wielką prośbę do was wszystkich.
Niech nikt – tu spojrzała w kierunku Harry'ego i Rona -nie próbuje
ich szukać na własną rękę. Ministerstwo już zajęło się
organizacją poszukiwań i uważamy, że sprawa powinna zostać
rozwiązana w ciągu kilku następnych godzin.
W
sali nastąpiło poruszenie. Uczniowie zaczęli wymieniać się
między sobą swoimi teoriami na temat tego tajemniczego zniknięcia.
Niektórzy z nich uważali, że Voldemort wcale nie zginął i
posłużył się Malfoyem, żeby uprowadzić Gryfonkę i znowu ją
torturować. Pojawiły się także opinie, iż ktoś porwał ich w
celu wydobycia informacji dotyczących słabych punktów Hogwartu, co
natychmiast rozsiało niepokój wśród tych, którzy bezpośrednio
zetknęli się z wojną w ubiegłym roku. Inni uznali te teorie za
brednie i z nieskrywanym oburzeniem mówili o ukrytym związku tej
dwójki, twierdząc, że para zbiegła ze szkoły, żeby teleportować
się na drugi koniec świata. Jak zwykle ile osób, tyle wersji
wydarzeń, jednak wciąż pytań było więcej niż odpowiedzi.
Harry
nie potrafił uwierzyć w żadną z tych opcji, o których mówiono.
Hogwart,
choć teraz już bez Dumbledore'a, wciąż był jego zdaniem
najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Nie chciało mu się wierzyć
w to, że ktoś tak po prostu wszedł do zamku, uprowadził dwoje
uczniów i wyszedł niezauważony. Równie niemożliwą wydawała mu
się opcja zakładająca, że Draco i Hermiona trwali w tajnym
związku. Oni przecież kłócili się przy każdej możliwej okazji,
skakali sobie do gardeł, wyzywali się bez opamiętania. Wszystko
było absurdalne, nie wspominając już nawet o teorii Rona, jakoby
Malfoy porwał ich przyjaciółkę. Po co miałby to robić?
A
jednak trzeba było stanąć przed faktami. Hermiona zniknęła bez
śladu i nikt nie miał pojęcia gdzie jej szukać. Ministerstwo?
McGonagall z pewnością sama nie wierzyła w to, że grupa
niezorganizowanych, ślepych na krzywdę ludzką osłów, mogłaby
coś zdziałać w kwestii odnalezienia dwójki uczniów z Hogwartu.
Gdyby Lucjusz Malfoy wciąż pracował dla ministerstwa, o tak, wtedy
szanse byłyby o wiele większe. Ten człowiek przewróciłby całą
Anglię do góry nogami tylko po to, żeby odnaleźć Granger i z
dziką satysfakcją wyrzucić ją ze szkoły. A tak, prawdopodobnie
szukałby także swojego syna.
Harry
musiał szukać swojej przyjaciółki. Oczywiście, że zabronili
tego uczniom, ze szczególnym uwzględnieniem trójki Gryfonów, ale
czy on mógł siedzieć bezczynnie w swoim dormitorium i czekać na
dobre wieści? Znał ją przecież najlepiej ze wszystkich, wiedział
dokąd mogła się udać, jeżeli faktycznie uciekła. A jeśli ją
porwali? Pójdzie na koniec świata, żeby ją odnaleźć. Zanim
jednak wyruszy w podróż, łamiąc kolejne przepisy szkolne, musiał
wykorzystać także legalne sposoby.
Droga
Hermiono,
nie
mam pojęcia gdzie się podziewasz, ale chcę żebyś wiedziała, że
wszyscy odchodzimy tu od zmysłów, zastanawiając się, co takiego
wydarzyło się w dniu wczorajszym.
Proszę
Cię, wróć do Hogwartu, albo chociaż daj mi znać, że wszystko
jest w porządku, jeżeli stało się coś, co nie pozwala Ci dłużej
przebywać w zamku.
Jeśli
jest coś, co mógłbym dla Ciebie zrobić, wystarczy jedno Twoje
słowo.
Z
niepokojem wypisanym w sercu,
Harry
-Algiorze,
spróbuj ją odnaleźć - rzekł do brunatnej włochatki, gdy w końcu
udało mu się dotrzeć do sowiarni. Jego nowa sowa jak zwykle
wytrzeszczyła na niego wielkie, zielone oczy, a on po raz kolejny
nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Algior nie ma pojęcia o czym
Harry do niego mówi.
-Znajdź
Hermionę - wytłumaczył cierpliwie, przywiązując mu do łapki
zwój pergaminu. -To ta dziewczyna, która zawsze mówi, że masz
śliczne oczy - dodał zirytowany.
Na
te słowa włochatka poderwała się z żerdzi i wyleciała przez
okno, nie zwracając więcej uwagi na swojego właściciela. Harry od
samego początku miał wrażenie, że jego nowa sowa ma słabość do
Hermiony, ponieważ listy od niej zawsze przychodziły dużo
wcześniej niż od Rona.
Patrzył
jeszcze przez chwilę za odlatującym ptakiem, a gdy ten zniknął mu
z oczu w ciemności, wrócił do siebie.
Spotkali
się w Trzech Miotłach.
Byłoby
źle, gdyby ktoś zobaczył ich w szkole, wszystko mogłoby się
wydać.
-A
powiedz mi - zaczął Blaise odstawiając kufel kremowego piwa na
stół -dlaczego tak ci na tym zależało? Ta szlama była cała we
łzach, gdy wychodziliśmy z łazienki.
-Nie
mów tak o niej - warknął jego towarzysz.
Zabini
zaśmiał się tubalnym głosem tak, że wszyscy obecni na sali
rozejrzeli się z niepokojem.
-Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedział, poważniejąc. -No
co? Nie patrz tak na mnie. Chcę wiedzieć, dlaczego naraziłem się
na stratę przyjaciela.
-Bo...
bo ja ją kocham.
Kolejny
napad śmiechu zawładnął Zabinim i tym razem chłopak omal nie
zadławił się piwem, które próbował przełknąć.
-Dobra,
nieważne, nie było tego - powiedział rozbawiony Ślizgon ocierając
łzy z oczu. -Nie spodziewałem się, że ona zniknie i ty chyba też,
co?
-Owszem,
tego nie obejmował plan, ale to nawet lepiej. Znajdę ją i
przyprowadzę z powrotem do Hogwartu.
-Jak
chcesz, moja rola w tej całej szopce została odegrana - oświadczył
z westchnieniem, po czym wstał od stołu. -I pamiętaj, że nikt nie
może się dowiedzieć, że ci pomogłem.
-Jasne.
Chwilę
później Blaise wyszedł i ruszył w kierunku szkoły.
Że
niby on ją kochał? Śmieszne.
Harry
otrzymał odpowiedź już następnego dnia. To był dobry znak,
Hermiona musiała być gdzieś niedaleko.
Napisała,
że nic jej nie jest, ale nie chce wracać do Hogwartu. Prosiła,
żeby się o nią nie martwił. W postscriptum napisała także, żeby
przeprosił od niej Rona. „On będzie wiedział za co.”
Gryfon
długo wahał się, czy uznać tą odpowiedź za wystarczającą.
Może dziewczyna nie chciała przyznać się do tego, że ma kłopoty?
Jednak przeprosiny, które zawarła w liście, zasugerowały mu, że
Ron wie o wiele więcej, niż mówi, więc poszukiwania musiał
zacząć od swojego przyjaciela.
Okazja
nadarzyła się zaraz po śniadaniu, gdy obaj chłopcy pakowali się
na pierwsze zajęcia.
-Dostałem
list od Hermiony - wypalił Harry, gdy tylko weszli do dormitorium.
Ron
stanął jak wryty z otwartymi ustami i wgapiał się w swojego
współlokatora, jakby ten właśnie oznajmił mu, że zakochał się
w Pansy Parkinson.
-J-jak
to? - wyjąkał.
-Wysłałem
wczoraj Algiora z nadzieją, że ją odnajdzie. Ta sowa jest chyba o
wiele mądrzejsza, niż mi się wydawało.
Rudzielec
opadł na łóżko, nie spuszczając wzroku z Harry'ego, ten jednak
milczał.
-No
i co napisała? - zapytał w końcu zniecierpliwiony.
-Że
wszystko w porządku, ale nie chce wrócić do szkoły.
-To
wszystko?
-Prosiła
też, żeby cię przeprosić. - Teraz to Harry wpatrywał się
uważnie w swojego przyjaciela, który spuścił wzrok i bacznie
przyglądał się swoim zniszczonym butom. -Twierdzi, że wiesz za
co.
-Owszem
- mruknął rudzielec. -Ale to niedobrze.
Chłopak
poczuł, jak na te słowa przechodzi go dreszcz. Ron coś wie, wie
dużo, ale z jakiegoś powodu milczy.
-Mów
- rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Nie
mogę.
-Gadaj
do cholery. Jeśli ona ma kłopoty to...
-Hermiona
przeprosiła mnie za to, że mi nie wierzyła, gdy miałem rację. -
Rudzielec zrobił minę winowajcy. Czy czuł się odpowiedzialny za
to, co się stało? Przecież jeżeli mówi prawdę, to ostrzegł
Hermionę, ale ona go nie usłuchała.
-Miałeś
rację w czym? - Harry zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany.
Chciał wiedzieć wszystko, ale każde słowo wychodziło z Rona z
największą trudnością. -Weasley, jeśli mi nie powiesz, nie
będziemy mogli jej pomóc.
-Ostrzegałem
ją przed pewnym chłopakiem. To wredny typ. Ona twierdziła, że
jest w nim zakochana i to z wzajemnością, ale ja... ja w to nie
wierzyłem. Pokazałem jej dowód i myślałem, że to wystarczy, ale
ona chyba to zbagatelizowała. Kiedy zniknęła, miałem nadzieję,
że to nie ma nic wspólnego z nim. Dopiero te przeprosiny mnie
upewniły.
Harry
siedział przez chwilę, trawiąc opowieść Rona. Hermiona była
zakochana w kimś, komu nie powinna, zdaniem Rona, ufać, a potem
nagle uciekła ze szkoły, przyznając rudzielcowi rację.
-To
był Malfoy, prawda? - powiedział w końcu głosem zupełnie
pozbawionym emocji.
Milczenie
Rona było dla niego wystarczającą odpowiedzią.
Obiecał
sobie, że go znajdzie.
Znajdzie
go i zabije.
Po
ucieczce ze szkoły Hermiona nie bardzo miała pojęcie, gdzie
mogłaby pójść. Chciała ukryć się przed całym światem i nigdy
więcej nie widzieć nikogo na oczy. Myślała o ukryciu się we
Wrzeszczącej Chacie, która w pewnym stopniu dałaby jej schronienie
przed wiatrem i śniegiem, ale z pewnością nie ukryłaby jej przed
Harrym i Ronem. Byli najlepszymi przyjaciółmi, myśleli zupełnie
tak samo, to byłoby pierwsze miejsce, do którego zajrzeliby,
rozpoczynając poszukiwania.
Gdyby
było lato, ukryłaby się w lasku niedaleko Hogsmeade. Nie bała się
ciemności ani zwierząt, była do szaleństwa odważna i dzielna,
ale nawet to nie pozwoliłoby jej przeżyć na dwudziestostopniowym
mrozie.
Wpadła
jednak na genialny pomysł.
Jeszcze
przed wejściem do wioski czarodziejów przemieniła się w jaskółkę
i poszybowała w górę, poszukując miejsca, w którym mogłaby się
schronić. Z góry obserwowała dymiące kominy, po czym nurkowała w
kierunku któregoś z nich, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tam
niezamieszkanego strychu.
W
końcu przecisnęła się przez szczelinę w ścianie jednej z
drewnianych chałup i upewniwszy się, że jest tam wystarczająco
dużo miejsca, by pomieścić nastoletnią dziewczynę, przemieniła
się z powrotem w człowieka. Było tam o wiele cieplej niż na
dworze.
Rozejrzała
się dookoła. Masa rupieci spowitych pajęczyną sugerowała, że
mało kiedy odwiedzano to miejsce. Pod oknem stał stary bujany fotel
przykryty zakurzoną, ciemną kapotą, dalej kilka nadtłuczonych
lamp, stół, połamane krzesło, pudła, pudełka, szkatuły i
kufry.
Zdjęła
materiał z bujanego krzesła i jego wewnętrzną stroną otarła
mebel z brudu. Była wykończona.
Obudziła
się dopiero rano, gdy słońce rozjaśniło już idealnie błękitne
niebo, zwiastujące kolejny mroźny dzień. Poczuła, że jest
śmiertelnie głodna, wyciągnęła więc z torby kilka galeonów,
włożyła je do wewnętrznej kieszeni płaszcza i ponownie
przecisnęła się przez szczelinę w deskach pod postacią jaskółki.
Poszybowała ku okolicznym lasom, gdzie przybrała swoją zwykłą
postać i przemaszerowała ścieżką w kierunku wioski.
Kończyła
właśnie jeść zamówione przez siebie śniadanie, kiedy za oknem
Trzech Mioteł dostrzegła Dracona.
„Cholera,
czego on tutaj chce?” - pomyślała.
Próbowała
być silna. Od kiedy wyszła z Hogwartu wmawiała sobie, że Malfoy
nie jest wart ani jednej łzy, że nie będzie przez niego płakać.
Dlaczego więc nie chciała wrócić do szkoły?
Bała
się, że wszyscy już wiedzą, że Gryfoni nie wybaczą jej zdrady,
przyjaciele odwrócą się od niej, Ślizgoni będą śmiać się z
niej ile sił w płucach, a pozostali uczniowie będą patrzeć z
dezaprobatą i kręcić głowami w niedowierzaniu. Czy mogła wrócić
do świata, który prezentował się w najlepszym wypadku jako
piekło?
Był
jednak jeszcze jeden powód, dla którego za wszelką cenę nie
chciała wracać. Ten właśnie powód stał się najmniej ważnym,
ponieważ Malfoy i tak znajdował się tuż obok, zaczepiał
przechodzących ludzi i pytał o coś zawzięcie. Nie chciała go
widzieć, wiedziała bowiem, że wraz z jego widokiem, wrócą do
niej wszystkie piękne wieczory, obietnice i słowa, w które uparcie
wierzyła.
Z
ulgą stwierdziła, że chłopak zawraca się i odchodzi prowadzony
przez jakiegoś wysokiego jegomościa ubranego w czarodziejską szatę
oraz wysoki cylinder. Skorzystała z okazji i wybiegła co prędzej z
Trzech Mioteł, pędząc w kierunku lasu, gdzie ponownie przybrała
swą zwierzęcą postać. Kilka minut później po raz kolejny
przeciskała się przez szparę w deskach. Tym razem jednak czekała
tam na nią niespodzianka.
Otworzyła
usta ze zdziwienia, usilnie mrugając oczami i próbując dojść do
siebie.
-Witam
panienko - oznajmił wysoki mężczyzna z długimi skręconymi do
góry wąsami. Zarówno zarost, jak i włosy miał już mocno
przyprószone siwizną, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych
oznak starości. Żadnych zmarszczek, krost, brodawek, niczego, z
czym zazwyczaj tak usilnie walczą starsi ludzie.
Człowiek
ten miał dobrotliwe, pogodne spojrzenie i uśmiech skłaniający
rozmówcę do pełnego zaufania. Wystający spod szaty
czarodziejskiej frak, nienagannie wyprasowany i doskonale dopasowany,
nie wzbudzał poczucia niższości, jak bywało to w przypadku
urzędników ministerstwa, ale robił z jego właściciela ułożonego,
eleganckiego czarodzieja, bardziej przypominającego ukochanego wuja,
niż wysoko postawioną osobowość.
-Dz-dzień
dobry. Ja przepraszam, nie chciałam, nie miałam się gdzie podziać
i... - Hermiona nerwowo mówiła cokolwiek, co mogłoby wytłumaczyć
ją przed nieznajomym, jednocześnie błagając w myślach Merlina,
by mogła cało opuścić pomieszczenie i poszukać innego miejsca na
nocleg.
Mężczyzna
uniósł dłoń w uspokajającym geście, co sprawiło, że przez
chwilę przypominał jej samego Albusa Dumbledore'a.
-Nic
się nie stało, nie musisz się denerwować - zapewnił. -Może
zechcesz zejść na dół i napić się ze mną ciepłej herbaty?
-spytał dobrotliwie. -Strasznie tu zimno, mogłabyś się przeziębić
- dodał, widząc niepewność na twarzy dziewczyny.
Nie
miała wyjścia, nie chciała mu odmawiać, bo to mogłoby go
rozdrażnić, więc na wszelki wypadek skinęła delikatnie głową
na znak zgody i ruszyła w kierunku włazu w podłodze, który
mężczyzna wskazywał zapraszająco dłonią.
-Proszę
się nie bać, śmiało – rzekł, gdy zeszli po stromych schodach
do ciepłego, przytulnego mieszkania i znaleźli się w oświetlonym
świecami przedpokoju.
Weszła
do salonu i zamarła.
Przy
rozpalonym, ceglanym kominku stały dwa fotele – jeden zielony,
drugi bordowy. Odwrócone były ku sobie i jakby gotowe do usłyszenia
długiej, szczerej rozmowy. Nie to jednak było zadziwiające, ale
fakt, iż zielony fotel był już przez kogoś zajęty.
Ten
ktoś siedział spokojnie, ogrzewając się przy płomieniach
tańczących w kominku, a zza oparcia widać było jedynie sterczące
kosmyki jego włosów. Od razu je rozpoznała.
-Wie
pan co... j-ja już muszę iść - oznajmiła, czując, że łzy
napływają jej do oczu. Odwróciła się, szukając wyjścia, ale
powstrzymała ją duża męska dłoń.
-Zostań
- powiedział spokojnie, przytrzymując jej bark. -Zdaje się, że
ten chłopak chce ci coś wyjaśnić.
Zaniepokoiła
ją siła, z jaką trzymał jej ramię, a także zmiana w jego
głosie. Przez wciąż uprzejmy i nad wyraz ciepły ton rozpaczliwie
przebijało się coś innego. Coś co budziło w niej najgorsze
obawy.
Podeszła
niepewnym krokiem do kominka. Malfoy, słysząc jej głos, już dawno
odwrócił się w kierunku wejścia do salonu i czekał.
Popatrzyła
na niego z kamienną miną, ledwie hamując drżenie rąk i płacz,
który wzbierał w jej wnętrzu.
-Usiądź,
proszę - usłyszała głos nieznajomego mężczyzny tuż za sobą.
Prawie podskoczyła, zupełnie zapomniała o jego obecności.
Znowu
to coś w jego głosie. Usiadła posłusznie, obserwując płomienie
w kominku. Rozejrzała się za słojem z proszkiem Fiuu, jednak nie
znalazła nic, co mogłoby go przypominać.
-Hermiona,
wiem, że mnie nienawidzisz - zaczął Draco, ale ona nawet na niego
nie spojrzała. Nie chciała tego słyszeć. -Ale to wszystko nie
jest tak, jak myślisz.
Chciało
jej się śmiać. Upokorzył ją przed swoim przyjacielem, pokazując
mu, jak bardzo naiwna potrafi być Gryfonka, a teraz mówi „to nie
tak, jak myślisz”. Wspaniale.
-Wasza
herbata - oznajmił właściciel mieszkania, stawiając tacę z
dwiema ręcznie zdobionymi filiżankami, po czym oddalił się bez
słowa.
Hermiona
była wyziębiona. Płomienie w kominku ogrzewały jej stopy, ale
mimo tego miała wrażenie, że w jej żołądku obijają się o
siebie małe kostki lodu. Wzięła filiżankę i pociągnęła łyk
wrzącego płynu. Ciepło przyjemnie rozeszło się po całym jej
ciele.
Malfoy
najwidoczniej napił się zaraz po niej, bo po przebudzeniu zobaczyła
go leżącego tuż obok siebie. Gdyby zaczekał, zorientowałby się,
że do herbaty dolano eliksiru słodkiego snu.
Odsunęła
się od niego i rozejrzała po pomieszczeniu, próbując zrozumieć,
gdzie tak właściwie są.
Podłoże
było twarde, wilgotne i zimne, w dotyku przypominało udeptaną
ziemię. Dookoła spowijał ich mrok, ale jej oczy przyzwyczaiły się
do ciemności na tyle, że mogła dostrzec drewniane ściany długości
mniej więcej trzy na dwa metry.
Ciemno,
ciasno, wilgotno. Nie trzeba być omnibusem, żeby pojąć, że są
uwięzieni w piwnicy.
Najwidoczniej
pan, który wzbudzał tak wielką ufność w ludziach, z którymi
rozmawiał, był doskonałym aktorem, za którego maską czaił się
potwór.
Rozdział jest genialny. Nie rozwiałaś moich wątpliwości do do Dracona, ale ukazujesz nową stronę tego związku, nie tą cukierkową. Kim jest tajemniczy facet i co do cholery chce on od naszej ukochanej pary? To jest moje kluczowe pytanie po tym rozdziale.:)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dlaczego Blaise zachowuje się tak jak się zachowuje.
Czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
PS. Życzę weny.:)
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
Kim jest ten facet?! Co on od nich chce? Super rozdział !!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Nadrobiłam dzisiaj wszystkie rozdziały, które napisałaś podczas mojego pobytu na obozie. :)
OdpowiedzUsuńPytanie numero uno: Co to za gość? :o Ostatnie zdanie mnie zaniepokoiło i totalnie nie wiem, czego się spodziewać w kolejnym rozdziale! Spodobał mi się zwrot : ,,Z niepokojem wypisanym w sercu", którego Harry użył w liście. Tak poetycko.
Ogółem, rozdział jest po prostu bezbłędny! Jak moja poprzedniczka, ja też nie wiem czego oczekiwać i po Hermionie i po Draco.
Powiem szczerze, że niewątpliwie ,,zaostrzasz apetyt" na więcej :)
Czekam na nowy!
Życzę weny i pozdrawiam!
Nadya
Merlin mi świadkiem, że bałam się, tego co przyniesie nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńJa już nic nie wiem. Obaliłaś moją teorię z Ronem. Wobec tego, co do stu diabłów kombinuje Malfoy? Czyżby ktoś dowiedział się o ich romansie i Draco chciał odsunąć Hermionę od siebie? Czy ma to związek z tym aktorzyną ze spalonego teatru, który ich uwięził?
Harry- kochany jest;) Zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel.
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
V.
Jeny, pędzisz jak burza z tymi rozdziałami! Nie mogłam skończyć czytać Twojego opowiadania, a to wyjazd, a to nowa notka i tak, dopiero teraz, mogę skomentować wszystkie wydarzenia!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Twój blog jest jednym z najlepszych, które czytałam i czytam. Masz lekki styl, nie piszesz nudno, coś się dzieje, a przy tym nie sposób się zgubić w fabule.
Po drugie, piszesz tak optymistycznie! Owszem, nie widać tego w ostatnich notkach, ale ja mam w sobie tę niezachwianą nadzieję, że wszystko się w końcu ułoży.
Po trzecie, błagam, wytłumacz co się dzieje! Nie mam bladego pojęcia, po co ta cała szopka przed Blaisem... I kim jest ten "wujek"?!
Czekam i pozdrawiam
Pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu,
Casparow