niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział V Dla ciebie zaryzykowałbym życie.

           „Powiedziała, że ze względu na mnie rudzielec nie jest już taki ważny. To wystarczy mi dziś w zupełności.”

           „Wolałabym już wyjść ze skrzydła szpitalnego. Dlaczego Harry i Ron tak strasznie przejęli się tym, że jestem lekko przeziębiona? Ile razy powtórzą mi jeszcze, że na taki mróz nie wychodzi się bez czapki i szalika? Mama Potter i mama Weasley, też mi coś. Słuchając tego, jak mówili w kółko, że nie spodziewali się po mnie takiej lekkomyślności, zaczęłam zastanawiać się jak wyglądałaby ich reakcja, gdyby znali prawdę. Hermiona przeziębiła się, siedząc przy otwartym oknie w łazience Jęczącej Marty. Spędziła tam niemalże dwie godziny w towarzystwie Malfoya. O rany, gdyby oni wiedzieli, to nie przyszliby nawet do skrzydła szpitalnego. Siedzieliby obrażeni w swoim dormitorium, bojąc się, że inni Gryfoni będą wytykać ich palcami. Już to sobie wyobrażam – Hermiona Granger, duma Gryffindoru uznana za zdrajczynię domu po tym, jak zaprzyjaźniła się z jednym ze Ślizgonów. Czy przyjaciele odsunęliby się ode mnie przez coś takiego? Prawdopodobnie tak, przecież to tak, jakby bratać się z wrogiem. Śmieszne, że wszystko jest w porządku, dopóki o niczym nie wiedzą, ale niech już tak zostanie, nie obchodzi mnie to. Nie zmienię tego, co jest pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami, ta nienawiść trwa już tak długo, że nic nie jest w stanie pogodzić tych dwóch domów. Tym bardziej nie powinniśmy z Malfoyem pozwalać sobie na to, co działo się przez te dwa tygodnie szlabanu. Nie powinniśmy nigdy spojrzeć na siebie inaczej, niż tylko z pełnią nienawiści malującą się na naszych twarzach. Tak by było, gdyby on nie powiedział mi o wszystkim. Wciąż miałabym go za najgorszego z najgorszych. Dlaczego więc wcale nie żałuję, że to wszystko miało miejsce? Być może potrzebuję w swoim życiu wyzwania, które pomoże mi poczuć, że naprawdę żyje. Świat magii sprawia, że człowiek zapomina o doświadczeniach – nic nie jest na tyle trudne, aby było nieosiągalne. Zaklęcia zmieniają ludzi w piękniejszych, mądrzejszych, niewidocznych albo w zwierzęta i nikogo to nie dziwi. Żyjemy w świecie iluzji, nie wiedząc, co jest rzeczywistością, a co efektem zaklęcia. Więc może potrzebuję kogoś, kto będzie naprawdę, kogoś kto pozwoli, abym i ja była prawdziwa.
Po raz pierwszy zdarzyło mi się, że ktoś wysłuchał mnie z zainteresowaniem, nie mówiąc, że jestem nudna. Słuchał o tych wszystkich konstelacjach i miałam wrażenie, że jego to naprawdę interesuje, a przecież chciałam zanudzić go na śmierć, żeby przestał patrzeć na mnie w ten sposób. Tylko dlaczego miałby dać sobie spokój, skoro ja tego wcale nie chcę? Czuję, że sama kopię sobie coraz głębszy dołek, pozwalając sobie na tą sympatię. Miałam mu nie ufać, nie wybaczać, nie zapominać... A zamiast tego odkryłam przed nim swoje największe tajemnice, zupełnie tak, jakbyśmy znali się od zawsze. Czuję, że to dziwnie bezgraniczne zaufanie będzie mnie kiedyś słono kosztować, ale nie potrafię tego zmienić. Nie potrafię albo nie chcę.”

           Było późno. Zbyt późno na odwiedziny, a jednak słyszała czyjeś kroki na korytarzu. Początkowo ogarnął ją lęk, tak jakby coś złego czaiło się za drzwiami, ale później stwierdziła, że prawdopodobnie Filch poluje na uczniów, którzy wybrali się na przechadzki po szkole w niewłaściwym czasie. Kiedy pomyślała o woźnym, poczuła jak dreszcz przebiega po jej plecach. Może ktoś mu powiedział, jakie plotki chodzą po szkole? Może dowiedział się, że wszyscy w Gryffindorze myślą, że wypuścił Malfoya w zamian za zapas wysokiej jakości karmy dla kotów? „Nie, to przecież niemożliwe – pomyślała. -Chyba gorączka mi wraca.”
Kroki na korytarzu ustały, ale Hermiona widziała w szparze pod drzwiami cień majaczący w blasku świec. Zdawało się, że ktoś zastanawia się, czy wejść do środka. Nagle drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich ciemna, wysoka postać. Pierwsza faza księżyca nie dostarczała do sali zbyt wiele światła, więc ciężko było rozpoznać rysy twarzy. Gryfonka udawała, że śpi, jednak pod kołdrą kurczowo ściskała swoją różdżkę, próbując przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia jakich uczyli się podczas pojedynków. Mężczyzna zbliżał się do jej łóżka tak cicho, że zdawało się, iż unosi się w powietrzu. Stawiał kroki bardzo powoli, rozglądając się przy tym nerwowo po łóżkach. Oprócz niej nikt nie leżał akurat w skrzydle szpitalnym. Była tylko ona i...
-Draco? - spytała szeptem, gdy był już dostatecznie blisko, by mogła dostrzec jego twarz.
-Wybacz, nie mogłem przyjść wcześniej, sama wiesz. - mówił cicho, gdy podszedł już do jej posłania.
-Przestraszyłeś mnie - powiedziała i zaczęła śmiać się z siebie w duchu. Jak mogła być tak głupia, by wierzyć, że ktoś chciałby zrobić jej krzywdę, gdy przebywała w Hogwarcie?
Przeprosił ją za to, że przez niego się przeziębiła, czuł się przez to naprawdę głupio i gdy tylko usłyszał plotki na temat stanu jej zdrowia, wiedział, że musi ją odwiedzić, gdy nikogo nie będzie już w skrzydle szpitalnym. Dziewczyna nie spodziewała się, że Ślizgon odważy się przyjść do niej, podczas gdy na korytarzu grasował Filch, a pani Pomfrey w każdej chwili mogła zechcieć podać jej eliksiry. Jednak Draco idąc do niej, nawet nie pomyślał o tym, że to mogłoby przysporzyć mu jakichś kłopotów. Doskonale kłamał i zanim wszedł do skrzydła szpitalnego, miał już wymyślone tysiąc powodów, dla których mógł znaleźć się w tej sali o tak późnej porze. Na wszelki wypadek.
Po krótkiej rozmowie składającej się głównie z jego przeprosin oraz jej zapewnień, że to nie jego wina, chłopak wyciągnął z kieszeni malutki przedmiot, który nerwowo obracał w palcach.
-Pomyślałem, że skoro nie mogę leżeć tutaj zamiast ciebie, to chociaż umilę ci jakoś czas spędzony w tej sali tortur. - mówiąc to podał jej do ręki malutki zwój pergaminu, który wielkością przypominał brelok do kluczy. -Engorgio, gdybyś chciała na to zerknąć, reducio, żeby nikt oprócz ciebie tego nie przeczytał. Wiesz zresztą, jesteś przecież najlepsza. Tak czy siak wolałbym, żeby to wciąż była tajemnica.
Jednak Hermiona odłożyła podarunek na stolik stojący obok jej łóżka, zapewniając, że zerknie na to potem. Domyślała się, co jest na pergaminie, ale wolała przeczytać to w samotności. On w zasadzie również wolał, by czytała to, gdy jego nie będzie w pobliżu, ponieważ bał się jej reakcji, miał jednak nadzieję, że Gryfonka szybko zabierze się za lekturę, a on zakończy odwiedziny, zmniejszając ryzyko nakrycia ich razem.
Nastało milczenie, którego żadne z nich nie chciało przerwać. Nie była to niezręczna cisza, ale raczej przyjemność obcowania z drugą osobą, przy której słowa nie były potrzebne. I wtedy usłyszeli czyjeś kroki. Ich serca nagle przyspieszyły, Draco zaczął nerwowo rozglądać się za jakąś kryjówką, a Hermiona leżała jak zaklęta, wpatrując się w drzwi wejściowe.
-Zakryj mnie kołdrą - usłyszała, nie bardzo wiedząc skąd dochodzi głos. -No zakryj mnie!
Rozejrzała się dookoła, jednak Malfoya nigdzie nie było. W końcu jednak zrozumiała i opuściła z łóżka duży skrawek swojej kołdry tak, że sięgał niemalże do podłogi. Gryfonka zaczęła udawać, że śpi, a chwilę później do sali weszła pani Pomfrey. Bez słowa podeszła do łóżka dziewczyny, postawiła na jej stoliku szklankę wody oraz eliksiry, na wypadek gdyby gorączka nagle wróciła w środku nocy.
-Trzeba się wygrzewać. -powiedziała bardziej do siebie i naciągnęła kołdrę z powrotem na Hermionę, stała jednak zbyt blisko by dostrzec, że pod łóżkiem jej pacjentki leży Ślizgon. Chwilę później już jej nie było.
-Dobrze, że tak często tu sprzątają. - Draco niedbale wycierał swoje jeansy z kurzu, ale łatwo było dostrzec, że jest naprawdę przestraszony. Nie wiadomo, czy pani Pomfrey w ogóle zauważyłaby coś dziwnego w tym, że ta dwójka się spotyka. Było jednak coś, co zrobiłaby na pewno – wielki raban z powodu zbyt późnych odwiedzin Malfoya w skrzydle szpitalnym, o którym z pewnością dowiedziałaby się cała szkoła. Afera na miarę wybuchu nuklearnego.
-Lepiej już idź - szepnęła, po czym chłopak posłusznie pożegnał się i wyszedł. -Engorgio.
Hermiona wzięła do ręki pergamin wydarty jakby z czyjegoś notatnika, który jeszcze chwilę wcześniej leżał na stoliku obok szklanki z wodą, doskonale udając niepotrzebny zwój podartego papieru.
-Lumos. - szepnęła i zaczęła przesuwać wzrokiem po linijkach tekstu.

Gdybym tylko mógł zrobić coś, co pozwoliłoby nam zacząć pisać tę historię od nowa. Bez gorzkich wspomnień mojej udawanej nienawiści, bez prób zapominania i udowadniania wszystkim, jaki ten Draco jest silny i groźny, jaki dumny. Gdybym mógł powiedzieć jej o wszystkim przy wszystkich, tak by każdy już wiedział, jak ten Draco bardzo ją kocha, jak wiele by dla niej zrobił.
Patrzę jej w oczy, gdy się śmieje, ale jej uśmiech znika, gdy nasze spojrzenia się spotykają.
Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają i mają cholerną rację. Wolałbym być biedny jak Weasley, mieszkać w jakiejś zaplutej dziurze, chodzić w podartych łachmanach z lumpeksu, ale oglądać jej uśmiech każdego dnia. Śmiać się z nią do łez, słuchać jej wykładów z transmutacji i pouczeń odnośnie mojego postępowania. O tak, musiałaby mnie ciągle pouczać, bo ja łamałbym dla niej regulamin na każdym kroku – wymykałbym się z pokoju późną nocą, zabierałbym ją na spacery do Zakazanego Lasu, włamałbym się do Działu Ksiąg Zakazanych i zdobył egzemplarz, o jakim zawsze marzyła. Nie byłbym dla niej dobrym facetem, nie byłbym odpowiednim chłopakiem, byłbym tym, przy którym czułaby się szczęśliwa...”

Chciała czytać dalej, ale czuła, że robi się śpiąca. Litery zlewały się w jedno i ciężko było jej rozpoznać poszczególne słowa, gorączka poprzedniej nocy odebrała jej wszystkie siły.
-Reducio. - zdążyła powiedzieć, odkładając pergamin do szuflady i usnęła z uśmiechem na ustach.
Choć Hermionę wypuszczono ze skrzydła szpitalnego już po dwóch dniach kuracji, przez kolejny tydzień nie brała udziału w zajęciach prowadzonych na świeżym powietrzu, spędzając te godziny w bibliotece na nadrabianiu zaległości. Zazwyczaj zabierała ze sobą fragmenty zapisków z dziennika Dracona, które czytywała z przyjemnością, udając, że korzysta z czyichś notatek przy pisaniu wypracowań.

...Ciekaw jestem, jak zareagowałby mój ojciec, wiedząc, że kocham dziewczynę nieczystej krwi. Jaki sposób wymyśliłby, aby nas rozdzielić? Przeniósłby mnie do innej szkoły? Rozkazałby pilnować mnie, żebym się z nią nie spotykał? A może po prostu by mnie wydziedziczył i zapomniał o tym, że ma syna. Nie, to do niego nie podobne, raczej zrobiłby wszystko, żebym o niej zapomniał i żeby ona cierpiała. Patrzyłby na to z satysfakcją, uważając, że ta dziewczyna na to zasługuje. Dlatego prędzej ucieknę z nią na drugi koniec świata i zacznę żyć jak zwykły mugol, żeby mnie nie znaleźli, niż powiem mu o niej. O tak, normalne życie, tego naprawdę bym chciał.
Kupić sobie domek na przedmieściach jakiegoś dużego miasta, zamieszkać tam z Hermioną i stworzyć obrazek wspaniałej rodziny – kochającego się małżeństwa z gromadką dzieci i kudłatym psem...”

Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, widząc oczami wyobraźni siebie z Malfoyem i gromadką dzieci wokół nich. A no tak, z kudłatym psem przy boku również. Czy nie o tym właśnie marzyła, żeby żyć po mugolsku w szczęśliwej rodzinie? Owszem, magia była wspaniała, ale o wiele bardziej niebezpieczna, niż życie poza nią.

Wczoraj po raz pierwszy wszystko było jak należy, pierwszy szlaban, w czasie którego nie zrobiłem z siebie kompletnego idioty. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Czuję, że piękny domek na przedmieściach jest w zasięgu mojej ręki.”

Hermiona nie wiedziała dlaczego, ale ten fragment lubiła najbardziej. Był taki prosty, całkowicie szczery i zdradzał więcej zamiarów niż wszystkie wylewne teksty o miłości, które miała okazję przeczytać w swoim życiu. Stwierdziła, że Draco nie powinien pogniewać się, jeśli oderwie ten fragment od reszty i schowa do kieszeni, żeby zawsze móc na niego zerknąć, gdy będzie przygnębiona. Te kilka słów sprawiało, że miała nadzieję, czuła, że wszystko dobrze się skończy.
Przeczytała to jeszcze raz, po czym odłożyła książki na półkę i opuściła bibliotekę.
Dormitorium dziewcząt wciąż jeszcze było puste, ponieważ zajęcia kończyły się dopiero za dziesięć minut. Hermiona usiadła na swoim łóżku i zaczęła przeglądać Proroka Codziennego. Postaci ze zdjęć machały do niej, niektóre szczerzyły się cwaniacko, inne zakrywały twarze, najwidoczniej chcąc uniknąć kompromitujących zdjęć. Nagle przypomniała sobie mistrzostwa świata w quiddich'u, po których pisano w Proroku Codziennym o ojcu Rona. Mroczny Znak wyczarowany wtedy na niebie również pojawił się na zdjęciu w gazecie. Doskonale pamiętała, jak tamtego wieczoru Draco stał przy drzewie, przyglądał się całemu zamieszaniu na polu namiotowym i sugerował jej przyjaciołom, żeby ratowali Hermionę. Wtedy zdawało się, że chciał jej dokuczyć nawet w tak trudnej sytuacji, teraz wiedziała już, że był o nią zatroskany, choć nie okazywał tego otwarcie.
Nagle w jej szybę zastukała sowa jarzębata, którą Gryfonka z łatwością rozpoznała jako sowę Dracona – Godryk jeden raczy wiedzieć, ile paczek ze słodyczami dostarczyło do Hogwartu to zwierzę podczas wszystkich lat nauki Malfoya.
Dziewczyna szybko otworzyła okno i odebrała list od Ślizgona.

I co dalej?
Ten-Przez-Którego-Ostatnio-Chorowałaś. ”

Zimno wdzierało się do dormitorium przez otwarte okno, więc dziewczyna w jednej chwili odwróciła kartkę i szybko nagryzmoliła:

Tam gdzie ostatnio, 18.00.
Nie otwieraj okna.”
Ptak wyleciał, a chwilę później w pokoju pojawiły się Lavender i Parvati, które już od progu zaczęły narzekać, że w dormitorium jest strasznie zimno, po czym wyprowadziły Hermionę do pokoju wspólnego, twierdząc, że to już podchodzi pod szaleństwo, żeby otwierać okno w swojej sypialni, gdy ledwo co wyleczyło się z poprzedniego przeziębienia.
Przy kominku było o wiele przyjemniej, to fakt.
Dziewczyna rozłożyła się więc wygodnie na wysłużonej kanapie i zamknęła na chwilę oczy, czując jak ciepło płomieni przyjemnie ogrzewa jej policzki.
Ktoś szturchał ją lekko w ramię, wypowiadając delikatnie jej imię. Otworzyła oczy zdziwiona, że udało jej się zasnąć w tak niewygodnej pozycji.
-Ron, coś się stało? - spytała półprzytomnym głosem.
-Nic, nic, tylko pomyślałem, że może masz coś jeszcze do nauki na dzisiaj, a jak prześpisz cały wieczór to potem wpadniesz w panikę, że...
-Co? Która godzina? - miała nadzieję, że jest jeszcze wcześnie. -Długo spałam?
-Nie wiem czy długo, nie widziałem kiedy zasypiałaś. -Ron zdawał się nieco zbity z tropu zaskakującą reakcją Hermiony, aczkolwiek stwierdził, że pewnie zaplanowała sobie jakąś naukę, skoro tak się przejęła.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi.
-Która godzina, Ron?
-Piętnaście po szóstej - odpowiedział zaniepokojony, po czym usłyszał zduszony jęk swojej przyjaciółki, której chwilę później już nie było.
Pobiegła do dormitorium, żeby zabrać to, co udało jej się znaleźć w bibliotece – ich ratunek. Nie mogli przecież ciągle spotykać się w nieczynnej łazience, ktoś na pewno nabrałby w końcu podejrzeń. Musieli wymyślić coś, co pozwoliłoby im widywać się gdzieś z dala od szkoły, od ciekawskich uczniów, daleko od nienawiści między ich domami.
Zbiegała po schodach, modląc się w duchu, żeby Malfoy na nią poczekał. Cholera, jak mogła tak długo spać? Wybiegła z pokoju wspólnego, tłumacząc Ronowi, że idzie do biblioteki i już jej nie było. Starała się iść korytarzem tak, żeby nikt nie zwrócił na nią uwagi. Schody przeskakiwała po dwa, omal nie zapominając o fałszywym stopniu.
-Hermiona, dokąd ty się tak spieszysz? - usłyszała za sobą zniecierpliwiony głos Rona, który sprawił, że zatrzymała się w jednej sekundzie, przełykając przy tym głośno ślinę.
-Ja... Ron, dlaczego za mną poszedłeś? - starała się ukryć zdenerwowanie oraz irytację, które kotłowały się w niej, doprowadzając jej serce do szaleństwa.
-Hermiona, co się dzieje? - mówiąc to, rudzielec podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu. Jego głos był przepełniony troską, ale w tamtej chwili ona tego nie zauważyła. Przeciwnie, miała wrażenie, że chłopak robi wszystko, żeby przeszkodzić jej w dotarciu do celu.
-Ron, ja... muszę iść do Snape'a. - tak, szalony pomysł, ale istniała szansa, że chłopak się przestraszy i dzięki temu ona nie usłyszy „W takim razie pójdę z tobą”. Zobaczyła zdziwienie i podejrzliwość miotające się po jego twarzy. -Podczas szlabanu zadał mi i Dra...Malfoyowi karne wypracowanie za to, że pokłóciliśmy się tego ostatniego dnia, gdy zapomniałam różdżki.
-Ja tego nie rozumiem, czemu tak mu zależy, żebyście się nie kłócili? - głos Rona był teraz pełen pogardy i obrzydzenia, nie wiadomo czy był to rezultat wspomnienia o Severusie, czy o Malfoyu.
-Ron, ja naprawdę nie mam teraz czasu na rozmowę, miałam to oddać do szóstej i mam dwadzieścia minut spóźnienia - mówiąc to, dziewczyna odwróciła się i pobiegła przed siebie. Błagała w myślach swojego przyjaciela, żeby za nią nie szedł.
Niemożliwe, żeby Draco czekał na nią aż tyle czasu.
W końcu dotarła do drzwi łazienki Jęczącej Marty. Rozejrzała się nerwowo, upewniając, że nikogo nie ma w pobliżu, po czym wślizgnęła się cicho do pomieszczenia, w którym Malfoy właśnie rozmawiał z jedyną osobą bywającą tam codziennie – z duchem zabitej tam przed laty dziewczyny. Marta zdawała się być naprawdę zachwycona odwiedzinami Dracona w jej łazience, jednak na widok Hermiony zrobiła kwaśną minę.
-Och, jednak przyszła - powiedziała cierpko, po czym szepnęła chłopakowi coś do ucha, oboje zachichotali i już jej nie było.
Gryfonka nie miała pojęcia, jak zareagować na scenę, którą przed chwilą zobaczyła. Ukłucie zazdrości, które poczuła w sercu, automatycznie zdusiła przy pomocy zdrowego spojrzenia na sprawę – żaden facet nie flirtował z Jęczącą Martą, jeśli nie miał w tym jakiegoś interesu. Zdziwiło ją jednak, że faktycznie może być zazdrosna o Malfoya. Spróbowała przywołać swoje myśli do porządku.
-Przepraszam, że musiałeś czekać - wydukała, nie patrząc mu w oczy, gdy wstawał z ziemi.
-Hermiona, czy wiesz, że ta – tu zreflektował się i ściszył głos -głupia dziewczyna mogłaby komuś wygadać, gdyby się dowiedziała? Czemu chciałaś się tutaj spotkać, przecież wiedziałaś, że ona przesiaduje tu wieczorami. Musiałem jej wmówić, że zawarliśmy tymczasowe porozumienie, żeby dokopać jakiemuś Krukonowi. Udawałem, że jej towarzystwo w oczekiwaniu na ciebie jest mi bardzo na rękę, żeby nic nikomu nie wygadała. No wiesz, dziewczęca sympatia. - Tu przewrócił oczami, ale ostatnie dwa zdania brzmiały trochę jak tłumaczenie. Westchnął głośno. -Co cię zatrzymało?
-Wybacz mi, przysnęłam, a później musiałam użerać się z Ronem, który był bardzo ciekawy, dokąd idę.
Sama dziwiła się swoim słowom. Od kiedy mówiła o swoim przyjacielu w taki sposób?
-Rany, skąd ja wiedziałem, że ta sprawa ma coś wspólnego z Weasleyem? - mruknął, ponownie przewracając oczami. -Wymyśliłaś coś? - dodał łagodniej, widząc, jak dziewczyna krzywi się na to ostatnie zdanie.
Dopiero wtedy Hermiona przypomniała sobie, po co tak właściwie chciała się spotkać z blondynem. Usiedli pod ścianą, a ona otworzyła książkę, którą wypożyczyła po południu z biblioteki. Zaznaczona była strona z puchatym, czarnym kotem na obrazku.
Draco spojrzał niepewnie na pięknie pozawijane litery, tworzące tytuł.
Animagia. Od razu domyślił się, co ta Gryfonka wymyśliła.
-Dziewczyno, animagia jest cholernie trudna. To przecież zaawansowana magia, na świecie jest niewielu zarejestrowanych animagów nie dlatego, że ludzie nie chcą tego umieć, ale dlatego, że mało kto to potrafi. -Wiedziała, że Malfoy miał rację, przemiany w zwierzęta nie uczono w szkole. Niewielu było czarodziejów, którzy to potrafili, jednak dziewczyna pamiętała historię Huncwotów. Jeśli Peter Pettigrew był w stanie się tego nauczyć, to ona na pewno także mogła. Nie wspomniała mu jednak o czterech niezarejestrowanych animagach, wśród których był również swego czasu ojciec Harry'ego.
-A Rita Skeeter? Czy uważasz, że to naprawdę tak niezrównana w swym kunszcie czarownica, że nie jesteś w stanie jej dorównać?
Grała na jego ambicji, wiedział o tym. Problem jednak polegał na tym, że on naprawdę bał się, że nie zdoła się tego nauczyć. A jeśli jej się uda, a jemu nie?
-Hermiona, ale ja naprawdę nie uważam, że...
-Draco - przerwała mu stanowczym tonem. -Jeśli to się nie uda, to spróbujemy innej drogi. Co nam szkodzi?
-Do tego potrzeba tygodni, może miesięcy ćwiczeń - bronił się jeszcze.
-Owszem, ale jeśli będziesz ćwiczył codziennie, to jest duża szansa, że ci się uda. A wtedy, pomyśl tylko, moglibyśmy wymykać się z zamku nocami i spacerować po błoniach bez obawy, że ktoś nas zobaczy albo usłyszy.
Przez chwilę miał wrażenie, że tym obrazkiem Hermiona mogłaby przekonać go nawet do skoczenia na główkę do wyschniętej rzeki. Jednak było jeszcze coś, co bardzo niepokoiło go w tym pomyśle.
-A co, jeśli moją zwierzęcą formą jest wąż? Albo... no nie wiem... słoń? Żyrafa, koń, aligator, czy jeszcze inne, dziwne zwierze, w postaci którego nie miałbym szansy wyjść z zamku?
Gryfonka zachichotała, ponieważ przez chwilę wyobrażała sobie, co by się stało, gdyby Draco faktycznie przemienił się kiedyś w słonia podczas ćwiczeń w bibliotece. Ona sama również miała takie obawy, nie wiedziała przecież jaką formę przyjmie po przemianie.
-Naprawdę uważasz, że nie warto ryzykować? -zapytała, a jej głos drżał delikatnie. Hermiona była przekonana, że to ich jedyna szansa na kontynuowanie zdrowych relacji.
Chłopak odwrócił się do niej, delikatnie uniósł jej podbródek i czekał aż spojrzy mu w oczy. Gdy ich spojrzenia się spotkały, był już pewien, jaka jest jego decyzja.
-Dla ciebie zaryzykowałbym nawet własne życie.




---

No i jest piąty rozdział. Teraz akcja pójdzie już szybko do przodu, mogę wam obiecać, że na refleksje bohaterowie nie znajdą zbyt wiele czasu ;)

6 komentarzy:

  1. Kurczee *.* Takie romantyczne <333 Ahh kocham Dracona :)
    Właśnie przed chwilą przeczytałam wszystkie rozdziały i naprawdę opowiadanie wciągnęło mnie. Nie potrafiłam nawet napić się kawy która położona jest na biurku bo bałam się ,że zgubię text. Naprawdę świetne i czekam na więcej !!
    Buziaki, Wiklara
    http://hermionalovedraco.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha jeszcze nie słyszałam, żeby moja historia kogoś odciągnęła od picia kawy! ;D
      Bardzo mi miło, że się podoba ^^

      Usuń
  2. Awww. Wielbię twojego bloga! tak się zaczytałam, że trzymałam w ręku jabłko i tak się zaczytałam, że siedziałam z nim i potem się kapnęłam, że mam je w ręce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W poprzednim komentrarzu dziewczyna napisała mi, że zapomniała o swojej kawie, Ty o swoim jabłku. Chyba przestanę pisać, bo poumieracie w końcu z głodu xD
      Jednocześnie jest mi bardzo miło, że zdołałam Cię wciągnąć ^^

      Usuń
  3. Super rozdział ;-)
    Czekam na następny!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem przypadkiem trafiłam na Twojego bloga iii...coś mi mówi, że zostanę tu dłużej;) Bardzo interesująca fabuła pisana w ciekawy sposób. Już nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejny rozdział, bo żeby zakończyć w taki sposób...Nieładnie;p
    Zapraszam serdecznie również na mojego bloga: nieziemska-milosc-draco-i-hermiony.blog.onet.pl
    Pozdrawiam ciepło!;)

    OdpowiedzUsuń