środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział X Chłopak, którego kochała.

         „Kiedy zobaczyłem ją w tym lesie, poczułem jak moje serce ściska się z żalu. Wyglądała na zagubioną, zdruzgotaną i bałem się, że to ja mogę być tego przyczyną. Zniszczyłem jej życie, sprawiłem, że musi oszukiwać swoich przyjaciół, ukrywać prawdę i udawać, że wszystko jest w porządku. Bałem się, że ona może nie daje sobie z tym rady, a ja niczego nie zauważyłem. A potem okazało się, że to wina Weasleya, jak zawsze. Czy ten gość nie mógłby tak po prostu dać jej świętego spokoju?
Kiedy spytała mnie, z kim idę na bal... po prostu mnie zatkało. Ja miałbym iść na tą imprezę z jakąś dziewczyną, która nie jest nią? W dodatku po tym jak ona z mojego powodu rzuciła tego głupiego rudzielca? Co ta dziewczyna miała w głowie?
Pamiętam Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie. Cholera, jeszcze nigdy nie byłem o nikogo tak zazdrosny, jak wtedy o nią. Krum, reprezentant Bułgarii po uszy zakochany w Hermionie Granger, która na czas balu pokazała swoją prawdziwą twarz. Twarz, którą ja znałem od samego początku. Wiktor nie był ślepy, podobnie jak ja, ale on miał to szczęście, że mógł z nią tańczyć, mógł pilnować by dobrze się bawiła, a ja stałem z boku i próbowałem ukryć chęć mordu, która narastała we mnie, gdy ta para pojawiała się w zasięgu mojego wzroku.
Nie potrafię powiedzieć jak wdzięczny jestem Hermionie za to, że zostawiła Weasleya jeszcze przed balem. Obawiam się, że drugi raz nie byłbym w stanie powstrzymać się przed zamordowaniem kogoś z zazdrości. Zwłaszcza, że tą osobą miałby być ten głupi łasic.
Wiele dałbym za to, by móc pójść tam z nią.”

         Wiele osób uważało, że pomysł na zorganizowanie balu w Noc Duchów jest genialny. Uczniowie nastawiali się na świetną zabawę, mnóstwo przerażających elementów dekoracji, pyszne żarcie oraz jakieś triki ze strony nauczycieli. Rzeczywistość okazała się jednak boleśnie rozczarowująca.
Muzyka, którą zorganizowano, okazała się kompletną klapą – ciężko było złapać rytm do czegoś, co tego rytmu nie miało. Dzikie pląsy na parkiecie powodowały narastającą między uczniami wrogość, ponieważ co chwilę ktoś wybuchał gniewem, skarżąc się, że ktoś kogoś podeptał, ktoś na kogoś wpadł, a jeszcze ktoś inny wsadził komuś palec w oko. Wkrótce w Wielkiej Sali więcej było osób siedzących niż tańczących.
Dekoracje, projektowane w tym roku przez profesora Flitwicka, również okazały się być dalekie od idealnych. Zamiast strasznych dyń uśmiechających się złowieszczo spod zaczarowanego sklepienia, zawieszono w powietrzu splątane, srebrzyste serpentyny udające pajęczą sieć, które po pewnym czasie opadły tak nisko, iż wyższym uczniom zdarzało się w nie zaplątać. Ściany przyozdobione były zupełnie niepasującymi do tematyki balu skrzydłami nietoperzy, które na nikim nie robiły wrażenia, a jedynie przywracały wspomnienia związane z mistrzem eliksirów.
Tylko jedzenie zasługiwało na pochwałę, ponieważ podawano wiele różnorodnych potraw, głównie owocowych. Obecność ponad dziesięciu dyniowych deserów na stołach wyjaśniało po części brak wyszczerzonych lampionów w dekoracji, ale i tak więcej było niezadowolonych, niż roześmianych min..
Hermiona długo wahała się przed balem, czy w ogóle zjawić się tego wieczora w Wielkiej Sali. Przerażała ją wizja spotkania się oko w oko z Ronem, który poznał jej sekret, poza tym nie miała pewności, czy chłopak aby na pewno trzyma język za zębami.
Ostatecznie zdecydował za nią Draco, który na godzinę przed rozpoczęciem imprezy przysłał jej sowę. Ptak przyniósł do jej dormitorium mały liścik i odleciał pospiesznie, nie czekając na odpowiedź.

Znalazłem niebieski krawat.

Widząc te trzy słowa, Gryfonka uśmiechnęła się do siebie szeroko. On był niemożliwy.
Rozmawiali o tym w czasie spaceru po lesie. Pytała go z kim idzie na bal, a potem, gdy dowiedziała się, że Draco nie zaprosił żadnej dziewczyny, zaproponowała żartobliwie, żeby chociaż ubrali się pod kolor.
-A masz zieloną suknię? - zapytał z cwaniackim uśmiechem.
-Bardzo zabawne. Bardziej interesuje mnie, czy masz bordowy krawat - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech i unosząc wyzywająco brew.
-Niee, tak to ja się nie bawię. Niby skąd miałbym mieć coś takiego? Jestem rasowym Ślizgonem, ja mam wszystkie zielone! - oznajmił jej z udawanym oburzeniem.
-No cóż... więc z jaką Ślizgonką wybierasz się na bal, rasowy Ślizgonie? - powiedziała, szczerząc do niego zęby.
-Dobra, już dobra. - oświadczył, podnosząc obie ręce do góry na znak, że się poddaje. -Więc może kompromis?
-Złoty?
-Turkusowy.
-Pomarańczowy.
-Czarny?
Na chwilę zapadła cisza, po czym obojgu przyszło do głowy to samo.
-Niebieski! - krzyknęli jednocześnie.
A więc nie miała wyboru. Skoro Draco znalazł niebieski krawat, ona również musiała dotrzymać słowa. I dopiero w tamtym momencie uświadomiła sobie, że ma tylko jedną niebieską suknię.
Była to sukienka, którą miała na sobie podczas Balu Bożonarodzeniowego na czwartym roku. Nie chciała jej wkładać, zdawała sobie sprawę, że Ron dostanie szału, gdy to zobaczy, ale było już za późno. Obiecała mu.
Wyciągnęła z szafy strój, z którym wiązało się wiele radosnych wspomnień. Dobrze pamiętała wszystkie zaszokowane spojrzenia uczniów, którzy nie rozpoznali jej w pierwszym momencie. Przed oczami znów miała wyraz twarzy Wiktora, którego nie zmieniał się przez cały bal – zachwyt, niedowierzanie, podziw. Ten chłopak naprawdę ją lubił, cieszyła się jednak, że udało mu się zapomnieć o niej na tyle, by ostatecznie ułożyć sobie życie z kimś innym.
Niepewnie wyciągnęła różdżkę nad suknię.
-Engorgio.
Włożyła ją po raz drugi w swoim życiu i poczuła się zupełnie tak, jak tamtego dnia. Jedyna różnica polegała na tym, że tym razem nie miała przy swoim boku przystojnego Bułgara. Szła sama.
Nie zwracała uwagi na fatalną organizację przyjęcia, choć od razu w progu zrozumiała, że Hogwart bez Dumbledore'a już nigdy nie będzie taki sam. Zajęła miejsce obok Ginny i Harry'ego, pytając ich o Rona. Okazało się, że rudzielec wcale nie wybierał się na bal, co Hermiona przyjęła z ulgą. Chwilę później impreza została oficjalnie rozpoczęta przez dyrektorkę szkoły, która również nie była zachwycona dekoracjami, co dało się odczytać z jej kwaśnej miny.
Tłum uczniów wyległ na parkiet, zlewając się w jedną, energicznie poruszającą się masę. Nie było szansy, żeby dostrzec Dracona.
-Zatańczysz? - usłyszała czyjś głos za swoimi plecami.
-Seamus, jasne - odpowiedziała z uśmiechem, gdy tylko dostrzegła, kto prosi ją do tańca.
Chłopak szarmancko wyciągnął do niej dłoń i poprowadził ją w kierunku stołu nauczycielskiego, gdzie pozostało jeszcze nieco miejsca do tańca.
Jeśli ktoś potrafił odnaleźć się tej nocy w muzyce, to musiał to być właśnie Seamus Finnigan. Prowadził swoją partnerkę z ogromną wprawą, nie szczędząc przy tym energii. Na tle niezgrabnie poruszającego się tłumu prezentował się jak zawodowy tancerz. Hermiona musiała przyznać, że choćby dla tego jednego tańca warto było pojawić się w Wielkiej Sali.
W końcu utwór się skończył, a ona zdyszana podziękowała Gryfonowi i ruszyła w kierunku swojego stołu.
-Dokąd to? Czyżby pani już zmęczyła się tymi dzikimi pląsami?
Malfoy w towarzystwie Zabiniego. Oboje mieli na twarzach wymalowane drwiące uśmieszki, które zdawały się błyszczeć bardziej od wiszących nad ich głowami serpentyn.
-Chyba nie odmówisz mi jednego tańca, co Granger?
-Spadaj Malfoy - powiedziała, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia.
-Daj spokój, Granger. Smok zdecydował dzisiaj zatańczyć ze wszystkimi dziewczynami ubranymi w niebieskie suknie - wytłumaczył go Blaise. -W swoich ramionach miał już nawet pierwszoroczną Krukonkę. Jeśli z nim nie zatańczysz, zrobisz mu wielką przykrość.
To był genialny pomysł. Mogli zatańczyć ze sobą choć jeden raz i nikt nie dowiedziałby się o tym, że to jedyne, czego chcieli tego wieczora. Nie mogła uwierzyć, że Malfoy wpadł na coś takiego.
-Wymyśl lepszy argument, bo w ten sposób tylko mnie zniechęcasz, Zabini -oświadczyła dumnie Gryfonka i ominęła ich z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Nie mogła przecież od tak zgodzić się na ten taniec, w końcu wciąż grali wrogów, pałających do siebie nienawiścią.
Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za rękę.
-To tylko jeden taniec, Granger – usłyszała głos ukochanego i zanim zdążyła się zorientować, już była z powrotem na parkiecie.
Poleciał kolejny szybki kawałek. Draco w zasadzie nie tańczył tak dobrze jak Seamus, jednakże jemu również nie można było zbyt wiele zarzucić w tej kwestii. Ona wirowała wokół niego, on obejmował ją od czasu do czasu w talii, sprawiając tym samym, że oboje czuli, jak bardzo zbliżyli się do niewidzialnej granicy, którą narysowali wokół siebie. Spełniło się ich drobne marzenie, zatańczyli razem na balu i nikt specjalnie się temu nie dziwił. Zabini stał z boku i przyglądał się całej scenie z wyraźnym rozbawieniem aż do momentu, w którym jakaś dziewczyna poprosiła go do tańca. Wtedy dopiero poczuli się całkowicie swobodni i poddali się chwili, walcząc o jeszcze jedną chwilę bliskości.
W końcu utwór się skończył, a ich wspólny taniec razem z nim. Chwilę później zjawił się Blaise, podziękował uprzejmie Hermionie i zabrał Malfoya, prowadząc go ku kolejnej dziewczynie w niebieskiej sukni.
Gryfonka powolnym krokiem wróciła na swoje miejsce i z ulgą dostrzegła, że Harry i Ginny dali się porwać muzyce. Całe szczęście, że niczego nie widzieli.
Kolejne dni mijały wyjątkowo spokojnie.
Hermiona i Draco powoli wracali do swojego starego nawyku wieczornych spotkań na skraju Zakazanego lasu.
Gryfonka wciąż nie mogła uwierzyć, że tańczyli ze sobą przy całej szkole i nikt nie robił jej z tego powodu problemów.
Fakt, chaos jaki panował w Wielkiej Sali dał im trochę prywatności, ale nawet ci, którzy ich widzieli, nie odezwali się na ten temat ani słowem, każdy bowiem widział, że Malfoy bez przerwy wodzi do tańca dziewczęta w niebieskich sukniach.
Dni robiły się coraz chłodniejsze, a listopad coraz bardziej kapryśny. Pierwszy śnieg pojawił się już w pierwszej połowie miesiąca, pozostałe dni zaś obficie skropione były jesiennym deszczem. Nocne spotkania trzeba więc było przenieść do jakiegoś pomieszczenia.
Początkowo widywali się w sowiarni, do której bez problemu mogli dostać się pod postaciami ptaków, jednak pierwsze mrozy i to miejsce wykreśliły z ich listy. Później próbowali spotykać się w klasach, ale raz zdarzyło się, że omal nie przyłapały ich skrzaty, które właśnie brały się za sprzątanie, więc z tego pomysłu także woleli zrezygnować.
Postanowili więc, że na czas zimy dadzą sobie z tym spokój i będą widywać się tylko w razie nagłej potrzeby.
Wszystko wróciło do normy.
Draco docinał Hermionie na korytarzach, śmiejąc się z jej rozstania z Ronem. Ona śmiała się z tego, że on jest sam, bo nikt go nie chce. Wszyscy z wyjątkiem rudzielca uważali, że nienawiść między tą dwójką nasiliła się w ostatnim czasie, podejrzewając jednocześnie, że wszystko to jest wynikiem rywalizacji pomiędzy prefektami. Ale Ron dotrzymał słowa, nie zdradził nikomu jaka jest prawda.
Wszystko to działo się do momentu, w którym jedną z ich kłótni usłyszała profesor McGonagall.
-Panie Malfoy, panno Granger – zawołała dostojnym, wyniosłym tonem. -Prefektom domów nie przystoi takie zachowanie i dobrze o tym wiecie.
Wokół nich już zebrała się grupka gapiów czekających na rozwój wypadków.
Hermiona i Draco zwiesili głowy na znak pokory.
-Jeżeli usłyszę od któregoś z uczniów, że znowu kłócicie się na terenie szkoły, osobiście pozbawię was zaszczytnego tytułu prefekta - dodała, obserwując ich uważnie, po czym odeszła ku Wielkiej Sali.
To wydarzenie znacznie ułatwiło sprawę. Nie musieli już udawać, że się kłócą, ponieważ plotka o groźbie dyrektorki błyskawicznie rozeszła się po szkole.
Hermiona wróciła do salonu Gryfonów w świetnym humorze. Usiadła przy kominku, otworzyła książkę i zaczęła czytać, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który cisnął się jej na usta od momentu, w którym usłyszała, co McGonagall ma im do powiedzenia.
Próbowała skupić się na tekście, jednak nie mogła odpędzić od siebie myśli, że to wydarzenie może sprawić, iż ich przyjaźń mogłaby być „legalna”. W końcu jako prefekci powinni świecić przykładem, współpracować ze sobą, prezentować pojednanie między Gryffindorem a Slytherinem.
Czyżby była dla nich jakaś nadzieja?
Nagle dostrzegła, że Ron od dłuższego czasu siedzi w fotelu i przygląda się jej anormalnemu zachowaniu z krzywą miną. Odwróciła wzrok w jego kierunku, ale on nie odezwał się ani słowem. Po chwili wstał i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z pokoju wspólnego. Miała wrażenie, że gdyby mógł, trzasnąłby obrazem.
Potrząsnęła głową z niedowierzaniem, że jej przyjaciel zachowuje się w ten sposób i wróciła do czytania książki. Kilka minut później do pokoju wspólnego wszedł Collin Creevey.
-Cześć, Hermiono - przywitał się z szerokim uśmiechem, który Gryfonka odwzajemniła, podnosząc na niego wzrok.
-Cześć, Collin.
-Posłuchaj – szepnął konspiracyjnie, kucając przy brzegu kanapy, o który opierała się dziewczyna -Malfoy prosił mnie, żebym zapytał, czy mogłabyś przyjść do biblioteki. Mówi, że to ważne.
-Znowu jakaś bójka między uczniami naszych domów? - spytała, udając zdziwienie.
-Nie mam pojęcia, nie chciał mi powiedzieć - oznajmił, a w jego głosie zabrzmiała nuta urażenia.
-Już idę, dzięki, Collin.
Chwilę później już jej nie było. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku biblioteki, uważając, żeby nie trafić po drodze na Rona. Gdyby zaczął ją śledzić, wszystko mogłoby się źle skończyć.
W końcu dotarła do biblioteki, otworzyła cicho drzwi i weszła do środka, starając się robić jak najmniej hałasu. Nie było go przy stoliku, więc zaczęła szukać między półkami.
Transmutacja” - pomyślała i poszła w stronę zaułka, w którym niegdyś spotkali się w trakcie nauki animagii. Nie znalazła go tam, ale chwilę później usłyszała jego głos za swoimi plecami.
-Szukasz kogoś? - zapytał z zawadiackim uśmiechem.
-Malfoy – szepnęła – co ci strzeliło do głowy, żeby wysyłać po mnie Collina?
-Jakoś musiałem cię tu ściągnąć - szepnął jej do ucha, po czym delikatnie musnął jej wargi.
Uśmiechnęła się nieznacznie i spojrzała mu prosto w oczy.
-Więc tylko o to chodziło? - spytała.
-Nie, musimy porozmawiać. - Jego głos miał w sobie coś niepokojącego. Nie był sobą.
Czuła, że stało się coś złego.
-W porządku, ale nie teraz, nie tutaj - powiedziała zdenerwowana. Przecież ktoś mógł nagle wejść do działu, w którym byli, a wtedy wszystko by się wydało.
-Więc gdzie?
-Dzisiaj o dziesiątej. W łazience na drugim piętrze -szepnęła i wyszła bez słowa pożegnania.

Drzwi skrzypnęły cicho i ujrzała charakterystyczny zarys rozrzuconych na wszystkie strony włosów, oświetlanych przez chwilę światłem świec płonących na korytarzu. Potem w łazience zrobiło się całkowicie ciemno.
-Lumos - szepnęła i ujrzała błysk w jego oczach, gdy blade światło trysnęło z jej różdżki i rozlało się po twarzy blondyna.
Podszedł do niej bez słowa i delikatnie pocałował.
-O czym chciałeś porozmawiać? - zapytała, odsuwając go od siebie delikatnie.
-Hermiona, ja już nie daję rady - oznajmił słabym głosem.
-Co to znaczy?
-Tak strasznie za tobą tęsknię, każdego dnia wypatruję chwili, w której będziemy mogli zostać na chwilę sami. To staje się zbyt męczące.
-Ale Draco, przecież wiesz, że nie mamy wyjścia - powiedziała, dziwiąc się samej sobie, jak bardzo drży jej głos. Próbowała się uspokoić, opierając głowę o jego tors.
-A może oni to zaakceptują? Może nie musimy się ukrywać? - mówił dalej rozmarzonym głosem prosto w czubek jej głowy.
-Przecież wiesz, że to niemożliwe. - Czuła jak łzy napływają do jej oczu. Owszem, myślała o tym kilka godzin temu, myślała, że może wcale nie byłoby tak źle. Ale uważała, że ryzykowali zbyt dużo.
-Masz rację. Nikt by nie zrozumiał. - szepnął i objął ją, przytulając mocniej do siebie.
-Nox - szepnęła, gasząc różdżkę. -Wiesz, że cię kocham - powiedziała i objęła go za szyję.
Po chwili ich usta złączyły się w gorącym pocałunku, przywarli do siebie całą powierzchnią swoich ciał, pragnąc jak największej bliskości. W końcu on oderwał się od niej na chwilę, opierając się czołem o jej czoło. Gładziła go po twarzy, a on ocierał kciukiem łzy, które płynęły po jej policzkach.
W końcu przybliżył usta do jej ucha.
-Strasznie naiwna z ciebie szlama, Granger - wymruczał jej do ucha.
-Stary, nie wierzę, mówiłeś serio! Ona naprawdę dała ci się uwieść! - usłyszała zachwycony głos Zabiniego, dochodzący z otwartej kabiny.

 Była przerażona, nie miała pojęcia co tak właściwie się wydarzyło. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła się tak, jakby uczestniczyła w najgorszym z nocnych koszmarów. Odsunęła się powoli od Malfoya. Jego bliskość niemiłosiernie ją parzyła, zupełnie tak, jakby Ślizgon nagle zapłonął ogniem. Powoli docierał do niej sens jego słów, do jej oczu zaczęły napływać łzy. Przylgnęła do ściany i osunęła się powoli na podłogę, słysząc jak chłopak, którego kochała, wychodzi z pomieszczenia, wyśmiewając jej naiwność. 
----
Stanowczo za często piszę, wiem o tym, ale nie jestem w stanie powstrzymać się przed opublikowaniem nowego rozdziału, kiedy zaczynam już pisać następny. No i przede wszystkim postanowiłam sobie skończyć to opowiadanie jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego, a więc pozostało mi nieco ponad miesiąc. Spokojnie się wyrobię (po raz pierwszy w życiu!), bo wydaje mi się, że jesteśmy gdzieś w połowie :) 


4 komentarze:

  1. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie??!!!

    Czekam na następny rozdział z WIELKĄ NIECIERPLIWOŚCIĄ :-)


    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego ja mam wrażenie, że to ma coś wspólnego z Ronem...Może zażył eliksir wielosokowy i podszył się pod Dracona? Wiem, że to pewnie niemożliwe ale tak bardzo nie chce żeby okazało się prawdą...No bo Malfoy na pewno nie ryzykowałby zaczepiania Colina...Albo to był sen?
    Pomysł z tym, że Draco zatańczy z wszystkimi dziewczynami w błękicie- bardzo kreatywne i sprytne posunięcie;)
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i życzę dużo weny!
    Pozdrawiam,
    V.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie przeczytałam całe opowiadanie od początku. Bardzo mi się podoba. Pomysł jest oryginalny i ciekawy. Ten rozdział też bardzo mi się podobał. Pomysł Draco z suknią był świetny. Jeśli chodzi o końcówkę rozdziału to mi też wydaje się, że to Ron zażył eliksir wielosokowy. Zresztą uważam też, że Villemo ma rację, z tym że Draco nie zaryzykowałby prosząc Colina o pomoc. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że niedługo dodasz :) Teraz idę się już pakować, bo jeszcze nawet nie zaczęłam (zaczęłam czytać Twojego bloga i nie mogłam się oderwać), a dziś o 11.00 mam pociąg nad morze. Życzę duuuużo weny, pozdrawiam i zapraszam do mnie(dopiero zaczynam, więc jak będziesz miała chwilę, to wpadnij i wyraź swoją opinię :)
    http://zemstaidealna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie wierzę.
    Nie ogarniam.
    No to dla mnie nie do pojęcia.
    Zaintrygowałaś mnie jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
    No cóż. Czekam na NN.

    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń